Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2014, 19:49   #2
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Potęga i strach.... Trzecim ważnym słowem w świecie drowów była pozycja. Potęga budowała pozycję z obu tych rzeczy wynikał zaś strach tych którymi się władało... On był zaś kim? W oczach wielu zapewne nikim. Miał moc, dużo mocy... Miał możliwości, dużo możliwości. Obecnie natomiast nie miał niemal nic. Bitwa się skończyła. Miasto przetrwało i minęło kilka miesięcy... Poruszając się wśród grobów miał wiele czasu do przemyśleń. Zyskał anonimowość. Zostawił za sobą wrogów ale i sojuszników. Porzucił Dom któremu służył, który dawał mu ochronę i prestiż ale którego był tylko trybikiem...Tak zbudowany był świat drowów, tak musiało być i tak było od zawsze...

Potem pokazali się oni, ludzie. Czerwony korowód łysielców, myślących o interesach. Wkroczyli w świat kapłanek i nie dali się złamać. Zakwestionowali ten porządek rzeczy. Nie oni pierwsi w tym mieście ale im pierwszym się udało. Oni marni ludzie samce w czerwonych sukienkach. Pogardzał nimi ale nie mógł zaprzeczyć, że dokonali niemożliwego. Obserwując ich z perspektywy nie tak znowu długiego czasu zyskiwali więcej i więcej. Teraz stali się już niemal Domem, powiększyli terytorium i... Niby dalej jedynie handlowali, badali i szukali statku. Bo przecież zawsze oficjalnie tylko to robili czyż nie?

Zuchwali słabi powierzchniowy, żyjący tak krótko i osiągający tak wiele. Oh nie był głupcem, imperium było skorumpowane i podzielone niczym Domy drowów. Jednak patrząc na osiągnięcie czarodziei powierzchni i czarodziei drowów ich pozycji i możliwościom... Sprawa nie wyglądała zbyt imponująco, dla jego dumnej rasy.

Czy obchodziło go czy coś się zmieni w tym mieście za sprawą czerwonych? Wiedział, że się zmieni. Chciał czerpać z tego korzyść i zbudować sobie własną pozycję. Wiele rozważań przychodzi do głowy w trakcie wielu godzin monotonnych wędrówek. Szaraki, statek, czerwoni... Ilość sił które zaczną w końcu naciskać była zatrważająca. Miasto czekały konflikty, dużo większe niż te wewnątrz miasta do tej pory. To wywoła kolejne zmiany i kolejne tarcia. Kości zostały rzucone, drzwi przemian zostały otwarte i nikt nie zdoła ich zatrzymać. Nikt też nie będzie znał wyniku, ani nie będzie w stanie go kontrolować.

On sam musi zacząć wszystko od nowa. Od samego dołu tak jak kiedyś wiele lat temu. Będzie się piał i budował osobistą potęgę. Cierpliwość i czas to rzeczy które zyskał. Rysowały się przed nim jednak ciężki czasy. Musiał zacząć zbierać informacje i uważnie się rozglądać. Przyjdzie mu być ulicznym drapieżnikiem. Kiedyś uznałby to za żałosne. Teraz rozumiał konieczność i wyznaczył sobie nową ścieżkę. Nie miał już Domu i jego powagi za swoimi plecami. Znał jednak mechanizmy działające u góry, to dawało mu przewagę.

Mógł też poszerzyć swoją wiedzę korzystając z Oka, niewiarygodny dar. Nieunikniona była znajomości z kabałą jaka w jego skład wchodziła. Były to drowy z różnych domów o bardzo różnym znaczeniu. Będzie dla nich nowy, nieufność ale i pogarda będą zarówno pewne jak i zrozumiałe. Cóż może jednak na to poradzić? Wypowie kilka frazesów, zaproponuje siebie i swe usługi i nic więcej... Będą go mieć za pionka bez znaczenia. Czy znajomość z nimi prócz widzeń w kuli coś przyniesie to pokaże czas. Wątpił w to jednak.

OKO

Malefic rozesłał krótkie enigmatyczne listy do wszystkich członków “klubu”, że na następnym spotkaniu do grupy dołączy nowy członek imieniem Xullmur’ss. Nic więcej jednak w tych listach nie było. I raczej nie dziwiło to nikogo z “wybrańców Oka”. Bądź co bądź Malefic nie interesował się zbytnio osobami korzystającymi z artefaktu. On tylko pilnował jego działania i dyskrecji samego klubu.

– W końcu. - mruknął z uśmiechem szermierz Vae, paląc list od Malefica, i rozsyłając własną wiadomość do pozostałych członków kabały.

„Spotkanie Nazajutrz o trzecim dzwonie ćwiartki wieczornej. Cel widzenia – do przedyskutowania na miejscu.”

