Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2014, 15:53   #247
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Karzeł...dlaczego akurat karzeł? Co taki mały, paskudny skurwysyn robił wysoko na upiornym Drzewie, pośrodku wątpliwej jakości ozdób z kości, łańcuchów i gnijącego mięsa? Nie był człowiekiem - tego Julia była prawie pewna. W tym świecie wszystko było tak popieprzone, że gnojek mógł okazać się chociażby zdegenerowanym pomocnikiem Świętego Mikołaja...o ile nie był oczywiście wytworem udręczonego umysłu. Elf-menel...wbrew pozorom brzmiało to sensownie. Po ludziach-wężach i skokach międzywymiarowych, każda kolejna, irracjonalna nawet idea, miała sens. Do tego gość miał żarcie, na widok którego do ust dziewczyny napłynęła ślina, a żołądek skręcił się boleśnie. Dotarło do niej, jak mocno była spragniona i głodna. I zmęczona, potwornie zmęczona, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Z olbrzymią ulgą przycupnęła na swojej gałęzi, wczepiając się palcami w chropowatą korę. Starała się nie myśleć co by się stało, gdyby cholerny pokurcz zepchnął ją w dół. Nie zostałaby nawet przysłowiowa morka plama.

Masa pytań przelatywała J.J. przez głowę, począwszy od tego gdzie jest, a na sensie życia skończywszy, jednak zanim zdążyła otworzyć dziób, karzeł złapał się obscenicznym gestem za jaja i choć okoliczności przyrody wysoce nie sprzyjały okazywaniu wesołości, parsknęła śmiechem nie mogąc zachować powagi. Co chciał osiągnąć - zgorszyć ją, zawstydzić? Chyba nie wiedział na kogo trafił...
- Cześć Doog...mam na imię Julia i nie biorę od czterech godzin. Nie wiesz skarbie, że nigdy nie miesza się interesów z przyjemnością? - spytała go, odwzajemniając wredny wyraz pyska, po czym kontynuowała z uśmiechem - To się zawsze źle kończy. Jak źle - wystarczy spojrzeć na mnie. Jeszcze takiego bad tripa nie miałam. Widzę martwych ludzi i za cholerę nie wiem, czy to Kraina Oz, Śródziemie. Albo Planeta Małp. Mógłbyś mi z tym pomóc? Wyglądasz na kogoś, kto wie wszystko o wszystkim i wszystkich.

- Wymyślne pochlebstwa połączone z odpowiednią ostrością. - Zaśmiał się karzeł. -Takie laski lubię, kocie. Wiesz, dziecinko. Wiedza bywa przekleństwem. Czasami lepiej nie znać prawdy, żyć sobie w błogiej nieświadomości. Wspinać się na drzewo, niczym zdesperowana wiewiórka. Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć, gdzie jesteś? Prawda potrafi być niebezpieczna.

Szeroki, zębaty uśmiech nie schodził z twarzy Julii, a ona sama stała się dziwnie lekka. Wreszcie znalazła istotę, która w pierwszym odruchu nie rzuciła się na nią i choć odbiegała od dość wyśrubowanych standardów, jakie narzucały media i kolorowe magazyny, była na wyciągnięcie ręki - a to już coś. Rozmowa z kimś żywym...jakże jej tego brakowało.
Zachowała jednak ostrożność. Dołączenie do kolekcji zapachowych zawieszek Drzewa - nie, definitywnie coś takiego nie wchodziło w grę.
- Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz...tylko widzisz kochanie, ostatnio nie sypiam zbyt dobrze. Wdepnęłam w niezłe gówno, pewnie już dawno jestem martwa. Mogę wspinać się wyżej...ale co, jeśli na szczycie okaże się, że wóda, dziwki, koks i lasery są w lokalu po drugiej stronie ulicy, a ja trafiłam na zlot świadków jehowy? To by było niezręczne - zachichotała, wzruszając przy tym lekko ramionami - Niewiedza również może być groźna.

- Wiedza. Niewiedza. Mądrość. Głupota. Semantyka. W jednym się nie mylisz. Wdepnęłaś w niezłe gówno.

