Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2014, 23:07   #39
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Otoczony sługami i strażą Amethystus siedział wygodnie na swoim zdecydowanie zbyt dużym tronie, najpewniej dostosowanym do ewentualności w której król membry mógłby być jednym z większych gatunków, podobnych do świętej pamięci Anu.
Uśmiechnął się nieco rozbawiony – A więc gdy opuściłem arenę, ten oto młody, nieprzebudzony membrańczyk wykazał zdolność zdominowania Anu? – jego głos emanował szczerym zdziwieniem. - Jest to głęboko poza moim pojmowaniem.
Daemonius również nie wyglądał na przekonanego. - Również nie spodziewałem się takiego wyniku, ale muszę się z nim zgodzić. Najwidoczniej ten oto osobnik będzie dołączał do naszych rang generalskich.
Amethystus przytaknął głową. Bardziej zainteresowany obserwacją lewitującego kwadratu z ametystami, niż samym Sychea. - Twoim zadaniem jako drugi wielki generał Membry, polega na pilnowaniu porządku i dominacji w stolicy Membrańskiej, dbania o czystość mojego obrazu publicznego, oraz ochrona i zarządzanie strażą zamkową. – wymienił. - Teraz pokłoń się, przysięgnij swoją wierność, oddanie i poległość. Następnie możesz się z nami podzielić swoją inspiracją która doprowadziła cię do podjęcia tak krytycznej walki w imię Membry. Doprawdy intryguje mnie, dlaczego byłeś pewny, że Anu nie był godzien służby w mym imieniu równie dobrze, co ty.
Sychea nie padł na kolana. Nie po to walczył z trzecim generałem i, co znacznie dziwniejsze, pokonał go, by klęczeć jak przeciętny śmieć. Jak biedak, którym był jeszcze dwadzieścia minut temu. Teraz był trzecim generałem Membry - tutejszą odmianą strażników królewskich. Jedynym, co zmieniło się w przeciągu ostatniego miesiąca, był on sam. Wyglądał lepiej, był silniejszy. Stał po innej stronie barykady.
Pochylił nieco głowę, oddając coś w rodzaju pokłonu. Nie klękał, przynajmniej na razie. Jego wzrok tylko na kilka chwil wbił się w podłogę. Nie zamierzał po raz kolejny być w stu procentach zależnym od widzimisie jakiejś istoty. Zwłaszcza, gdy ta miała zginąć za kilka miesięcy.
-Przysięgam - dodał donośnym głosem. Poważanie w jakim miał to przysięgę było… dalekie od wymaganego, przynajmniej gdy chodziło o jego wewnętrzne odczucia. Dla obserwatora zachowywał się odpowiednio, może tylko nieco zbyt godnie.
- Nie wiem jak ktoś tak przepełniony dumą mógł przetrwać na tym stanowisku tak długo - skomentował odczucia na temat walki.
- Mówisz o dumie, ale twoje nogi widzę proste. – Książę oparł głowę na dłoni. - Bolą od bojów? – spytał, żartobliwie.
- Duma jest oznaką pychy. Traktowania siebie jako lepszego niż inni - stwierdził, delikatnie rozmasowując obolałe mięśnie. Jego ciało jeszcze przez parę dni nie będzie działać tak jak powinno. Nawet należące do niego ostrze było teraz znacznie cięższe niż powinno.
- Ja zaś widzę ludzi równych sobie, z wyjątkiem waszej wysokości oczywiście - odparł, pochylając głowę raz jeszcze.
Amethystus zdziwił się. Przyglądał się Sychea przez moment, po czym pytająco spojrzał na Daemoniusa. Wpyrostował się nieco, dziwnie zadowolony. - Być może jesteś nawet intere...
Wypowiedź przerwało plunięcie. Ślina Mystii zaczęła spływać po policzku Sychea. Kobieta wyglądała na dość zirytowaną, krzyżując ręce na piersi. - Te, Vengaza. Daleko tak nie zajdziesz. – ostrzegła stanowczo.
Książę zasłonił usta, choć mimo to Sychea mógł usłyszeć jego chichot.
- Dziękuję za radę - stwierdził, nie przejmując się zbytnio słowami Mystii. Gdy zmienił się w Membrańczyka, stracił praktycznie wszystkie możliwości równej walki z nią. Poza tym, ponoć była po jego stronie. Szkoda by pozbawiać się potencjalnych sojuszników.
