Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2014, 17:40   #7
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Sole

Dzielnica Altquartier rozciąga się w południowo-wschodniej części miasta, na południe od bramy wschodniej. Stary Kwartał, bo tak taką nazwą też jest znana, to w dużej mierze dzielnica biedoty. Podczas Burzy wiele domów uległo zniszczeniu, a chodzą plotki, że nie którzy radni chcieli by przerobić by tą część miasta, do zamieszkania przez klasę średnią. Oczywiście nikt nie mówi, ani nie myśli co będzie się działo z wysiedloną ludnością.

Altquartier sąsiaduje z Altmarkt, czyli Starym Rynkiem, i przeważają tam składy, targi a także szeregi, brudnych, zaniedbanych i poniszczonych kamienic. Ta część miasta ciągnie się na zachód do Wielkiego Parku, sąsiadując z dzielnicą Wynd. To właśnie w tej części Middenheim można było znaleźć gospodę “Ostatnia Kropla”. Prowadzona ona była przez Wernera Wutenda, potężnie umięśnionego mężczyznę, którą znaczy blizna biegnąca po lewej stronie policzka, przez oko. Według plotek Werner ma powiązania z każdym w tym mieście, a jego kontakty sięgają aż do ratusza i świątyni Ulryka.


Sama karczma nie uległa zniszczeniu podczas Burzy, a budynek wzmacniają ciemne belki. Na szyldzie widnieje zaś szubienica, która symbolizuje poczucie humoru mieszkańców Middenheim. Lokal od dawna cieszy się opinią gniazda rozpusty, w którym można kupić wszystko to co legalne i nielegalne, oczywiście za odpowiednią, czasem wręcz, słoną opłatą. Ostatnia Kropla zasłynęła również z rozgrywanych tu gier karcianych, a stawki o jakie grano, nigdy nie należały do małych, a graczom często towarzyszyły piękne kobiety. Sam Werner zajmował się tym, i nigdy żaden z jego gości nie narzekał, na trafny i celny gust gospodarza.


Jego karczma była terenem neutralnym, i wszystkie waśnie trzeba było załatwiać poza nią. Porządku pilnowało trzech rębajłów, zatrudnionych przez Wernera. Ci w razie problemów, załatwiali sprawę czysto i brutalnie, dlatego też Ostatnia Kropla często bywa wyznaczana, jako miejsce, do negocjacji pomiędzy zwaśnionymi gangami.

Dotarcie do tego miejsca zajęło Sole trochę czasu, choć na szczęście tym razem obyło się bez przygód. Stary kwartał bowiem nie słynął nigdy z uprzejmości ani tym bardziej bezpieczeństwa. Gdy kobieta otworzyła drzwi, od razu spora chmura dymu uderzyła w jej oczy i nozdrza. Gwar, który dobiegał od wewnątrz, sygnalizował że mimo wczesnej pory, przybytek ten nie może narzekać na brak klientów. W głównej sali, przy długich stołach siedzieli kanciarze, szulerzy, mordercy, gwałciciele czyli sama śmietanka towarzyska Middenheim. Kelnerki uwijały się jak w ukropie, nie zatrzymując się nawet by posłać miły uśmiech komukolwiek. Te, które pracowały tu już dłuższy czas, przestały zwracać na co rusz klepiących je po tyłkach, zaślinionych i obleśnych typów. Te, które pracowały od niedawna, co jakiś czas dawały odczuć swoim prześladowcom, wylewając na nich zimne piwo, lub wino. Żaden jednak z nich, nie śmiał nawet wtedy, uderzyć czy zrobić jakąkolwiek krzywdę dziewczynie. Werner ustalał zasady, a z nim mało kto chciał zadzierać. Garłacz, który trzymał pod ladą, nie raz i nie dwa odesłał śmiałka do ogrodów Morra.

Gdy Sole zamknęła drzwi za sobą, a ochroniarze bacznie się jej przyjrzeli i pobrali pięć pensów za wejście, mogła dopiero rozpocząć poszukiwania. Mimo tłumu ludzi, nie trudno było wypatrzeć jej Andreasa Stallart’a. Choć w środku można było dostrzec wiele zakazanych ryjów, jego wyróżniała się szczególnie. Pokryta cała bliznami, lekkim zarostem i brakiem lewego oka, nie mogła przejść niezauważona przez nikogo. A tym bardziej, przez kogoś, którego fach polegał na odnajdywaniu i likwidowaniu problemów.


Stallart wstawał właśnie od stołu, chwiejnym a wręcz pijackim krokiem, w otoczeniu dwóch dziwek i kierował się ku purpurowej kotarze. Wręczył stojącemu tam dryblasowi coś do ręki, po czym został tam wpuszczony. Dwie panienki, uwieszone na ramionach Andreasa, szeptały mu coś na ucho i co jakiś czas chichotały się.

Druga komnata, była udostępniona dla wybranych gości, oczywiście tylko za pozwoleniem Wernera i skromną opłatą. To tam można było, w spokoju pograć czy to w kości czy to w karty, omówić interesy z dala od wścibskich oczu, bądź po prostu rozkoszować się spokojem bez całego zgiełku i szumu. Sole nigdy tam nie była, toteż nie za bardzo znała rozkład drugiego pomieszczenia, oraz jakie panowały zasady, kto ma tam wstęp a kto nie.