- Taaa... nigdy nie miałam tak przejebane jak teraz. Fajnie byłoby się z tego wydostać, dla odmiany bez żadnych fajerwerków i dodatkowych atrakcji… ale to pewnie niemożliwe - dziewczyna spochmurniała, spoglądając w górę na gałęzie pełne trupów - Z czegoś takiego po prostu, kurwa, nie da się wyślizgać bez konsekwencji. Powiedz mi Doog’ie, co to za miejsce? Czy...czy ja umarłam?

- Wszystko na to wskazuje, kocie. I to na pewno w jakiś paskudny, skurwysyński sposób. Ale nie załamuj się. Prędzej czy później o tym zapomnisz. Jak każdy.

- Zapomnę...tak jak oni? - wskazała brodą na wisielców - To mnie czeka? Wieczna huśtawka na spróchniałym konarze? Nie za bardzo mi się to podoba...są jakieś alternatywy? Ty wydajesz się być ogarniętym typem i nawet nieźle ci się tu wiedzie - spojrzała wymownie na kanapkę w dłoniach karła - Skąd to specjalne traktowanie, zarządzasz tym burdelem, czy jak?

- W sumie, jak się nad tym zastanowić, to po prostu odpoczywam po ciężkiej pracy. Kanapka, winko, piwko, dupeczki. Normalny, męski odpoczynek. A ty? Po jaką cholerę wspinasz się na ten popieprzony baobab, co?

Julia parsknęła, sięgając do podróżnej torby po dwa batoniki. Jeden odwinęła i wpakowała do ust, drugi wyciągnęła w stronę konusa.
- Coś słodkiego? - spytała z pełnymi ustami - To całe bycie martwym jest przereklamowane, ciągle chce mi się jeść i o dziwo nie czuje pociągu do mózgów. Za bardzo nie wiedziałam gdzie jestem, rzucenie okiem na okolicę wydawało się dobrym pomysłem. Opłaciło się...spotkałam ciebie, choć nadal nie mam bladego pojęcia co to za miejsce Mówiłeś coś o ciężkiej pracy i zasłużonym po niej odpoczynku. Czym się zajmujesz?

- Odcinam dojrzałe owoce. Przycinam. Czyszczę. Karmię kruki. Czasami spotkam się z chłopakami na piwku. W sumie nic wielkiego.

- Te owoce? - J.J. powiodła dłońmi dookoła, pokazując z grubsza trzydziestkę najbliższych zwłok

- Tak. Złe, zepsute owoce. Paskudnie śmierdzą, nie sądzisz?

Kiwnięcie głową miało oznaczać zgodę z wywodem krasnala.
- Po co je hodujecie, czemu niby służy ta cała makabra? Nie lepiej zmienić branżę na coś zdrowszego? - kolejne pytania wyleciały z ust Julii nim zdążyła się zorientować. Odetchnęła głęboko i zamilkła na chwilę, by zaraz jednak kontynuować - Doog’ie czy istnieje chociaż cień szansy, żeby się stąd wydostać?

-Jasne. Ale nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie, kocico. Po jaką sucz wspinałaś się na ten przerośnięty dąbczak?

- Nie jestem jakimś szpiegiem, konkurencją, czy inną padliną...chciałam się rozejrzeć, a nie coś psuć, albo kraść. Wieży Sarumana nie widziałam, jedynie to drzewo. Jest wyższe niż cokolwiek innego w okolicy, punkt widokowy, te sprawy. Nie zauważyłam tabliczki “zakaz wjazdu”, albo “własność prywatna” to się wspięłam. Tyle wysoki sądzie. To nie mój rewir, nie chcę żadnego dymu.

- Po cholerę chciałaś się rozglądać? Nie rozumiem. Zupełnie.

- Jestem kobietą, skarbie. W tym co robię nie musi być żadnej logiki - Julia uśmiechnęła się rozbrajająco i zatrzepotała rzęsami -To jak z koniecznością posiadania ośmiu par takiego samego modelu butów, różniących się jedynie kolorem… nie ogarniesz. Postaram się to więc wyłuszczyć jak najprościej. Szukam wyjścia i kilku odpowiedzi. Najistotniejszą jest ta na pytanie “gdzie ja, do chuja, jestem?”. Na Drzewie...ale w jakim świecie? Rozumiem obudzić się w obcym łóżku, przy obcym facecie...albo dwóch, ale coś takiego? Trochę za ostro popłynęłam.