- Ma Pani jeszcze jakieś rady? - zapytał, obracając się powoli w kierunku Mystii. Uśmiechnął się.
- Wyćwicz się. Przebudź. – zasugerowała. - Póki wyglądasz, a tym bardziej mówisz jak frajer jesteś przynętą dla miasta. Każdy chce być generałem, więc jeżeli dla ciebie wszyscy są równi, to równie dobrze wszyscy jeden po drugim będą ci rzucać wyzwania. – wyżaliła się, dość oburzona. - Nie mam zamiaru oglądać walk co drugi dzień.
- Mystia, wystarczy. – wtrącił się Amethystus, który dopiero co uspokoił swoje rozbawienie. - Raduje mnie twoja uległość zarówno względem mnie, jak i całej Membry. Nawet jeżeli wyrażasz ją słowami a nie zewnętrzną postawą. Opuść tą komnatę, zapoznaj się z zamkiem i koszarami, które będą twoim domem. Przez pierwszy okres bądź dwa będziesz pracował pod superwizją Daemoniusa. – podyktował Amethystus. - Teraz chciałbym przeprowadzić rozmowę zresztą towarzystwa.
- To że Anu nie żyje, powinno dać MI wystarczająco swobody - odciąłl się Mystii na pożegnanie. Jego słowa niosły ze sobą prostą treść - któryś z generałów może być następny, a pokonanie jednego z nich przez nieprzybudzonego zwiastowało rewolucję.
- Wybaczcie więc - dodał, wychodząc z pomieszczenia.
Pałac był ogromny, i pięknie udekorowany, tak samo na zewnątrz jak i w środku. O dziwo jednak, wydawał się znacznie mniejszy od zamku Ferramenckiego.
Z głównej bramy można było wejść do wieży zamkowej (która miała oddzielne wejście od zewnątrz) bądź przejść do ogrodów, które prowadziły do łaźni i koszar. Pomijając te przejścia, tą drogą można się dostać do kuchni, bądź trochę dalej, do sali tronowej.
Drugie piętro zamku stanowiło komnaty Amethystusa i generałów. Wszystkich poza numerem dwa, jaki przypadł Sychea.
Trzecie piętro pełniło dwie role. Dużo małych komnat było zamieszkane przez służbę zamkową. A ostatnia, dużo większa, stanowiła komnatę membrańskiej księżniczki, która z całej wiedzy Sychea była albo potężną kobietą, albo najbogatszą kurwą.
W drodze powrotnej z komnaty tronowej, Sychea natknął się na młodego mężczyznę.
Był dość wysoki, o czoło wyższy od Sychea, za to jednak dużo, dużo chudszy. Wyraźnie pozbawiony masy mięśniowej. Jego włosy były blond. Skóra również dość jasna. Musia pochodzić z ferramentii, bądź wolnej północy. Jego oczy były urokliwe, błękitne, lecz nieco wyblakłe. Kusiło wywnioskować, że mężczyzna ślepł.
- Przepraszam~. Wyglądasz na dość silnego, mógłbym prosić o przysługę? – zapytał, dość przyjaznym głosem. Głosem który rozbrzmiał w Sycheai głowie raz po raz. - Widziałem jak szedłeś wcześniej wzdłuż korytarza, ale wyglądałeś na zajętego. Myślałem wołać służbę, ale oni strasznie dzicy się wydają.
Sychea nie musiał myśleć, on to czuł. Odziany w białą szatę i spodnie mężczyzna na imię miał Thalanos. Wciąż jednak młody generał nie wiedział, czy również został rozpoznany.
Oczy Sychea rozszerzył się gwałtownie. O dziwo nie była to opóźniona reakcja na zawarte wcześniej mikstury, a zwyczajne zaskoczenie. Nawet serce szatyna zdawało się zatrzymać na kilka sekund. Z całą pewnością wyglądał, jakby właśnie ujrzał ducha. A przynajmniej kogoś z przeszłości.
- W czym mogę pomóc? - zapytał nieco chłodnym głosem. Czemu znajdowało się tutaj tak wiele Ferramentczyków? Czyż nie była to stolica ich wroga?
- Potrzebuję małej pomocy wewnątrz wieży magicznej. – wyjaśnił spokojnym głosem. - Nieco pracy fizycznej, co prawda. Głównie w bibliotece, obok laboratorium. Zrobię ci za to jakiś napar na wzmocnienie. – zasugerował miło.
- Jesteś alchemikiem? - zdziwienie wewnątrz Sychei rosło niemalże z każdym słowem Thalanosa. Albo nie wiedział o nim nic, albo był on prawdziwym człowiekiem renesansu.
- Bardziej zaciekawiłoby mnie poznanie twoich kontaktów handlowych. - dodał, zaś jego oczy zapaliły się na myśl o odnowieniu własnego laboratorium.
- Oh, nie mam żadnych. I raczej nie znam się na interesach. Jestem magiem, i archeologiem. – wyjaśnił. - Ale znam się na herbacie, i nikt w pałacu nie używa laboratorium, to czasami z niego korzystam. To jak, mogę na ciebie liczyć? – spytał, ręką wskazując drogę do schodów na wieżę zamkową.
- Nie wiem, czy będę zbyt wielką pomocą - stwierdził, powoli ruszając barkami. Każdy najmniejszy ruch bolał. Co jednak zrobić, gdy świat wzywał.
- Można powiedzieć, że jestem świeżo po awansie. Mógłbyś odpowiedzieć mi na kilka pytań? - stwierdził, powoli ruszając we wskazanym kierunku. Dobrze, że nie musi teraz walczyć. Nie miałoby to zbyt wielkiego sensu.
- W miarę możliwości. – zgodził się Thalanos. - Ostrzegam że nie jestem zbyt dobrze obeznany z zasadami, obyczajami czy prawami Membry. Tak długo jak tu przebywam, wydają mi się bardziej i bardziej abstrakcyjne. – wyznał.
Drzwi do których weszli były drugim piętrem. Pierwsze było puste, trzecie znajdowało się gdzieś wyżej.
Sama wieża był zadecydowanie ogromna. Sychea znalazł się w labiryncie szaf wypełnionych pułkami, wiele z których znajdowało się na ziemi. Były tutaj też małe, otwarte drzwi prowadzące do odciętej części piętra. Niewielkiego laboratorium z jednym stołem alchemicznym i jakimś krzesełkiem.
- Jak wygląda dostępność ziół? - spytał, czekając na ewentualne prośby. Jeśli chciał zyskać coraz większe wpływy, musiał odzyskać swoje laboratorium. Nawet gdyby miało to sprowadzić na niego podejrzenia, czy też gniew pozostałych generałów czy władcy.
- Można powiedzieć, że alchemia to mój konik. - dodał, usprawiedliwiając się.
- Są dość luksusowe. Zbyt wiele nie rośnie na pustyni. Stolica ma dostęp do wielu rzek, ale głównie źródeł, nie ujść. Więc głównie przychodzą handlem. Choć w pałacu zawsze coś się znajdzie. „Prezenty dla księcia” zazwyczaj trafiają do szaf na tym piętrze. Mało kto wie która jest trująca. – zaśmiał się lekko, kwestionując miejscową ignorancję. - Jest tu dużo podręczników, więc chyba nikt nie będzie miał za złe, jeżeli kilka z nich przeczytasz czy sprawdzisz. – zgodził się mężczyzna. - Cała ta wieża jest i tak pod moją jurysdykcją. – pochwalił się. - A teraz proszę pomóż mi pozbierać księgi. Po prostu wstaw je do szafy z literą na którą się zaczynają. – polecił. - Potem pomożesz mi założyć obraz.
- Pustynia… - Vengaza zamyślił się, podnosząc kilka książek. Nie widział potrzeby do nadmiernego ranienia swego ciała. Był teraz drugim generałem Membry… Ciekawe, co powiedziała by na to Amy?
- Pewnie znajduje się tutaj całkiem sporo nieodkrytych jeszcze reliktów i artefaktów. Dlatego tutaj jesteś? - zapytał, odkładając pierwszą porcję na półkę. To zadanie było dziwnie uspokajające. Był w stanie poczuć się, jakby po raz kolejny znajdował się w akademii, a na jego szkolenie łożyła gildia alchemików. Właściwie… zmienił się tylko pracodawca.
- Oh, nie, nie zabytki mnie interesują. Przynajmniej nie w tym sensie. – Mężczyzna zaczął pomagać Sychea z księgami, również schylając się po woluminy. - Od lat zajmuję się studiowaniem legendy o smoku. Membrę utworzyli ludzie którzy wysłuchali jego „mądrości”. Stwierdziłem więc, że będzie tu sporo poszlak. I w sumie się nie myliłem.