Ava Falke

Trening tej hołoty, która śmiała się dumnie nazywać Strażą Miejską, mógł popsuć nie jednemu humor. Może w karczemnych bójkach byli dobrzy, ale słowa takie jak szyk, osłanianie towarzysza, musztra czy współpraca były im zupełnie obce. Nawet walka mieczem czy inną bronią wyglądała...tragicznie, więc po całym treningu Ava opuściła koszary zlana potem i zmęczona. Twarz jej nie wiele mówiła, i tylko ona sama wiedziała, co czuje w tym momencie. Przed nią zapowiadały się długie, męczące dni, jeśli miała wykazać się przed innymi.

***

W milczeniu, z naciągniętym kapturem ruszyła więc przez miasto w kierunku jednej z karczm. Wybór padł na tawernę o wdzięcznej nazwie “Tonący Szczur”, a jej właścicielem jest wielki, brodaty zbir nazwiskiem Johann Stallart.


Karczma ma jedną, niską i zadymioną salę z sześcioma poobijanymi i z grubsza naprawionymi stołami. Bardzo często dochodzi tu do bijatyk, a gdy do środka wejdzie ktoś obcy, wita go dziwna, wręcz złowroga cisza. Jest to również miejsce gdzie można, oczywiście za odpowiednią opłatą, prowadzić szemrane interesy czy przechowywać kontrabandę. Wejścia do niej nie pilnuje nikt, a drzwi co ranek są naprawiane. Okna, dawno już zabite grubymi dechami sprawiają, że na pierwszy rzut oka, to miejsce może wydawać się zamknięte lub opuszczone.
Dopiero odgłosy walki, krzyki, wyzwiska, czy wylatujący ze środka ludzie zmieniają pogląd co do tego miejsca.

Ava weszła do środka i jak zawsze, szybkim spojrzeniem, zaczęła szukać kogoś, kto mógłby jej pomóc. Jak zwykle te same zakazane mordy, które prędzej nadawały się do poczęstowania kogoś żelazem, niż do zdobycia odpowiednich informacji, i już wydawało się że łowczyni opuści lokal szybciej niż sądziła, gdy jej wzrok napotkał...Jensa.


Jens był dość dziwnym człowiekiem. Małomównym, lecz cholernie gwałtownym. Był odpowiedzialny za, przynajmniej cztery morderstwa, lecz jak dotąd straż miejska nie znalazła dowód, by wysłać Jensa na szubienicę. Skurwiel posługiwał się nożem, jakby urodził się z nim w ręku. Twarz jego nie należała do zbyt sympatycznych, toteż nie raz i nie dwa, zdarzało się że dzieci, które wieczorem napotkały go, wracały w objęcia rodzicielek z płaczem i strachem w oczach. Poza porywczością, bandzior był cholernie przewrażliwiony na punkcie swojego wyglądu, bo nawet dziwki nie za specjalnie chciały z nim iść do łóżka, toteż często zapłata..nie była koniecznie w gotówce. Jens miał jednak zaletę. Umiał słuchać i zdobywać informację. Nie wiadomo było, skąd on je bierze, jak to osiąga ale wiedział prawie o każdym wszystko, a przynajmniej tyle ile powinien wiedzieć. Jeśli nie wiedział, była to tylko kwestia czasu i pieniędzy, by takie informacje przekazać zainteresowanym.

Jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Avy, której dał dyskretny znak, że miejsce przy jego stoliku jest wolne…Uśmiechnął się przy tym szeroko, a jego twarz wykrzywił naprawdę, lekko przerażający grymas. Serce najemniczki zabiło szybciej..

Niclas Steiger

Mag postanowił zasięgnąć rady w ratuszu, więc od razu skierował tam swoje kroki. Przedzierał się przez zatłoczone ulice Middenheim, obserwując jak ludzie pracują w pocie czoła. Mury były od bladego świtu naprawiane, i widać było że ta ciężka praca zaczyna przynosić efekty. Gdy tam dotarł okazało się, że obecnie budynek jest zamknięty i każdy interesant jest proszony o udanie się do Gildii Prawników. Ta natomiast znajdowała się w w trzy-piętrowej kamienicy na południowo-zachodnim krańcu Starego Rynku. Sama Gildia była organizacją zarządzającą i reprezentującą zawody prawnicze w Middenheim, a złośliwi twierdzą, że budynek jest idealnie ułożony. Było w tym sporo prawdy, bowiem znajdował się on pomiędzy dzielnicą akademicką, a dzielnicą handlową, z dala od prawdziwych władz miasta. Fronton gildii wychodzi na dzielnicę czarodziei i uczonych.


Gildia poza tym, że zrzesza prawników u których można zasięgać porad prawnych, pełni również inną ważną funkcję. Archiwizuje ona dokumenty prawne miasta, w tym zapisy sięgające czasów postania Middenheim. Od nie dawna, część urzędników z ratusza została tutaj przeniesiona wraz z ich archiwami. Podobno Graf jakiś czas temu, chciał ujednolicić całe archiwum, tak by móc mieć wszystko pod ręką.

Niclas wszedł bez pardonu do środka kierując się ku mężczyźnie, który pogrążony był w jakiś pismach. Co jakiś czas zaznaczał w nich gęsim piórem jakieś bazgroły.


Starzec, bo był przynajmniej dwukrotnie, jeśli nie trzykrotnie starszy od czarodzieja był tak zaaferowany swoją pracą, że nie zwrócił uwagi na gościa. Co jakiś czas drapał się po, wyłysiałej prawie już głowie, i coś mamrotał do siebie.
-Tak...Wilfred jak zawsze dostaje najgorszą robotę. Ech..na Ulryka do dupy to wszystko..Nic się tutaj nie zgadza. Pierdolnik. Jeden wielki… - urwał, gdy podniósł oczy do góry i zobaczył stojącego nad nim Niclasa..
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline