Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2014, 13:08   #24
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Reunion.

Richter zsiadł z kobyły i ściągnął hełm. Z paskudnym uśmiechem kiwnął ręką do starych znajomych. - Czy to nie jedyna istota… z którą konkuruje w kwestii… największej paskudy na świecie? - Rzucił uśmiechnięty w stronę Gorta. - I oczywiście Faust… chodzący własnymi ścieżkami. Witam również… panienkę. - Ukłonił się w stronę Nino. Wyglądało na to że nadal był święcie przekonany że to niewiasta.
- Witaj dzierżycielu rozpaczy wystarczająco wielkiej, by pochłonąć bogów - Blondyn ukłonił się nisko przed odzianym w nieustannie powracający pancerz Richterem. Na jego twarzy gościł szeroki, wyglądający na szczery uśmiech. Podniósł się powoli, spoglądając na wszystkich zgromadzonych.
- Witam również ciebie, największy rywalu Posejdona - dodał, pochylając nieznacznie głowę. Zgromadzone tutaj trio było w stanie, z drobną pomocą, pokonać nowonarodzonego boga. Za każdym razem, gdy spotykali się w tym gronie, świat musiał stawać przed kolejną próbą. To, jak będzie wyglądał w sporej mierze zależało od tego, jak Faust zdoła przedstawić niektóre informacje.
- Więc zebrała się banda prymitywów… - mruknął na powitanie Nino, wzdychając głośno. - chociaż może któryś zginie… badania byłyby na pewno ciekawe… - dodał już bardziej do siebie.
- A to co za jedni? - mruknął w stronę Richtera jego nowy sojusznik. Staruszek którego większość już znała, po prostu skłonił się nisko z uśmiechem. - Miło was znowu widzieć młodzieńcy.
- Wygląda pan coraz młodziej. - Faust uśmiechnął się w kierunku starca. Strażnik równowagi był prawdziwym drapieżnikiem gdy chodził o kontakty społeczne. Nawet ostatni, spędzony głównie w samotności, rok nie umniejszył jego zdolności.
- Musiał pan spędzić ostatni rok w niesamowity sposób - dodał, wydając się całkiem zaciekawiony tym faktem. Czy taki był naprawdę - tego pewnie nie wiedział samemu.
- Hohoho, oj był to ciekawy kawałek czasu.- zaśmiał isę staruszek, przy okazji prosząc Richtera by ten wydobył jego wózek ze schowka. - Zresztą każdy dzień jest ciekawy, gdy wie się jak się z niego cieszyć. - dodał, by na zakończenie wypowiedzi przytknąć pięść do ust i zakaszleć cicho.
- Widzę żeście dużo się nie zmienili - stwierdził za to dla odmiany Gort, dłubiąc jednocześnie palcem w uchu. Co jakiś czas puszczał on nienawistne spojrzenie różowowłosemu naukowcowi, jednak gołym okiem widać było że jego uwaga skupiona jest na czymś innym. - Jakby co zaklepuję sobie Błękitkę - dodał po chwili, gdy dookoła niego zaczęli lądować majtkowie którzy z wesołymi okrzykami rozchodzili się po mieście celem uzupełnienia zapasów na Mantikorze. Wtem jednak w ziemię uderzyła następna postać, robiąc pod sobą mały krater w podobnym stylu co Gort.
- Oh? - Faust albo był autentycznie zaskoczony, albo udawał to jeszcze lepiej, niż rok temu. Biorąc pod uwagę jego absencję na weselu Suro, równie dobrze mógł podróżować pod przykrywką artysty i odgrywać kolejne przedstawienia. Z całą pewnością nadawał się na aktora. Czy też złodzieja i szarlatana, acz to przeważnie to samo.
- Sie macie szczury lądowe! - zawołała wesoło rudowłosa piratka o drapieżnym uśmiechu. Jedyne co zmieniło się w jej wyglądzie od ostatniego razu to powiewająca na plecach bogato zdobiona i szkarłatna niczym skąpana we krwi peleryne, którą zaraz jednak zerwała z pleców i podała Richterowi. - Żeby nie było że Czarnoskórzy nie spłacają swoich długów - stwierdziła, gdy nagle peleryna skurczyła się nieco, poznikały z niej wszelkie zdobienia, a jej kolor zmienił się na szary, tak że teraz przypominała zwykły płaszcz podróżny. - Ta peleryna zjadła Kabu Kabu no Mi - wyjaśniła, jednak widząc skonsternowanie na twarzach zebranych, prychnęła zirytowana, po czym kontynuowała. - To znaczy że może zamienić się w każdy strój o jaki ją poprosisz, a jak się podrze to odrośnie. Podobno umie ci też dorobić nawet make-up, ale tego nie próbowałam, bo nie bawię się w takie rzeczy… no i oczywiście jak zamoknie, to wróci do swojego oryginalnego kształtu, żebyś nie przychodził do mnie potem z reklamacją.
Z ostrza Malice wyrósł pojedyńczy łeb hydry, wpierw spoglądając na zebranych wokoło wściekle. - Wózek. - Rzucił stanowczo Richter, a z paszczy bestii wypadł takowy. Trochę ośliniony, ale w całości. Widząc podarunek od Wielkiej El, uniósł brew zaintrygowany. Bez ceregieli zerwał z siebie purpurowy całun i cisnął go gdzieś w bok, następnie zarzucił podarunek na plecy. Peleryna wydłuzyła się nabierając purpurowego koloru i srebrnych ornamentów oraz wymalował się herb rodziny Malencroft.




Poprawił gdzieniegdzie pelerynę, do której dorósł jeszcze kaptur.
- Jeszcze kilka takich… i odpłacisz ten Valkariański jedwab panienko. - Niewiadomym było czy mówił poważnie, czy też się najzwyczajniej droczył. Nie czekając na odpowiedź od Elizabeth zwrócił się do czarnoskórego.
- Nie fair Gort… ja też chce ją zabić. Może rozerwiemy... ją na pół? - Rękami gestykulował tak jakby wykręcał mokrą szmatę, a następnie ją rozerwał. Towarzyszył temu dziwnie szaleńczy uśmiech. Zniknął jednak równie szybko jak się pojawił.
- Pana Kaiku już znacie… a to jest Itorat, mój ochroniarz. Itoracie, z tymi tutaj zwalczałem chorobę która trawiła kontynent… Oraz zabiliśmy Boga szaleństwa kończąc… zarazę. - Gdy skończył to zdanie, z tyłu czaszki usłyszał prychnięcie. Zignorował je kompletnie.
- Nie traćmy czasu… Ten cały “Strażnik Chaosu” zbyt długo jest… cierniem w mym boku. - Skrzyżował ręce na napierśniku rozglądając się po obecnych.
Wtem z góry rozległ się wystrzał z karabinu, a powietrze przeszyła kula, przelatując obok twarzy Nino, robiąc na niej płytkie rozcięcie oraz odcinając kosmyk różowych włosków, który powoli opadł na ziemię, a zaraz po nim na środek ulicy spadł Desmond z lufą zamiast dłoni wycelowaną prosto w twarz naukowca.
- Ostrzegam że jeśli tylko zbliżysz się do naszego okrętu, to podziurawię cię jak sito - ostrzegł go mężczyzna, po czym zdmuchnął unoszący się w lufy dym, a jego dłoń powróciła do swego pierwotnego kształtu.
- Nie widzę potrzeby by zbliżać się do czegoś tak prymitywnego… Ale jeżeli chcesz już przestrzegać się nawzajem. Wyceluj we mnie jeszcze raz, a nim się obejrzysz będziesz obserwował ze słoika sekcję własnego ciała. - syknął geniusz, schylając się i podnosząc kosmyk który spadł na ziemię, by włożyć go do kieszeni.
- Strażnik Chaosu? Mówisz o tym gościu któremu obiliśmy mordę w więzieniu tamtego bożka? - spytał Gort z wyraźnym zastanowieniem.
- Osobnicy z którymi zmierzyliśmy się na latającej wyspie nazywali siebie czempionami chaosu - zauważył Desmond. - Zakładałbym więc że osobą z którą wtedy się zmierzyliście był sługa Lokiego, bądź też on sam.
- Jedna chwilunia… - zaczął murzyn, a zębatki w jego głowie zaczęły się mozolnie obracać. - Czyli to Loki chciał uwolnić tego całego Kronosa? A niech to cholibka, pewnie powinienem był o tym powiedzieć tamtej cizi…
- Ostatnio mamy za dużo do czynienia z tymi cholernymi bożkami - warknęła Elizabeth, robiąc wymach swym kordelasem. - Miło będzie pochlastać dla odmiany kogoś normalnego. Ja zaklepuję tego cienistego. Ostatnim razem zalazł mi mocno za skórę.
- Ale Błękitka jest tylko moja - oznajmił stanowczo Gort, krzyżując ręce na piersi. - Nie tylko nas zdradziła, ale wybiła też moich kamratów, a potem miała czelność spieprzyć jak najgorszy tchórz.
- Sir Richter może zająć się tamtym lodowym magiem - stwierdził Salwa, gładząc się po swej zadbanej bródce. - Wyglądał na groźnego i zabójczo zdolnego chłopaka. Sądzę że powinien stanowić dostateczne wyzwanie dla najsławniejszego z szermierzy.
- Najsławniejszego do czasu… - prychnęła rudowłosa piratka, spluwając na ziemię.
- A więc to kolejne… zwyrodniałe bóstwo. Do tego mianował się “Złym Bratem Fausta”. - Tutaj zerknął na strażnika równowagi. - Miałeś jakikolwiek zamiar o tym… wspomnieć? - Jedyne ślepie Richtera nieprzyjemnie wpatrywało się w blondyna
- Wspominał też że wysłał Blondasa na śmierć - stwierdził Gort, unosząc do góry palec wskazujący. - Więc co wy na to żebyśmy poszli razem obić mu mordę gdy skończymy tutaj? - zaproponował z szerokim uśmiechem.
- Aha! Więc jednak przyznajesz że nie dasz mu rady sam! - zakrzyknęła Elizabeth, wskazując oskarżycielsko palcem na Gorta.
- Skoro wszystkim zalazł za skórę, to byłoby nie fair gdybym zaklepał go dla siebie - wyjaśnił murzyn z lekko naburmuszoną miną. - Poza tym jeszcze dużo bożków czeka żebym skopał im dupy.
- Nie sądzisz, że odpowiadanie na pytania, nim te wybrzmieją jest swoistym faux pass? - blondyn uśmiechnął się w kierunku Richtera. Jego umysł szukał kolejnych zastosowań dla tworzącej się tutaj ekipy. Kto wie, do czego miały służyć żywoty każdego z nich. Chyba tylko ciągnący za coraz więcej sznurków Faust.
- Nie sądze. - Odrzekł krótko nie odwracając wzroku. Nie podobała mu się postawa Fausta ani przez chwilę. Jak miał zaufać komuś który nawet jeśli pomagał, krył swoje intencje jak tylko potrafił?
- To czy zaufasz komuś, kto pomógł ci gdy miał taką możliwość, czy też temu, który wspomina, że wysłał mnie na śmierć. - Faust był spokojny. Nawet, jeśli im dłużej był znany przez tych inteligentnych, tym mniej mu ufali, przeważnie potrafił sobie z tym poradzić.
- Lecz ja stoję przed tobą żywy i uśmiechnięty jak zwykle. - dodał, rozkładając ręce na boki, jakby podkreślając swoją skromną osobę.
- W co ty grasz Faust?... co z tego wszystkiego masz? Jaki zysk? Nie robisz tego z dobrego… serca, jestem pewien. - Richter oparł dłonie na pasie.
- Możesz być również pewnie, że nie robię tego w złych intencjach - strażnik równowagi miał tylko jeden cel. Nigdy go nie ukrywał, zawsze dumnie nosił miano obrońcy najwspanialszej z idei. Był gotów oddać za nią życie… Czy raczej zrobił to już kilkukrotnie.
- Jedyne, czego pilnuję, to równowaga. - dodał, przypominając Richterowi o centrum, wokół którego orbituje jego osoba.
- Jesteś pewny młodzieńcze? -staruszek odezwał się do Fausta przechylając głowę. - Wszak intencje zależą od punktu patrzenia na nie. Gdy leczysz chorobę, z punktu pacjenta to dobra intencja...z punktu choroby raczej nie. - dodał, powoli kręcąc sękatym palcem w powietrzu. - Hohoho czy można więc mówić w ogóle o równowadze, jeżeli znajdujesz się na okręgu? - dodał przyspieszając ruchy palcem. - Czy dopiero wtedy gdy znajdziesz się w jego centrum, z którego wszystko wygląda tak samo i jest nieruchome?
- Właśnie dlatego choroby się nie niszczy. - strażnik równowagi uśmiechnął się szeroko, prezentując piękne, perłowe uzębienie. Wystarczyło jedno spojrzenie, by zdać sobie sprawę, że pełni one głównie funkcję estetyczną, nie zaś, jak w przypadku Calamitiego bronią. - Zapewnia się jej, by nie zdominowała całego świata, lecz sprawia, by nie zniknęła. Czyż nie mam racji, sir Richterze? - dodał, spoglądając na klejnot tuż nad rękojeścią Despair.
- Ale czy to równowaga? -dopytywał staruszek. - Nie uważasz, że świat dzięki niej istnieje? Skoro trwał bez naszej ingerencji, to chyba znaczy, że szale same się wyrównały? -zaciekawił się, wygodniej siadając na swym wózku.
- Zamordowanie wszystkich byłoby nudne. Stagnacja to nie równowaga, a głupota. - dodał, uśmiechając się szeroko. Chodziło o to, by pozostawić świat w stanie, w którym każdy mógłby, nie koniecznie jest w stanie, zmienić świat. Osiągnąć szczyt, czy też z niego spaść. Możliwości wykorzystania swego potencjału, jak i zaprzepaszczenia go. W pewnym stopniu równowaga była wolnością, czy też chaosem.
- Zabijanie? Kto o nim mówi? Równowaga trwa gdy żadna z wielu stron nie ma przewagi prawda? -zapytał Kaioku, grzebiąc w torbie w poszukiwaniu ziół do herbaty.
- Bądź tak dobry silny młodzieńcze i znajdź mi gorącej wody. -zwrócił się do Richtera, by od razu powrócić do urwanego wątku. - Tak wiec czy ingerencja strony równowagi...nie rpzechyla szali z równowagi, na rzecz tych którzy jej bronią? To dalej nie jest wtedy równowaga. -zauważył.
W odpowiedzi na pytanie Fausta, Richter przewrócił okiem. Nie był w stanie go przegadać więc dał sobie spokój. Zaraz po tym zwrócił się do Kaiku. - Pan wybaczy… ale… niby skąd? Poza tym nie jestem… służką. - Zbrojny przykucnął grzebiąc szponiastym palcem w piachu.
- Ohoho oczywiście, że nie jesteś. Ale tobie na pewno chętniej jakiś mieszkaniec ją podgrzeje niż mi… mało kto chce tracić czas na starców Hohoho. -odparł wesoło Kaiku, a Itorat machnął ręka biorąc od niego kubek. - się załatwi, i tak chciałem sobię piwko wypić. -mruknął oddalając się od grupy.
- Problemem jest sytuacja, w której byty z wyższych poziomów egzystencji zaczynają ingerować w życie innych. - odpowiedział, nachylając się nieco w kierunku starca. Jego niebieskie oczy zaświeciły się delikatnie, jakby pod wpływem widoku potencjalnego szczęścia.
- Z perspektywy mrówki świat nie ma równowagi, gdy przechodzień nagle spali mrowisko, w świecie tych owadów nie będzie to równością. - uzupełnił swój poprzedni wywód, przekręcając nieco głowę na bok.
- Jak że więc mrówka może dbać o równowagę? -zaśmiał się staruszek odchylając się na fotelu. - Wszak wszyscy nimi jesteśmy w czyichs oczach. Z twych słów wynika, że tylko ten najwyższy, mógłby jej pilnować. Hohoho. Dla niego bowiem cały świat stałby na równych poziomach. My co najwyżej możemy pilnować swego mrowiska, jednak ono nie wpłynie na całość świata.
- I właśnie dlatego istnieją ludzie podobni mej skromnej osobie - Faust ukłonił się nisko, ceremonialnie. Jego dłoń delikatnie przejechała po ziemi, jakby zamiatając podłoże nieistniejącą czapką. Niewątpliwie był skromny, a przynajmniej za takiego się uważał.
- Hoho, jeszcze za krótko żyjesz chłopcze o zdrowych zębach. - Kaioku zakaszlał cicho. - Ale dosyć tego… chyba spotkaliście się tu w jakimś celu, prawda młodzieńcy? -zapytał, z zainteresowaniem obserwując zbieraninie.
- A pan nazbyt ufa pozorom. - dodał, uśmiechając się szeroko. Miał przed sobą zwyczajnego człowieka, który nie był świadom sporej części świata. Dokładnie tak, jak każdy z gromadzonych. A jednak, wiek starca, sprawiał że można było od neigo oczekiwać czegoś więcej. Mądrości, wiedzy, pewności.
- Taa, dość mielenia ozorami - stwierdził Gort, który powoli zaczynał już odpływać z nudów w trakcie słuchania rozmowy strażnika równowagi ze starcem. - To leziecie do tej góry poszukać ze mną Błękitki, czy jak? - zapytał swych towarzyszy.
- Słowa… na które czekałem. - Zbrojny dźwignął się do góry, przy czym przeciągnał się.
- Typowe bezmózgie istoty. -mruknął Nino. - Cieszę się na samą myśl o zakończeniu tej przymusowej współpracy.
- Biorąc pod uwagę ile czekaliśmy, kilka sekund nas nie zbawi - Faust westchnął, najwyraźniej starając się znaleźć jakieś wytłumaczenie na swe zwyczajowe rozwlekanie spotkań. Jakby wbrew swoim słowom, powoli ruszył w kierunku góry. - Ruszajmy więc, albo załatwię wszystko bez was. - dodał, obracając się w ich kierunku z uśmiechem na ustach.
 
Zajcu jest offline