Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2014, 20:26   #124
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

HARRIS, HAWKES, WIELEBNY

Trzej mężczyźni powoli ruszyli w stronę chwiejącej się postaci mężczyzny, którego ujrzeli w wejściu. Broń mieli wymierzoną prosto w jego stronę, gotowi użyć jej, jeśli tylko przeciwnik wykona jakiś gwałtowny ruch.

Starali się nie wychodzić na linię ognia, jednocześnie nie spuszczając z oka Harpera. Było coś niepokojącego w zachowaniu widocznego mężczyzny. Jakaś … sztywność ruchów. Jakaś … niespójność. Coś, co budziło nieuzasadniony niepokój.

Kiedy podeszli na tyle blisko, że Harper nie mógł już im uciec, że mogli zatrzymać go strzałami, wymierzyli w niego broń jednocześnie krzycząc:
- Harper! Jesteś otoczony! Rzuć broń i wyjdź z rękami w górze inaczej zaczniemy strzelać!

Harper, jeśli to faktycznie był on, zupełnie zignorował ich krzyki, ale wyszedł przed budynek, wkraczając w światło ogniska.

To, co ujrzeli Harris, Hawkes i Wielebny zmroziło tą trójkę twardych mężczyzn.

To nie był Harper! To nawet nie był mężczyzna!

Chociaż wydawało się to być nieprawdopodobne, w świetle ogniska stanęło coś, co wyglądało jak kłębowisko węży. Splecione ze sobą gady tworzyły humanoidalne … coś. Dwa masywne sploty przypominały do złudzenia ludzkie nogi. Słupy te podtrzymywały większe kłębowisko wyglądające jak korpus. Z korpusu wystawały dwa potężne węże- niczym chude, wijące się ręce. Najgorsza była jednak „głowa” stwora. Potężny łeb grzechotnika naznaczony srebrzystą lekko świecącą plamą między oczami.

Nim osłupieni widokiem kłębowiska węży ludzie zareagowali ziemia pod ich stopami zatrząsnęła się potężnie.

To był potworny wstrząs, który zachwiał nimi tak, że ledwie ustali na nogach.

Wężowisko nie wytrzymało trzęsienia ziemi i na oczach zohydzonych, przerażonych ludzi, rozpadło się w syczące, grzechoczące kłębowisko. Wszystkie węże, niczym kierowane czyjąś wolą, ruszyły falującym, syczącym dziko strumieniem, prosto w stronę członków grupy pościgowej. Na domiar złego za swoimi plecami mężczyźni usłyszeli charakterystyczny łoskot walących się skał – zapewne runął kolejny fragment osuwiska.




REED, OLSEN

Wdowa Reed i bankier Olsen nie przyglądali się za bardzo swoim kompanom, większą uwagę skupiając na oszołomionej dziewczynie. Mieli szczęście nie oglądać przerażającej potwory wynurzającej się z budynku oraz tego, jak rozpadła się na setki grzechotników.

Wdowa Reed szybko oceniła stan dziewczyny. Nie wyglądało to dobrze. Wyraźnie czuła dziurę w czaszce – miejsce gdzie kamień skruszył kość. Taka rana niekoniecznie zabiłaby dziewczynę, ale mogła uszkodzić jej mózg powodując różne komplikacje związane z pamięcią lub funkcjami umysłu.
Rana już nie krwawiła i w zasadzie wdowa Reed niewiele była w stanie zrobić w tym przypadku.

Ziemia pod ich nogami zadrgała potwornie! Od strony krawędzi osuwiska dało się słyszeć kolejny huk i ogłuszający trzask. Mogło to oznaczać tylko jedno – urwał się kolejny fragment urwiska! W tym tempie, przy takich wstrząsach, niedługo ziemia pochłonie całe pueblo. Musieli się szybko stąd wynieść, jeśli nie chcieli skończyć pogrzebani pod tonami skał, jak nieszczęśni Price i Wikebaw.

Wstrząsy uspokoiły się. Wyczuwali teraz tylko lekkie drżenie skały, na której siedzieli.

W tym momencie nieprzytomna dziewczyna otworzyła oczy. Spojrzała na wdowę Reed wzrokiem spokojnym i świadomym.

- Harper sforsował trzecią barierę – powiedziała Lou. – Jeszcze trzy i zdobedzie to, czego pragnie.

Potem dodała jeszcze kilka słów w języku, którego ani Olsen ani Reed nie zdołali rozpoznać i znów zamknęła oczy.


PRICE, WIKEBAW

Z sali, do której się przekopali nie było wyjścia na zewnętrz, ale w świetle zapałki Wikebawa znaleźli przejście do kolejnego pomieszczenia, które też okazało się miejscem pozbawionym okien. Za to znaleźli drzwi do kolejnej komory, z której dochodził do nich mdławy poblask księżycowego blasku oraz podmuch świeżego powietrza.

Już mieli ruszyć w tamtą stronę, kiedy Price usłyszał dochodzący ze środka pomieszczenia charakterystyczny grzechot wężowego ogona, któremu zawtórowała kolejna grzechotka.

Cholera!

Wyglądało na to, że akurat w wyjściowym pomieszczeniu zagnieździło się kilka pełzających, jadowitych drani.

Cholera!

Kolejny wstrząs ziemi nadszedł niespodziewania, bez żadnego ostrzeżenia.
Usłyszeli potworny huk i w plecy uderzyła ich chmura kurzu i piasku – to zawaliła się komora pueblo, którą opuścili dosłownie przed kilkudziesięcioma sekundami! Opatrzność znów nad nimi czuwała!

Price usłyszał kolejny trzask, tym razem dochodzący gdzieś z dołu i zobaczył, że za nimi zapadła się część podłogi.

Zbyt blisko Wikebawa!

Stary kowboj stracił równowagę i opadł na kolana. Karabin wypadł mu z rąk i osunął się przez rozdarcie w ziemi gdzieś w dół, w jakąś czeluść. Sam Wikebaw zaczął zsuwać się w ślad za swoją bronią bez skutku w rosnącej panice próbując przytrzymać czegoś rękami.
 
Armiel jest offline