- Zdechłaś, kochanie. Zapewne boleśnie i paskudnie, zabita w sposób rytualny. Jesteś w ... nazwijmy to dla uproszczenia .. piekle. W takim specjalnym miejscu dla ofiar rytuałów czarnomagicznych. Na drzewie mocy. Tutaj będziesz błąkała się po kres czau. Czyli w chuj długo. Aż znajdziesz odpowiedź, co zrobić, by się stąd wyrwać. I tak osiągnęłaś więcej, niż te zgniłki, które tylko wiszą i przeżywają swoje personalne koszmary, aż ich odetnę. Ja lub moi kolesie od browarka.
Karzeł smarknął głośno, prosto na konar.
- Cholerna wilgoć. Oddychać nie można. No dobra. Jak się czujesz wiedząc, że kopnęłaś w kalendarium, na dodatek jako ofiara dla jakiegoś bóstwa. W tym przypadku to konkretnie jedno z wcieleń samego Nyarlathothepa więc powinnaś czuć się wyróżniona. Teraz możesz szukać wyjścia, tej odpowiedzi, co zrobić, by stąd wyjść. Albo się zabawić. A propo zabawy, zawsze możesz poskakać na biednym karzełku. Nie obrażę się. Zawsze to lepiej niż gadać z trupami.

- Wiesz, też jestem trupem, amigo… lubisz “na śpiocha”? Ewentualnie jak w Re-penetratorze. Na wszystko jest metoda - mrugnęła do karła, a lewy kącik jej ust powędrował do góry. Skurczybyk wreszcie zaczął gadać z sensem, musiała się skupić. Zamknęła oczy, próbując uporządkować wszystkie zasłyszane rewelacje. Gadzia wersja Rodrigueza ją zabiła, zaszlachtowała wręcz niczym świnię w rzeźni...a może Julia sama dała dupy, wyskakując na solo z Ailuj? Nie no, konus jasno powiedział, że tu chodzi o rytuał, czyli pierwsza wersja wydarzeń była tą oficjalną. W tym miejscu pojawiało się pytanie - dlaczego widziała morderstwo z boku, a nie z własnej perspektywy? Co by się stało, gdyby jednak została na DESTINY - stałaby się jednym z kolejnych wisielców? Pewnie nie trwałoby to już długo. Ten cały Nyarlathothep...a raczej jedno z jego wcieleń, przez które J.J. odłożyła łyżkę, miało inne plany.
- Szach mat chrześcijanie, islamskie kebaby i pozostała gromado religijnych zjebów - burknęła z rezygnacją, oplatając ramionami zgięte kolana - Wyróżniona? No rzeczywiście mnie kurwa zaszczyt kopnął, że ja pierdolę. Jak mam się czuć? Zdradził mnie jedyny typ, któremu ufałam. Zrobił mi z dupy jesień średniowiecza, pochlastał nożem jak dziwkę z AIDS’em. Do tego się okazuje nagle, że zrobił to dla jakiegoś Niuniothepa o którym pierwsze słyszę. Pięknie kurwa, po prostu pięknie. - o dziwo mówiła spokojnie, lekko zmęczonym głosem. Zupełnie jakby relacjonowała obejrzany w telewizji film - Jak się czuję.... chcesz wiedzieć jak? Jestem wybitnie wkurwiona i mam ochotę wygryźć tchawicę kolesiowi który mnie tak urządził. Tyle, że pewnie gdy wrócę do swojego świata, o ile jest to w ogóle wykonalne, wskoczę prosto do obdartej z mięsa kupki gnatów. Muszę znaleźć sposób, by mu pokrzyżować plany, zemścić się. Nasrać na wycieraczkę. Cokolwiek, byle nie czuć się jak ostatnia ofiara. Nienawidzę tego.

- Wybacz, kocie, ale ty jesteś ofiarą. Pewnie nie ostatnią, ale ofiarą na pewno. Musisz się s tym pogodzić. A zemsta. Cóż. Jeśli jej pragniesz, mogę ci pomóc. Ale - spojrzał na nią chytrym wzrokiem - coś, za coś. Przysługa za przysługę. Pomoc za pomoc. Jasno się wyrażam?

- Chcesz żebym ci popuściła szpary? Nie ma problemu, Mordo - Julia rozłożyła zapraszająco ręce - Obie strony coś od siebie dają i obie coś otrzymują. Wiem jak to działa, jestem kobietą interesu. Biznes jest biznes. Ode mnie masz pełen pakiet, a co proponujesz w zamian? Jak mogę się odegrać na tym pojebie, skoro utknęłam w piekle? Szczegóły, proszę.