***

– Jak miło ze strony Malefica że nigdy nie zapomina o uzupełnieniu barku. - samiec skomentował do pustego pokoju, wyciągając karafkę wina.
Przez ostatnie tygodnie Lesen nie zmienił się za bardzo. Pozwolił włosom urosnąć, tak by grzywka zasłoniła pusty oczodół, ale nic ponadto. Wciąż gibki i wysportowany, nie wyglądało na to by to drobne kalectwo w jakimkolwiek stopniu utrudniało mu życie.
Być może poza okazjonalnym wchodzeniem w słupy.
– Któregoś z tych dni Malefic zatruje alkohol, i wszyscy pomrzemy jak banda kretynów. - mruknął do siebie, nalewając wina do kielicha by umilić sobie oczekiwanie na resztę.
- Nie zrobi tego, nie jest Tobą. - wyraźnie rozbawiona Maerinidia weszła do komnaty i ruszyła wprost ku samcowi, by odebrać z jego rąk napełniony właśnie kielich - Dziękuję, Lesenie. Miło, że o mnie pomyślałeś. - rzuciła słodko i odwróciła się, by zająć miejsce przy stole. Przez chwilę delektowała się trunkiem, po czym zapytała z wyraźną obojętnością w głosie - Kogo miałbyś nadzieję dziś namierzyć?
– Ranisz mnie tymi bezpodstawnymi oskarżeniami. - odpowiedział ze zbolałą minął samiec, sięgając po następny kielich. – Zresztą, co tak naprawdę o nim wiemy? Skąd pochodzi, jak tak naprawdę kula wpadła w jego ręce, od ilu lat udostępnia ją takim jak my? Kim jest? Jaką mamy pewność że jest podstarzałym drowem którego udaje? Równie dobrze może być personifikacją jakiegoś bóstwa cierpienia, przebranym księciem diabłów, albo polimorfowanym abishai’em, spędzającym wolne chwile na przyglądaniu się jak pleciemy nasze misterne nici za pomocą kuli, z perwersyjną przyjemnością obserwując jak wszystkie nasze plany obracając się wniwecz, sycąc się naszą frustracja i bezsilnością...
- Macie całkiem niezły wywiad, moglibyście to ustalić kiedyś. Jakby wam się nudziło. - wzruszyła ramionami czarodziejka Godeep, mierząc Lesena obojętnym spojrzeniem - Póki co pozostaje nam tylko zaufać własnej intuicji... i węchowi. Niezła grzywka. - skwitowała kpiąco.
– Dziękuję. - odparł serdecznie samiec, mierząc czarodziejkę badawczym spojrzeniem. – Odnoszę niejasne wrażenie, że żywisz do mnie urazę tylko nie bardzo rozumiem z jakiego powodu.
- Jestem po prostu zmęczona. - lekki uśmiech, który pojawił się na twarzy Mae, był nawet szczery - Nie szukaj pułapek i intryg tam gdzie ich nie ma Lesenie, dość masz tych, które same Cię znalazły.
– Szukać spisków tam gdzie są. Użyteczna porada, dziękuje. - przytaknął z aprobatą samiec.
- I po co ta ironia? Wierz mi, jeśli będę czuła do Ciebie urazę, bez wątpienia się o tym dowiesz. - roześmiała się lekko - Chyba, że powinnam? Może masz coś na sumieniu? Nie chcesz mi czegoś wyznać? - w jej oczach pojawiły się iskierki rozbawienia, jednak spojrzenie, którym Maerinidia zmierzyła szermierza, było nadzwyczaj uważne.
– No cóż... - zaczął z ociąganiem szermierz. – Miałaś okazję walczyć z Han'kah w ostatniej wojnie. A tyle ją szukałem na polu bitwy... Więc może żywię do ciebie za to „drobną” urazę. Drobną. - dodał wesoło.
- Nie szukałam jej po to, żeby z nią walczyć i udało mi się uniknąć tej walki. - sprostowała Mae - Urazę możesz co najwyżej czuć do Lolth, że nie skrzyżowała waszych ścieżek… choć to chyba nie jest zbyt bezpieczne, prawda? - kpiący uśmiech znów powrócił na jej twarz - Tak czy owak, nie czuję się winna… ale mogę się poczuć lekko urażona. - kpina przeszła w ostrzeżenie i rozmyła się w słodkim uśmiechu - Coś jeszcze?
Samiec wzruszył ramionami.

Cisza nie zdążyła się zadomowić przecięta ordynarnym hukiem. Han’kah Tormtor pchnęła drzwi z taką werwą, że pofrunęły na ścianę, odbiły się od niej i skończyły wyścig na czubku jej wojskowego buta. Najpierw wnętrze komnaty zaszczycił wielki i idealnie okrągły brzuch pani pułkownik a później ona sama.
- Pieprzone… niewdzięczne bachory… Zafajdane mlekożłopy, czuję się jakbym połknęła sztangę - gderała zajadle. Obiema rękami podparła plecy i wygięta w niemal karykaturalny łuk ruszyła w stronę barku. - Niech mi ktoś przypomni po co mi kolejny zasmarkany imbecyl, który, nim stanie się w ogóle użyteczny, pożre masę moich pieniędzy, cierpliwości, psychicznej-kurwa-równowagi, sprawi, że zaciągnę przysługi by śmierdziela szkolić, wyekwipować, osadzić na intratnym stołku a w finale szumowina, aby udowodnić mi, że był warty moich poświęceń, wbije mi nóż w plecy albo sprzeda za marnego miedziaka…

Drowka zmieniła się znacznie począwszy od figury. Co dziwne Han’kah nie przytyła wcale, z wyjątkiem imponującego brucha, może nawet zlichła w sobie, jakby rezydent jej ciała wszystko co niezbędne do życia zagarniał dla siebie, nie myślał się dzielić i za punkt honoru założył sobie wysysanie jej od środka aż pozostanie skóra i kości. Jeden z policzków pułkownik znaczyła paskudna rozległa poparzeniowa blizna, która nie tyle jawnie ujmowała jej urody co podkreślała jej chłód i surowość. Tylko włosy były niezmiennie piękne, choć teraz nosiły barwę połyskliwego onyksu.
Maerinidia uśmiechnęła się lekko na widok nowo przybyłej, ale szybko odwróciła wzrok, by nikt nie dostrzegł cienia zazdrości w jej oczach.

Do sali wszedł zamaskowany czarodziej. Odziany w szaty uniemożliwiające jego identyfikację czy nawet płeć.
- Witam zgromadzonych jestem Xullmur’ss i mam zaszczyt dołączyć do waszego szanownego grona. Skłonił się lekko. Malefic wprowadził mnie w szczegóły działania artefaktu. Bardzo hmmm... przydatne urządzenie. - poczekał na reakcję pozostałych jako nowo przybyły.
- Niespecjalnie, co drugie widzenie natrafiamy na kogoś nago. - przerwał. – Chwila. Cofam co powiedziałem. Owszem, całkiem przydatne. - chwycił kolejny kielich i nalewając wina wręczył go przybyszowi. - Lesen Vae.
Po czym przechylił się w stronę oficer Tormtor. - „Psychicznej Równowagi”? Naprawdę, Han'kah?
Xullmur’ss przyjął puchar po czym usiadł wśród zgromadzonych. Z zaciekawniem spojrzał na oficer Tormtor, po pytaniu Lesena. Sam pytając:
- Ustaliliście już cel widzenia?
Samiec usiadł przy stole.
– Nie, czekamy jeszcze na jedną osobę. -
Splótł ręce przed sobą i wbił intensywne spojrzenie w Xullmur'ssa.
Neevrae weszła jako następna przesuwając wzrokiem po zgromadzonych. Uśmiechnęła się na widok Mae i Han'kah, Lesen został obdarzony przelotnym spojrzeniem, jako że większość uwagi przyciągał owy.
- Nasze małe zgromadzenie się powiększa. - rzuciła lekko podchodząc do barku i nalewając sobie wina do kielicha. - Z kim przyjdzie nam bawić się w podglądanie? - zapytała Xullmur'ssa siadając.
Tymczasem Han’kah wyminęła Neev uśmiechając się do niej jedną połową ust i poczęła przeciskać się dalej w kierunku najbardziej oddalonego fotela, co nie było wcale takie proste zważając na zawadzający z każdej strony brzuch.
- Pułkownik Han’kah Tormtor - rzuciła niezbyt przyjemnym tembrem w stronę nowego. - Nie dosłyszałam nazwiska. Jesteś psem z plebsu?
- Xullmur’ss, jestem czarodziejem wielebna kapłanko - skinął głową Neevrae. - I wolnym strzelcem jak nazwali by mnie powierzchniowy. Nie należę do żadnego domu co czyni mnie psem według jednych, w oczach innych jestem dobrym współpracownikiem nie zdradzę dla macierzystego Domu. Służę sobie i złotu co czyni mnie kowalem własnego losu i to jest dla mnie najważniejsze.
- Ale też skazuje na byt na własny rachunek i znacznie ogranicza możliwości. Ot takich, jak choćby dostęp do bibliotek czy majątku Domu. Dla którego jako “wolny strzelec” - przewróciła wymownie oczami - nie zdradzisz, ale zdradzisz dla złota. Gra niewarta świeczki. - zauważyła obojętnie iluzjonistka, po czym też się przedstawiła - Maerinidia Godeep, Naczelna Czarodziejka.
Han’kah zatrzymała się w pół kroku łypiąc na maga dość ostentacyjnie a nawet pochyliła głowę jakby mogło jej to pomóc dostrzec co skrywa kaptur. Szybko jednak zrezygnowała, być może powodem był dotkliwy kopniak wymierzony w jej śledzionę. Warknęła lekko i powlekła się do fotela by zapaść się w jego miękką materię i zarzucić stopy na stół.
- Srały żmije będzie wiosna - skwitowała filozoficznie kładąc na czubku swojego brzucha miseczkę pełną suszonych owoców i wrzucając jeden na język. - To kogo podglądamy?
- Ładne słowa tuszujące pewne niedoskonałości - rzuciła kapłanka do nowego i dodała: Neevrae Aleval. Dokładnie… Kogo tym razem będziemy podglądać w prywatnej sytuacji?[/i]
– Oj oj, nie zaczynajmy wznowienia działalności kabały od kłótni. - Lesen uniósł pokojowo ręce, po czym podsunął Han'kah kielich. – Napijmy się, przedyskutujmy możliwe cele. Wciąż mamy potencjalnych kandydatów sprzed paru miesięcy, Keelsorona, Valyrin, Nihrizza. Albo możemy podglądnąć co porabiają nasi nowi przyjele z Thay. Jesteśmy dość mocno z tyłu z grafikiem, ponieważ ktoś dostał ochoty na trzymiesięczny urlop. - rzucił pułkownik znaczące spojrzenie.
- Jako nowy nie będę narzucał żadnej opinii, pozwolę sobie jednak na wypowiedź. Keelsoron z trójki którą wymieniłeś panie jest chyba najważniejszym celem. Szukało go całe miasto, aktywnie walczył…
– Keelsoron to płotka. Osobiście nie zawracałbym nim sobie teraz głowy. -
Lesen uniósł kielich wina, i skinął głową na czarodzieja, zachęcając go by chwycił własny. Mae prychnęła na poły zirytowana, na poły rozbawiona - Keelsoron i Keelsoron… był tu kiedyś taki, co się przy nim upierał. Ta obsesja go zgubiła. - stwierdziła kpiąco - Żaden z niego ważny cel, gdyby miał asa w rękawie, dawno by go użył. Teraz bardziej mnie interesuje, co się dzieje tuż pod naszymi nosami. Mevremas coś knuje z Eilservs. Może warto by było sprawdzić ten trop?
Han’kah zaś oddała oferowany kielich z powrotem kapitanowi Vae.
- W dupę mnie cmoknij. Po winie pali mnie przełyk - Xullmur’ss mógł zauważyć, że wojowniczka nie tyle jest złośliwa w stosunku do niego co złośliwa w ogóle. - Możemy zacząć od Nihrizza. Zakładając, że nie żyje nic się nie wydarzy i będzie można sesje skierować na inny cel nie tracąc kolejki.
Samiec wpatrywał się w czarodzieja jeszcze przez chwilę.
– Oh. - pstryknął palcami. – Jak nieroztropnie z mojej strony, daj mi chwilkę. -
Ruszył do barku, szukając czegoś naprędce, po czym podszedł do czarodzieja.
I wrzucił mu do kielicha długą, wściekle różową słomkę.
– Proszę. -
- Nizhrizz nie jest złym pomysłem, chociaż Valyrin także… - Neevrae zerkęła na Han’kah. - Co się stało z Nihrizzem, co z Valyrin... Chociaż przyznam, że ciekawość dotycząca Valyrin zżera mnie… bardziej.
- Może i lepsza opcja - Han’kah spoglądała naprzemiennie to na swój kielich z winem to na Lesena i różową słomkę. - Nasz nowy kompan wpadł ci w oko czy jak? - Usta jej lekko zadrgały gdy dotarło do niej niefortunne sformułowanie. - W oko. OKO, hehe. - machnęła dłonią. - Bądź tak miły i nalej mi ziółek na zgagę. A Nihrizza przełożymy na kolejny raz. W moim stanie lepiej unikać nerwów a gdyby się okazało, że to kurewska podpucha na pewno z wścieklizny odeszłyby mi wody. Chyba, że… Ślicznotka? Ta jest zawsze w samym centrum sieci intryg.
– Cieszę się że przynajmniej jednej osobie moja aktualna niezdolność do percepcji głębi przynosi niepomierną radość. - mrugnął do Han'kah idąc zaparzyć zioła o które poprosiła.
W drodze odwracając się by na migi, za plecami Xullara, pokazać „No k*rwa, spójrzcie na niego.” z szerokim uśmiechem.
– Oficjele Thay bardziej mnie interesują. Ale jeżeli Neev zgadza się na Ślicznotkę...
- Zgodzę się na nią, jeżeli o to chodzi - odparła Neevrae. - To może dam nać lepsze wejrzenie w aktualne sprawy, niż tropienie naszych znajomych… chociaż i tak będziemy ich podglądać w końcu.
- Nieunikniona oczywistość - przyznała Han’kah i wbiła palce w podłokietniki fotela żeby się podnieść. Kilka razy przeklęła pod nosem własną niezgrabność i “parszywego bękarta” po czym ułożyła dłonie na artefakcie. Z jej ust popłynęły szybkie słowa.

- Nihrizz Tormtor.
Drowka nakryła dłonią usta jakby palnęła coś niestosownego, zaśmiała się żywo, urwanie, i niewinnie wzruszyła ramionami.
- Wybaczcie. Nie mogłam się powstrzymać.
Xullmur’ss spojrzał po pozostałych z zaciekaniem. Był zaciekawiony czy interesy i personalne zachcianki przeważą w oku, czy jednak ktoś się postawi i zwycięży rozsądek czyli np typ Ślicznotki. By wyszukać smoczego maga który raczej żył, były potrzebne cztery głosy. Równie dobrze pozostali mogli wymówić zupełnie inne imiona.
Ale kula w ogóle się nie uaktywniła, zapewne z tego powodu, że wybór Han’kah nie był wyborem reszty grupy.
- Kochanie, nie pora na tropienie starej miłości. - Maerinidia z lekko kpiącym uśmiechem podniosła się by zmienić jedno z krzeseł stojących przy stole w wygodny fotel, po czym miękko usadziła w nim pułkownik Tormtor i wróciła na własne miejsce.
- Jestem za Mevremas, skoro Neev nie ma nic przeciwko. - uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki.
Han’kah wydęła wargi jak rozczarowana dziewczynka, której wyrwano cukierka. Nie zaprotestowała kiedy Mae usadziła ją w fotelu, a nawet puściła oko do czarodziejki kiedy nikt nie patrzył, ot taki drobny sekretny gest, który miał podsumować ich ostatnie spotkanie, rozmowę i nieoczekiwaną rozłąkę. Han’kah wyciągnęła się rozleniwiona i sięgnęła po ziółka na zgagę.
Xullmur kiwnął głową.
- Jeśli żyje, pani, odszedł gdy go potrzebowałaś. Zdążysz go jeszcze za to ukarać -zwrócił się do oficer, po czym skierował wzrok na Maerinidię - Matrona Mevremas to dobry cel. Masz pani moje poparcie.
- Co Ty, nikomu nie znany “wolny strzelec” możesz wiedzieć o potrzebach pułkownik Han’kah Tormtor? - Mae uniosła brew w zaciekawieniu a Han’kah zdublowała ten gest, zaskoczona gorliwym wstawiennictwem czarodziejki. - To było nader odważne stwierdzenie jak na kogoś zupełnie w tym gronie obcego. - nieoczekiwanie uważne spojrzenie utkwiło w masce zasłaniającej twarz czarodzieja.
- Właśnie - przytaknęła jej Han’kah, choć wydawała się nawet rozbawiona tematem i obrotem sprawy.
- Stwierdzam fakty, część potrzeb pani pułkownik jasno wyraziła czyli chęć odnalezienia czarodzieja Nihrizza. Dziękować mu za ucieczkę natomiast, raczej nie zamierza. - Xullmur’ss wzruszył ramionami. Ignorował zaczepki spodziewał się ich, dać się sprowokować to okazać słabość.
Czarodziejka skwitowała jego słowa jedynie zagadkowym uśmiechem, po czym pytająco spojrzała na resztę - Co o tym sądzicie? Mevremas?
- Ucieczkę? - Han’kah powtórzyła słowa maga jakby mełła w ustach mokrą ziemię. Jej mina była przerysowaną dogłębną urazą, jej dolna warga zadrgała z udawanego żalu. - Xullmur’ssie, to zabolało! Jesteś drowem, nie wiesz, że nie wszystko należy gadać na głos? - siorbnęła ziółek i uśmiechnęła się półgębkiem. - No cóż, stawiam pięćset sztuk złota, że nie żyje. Może jednak postawimy zakłady i sprawdzimy? Nie bądźcie nudziarzami, spraaaawdźmy!
- Niezła próba. - roześmiała się czarodziejka, niemniej pokręciła przecząco głową - Minęły cztery miesiące, pół dekadnia niczego nie zmieni. A ja wolę wiedzieć, co się dzieje w cieniach w mieście… zanim stanie się to powszechną wiedzą. Poza tym... - utkwiła rozbawione spojrzenie w pułkownik - ...jesteś mi dłużna herbatkę. Możesz spróbować mnie na niej przekonać do podjęcia zakładu… następnym razem.
- Nuuuudziarze - pułkownik ciągnęła mało poważnym tonem niemniej nie zdawała się ubolewać nad faktem, że została przegłosowana. - Wiecie, ja zaczęłam robotę w przemyśle rozrywkowym i zrobiłam się niebezpiecznie niepraktyczna. A może to przez mój… wyjątkowy stan. Zbrzuchacona robię się kurewsko uduchowiona i melancholijna - wyszczerzyła się, ale zaraz uśmiech zbladł bo dostała serię kopniaków w żołądek. W spontanicznym zrywie ujęła dłoń Maerinidii i nakryła swój brzuch, aby czarodziejka poczuła mocarne razy. -[/i] Kop, kop… sadystyczny… niewdzięczny… cymbale. Zobaczymy czy będziesz też taki hardy po tej stronie brzucha…[/i]
Oczy Mae zrobiły się wielkie i błyszczące, gdy poczuła wierzgającą w brzuchu Han’kah małą istotkę. Jej dłoń wyraźnie zadrżała, choć mogła to zauważyć jedynie pułkownik, do której brzucha owa dłoń przywarła zachłannie, chłonąc tak nieznane jej doznania. Jednak trwało to zaledwie chwilę, czarodziejka szybko wzięła się w garść i tylko ostatnie zazdrosne spojrzenie, jakie posłała ciężarnej mogło sugerować, że coś jest nie do końca w porządku. Niemniej uśmiechnęła się lekko, upijając spory łyk z kielicha - Podejrzewam, że tak właśnie będzie. Będzie bezczelny i krnąbrny. Jak każdy samiec. - dodała, kpiną maskując znacznie cieplejsze tony.
- Przyjmę zakład i o 2000 sztuk złota, następnym razem jednak pani. - skłonił głowę - Musimy być tym razem praktyczni. - wtrącił Xullmur’ss - Jest nam potrzebna wiedza. Służę pomocą wszystkim tu zgromadzonym gdybyście czegoś potrzebowali.
- Dwa tysiące… sporo jesteś w stanie stracić jak na kogoś, kogo egzystencja opiera się tylko na złocie. - nieco melancholijnie skomentowała Maerinidia, nie odnosząc się w ogóle do drugiej części wypowiedzi czarodzieja.
- Przyjmuję! - podchwyciła Han’kah. - Dwa tysiące, następnym razem… Możesz już zacząć odkładać. A tymczasem… eh, pierdolić! - wzruszyła ramionami w geście kapituacji ale pozwoliła, by jej wargi rozjechały się w uśmiechu. - Niech będzie Mevremas… Mniemam, że jeśli nie trafimy na morderstwo to chociaż będzie wymyślne rypanko.
Skinął głową na słowa Han’kah o zakładzie.
– Pod tym względem kula nie zawodzi. - dodał Lesen, stawiając obok Han'kah kubek z zaparzonymi ziołami. – I podtrzymuje swoją ekspertyzę, tysiak na to że Nihrizz żyje i drzemie sobie gdzieś na stosie złota. -
- Przyjmuję również! - Han’kah odebrała kolejną filiżankę z naparem. - Wygląda na to, że znalazłam szybki sposób na nadprogramowe fundusze dla Areny. Wspaniale.
- Jeśli chcesz kolejne… cóż, musisz mnie przekonać. - Naczelna Czarodziejka Godeep uśmiechnęła się psotnie, ale po chwili spoważniała - Jesteśmy w komplecie, mamy zbieżne cele… możemy zacząć? Nie mam niestety całego nocnego cyklu na pogaduchy i widzenie.
-Szkoda - Han’kah przeciągnęła się w fotelu. - Mnie po raz pierwszy od dawna nigdzie się nie spieszy - zamierzała wstać ale chyba się rozmyśliła obrzucając swój brzuch wrogim spojrzeniem. - Lesenie, byłbyś tak dobry i obsłużył nasz uczynny artefakt?
Samiec przytaknął bez słowa i przyłożył ręke do Oka.
– Matka Opiekunka Mevremas. -

Sfera zamigotała i po chwili kuli pojawił się wyraźny obraz jednej z gustownie urządzonych komnat Ślicznotki, z pięknym purpurowym witrażem, przedstawiającym drowkę tańczącą pośród płomienistych pająków.
Mevremas siedziała naprzeciw stolika z rozłożoną partią savy, z zamyślonym wyrazem twarzy. Jej przeciwniczką była Thaula’ur . I trzeba było przyznać, Mevremas była beznadziejną graczką. Każdy znawca tej gry potrafił to zauważyć.
Po kolejnym jej ruchu Thaula’ur rzekła zniechęcona. - Ech… ty się nawet wcale nie starasz.
Władczyni Aleval wzruszyła ramionami. - Mam nad czym rozmyślać.
- Nad czym? - Thaula’ur wykonała ruch.
- Znasz może… Maerinidię Godeep? - zapytała Mevremas, rozpraszając na chwilę uwagę Opiekunki Świątyni Aleval.
- Trochę… a co? - zapytała niewinnym tonem.
- Trochę. - zaśmiała się głośno Mevremas i upiła nieco wina. - Trochę… jesteś pewna?
Kapłanka spojrzała na Mevremas i wzruszając ramionami dodała. - Może więcej niż trochę. Ale co to ma do rzeczy?
- Mała Mae Godeep coś planuje… oczywiście w tajemnicy. - odparła półgębkiem Mevremas.
- A ty teraz będziesz czekała, aż zacznę z ciebie wyciągać ów sekret? - odparła Thaula’ur wstając. - Nie jestem już młodziutką kapłanką, nie dam się nabierać na twój lep.
- Zrobiłaś się strasznie pewna siebie. - rzekła rozdzierającym tonem Mevremas i westchnęła dramatycznie. - Ale niech ci będzie… Mam dylemat.
- Dylemat? Ty? Nie znam bardziej bezwzględnej i stanowczej drowki. - zaśmiała się Opiekunka świątyni.
- Kłamiesz… - wystawiła język Mevremas sięgając po kielich i upijając wina. - I w dodatku mimo tego, że mogę przejrzeć każde twoje kłamstwo.
- No może nie najbardziej bezwzględnej… - westchnęła Thaula’ur siadając. - Więc w czym problem? Co planuje mała Mae Godeep?
- Przyjęcie! Duże wielkie przyjęcie z atrakcjami. Wielka bibka u Godeep na którą ma się stawić cała śmietanka Erelhei-Cinlu. - wyjaśniła Mevremas. - Impreza miesiąca.
- Godeep chce wejść w twoje pantofelki? - zaśmiała się Thaula’ur pocierając podbródek. - Chociaż... stara matrona Siadef, gdy była młoda i piękna, też była ponoć imprezowiczką. Jej przyjęcia były legendarne.
- To prawda. Stara Siadef miała gest. - zgodziła się z nią Mevremas i dodała wzdychając. - A mój dylemat polega na doborze kreacji i odpowiednim wejściu na przyjęcie. Nie może zaćmić imprezy godpodarzy, ale… musi to być wyjątkowe wejście. Jako Ślicznotka powinnam błyszczeć, nie wypada mi inaczej, nosząc ten przydomek. Więc wszystko rozbija się o… równowagę.

- Trzeba było wieszczyć smoczego maga... - burknęła wyraźnie rozczarowana Han’kah. - Jak grzecznie… i mdło. Chociaż - odwróciła się w stronę Mae - zamierzasz mnie zaprosić, co?
- No i się wydało… - uśmiech Maerinidii był wyraźnie zmęczony, ale mimo wszystko szczery i szeroki - “Mała Mae...” - zachichotała i odwróciła się do Han’kah - Kochanie… oczywiście, że zamierzam Cię zaprosić. No chyba, że zamierzasz mi urodzić na sali balowej… - podejrzliwie zmierzyła wzrokiem brzuch drowki i westchnęła, przeciągając się - Tormtor nieźle narozrabiało, ale minęło dość czasu, by ochłonąć. Żaden Dom nie będzie wykluczony. Nic więcej nie zdradzę. - oznajmiła, po czym na nowo utkwiła wzrok w kuli, czekając na dalszą część widzenia. Może zrobi psikusa Mevremas jeśli dowie się, co tamta planuje? Może to widzenie nie będzie aż takie stracone...
Lesen zawiesił tylko głowę.
– Najgroźniejsza Matrona Erelhei-Cinlu... A używa wywiadu do planowania kreacji z wyprzedzeniem. - westchnął.
- Och, samcze. Zupełnie nie rozumiesz powagi tego dylematu. - Neevrae uśmiechnęła się do siebie.
– Zapewne dlatego samce są w oczach Lolth głupsza i słabszą z płci. - przytaknął z powagą samiec. Xullmur'ss jedynie się uśmiechnął pod kapturem.


Przez chwilę rozmowy obu drowek zeszły na faktury i barwy materiałów, oraz kroje sukni. Śmiałe i prowokujące… a jakże. W międzyczasie figury na planszy zmieniały położenie, ale sama rozgrywka toczyła się leniwie i bez polotu. Brakowało w tym strategii i talentu, zarówno po stronie zwyciężającej Opiekunki Świątyni, jak i zwyciężanej Mevremas.
- Jesteś kiepska w tej rozgrywce. - zauważyła Thaula’ur z wyraźnym zdziwieniem.
- Cóż poradzić… nie lubię być ograniczana przez czyjeś zasady. Wolę narzucać własne. - uśmiechnęła się wesoło Mevremas.
- No to masz problem z Thay… bo oni najwyraźniej chcą narzucić nam własne zasady. - mruknęła ponuro kapłanka.
- Doprawdy? - odparła beztrosko Mevremas. - Wątpię, by im się to udało. Jeszcze bardziej wątpię, by próbowali.
- Wprowadzili obserwatora do spotkań matron. - przypomniała Thaula’ur.
- Chcą być na bieżąco z naszymi naradami. Wielkie mi zmartwienie. - wzruszyła ramionami Matrona Aleval. - Przecież widać, że ich Erelhei-Cinlu nie interesuje, zamierzają tu jedynie urządzić ośrodek badawczo-poszukiwawczy. Ich celem jest okręt.
- A ty… zamierzasz ich w tym ubiec? - zapytała Thaula’ur.
- Ja? Ani trochę… Okręt w rękach drowów Erelhei-Cinlu byłby bardziej problemem, niż zyskiem. Nie zdołalibyśmy go rozpracować, a tym bardziej powielić zanim Thay ruszyłoby swymi siłami, by go przejąć. Poza tym... - zamilkła Mevremas, splatając dłonie.
- Poza tym co? - zapytała kapłanka, wpatrując się w swą władczynię.
- Poza tym… mamy dość własnych artefaktów, które używane przynosiły temu miastu nieszczęście. Nie potrzebujemy jeszcze półżywego konstruktu z otchłani szaleństwa. - machnęła ręką Mevremas. - Niech go Thay biorą na swą zgubę. Niektóre przedmioty są jak pocałunek śmierci, moja droga. Ilithidzki okręt należy do tej grupy.

- Hmmm… ma rację… - mruknęła jakby do siebie Maerinidia, pogrążona we własnych myślach. Nadal nie odrywała wzroku od kuli, ciekawa kolejnych tematów rozmowy między członkiniami śmietanki Aleval.
Samiec przechylił głowę, ale nie odezwał się słowem.
- Absolutną. - zgodziła się kapłanka obserwując uważnie to, co się działo w kuli. To mogłoby się skończyć zaiste nieciekawie dla Erelhei-Cinlu.
Han'kah ziewnęła przesadnie.

- Każ przygotować kąpiel łaziebnym. Mam ochotę się odprężyć. - wymruczała leniwie Mevremas.
- A Sava? - zapytała uprzejmie Thaula’ur.
- Wygrałaś. Wygrałaś. - Matrona uniosła ręce w geście poddania. - Możesz się tym szczycić na przyjęciach.
- Nie myśl sobie, że przegapię taką okazję - zaśmiała się wesoło kapłanka wstając z gracją i ruszyła do wyjścia z komnaty.
Mevremas przez chwilę gapiła się na planszę z irytacją, jakby każdy z pionków był jej wrogiem. Westchnęła smętnie i wstała od stołu wyciągając z włosów długie szpile i rozsypując swą misterną fryzurę. Dwie szpile upadły na podłogę. Trzecia ciśnięta nagłym ruchem dłoni wbiła się w zasłonę przy balkonie.
Jakieś ciało zwaliło się na podłogę owijając się w zrywaną swym ciężarem ciała draperię. Charczał i drżał raniony, być może śmiertelnie… Szpieg, zabójca, wielbiciel? Na pewno pechowiec.
Mevremas podeszła powoli to drżącego ciała i szeptała. - Nie bój się. Nie umrzesz. To nie była śmiertelna rana. Nie umrzesz, dopóki nie wyśpiewasz wszystkiego.
Gdy przyglądała się twarzy podglądacza zasłaniając ją niestety swym ciałem, do komnaty wpadła trójka uzbrojonych w sejmitary zamaskowanych drowów.
- Zabrać go na tortury i przepytać. Czy moja kąpiel jest gotowa? - rzekła Mevremas na ich widok.
- Tak Matko Opiekunko. Zgodnie z twoimi oczekiwaniami. Pachnidła i olejki takie jakie lubisz. - wyjaśnił jeden z nich.
- A i nie zapomnijcie o dwunastu plagach kolczastym biczem dla przywódcy mej ochrony. Następnym razem, niech postara się lepiej. - rzekła ni to drwiąco, ni ironicznie podchodząc do drzwi komnaty. Zaś jej strażnicy zabrali się za wynoszenie niedoszłego podglądacza.
- Tak Matko Opiekunko. - odpowiedź jednego z drowów była ostatnim co usłyszeli, gdy wizja uległa przerwaniu.

– No cóż... - zaczął z Lesen, przerywając dłuższą chwilę milczenia. – Jak głupim trzeba być, albo jak dobrych agentów trzeba mieć, żeby szpiegować Mevremas w jej własnym pokoju? -
- Tego się raczej nie dowiemy. - powiedział Xullmur’ss - Gdy Oko się zregeneruje, widzenie rozstrzygające nasz zakład pani? - zwrócił się do Han’kah zakapturzony czarodziej. - Po czym zwrócił się przy wszystkich do Lesena Vae. Słyszałem, że grasuje u was Kosiarz. Z ciekawości zapytam, jakieś postępy w jego ujęciu?
– Wszystko przebiega zgodnie z projekcjami. - wytłumaczył z uśmiechem samiec. – Wybacz że nie wprowadzę cię z szczegóły. -
- Ah tak - pokiwał głową czarodziej - gdyby w tych “projekcjach” był potrzebny dodatkowy potencjał magiczny, daj mi znać. Chciałbym nawiązać z kabałą dobre relacje - zwrócił się już jakby do wszystkich, po raz kolejny. Lepiej żeby mieli go za niegroźnego głupca. - Ten plan usunięcia Kosiarza przez Dom Vae musi być bardzo zawiły. Skoro od miesięcy bezkarnie morduje akurat twoich ludzi.- powiedział Xullmur’ss już bezpośrednio. - Wybacz śmiałość to jednak fakt. - dodał na koniec.
- Nawet nie wiesz jaki ból zadajesz mi tymi słowami, Xullmurze. - westchnął smętnie samiec [i]- Każdej nocy godzinami wpatruje się w ściany swoich komnat, myśląc o drowach których nie udało mi się uratować, zabranych do Otchlani Lolth przed ich czasem, na zawsze pozbpffffffffff ahahahaha [i] - zaczął niekontrolowanie chichotać. - Ahahaha, pozbawionych szansy by, ahahaha. Zapisać się na kartach historii. Odważni samce, ponętne samice, sól naszej ziemi. Podziemi. - kontynuował dalej, śmiejąc się co drugie słowo, aż w końcu zaczerpnął głębszy oddech i machnął z rozbawieniem ręką - Mamy rezerwy. Ale doceniam twoja troskę, naprawdę. Jest tylko jeden szkopuł… Dlaczego miałbym ci ufać. - uśmiechnął się przyjaźnie w stronę zamaskowanego nieznajomego.
- Bo w tej sprawie nie masz nic do stracenia? Gdybyś miał go dorwać sam lub z pomocą Domu czy obecnych sojuszników, już byś to zrobił. Skoro dalej grasuje oznacza to, że raczej nie masz w tej sprawie pola manewru. Potraktuj mnie jak świeży element, może coś zmienię? O ile wprowadzisz mnie chociaż ogólnie w sytuację. Nie musisz zdradzać mi żadnych tajemnic. Suche fakty, które mogą się przydać w tropieniu jedynie.
– To właśnie suche fakty są tajne. - wytłumaczył uprzejmie samiec. – Wezmę twoją propozycje pod rozwagę. -
Xullmur’ss skinął głową.
- No to zakłady na przyszłym widzeniu - Han’kah z nie do końca kocią gracją opuściła swój fotel. - Ufam, że Nihrizz miał w sobie tyle przyzwoitości, że jednak zginął. Kto się ze mną nie zgadza, może obstawić przeciwko. A co do Kosiarza… moją ofertę znasz także, Lesenie Vae. Tyle, że ja nie jestem jak nasz nowy kompan z plebsu, urodzoną altruistką - wyszczerzyła się w asymetrycznym uśmiechu, który podkreślił dołeczki w jej policzkach. - Pomóż mi w negocjacjach z Wilczkiem a ja przyłożę starań, by ta sucz przestała cię niepokoić - pułkownik nakryła dłonią usta. - Ups… czy to był jeden z tych tajnych faktów? Tak czy siak wybaczcie mi moi drodzy, ale was teraz opuszczę. Zafunduję sobie trochę wysiłku fizycznego to i może przyspieszę nieuniknione. Miło byłoby na twoją imprezę Mae wejść z gracją, miast się wtoczyć.
- Zakład na 2000 sztuk złota o Nihrizza przyjęty, pani - skinął głową Xullmur’ss, nie komentując reszty słów pani pułkownik. Z czasem Kosiarz będący jak się okazało kobietą, stanie się dla Lesena Vae problemem palącym. I, o ile nie będzie już wtedy za późno, na pewno będzie chętniejszy jeśli chodzi o współpracę. Wystarczyło poczekać…
- Och, masz jeszcze chwilę czasu na… rozwiązanie tego... problemu. Organizacja balu trochę czasu jeszcze zajmie. - Maerinidia uśmiechnęła się, a potem roześmiała już całkiem głośno, zerkając to na pułkownik Tormtor, to na szermierza Vae - Lesen wsparciem w negocjacjach z Yvalynem? Kochana, już teraz możesz dać sobie spokój. - chichotała nieopanowanie.
- Fakt, twoja pomoc byłaby lepiej rokująca na sprawę ale… nie wiem czego zażądałabyś w zamian. Myślę, że mogłybyśmy omówić to przy herbatce? - zasugerowała w progu Han’kah.
- Będziesz zawsze mile widzianym gościem. Kiedy Ci pasuje? - czarodziejka uśmiechnęła się ciepło, starając się omijać spojrzeniem pokaźny brzuch drowki.
- Chodźby następnego cyklu. Jeśli się nie pojawię uznaj, że… - zerknęła na swoje obfite kształty - coś mi wypadło… - po czym ryknęła frywolnym śmiechem. - Dobre, prawda? Coś mi… - otarła łzę. - Do jutra?
- Do jutra. - mruknęła w odpowiedzi Mae, czerwieniąc się lekko. Wyglądała na skonsternowaną, co usiłowała zamaskować, podnosząc do ust kielich z winem i w zamyśleniu pociągając długi łyk. Kiedy Han’kah zniknęła wszystkim z oczu, westchnęła cicho do siebie i również wstała.
- Jeśli nie macie nic przeciwko, również już was opuszczę. - uśmiechnęła się ciepło do pochłoniętej przez własne myśli kapłanki - Ciebie również mam nadzieję ujrzeć niebawem na... herbatce, Neev.
Neevrae uśmiechnęła się do Maerinidii.
- Przyjdę z wielką chęcią.
-Na mnie już pora, dziękuje za wspólne widzenie. Xullmur'ss skinął głową w geście pożegnania. W wyjściu poprosił jeszcze czarodziejkę Goodep o chwilę rozmowy. cdn...
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 29-09-2014 o 20:21.
Icarius jest offline