- Ferramentia zaś odrzuciła jego słowa i zaczęła zagłębiać się w technologię? - zapytał, nawet jeśli znał całą tą historię. Nie był pewien, jak wiele wiedzieli generałowie i czy musieli zwracać na coś uwagę. W głębi duszy coś podpowiadało mu, że znalazł się miejscu w którym siła jest ostatecznym wytłumaczeniem.
- Co pragniesz osiągnąć swoimi badaniami? - wraz z zapełniającymi się półkami zadał kolejne pytanie.
- Kiedyś był tylko jeden typ człowieka. Smok powiedział ludziom, jak mogą dominować nad innymi, posiąść siłę. Stąd wzięli się membrańczycy, ludzie z nieczystą maną. – wyjaśnił. - Nie jest do końca pewne skąd bierze się reszta ich kultury, trochę już nad tym pracowałem. Najprawdopodobniej wiele dziwacznych zwyczajów wywodzi się od pierwszych władców i ich upodobań.
Spokojnie ustawiał książki na półkę, nie patrząc w stronę Sychea, nieco się nad czymś zastanawiając. - Tak czy inaczej, od kiedy nie ma smoka, mana zaczęła zanikać. Świat umiera, a ta bestia wydaje się być wyjaśnieniem dlaczego. – wyznał w końcu. - Jeżeli mogę być wścibski czemu postanowiłeś zostać membrańczykiem? Skusiła cię „dominacja”, czy wpadłeś na jedną z „bogiń?”
- To było jedyne dane mi przez los wyrwanie się z pewnego łańcucha zdarzeń. - odparł, unikając całkowitej odpowiedzi. Nie był do końca pewien, czym miały być “boginie”, jednak wizja Diamondusa w krótkiej sukience i pończochach była… przynajmniej niepokojąca.
Thalanos zatrzymał się na moment, i nieco zdziwiony spojrzał na Sychea. - Zawsze jest więcej niż jedno wyjście. Co mogłoby cię zmusić, do porzucenia całej twojej przeszłości? – zapytał. - Widzę że twoja blizna jest dość świeża, nie chodzisz jako Membran od zbyt dawna.
- Wielka polityka zawsze odbija się na losach tych mniejszych. - odpowiedział, podnosząc kolejne księgi. Ferramencki archeolog był w stanie ujrzeć dużo więcej niż przeciętna istota. Czyżby płacił za to stopniową utratą tego zwyczajnego?
- Z obecnym układem nie mogę sobie wyobrazić w jaki sposób. - stwierdził. - Chyba że byłeś mordercą lub złodziejem skazanym na służbę w karnej kompanii, albo coś w tym stylu
- Oh? - Sychea, czy raczej Vengaza, jak winien być teraz tytuowany, westchnął, licząc na uzupełnienie wcześniejszego stwierdzenia. Nie miał zielonego pojęcia o jaki układ chodziło, a przecież świat nei mógł się zbytnio zmienić w przeciągu sotaniego miesiąca.
-Ararara. - Thalanos wzruszył ramionami. - Skoro nie wiesz to chyba nie powinienem mówić~ - uśmiechnął się przepraszająco. Po chwili podszedł do jednej z ścian, ściągnął z czegoś szmatę, przedstawiając dość sporych rozmiarów obraz.

Przedstawiał on sporych rozmiarów postać o metalicznej skórze, jaszczurzym, czy też psim łbie, oraz ogromnych skrzydłach wychodzących, czy też unoszących się za jej plecami. Przewodnimi kolorami malunku były czerwień, czerń i złoto. W rogu widniał skryty podpis “Emea Aras”
-Bądź tak miły i pomóż mi to powiesić.
Sychea nie miał zbyt wielu skojarzeń z tym dziełem. Właściwie, gdyby nie jej twórczyni, z całą pewnością zignorowałby całkowicie zdobiący płótno malunek. Powiesił na ścianę, by po chwili spojrzeć na Thalanosa.
- Znasz Emeę? - zapytał.
- To na moje życzenie zrobiła ten obraz. - wyjaśnił Thalanos. - Wyobraź sobie, że membrańczycy nie cierpią sztuki, ponieważ kwalifikują ją jako bezcelową. Jedynie gdzie ją widać, to na pałacach, gdzie po prostu symbolizuję wagę budowli! - wyżalił się krzyrzując ręce na piersi. - Gdy zebrałem dość dużo notatek na temat aparycji smoka chciałem zobaczyć jakąś ich interpretację, a tak się złożyło, że Emea przybył tutaj w roli ambasadora w sprawie jakiegoś z pozostałych strażników królewskich. Który zresztą mieszał jakiś czas temu z moją magią.
- Strażnika królewskiego? - Vengaza dopytał się, wyraźnie zaciekawiony słowami swego rozmówcy. Czyżby artystka przybyła tutaj z racji drogi, na jaką Sychea został wysłany? Całego zdradzania i wynikających z tego zmian?
Thalanos wzruszył ramionami. - Nie dowiedziałem się za wiele. Jakiś strażnik sprawia problemy, podobno jest mutantem magicznym. A potem odczuwam zawirowania wywołane kontaktem pieczęci z niestabilnym źródłem magicznym. - Thalanos uśmiechnął się. - I to w dość niebezpiecznym miejscu. Miejmy nadzieję, że chłopak nie ma względem nikogo złych zamiarów. Nie jestem pewny czy zlikwidował moją magię siłą, czy kluczem. Jeżeli to był ten pierwszy sposób, to może stanowić jakieś zagrożenie.
- Oh, dobrze wiedzieć. - stwierdził, starając się ukryć swoje zakłopotanie. Jeśli miłość była kluczem, o którym wspominał Thalanos, to jego starania chroniły więzienie tylko od jednej strony. Membrańskiej.
- Nie przejmuj się. - Czarownik wzruszył ramionami i otworzył drzwi znajdujące się na tej samej ścianie co obraz. Prowadziły one do oświetlonej przez jedno okno komnaty. Niewielkiej. Był na niej stół alchemiczny z dość podstawową, ale wystarczająco funkcjonalną aparaturą. - Wydawałeś się tym zainteresowany. - mężczyzna podał Sychea klucz.
- Mogę przenieść to do swojego mieszkania? - zapytał, zaś jego oczy zdawały się świecić przepełnione nadzieją. Nawet rogi chłopaka zdawały się błyszczeć bardziej niż zwykle, starając się przekazać część znajdujących się w nim emocji.
Twarz Thalanosa nie wyrażała zbyt wiele pod wpływem tego pytania. - Pewnie, tylko niczego nie rozbij. Może wtedy zrobię z tej sali składzik.
- Przyślę po nią jakichś pachołków, trzeba korzystać z nowych przywilejów - uśmiechnął się szeroko. Spojrzał na sufit, jakby chcąc ujrzeć wysokości, na których może kiedyś się znaleźć. Pamiętał, że każdy szczyt był tylko podłogą dla innych.
- Skoro zacząłeś mówić o obecnym układzie, może wyjawisz mi resztę informacji jako wynagrodzenie? - zapytał, gwałtownie poważniejąc. W przeciągu pojedynczego mrugnięcią oczu przestał być roześmianym marzycielem. Powrócił na ziemię, tym razem bez ingerencji z rzędu.
Thalanos zaśmiał się, delikatnie i szczerze. Był to dość króciutki chihot. - Z tego co mi wiadomo nie wyjawia się ludziom sekretów politycznych w zamian za pomoc w świątecznych porządkach. Zwłaszcza sekretów. - Sychea mógł łatwo odnieść wrażenie, że mężczyzna nie wziął go zbyt poważnie. - I kto wie, może już się czegoś do tej pory nauczyłeś? No nic. Ja wracam do studiów. Obiecałem ci herbatę, ale zacząłem sobie o czymś przypominać...i tak możesz po prostu wziąć zioła które są w tej komnacie. - wzruszył ramionami, po czym spokojnie zaczął zmieżać ku drzwiom na schody. - Do następnego razu, młody Membrańczyku.
- Obstawiałem, że wolisz mieć sojusznika w drugim generale Membry - Vengaza rozłożył ręce szeroko w geście bezradności. Na jego twarzy malowało się zdziwienie. Odzyskał swój status, jednak nie zmieniło to niczego. Ciągle był tylko pionkiem na planszy.
Powolnym krokiem ruszył w kierunku swego nowego mieszkania. Jego prawa dłoń uniosła się w górę, delikatnie machając Thalanosowi.
- Do zobaczenia, Archeologu. - odpowiedział.
 
Zajcu jest offline