- Seks może być tylko uzupełnieniem współpracy
- wykrzywił się karzeł złośliwie. - Zabijesz kogoś dla mnie. Jednego małego złamasa. A ja w zamian za to zaprowadzę cię do wyjścia stąd. Pasuje ci taki układ, kocie?

- Wyjście powiadasz...a gdzie ono prowadzi i co najważniejsze, czy po tej drugiej stronie będę w stanie działać, czy przeniosę się tylko po to, by nagle odkryć, że zostałam pełnoprawnym trupem? To by była lipa tak trochę - prychnęła zniecierpliwiona - Jeśli wszystko będzie grało, wejdę w ten układ. Morderstwo za wyjście ewakuacyjne.Więc… jak to będzie wyglądać i kto jest celem?

Karzeł zaśmiał się ochryple, poklepując łapkami uda. Uchylił cylindra kłaniając się lekko Julii.
- Brudna, zepsuta, sprośna, ładna i na dodatek bystra. Chyba się z tobą ożenię, kocie. Wyjście pozwoli ci żyć. Opuścisz piekło, w którym teraz jesteś. To chyba jedyna droga. A zabić musisz niegroźnego pokurcza. Mogę cię do niego zaprowadzić, chociaż znów czeka cię wspinaczka. To co? Idziemy? Ja pokaże ci moją dziurę, tą w której mieszkam. Ty możesz pokazać mi swoją, w której ja zamieszkam na kilka miłych chwil. Potem zdrowe, oczyszczające morderstwo i droga do wyjścia.
Karzeł podniósł się niezgrabnie.
- Idziemy? Bo droga długa.

- Jedna rzecz Doog’ie. - dziewczyna również wstała, lecz z miejsca się nie ruszyła - Dlaczego sam nie wyrwiesz tego chwasta? To jakiś kocur-rozpierdalacz, strzelający laserami z oczu jak Peruwiańczycy? Chcę chociaż pobieżnie wiedzieć komu ożenię kosę, ot babska fanaberia. Jak mówiłam wcześniej- nie ogarniesz.

- Facio nie stanowi zagrożenia dla takiej ostrej kotki, jak ty. Spokojnie. Relaks. Bez nerwa. A zabić go nie mogę, bo to mi ktoś cholernie bliski. Więzy krwi. Zasady. Mogę za to potem oberwać od jego tatuńcia. A mimo, że synek to knypek to tatuńcio, tatuńcio to największy zaganiacz na tym i innych drzewach. Kiedyś robił na samej górze, ale potem wyleciał i rządzi dołem. Twardziel nad twardziele. Gdybym pożenił knypkowi kosę sam, tatuńcio zrobiłby ze mnie zgniłe jabłuszko. Kiedy ty to zrobisz, tylko bezradnie rozłożę ręce i powiem, że zwiałaś i tyle cię widzieli. To decyduj. Bo ja muszę spadać. Wpadasz do mnie do dziury. Pijemy coś, bawimy się i idziemy na szybką kosę, czy zostajesz tutaj i idziesz dalej oglądać widoczki?

Zaufać konusowi...jasne. Gość pakował ją w jeszcze większe szambo, ale jaki miała wybór? Nikt nie gwarantował, że kolejna napotkana osoba będzie w ogóle chciała z nią rozmawiać. Alternatywnie już mogła kręcić sobie pętle na szyję, by powiększyć grono wisielców. Jeśli ma zdechnąć, zrobi to przynajmniej próbując czegoś dokonać. Śmierć...czy ktoś martwy mógł ponownie umrzeć? Nie miała czasu na podobne rozmyślania. Wężowa morda zapewne kończyła już swój rytuał.
- Nie Doog’ie, zajebiemy chuja z marszu. Najpierw obowiązki, potem przyjemności, a im szybciej to załatwimy, tym lepiej. Mam umówioną rzeźnię w swoim świecie - Jablonsky poklepała zatknięty za pas nóż i z uśmiechem położyła karłowi dłoń na ramieniu - Zmieńmy lokal mordeczko, tutejsza atmosfera ssie. Rzygam już tą padliną.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline