Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-09-2014, 22:07   #121
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Wspólna rozmowa

Bo ci, którzy bez Prawa zgrzeszyli, bez Prawa też poginą, a ci, co w Prawie zgrzeszyli, przez Prawo będą sądzeni.
Nie ci bowiem, którzy przysłuchują się czytaniu Prawa, są sprawiedliwi wobec Boga, ale ci, którzy Prawo wypełniają, będą usprawiedliwieni.

Jebediah czuł ulgę wymieszaną z niepokojem. Gdy kolejne dwie osoby dotarły cało na szczyt, odebrał to niemal jak osobisty sukces. Oczywiście bezzasadnie, ale ciągle bał się że droga przez pueblo może okazać się równie śmiercionośna, jak wspinaczka po skalnej pochylni. Niepokojem zaś napawało Harrisa całe to niesamowite otoczenie, nieziemska sceneria, ciemne niebo zezujące na nich podwójnym księżycem, dziwne dźwięki i jeszcze dziwniejsze stwory emitujące te dźwięki.
No i ta czaszka… Wydłużony ku przodowi zarys zdeformowanej ludzkiej twarzoczaszki, oraz przerażająca, koszmarnie odmienna żuchwa. Ten humanoid mógł z pewnością otwierać mordę w niesamowicie gadzi sposób… Okropieństwo.
Postarał się o to, by być w miarę blisko wielebnego, toteż kiedy padła ostrzegawcza komenda do ukrycia się za kamieniami, mógł dość swobodnie wymienić z pastorem kilka szeptanych uwag.
- Wielebny. Uważam, że nie powinniśmy od razu zabijać Diabła. Musimy wziąć go żywcem i wypytać o to wszystko wokół. On oraz ta nieprzytomna dziewczyna stanowią klucz do naszego przetrwania a może i powrotu do domu. Chcę jego śmierci, tak samo jak każdy z tu obecnych, ale najpierw trzeba go przepytać. Pamiętajmy o Harpii, o nią też warto się wywiedzieć.

Spotkanie reszty ulżyło Wielebnemu. Od razu przekazał ranną dziewczynę Pani Reed, którą poprosił o sprawdzenie stanu dziewczyny i ewentualną pomoc. Nie chciał mieć jej krwi na rękach, choć nadal jej nie ufał. Na resztę przemyśleń nie było czasu, bowiem trzeba było schować się za kamieniami.
Słowa Panicza miały sens, ale niosły ze sobą duże niebezpieczeństwo... i nie za bardzo chciał ryzykować czyimś życiem. Postanowił podzielić się wątpliwościami:
-Macie po części rację Panie Harris, ale nie oszukujmy się… Harper nie podda się bez walki. Szansa na wzięcie go żywcem jest mała, a nie chcemy by grono poległych powiększyło się, o jeszcze jednego naszego towarzysza. Nie pojmuję pewnym wydarzeń tutaj, bowiem są one, poza ludzkim wyobrażeniem..a mi wystarczy, jak zobaczę kulę między oczami tego skurwiela.. - błysk w oku mówił wszystko.

-Też myślałem o tym zagrożeniu. Prosta rzecz - nie cackajmy się z nim zbytnio, po prostu celujmy w nogi. Niech pocierpi glizda jedna, niech zakosztuje bólu jakim sam szafował. Ale w nogi, na Boga Wszechmiłościwego, nie w łeb celujmy!

-Postaram się Paniczu, ale na Boga..nie będę ryzykował swoim, twoim czy innych życiem, by patrzeć w oczy temu kutasowi jak zdycha. Jego reputacja nie wzięła się znikąd..jeśli da radę..bierzemy go żywcem, jak nie..załatwiamy mu dyliżans prosto do piekła..Zgoda? - to jedyne na co mógł pójść Wielebny.

Harris zamyślił się przez chwilę. Wielebny rozsądnie wyklarował, że kłaść na szali swego życia nie zamierza, a i życiem innych nie będzie szafował. Czy warto więc, w imię próżnej żądzy poznawczej, podejmować ryzyko? Niech się stanie, niech los zdecyduje.

- Zgoda, przyjacielu. Nie ryzykujmy. Jeśli jednak uznasz, że możesz nie wysyłać tego diablego bękarta od razu na łono Szejtana, tedy uwal mu kulasy, odstrzel przyrodzenie, wywierć dziury w piszczelach… Nie zabijajmy, o ile nie będzie takiej potrzeby.- pomyślał o tym co go otacza, o niezbadanych tajemnicach, o mrocznej i niezrozumiałej historii tego miejsca. Zabić Diabła, to jak pozbyć się tłumacza, będąc w obcym kraju. Zabić Diabła, to zarazem uczynek dobry i zbożny. Co ma być to będzie.

Wielebny skinął głową tylko, że taka umowa mu pasuje.
-Kto poza nami dwoma idzie? Ktoś musi zostać z Panią Reed..i tą dziewczyną. Nie podoba mi się, nie zrobiła nic przeciw nam, ale w kościach czuję. Coś z nią jest nie tak, a zostawiać ją sam na sam z naszą lekarką, to nie jest dobry pomysł. Egon według mnie się nada, a jak będzie trzeba wpakuje naszej tajemniczej damie kulę w łeb. Tego można być pewnym.. - uśmiechnął się, i z trudem powstrzymał się by nie zapalić.

- Panie Olsen, jeśli łaska, spróbujże waść skrępować pasem dłonie młodej damy. Jest ranna, wygląda jakby miała wstrząśnienie mózgu. Nie podejrzewam, by była w stanie szkodzić nam, aczkolwiek wiele tu dziwnych rzeczy się odbywa, więc zalecam czujność i dobre zadzierzgnięcie węzłów, by młódka nie narobiła nam jakiegoś kłopotu. Nie wiemy też, czy nie jest w zmowie z Harperem, więc proszę jej włożyć w usta knebel- podał chusteczkę z monogramem, niepierwszej może czystości, ale za to z najprzedniejszego batystu wykonaną.

-Myślę, że knebel nie będzie konieczny - zaprotestowała pani Reed, która nie wtrącała się jak dotąd do rozmowy zajęta nieprzytomną dziewczyną. Przede wszystkim chciała ustalić co może być przyczyną omdlenia a także czy aby nie jest ono udawane. Sprawdziła odruchy bezwarunkowe, uniosła powieki panny Zephir by zaświecić jej w oczy i sprawdzić reakcję źrenic. - Rzeczywiście ręce można skrępować. Może to mało humanitarne ale na pewno nie wywoła szkody i uszczerbku na zdrowiu. Poza tym panowie, czy nie przeszło wam przez myśl, że rzeczonej Harpii nikt z nas wcześniej nie widział. To, że krążą słuchy, że jest mało urodna i zdegenerowana nie znaczy, że to prawda. Młoda niewiasta może mieć duszę tak samo zepsutą jak najgorszy kryminalista, książki nie sposób oceniać po okładce dlatego nadmierna ostrożność nie zawadzi.
Posłała przelotne spojrzenie mężczyznom.
- Niech pan Olsen ze mną zostanie, reszta panów może zająć się Diabłem, wszak po to tu przybyliśmy. Radziłabym także nie utrzymywać go przy życiu dłużej niż to konieczne. To zajadły… - zawahała się chwilę nim kolejne słowo prześlizgnęło się przez gardło - wąż. Przebiegły i zuchwały, proszę go nie lekceważyć.

Wielebny sprawdził raz jeszcze Colta, i czy magazynek jest pełen. Delikatnie pocałował lufę pistoletu, przeżegnał się i dał znak, by Panicz Harris zaczął prowadzić. Trzeba było podejść Diabła, póki ten nie napierdala jeszcze widłami. Słowa Pani Reed miały dużo sensu, ale na razie nie było sensu zajmowania się nieprzytomną dziewczyną. Nim znikł podszedł do Egona i szepnął mu na ucho:
-Pilnuj jej. Ona jest dziwna...Beth..Lou..czy jak jej tam. Jak będzie sprawiać problemy, wpakuj jej kulkę między oczy.. - słowa jego były zimny, ale takie miały one być.
Za dużo przypadku było w jej pojawieniu, za dużo niewiadomych dookoła się działo, a jeszcze to imię. Nie wierzył w przypadki. Jeśli była niewinna Święty Piotr go osądzi, ale jeśli nie była tym za kogo się podaje..być może ocali kilka istnień ludzkich.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 27-09-2014, 17:50   #122
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gdy inni rozmawiali, Jimmy Hawkes milczał. Gdy planowali, on do planów ich się nie wtrącał.
Nie było potrzeby.
Delikatny uśmieszek towarzyszył mu, gdy Wielebny z Harrisem już dzielili skórę na Haprerze.
Przypomniało się bowiem „Morte” jak on czynił podobnie, przed kilkoma dniami. I jak to się skończyło. Nie zapomniał też trupów, jakie pozostawili za sobą po drodze.
Prawda była taka, że jak dotąd przeklęty „Dziki Diabeł” ciągle się im wymykał. Ciągle bywał o krok przed nimi. Teraz mieli szansę go dopaść i liczyli na to, że zdołają go unieszkodliwić?
Zabawna pewność siebie.
Prawda jest jednak taka, że nie można unieszkodliwić grzechotnika odcinając mu grzechotkę. A jedynie poprzez odcinanie łba. A Hawkes od początku tej wyprawy brał pod uwagę własną śmierć i zgony pozostałych towarzyszy broni.
Nie odzywał się jednak, skupiając się pozornie na sprawdzaniu własnych spluw. Musiał być pewny ich niezawodności.
Po czym skinął na pożegnanie kapeluszem pani Reed i Olsenowi i ruszył za Wielebnymi i Harrisem, zaciskając dłonie na sztucerze. Nie zamierzał wchodzić im w paradę. Mimo wszystko byli po tej samej stronie. Jeśli zdołają go unieszkodliwić… Hawkes będzie pierwszy, by im pogratulować, ale jeśli coś pójdzie źle „Morte” nie zawaha się przed wpakowaniem kuli prosto w czarne serce Roda Harpera.
Już dawno nauczył się że nie wolno bawić się z grzechotnikami i jak źle się wychodzi na patyczkowaniu z diabłem.
Nie zamierzał popełnić kolejnych błędów.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 27-09-2014, 19:08   #123
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Price nie miał już siły nawet kląć. Ludzie-żaby, gigantyczne węże, trzęsienie ziemi i pogrzebanie żywcem a wszystko to w niecały kwadrans. Mieli pecha. Jeśli grupa pościgowa miała mieć szansę podejść Diabła zapewne ruszyła już bez nich co w żaden sposób nie poprawiało staruszkom humoru. Dokladnie w momencie w którym Price miał się ostatecznie poddać, zorientował się że jego niedoszła mogiła jest dużo przestronniejsza niż początkowo przypuszczał.

Komora do której się wygrzebali śmierdziała... w zasadzie ciężko powiedzieć czym, gdy za dziesięć lat będzie jeszcze żył i znów poczuje podobny zapach będzie mógł powiedzieć: "panowie, to śmierdzi jak nieużywane od tysiąca lat indiańskie peueblo", póki co słodkawa stęchła woń nie kojarzyła mu się z niczym. Jedno było pewne - pomieszczeniu nie wietrzył odkąd zbudowano miasto.

Z zewnątrz dobiegały różne odgłosy, których w tej chwili nie umieli zidentyfikować. Coś tam się działo. Bez nich. Price oczyma wyobraźni widział jak obiecana mu mała fortuna od wdowy Reed oddala się machając na pożegnanie. Ta wizja nieco go ożywiła.

- Brian, stary pierdzie, ruszaj tymi koślawymi kulasami, mamy zbira do zabicia. - Nie był najlepszym mówcą, a odwagi dodawał głównie sobie. W absolutnych ciemnościach przebrnęli przez komorę usłaną czymś co mogło być równie dobrze starymi matami, zmurszałą zawartością obsypującego się sufitu, jak i ludzkimi szczątkami. Następna komora była pusta, a powietrze w niej znacznie bardziej nadawało się do oddychania. Przeszli przez nią bez większych problemów. Zagłębili się w kolejne wąskie przejście... które ku nieskrywanej radości obu wyprowadziło ich na zewnątrz budowli.

- Najgorsze za nami. Musimy znaleźć drogę na górę do reszty hołoty. - Wypowiadanie na głos oczywistości od zawsze sprawiało, że Jednooki czuł się mądrzejszy. Zaczęli się rozglądać wokół starając się zorientować gdzie są i co się dzieje wokół.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 27-09-2014 o 19:45.
Gryf jest offline  
Stary 28-09-2014, 20:26   #124
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

HARRIS, HAWKES, WIELEBNY

Trzej mężczyźni powoli ruszyli w stronę chwiejącej się postaci mężczyzny, którego ujrzeli w wejściu. Broń mieli wymierzoną prosto w jego stronę, gotowi użyć jej, jeśli tylko przeciwnik wykona jakiś gwałtowny ruch.

Starali się nie wychodzić na linię ognia, jednocześnie nie spuszczając z oka Harpera. Było coś niepokojącego w zachowaniu widocznego mężczyzny. Jakaś … sztywność ruchów. Jakaś … niespójność. Coś, co budziło nieuzasadniony niepokój.

Kiedy podeszli na tyle blisko, że Harper nie mógł już im uciec, że mogli zatrzymać go strzałami, wymierzyli w niego broń jednocześnie krzycząc:
- Harper! Jesteś otoczony! Rzuć broń i wyjdź z rękami w górze inaczej zaczniemy strzelać!

Harper, jeśli to faktycznie był on, zupełnie zignorował ich krzyki, ale wyszedł przed budynek, wkraczając w światło ogniska.

To, co ujrzeli Harris, Hawkes i Wielebny zmroziło tą trójkę twardych mężczyzn.

To nie był Harper! To nawet nie był mężczyzna!

Chociaż wydawało się to być nieprawdopodobne, w świetle ogniska stanęło coś, co wyglądało jak kłębowisko węży. Splecione ze sobą gady tworzyły humanoidalne … coś. Dwa masywne sploty przypominały do złudzenia ludzkie nogi. Słupy te podtrzymywały większe kłębowisko wyglądające jak korpus. Z korpusu wystawały dwa potężne węże- niczym chude, wijące się ręce. Najgorsza była jednak „głowa” stwora. Potężny łeb grzechotnika naznaczony srebrzystą lekko świecącą plamą między oczami.

Nim osłupieni widokiem kłębowiska węży ludzie zareagowali ziemia pod ich stopami zatrząsnęła się potężnie.

To był potworny wstrząs, który zachwiał nimi tak, że ledwie ustali na nogach.

Wężowisko nie wytrzymało trzęsienia ziemi i na oczach zohydzonych, przerażonych ludzi, rozpadło się w syczące, grzechoczące kłębowisko. Wszystkie węże, niczym kierowane czyjąś wolą, ruszyły falującym, syczącym dziko strumieniem, prosto w stronę członków grupy pościgowej. Na domiar złego za swoimi plecami mężczyźni usłyszeli charakterystyczny łoskot walących się skał – zapewne runął kolejny fragment osuwiska.




REED, OLSEN

Wdowa Reed i bankier Olsen nie przyglądali się za bardzo swoim kompanom, większą uwagę skupiając na oszołomionej dziewczynie. Mieli szczęście nie oglądać przerażającej potwory wynurzającej się z budynku oraz tego, jak rozpadła się na setki grzechotników.

Wdowa Reed szybko oceniła stan dziewczyny. Nie wyglądało to dobrze. Wyraźnie czuła dziurę w czaszce – miejsce gdzie kamień skruszył kość. Taka rana niekoniecznie zabiłaby dziewczynę, ale mogła uszkodzić jej mózg powodując różne komplikacje związane z pamięcią lub funkcjami umysłu.
Rana już nie krwawiła i w zasadzie wdowa Reed niewiele była w stanie zrobić w tym przypadku.

Ziemia pod ich nogami zadrgała potwornie! Od strony krawędzi osuwiska dało się słyszeć kolejny huk i ogłuszający trzask. Mogło to oznaczać tylko jedno – urwał się kolejny fragment urwiska! W tym tempie, przy takich wstrząsach, niedługo ziemia pochłonie całe pueblo. Musieli się szybko stąd wynieść, jeśli nie chcieli skończyć pogrzebani pod tonami skał, jak nieszczęśni Price i Wikebaw.

Wstrząsy uspokoiły się. Wyczuwali teraz tylko lekkie drżenie skały, na której siedzieli.

W tym momencie nieprzytomna dziewczyna otworzyła oczy. Spojrzała na wdowę Reed wzrokiem spokojnym i świadomym.

- Harper sforsował trzecią barierę – powiedziała Lou. – Jeszcze trzy i zdobedzie to, czego pragnie.

Potem dodała jeszcze kilka słów w języku, którego ani Olsen ani Reed nie zdołali rozpoznać i znów zamknęła oczy.


PRICE, WIKEBAW

Z sali, do której się przekopali nie było wyjścia na zewnętrz, ale w świetle zapałki Wikebawa znaleźli przejście do kolejnego pomieszczenia, które też okazało się miejscem pozbawionym okien. Za to znaleźli drzwi do kolejnej komory, z której dochodził do nich mdławy poblask księżycowego blasku oraz podmuch świeżego powietrza.

Już mieli ruszyć w tamtą stronę, kiedy Price usłyszał dochodzący ze środka pomieszczenia charakterystyczny grzechot wężowego ogona, któremu zawtórowała kolejna grzechotka.

Cholera!

Wyglądało na to, że akurat w wyjściowym pomieszczeniu zagnieździło się kilka pełzających, jadowitych drani.

Cholera!

Kolejny wstrząs ziemi nadszedł niespodziewania, bez żadnego ostrzeżenia.
Usłyszeli potworny huk i w plecy uderzyła ich chmura kurzu i piasku – to zawaliła się komora pueblo, którą opuścili dosłownie przed kilkudziesięcioma sekundami! Opatrzność znów nad nimi czuwała!

Price usłyszał kolejny trzask, tym razem dochodzący gdzieś z dołu i zobaczył, że za nimi zapadła się część podłogi.

Zbyt blisko Wikebawa!

Stary kowboj stracił równowagę i opadł na kolana. Karabin wypadł mu z rąk i osunął się przez rozdarcie w ziemi gdzieś w dół, w jakąś czeluść. Sam Wikebaw zaczął zsuwać się w ślad za swoją bronią bez skutku w rosnącej panice próbując przytrzymać czegoś rękami.
 
Armiel jest offline  
Stary 29-09-2014, 09:24   #125
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
- Niech cię szlag! - To były najdworniejsze wyrazy, jakie w ciągu następnych sekund opuściły usta starego łowcy nagród. Peter nie miał na myśli Wikebawa, nie miał nawet na myśli zapadliska, miał na myśli całe to pieprzone pueblo, które w ostatnich minutach coraz bardziej zaczynało mu przypominać rozumną istotę. Wyjątkowo wredną istotę, która za punkt honoru obrała sobie wykończenie ich. Wciąż klnąc Price z niesamowitą jak na swój wiek zwinnością skoczył w stronę zapadliska. W trakcie tego manewru odpiął pas z rewolwerami, solidny kawał skóry dość długi by opasać jego rozrośnięte w ostatnich latach brzuszysko. Owinął sobie jeden koniec wokół dłoni, drugi rzucił spadającemu. - Łap się stary pryku! Wyciągnę cię!

Słowa zamierzał dotrzymać, choćby za cenę życia. Rewolwery były na tyle zabezpieczone, by nie wypaść w trakcie szamotaniny, ale gdyby Price nieopatrznie wypuścił pas z rąk straciłby zarówno niedawno poznanego kompana jak i ukochaną broń.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 30-09-2014, 15:49   #126
 
kretoland's Avatar
 
Reputacja: 1 kretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodze
Brian myślał, że nic gorszego od pałętających się w okolicy demonicznych istot nic gorszego go nie spotka. Mylił się. Rozwalające się budynki były dużo gorsze. Istoty było można zabić, a by uciec z zawaliska trzeba wykazać się zwinnością, której on nie posiadał. Osuwając się w dół rozwarł szeroko nogi. Tak miał zdecydowanie największe szanse na oparcie się jeśli tylko jest o co. Rękami łapał co się da, ale wszystko osuwało się wraz z nim dopiero pas Prica wydawał się być stabilny tylko trzeba go złapać.
 
kretoland jest offline  
Stary 01-10-2014, 11:44   #127
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie za owce. Najemnik zaś ucieka, a wilk porywa owce i rozprasza. Ja oddaję życie za owce

Węże!!! Kurwa...chciał krzyknąć Jeremiaha, ale głos ugrzązł mu w gardle. Mroczne i niewyjaśnione rzeczy działy się przed oczami Wielebnego. Strach, który zaczął ściskać jego serce niczym mocarna dłoń chcąca wycisnąć z niego życie, zaczął ustępować wściekłości. Gniew rozpalił serce i duszę rewolwerowca, bowiem po raz kolejny Diabeł zakpił sobie z niego. Ile by dał, by spoglądać w jego oczy, gdy życie będzie z nich uciekać. Wiedział jednak, że raczej mu nie będzie dane. Egon, Panna Reed..bezbronni i niewinni. Trzeba ich było chronić. Zaczął się on powoli wycofywać, mierząc w największe gady. Kula za kulą, kierowały się w stronę pełzających morderców. Jeremiaha strzelał sukcesywnie, nie na oślep, cały czas wycofując się do tyłu
.
-Harris, Hawkes...idźcie po Pannę Reed i Egona... - rzucił głośno, by cicho dodać -Panie, odpuść mie grzesznemu

Gdyby węże były za blisko, rewolwerowiec zamierzał szybkim biegiem dołączyć do swoich towarzyszy. Nie było czasu na przemyślne plany...Robiło się za gorąco. Starał się jednak póki co, opóźnić atak watahy węży. Przynajmniej tyle mógł na razie zrobić.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 01-10-2014, 13:23   #128
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Węże… przeklęte nasienie Złego. Najpaskudniejsza plaga na Ziemi. Oślizgłe, syczące, grzechoczące cholery. Czemu to akurat musiały być węże?!
Ręcę Hawkes’owi drżały, chęć by wystrzelić kule w kierunku tej fali gadzin wręcz nim targała. Na szczęście targał nim także gniew. Powinni nie bawić się w wykurzanie dymem i pogaduszki, lecz skorzystać z przewagi zaskoczenia i wedrzeć się od razu… Powinni. Nie miało teraz sensu tego rozważać. Stracili wszystkie atuty poza przewagą liczebną… o ile oczywiście rzeczywiście nią dysponowali.
-Tak to jest gdy się papla o zabiciu węża zamiast go ubić. Zostaje się z pogryzionym tyłkiem.- warknął gniewnie Morte do swych towarzyszy i nie czekając na nich rzucił się do ucieczki. Nie było sensu bawić się w strzelanie do pojedynczych gadzin, tym bardziej, że łatwo było przewidzieć jaki będzie cel Roda Harpera. Wdowa Reed, Olsen i związana kobieta. Żadne zagrożenie dla Dzikiego Diabła. Jimmy zamierzał dobiec do nich zanim Rod Harper powystrzela całą trójkę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-10-2014, 22:10   #129
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Wdowa Reed zrobiła co w jej mocy aby opatrzyć dziewczynę. W zasadzie brakło jej pomysłu na dalsze działanie. Zaoferowali się wraz z panem Olsenem, że popilnują rannej bo zostawienie jej samej sobie w tym przedziwnym miejscu było w zasadzie jednoznaczne z wyrokiem śmierci. O ile nie było nim uszkodzenie czaszki, którego już się nabawiła.
Nagłe przebudzenie Lou było sporym zaskoczeniem, jeszcze większym zaś bełkot, który padł z jej ust.
"Harper sforsował trzecią barierę."
- Mogła uszkodzić sobie poważnie głowę. Nie doszukiwałabym się w tym większego sensu - skomentowała w stronę bankiera.
Ziemia zatrzęsła się po raz kolejny i stało się jasne, że powinni się stąd ruszyć.
- Mógłby pan ją nieść? - chciała się upewnić. - Nie sądzę, że pchanie się w centrum wydarzeń za naszymi towarzyszami to dobry pomysł, szczególnie z ranną dziewczyną na rękach. Obejdźmy budynek z drugiej strony, znajdźmy bezpieczną kryjówkę i przeczekajmy. Miejmy jednak oczy szeroko otwarte, w końcu Diabeł gdzieś tu krąży.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 01-10-2014 o 22:12.
liliel jest offline  
Stary 02-10-2014, 11:42   #130
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
Harris ze zdumieniem obserwował kłębowisko węży, tak udatnie naśladujących sylwetkę człowieka. Te małe gadziny miały za małe móżdżki by dać się wytresować, by działać niesztampowo, by zrobić coś niezgodnego z ich instynktem.
Z podziwem oceniał współdziałanie, współpracę, zaciśnięte ogony, zwoje celowo i z sensem otaczające inne zwoje... Węże pracowały jak rój, jak wspólnota. Co z tego, że nie było szans by to potrafiły. Liczyło się tylko to, że osiągnęły niezwykły wynik dzięki współpracy i współdziałaniu.

Czymś, czego ewidentnie brakowało ich grupie. Czmychający Hawkes był tego widomym przykładem.

Węże sunęły prosto na nich. Jeb ocenił, że bez trudu może je wyprzedzić puszczając się biegiem, lecz na to jeszcze nadejdzie czas.

Nie był strzelcem wyborowym, ale z broni krótkiej i tej odległości, nie sposób było pudłować. Oddał dwa strzały w kłębowisko rozpełzające się po ziemi.
Wtem mignęła mu gadzia czaszka, o charakterystycznym, srebrzystym przebarwieniu. Rój ma królową, czy to u mrówek, pszczół czy termitów. Te zdecydowanie bardziej skomplikowane istoty zdawały się jednak działać wedle schematów właściwych owadzim grupom. Bez strachu, bez wahania, ale z jasnego polecenia.

- Panie Jeremiaszu, celujmy w tą gadzinę nieco po lewej, co ma znamię srebrne na łbie. Mam przeczucie, że to nam pomoże.

Miał trzy kule w bębnie. Wstrzymał oddech, starannie odwodząc kurek oddał trzy pewne strzały w kierunku węża, który zdawał się być poprzednio głową postaci.

Po strzałach chciał pociągnąć za ramię Wielebnego i szybko się oddalić w kierunku pozostałej grupy.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй
killinger jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172