Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2014, 21:45   #105
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję MG, Kermowi, AE za dialogi! AE nie opuszczaj nas!


- Była piękna więc nic dziwnego, że po takiej stracie niebiosa nawet ronią łzy... - powiedział sam do siebie do nitki już przemoknięty gawędziarz.

Bert nie mógł przeboleć, że gdyby działali sprawniej, szybciej i pewniej mogliby nie tylko uratować Heidi, ale może i uniknąć starcia mentalnego Arno z Napoleonem. Aktor był zdecydowanie słabszą stroną, bo mimo iż był zapewne mądrzejszy, starszy i bardziej doświadczony od krasnoluda to jego choroba sercowa uniemożliwiała mu nawet odbycie przecież nie tak strasznej - chociaż zupełnie niepotrzebnej - kary jaką nałożył na niego Hammerfist. Dobrze chociaż, że Napoleon nie wyjawił całego zajścia strażnikom dróg. Zapewne nie chciał całej sprawy komplikować tym bardziej, że sam za swoje przewinienie nie został ukarany, a wieloletni przyjaciel wybaczył mu tak podłe zagranie.

Słowa Arno kiedy ten trzymał Gerardesa wydały się Winkelowi niedorzeczne, ale kiedy okazało się, że impresario jest mutantem noszącym na ciele pożerające jego ciało znamię wszystko stało się jasne. Bert w jednej sekundzie zrozumiał, że Olga mówiła prawdę i Heidi faktycznie zakochana była w Gerardesie. Nie wiedziała jednak, że to mutant, który tylko kiedy ktoś dowie się o jego odmienności bez wahania zabije... nawet osobę, która uważała go za przyjaciela.

Pamiętając śmieszne pogróżki Olgi gawędziarz niemal się roześmiał do łez, a jego oczy zrobiły się czerwone jakby zaraz miało się tak stać. To on im pomaga wyjść cało z opresji, szuka zabójcy bliskiej im Heidi aby usłyszeć od tej starej zbereźnicy, że zamierza uwieść Herberta i nic jej w tym nie przeszkodzi? Może nic, ale kilka słów Berta czy odpowiednio spisany list zapewne namieszałby zdrowo w jej podstępnym planie. Mimo iż mógł Winkel jednak nic nie powiedział. Nie chciał sobie robić dodatkowych wrogów, a słowa Olgi zwyczajnie go rozbawiły. Jak obiecał, że nikomu nie wyda kopulacji jej ze zboczonym karłem to słowa dotrzymał.

***


Kaisernabel było małą mieściną otoczoną równie skromną palisadą. Zamknięta brama zaledwie po kilku uderzeniach kułaka uchyliła się ukazując w swym świetle starego, znudzonego strażnika. Mężczyzna na szybko zlustrował podróżnych po czym wpuścił ich do środka. Początkowo Bert nie dostrzegał żywej duszy co było nawet zrozumiałe. Sam w taką pogodę siedziałby w domu czytając opasłe księgi albo spisując swoje i swych przyjaciół przygody. Kiedy wraz z Jostem i Arno rozglądał się za jakimś suchym, przytulnym lokalem nagle do jego uszu dobiegły charakterystyczne dla tłumu zawodzenie. Zaraz za rogiem Winkel ujrzał jego źródło. Nigdy nie podejrzewałby, że w tym mieście może być tylu ludzi! Wszyscy stali wokół okrągłego dołu, a nieliczni bogacze prostowali się dumnie nieco dalej - na drewnianej platformie, pod solidnym zadaszeniem.

Podróżnicy szybko zaczęli się przebijać przez tłum kierując się w kierunku dołu kiedy przemowę zaczął charyzmatyczny halfling. Z tego co mówił karzeł nie wiele szło początkowo zrozumieć. Bert poznał jednak Magistrata Burgera, któremu niestety bogowie dali urody niesamowicie nieproporcjonalnie mniej niż złota. Kiedy Burger odszedł tłum zaryczał jeszcze raz po czym też zaczął się przerzedzać. W dole było widać zmasakrowane zwłoki domniemanych dezerterów i potężnego, półnagiego ogra, którym był zapewne przedstawiony Montag Niepokonany.

Malec wspomniał, że ogr był do wynajęcia na co Winkel uniósł jedynie brwi. Gawędziarz nie wiedział jednak, że ta informacja przyda mu się szybciej niż mógł się tego spodziewać. Winkel nie byłby sobą gdyby nie dowiedział się, że halfling Trampfoot jest jedyną osobą, której ufa potężny szampierz...

***


Karczma była duża, wygodna, sucha i... niesamowicie droga. Tylko jeden Winkel wie jak ciężko było zbić cenę oberżysty Eryka do ośmiu Złotych Koron za skromny pokój z wyżywieniem. Pierwsze za co zabrał się Winkel to wyrzucenie swoich przemokniętych racji i zmiana ubrania. Bert nie mógł uwierzyć jak wielką ulgą może okazać się ubranie suchych ciuchów. Po dłuższej chwili był tylko on, Jost, Arno i suche, soczyste jedzenie wraz z ciepłym, aromatycznym piwem. Mimo iż gawędziarz unikał wcześniej poruszania tematu ostatniego zachowania Arno to nie mógł dłużej wytrzymać. Znał Arno i wiedział, że krasnolud nie zrobi po jego myśli. Nie przeprosi, nie obieca poprawy. Rozmowa była tym trudniejsza, że po kilku zdaniach Bert został sam z Jostem. Krasnolud nawet nie uważał, że zrobił źle. Jak można nie zauważyć tak oczywistego błędu? Bert by się zamartwiał przez długi czas gdyby nie Schlachter, który uważał podobnie jak on. W tej kwestii oni zgadali się jak jeden mąż. Arno chciał odejść, ale chyba zarówno Bert jak i Jost liczyli na to, że krasnolud się rozmyśli i zostanie z nimi obiecując, że nigdy już tak niefortunnie nie postąpi...

Winkel nie miał czasu rozmyślać nad tym co się właśnie stało, bo do stolika jego i przepatrywacza zbliżył się młody, niewątpliwie bogaty mężczyzna. Jego ubranie było skromne, ale eleganckie. Gawędziarz sam posiadając wyższy statut zapewne nosiłby się podobnie. Nigdy nie podobały mu się złote, mocarne ozdoby, drogocenna biżuteria i przepych pod wieloma innym postaciami. Nie do pominięcia był solidny, zwisający u pasa rapier oraz kulturalny ukłon szlachcica kiedy podszedł do stolika przyjaciół z Biberhof.

- Pozwólcie, że przedstawię się. Me imię to Edward von Oberweiss. Zapytać chciałem, czy mogę kupić wam panowie nowy dzban piwa, podczas gdy słuchacie mej propozycji interesu, z którą przychodzę do was?

"Oby tylko nie walka z Montagiem" pomyślał Jost, gdy szlachcic wspomniał o interesach.

- Proszę siadać, panie von Oberweiss. - powiedział, podnosząc się z miejsca. - Proszę spocząć. Poszukuje pan może zwiadowcy? - spytał.

- Dzień dobry Panu. - powiedział Winkel uprzejmie wstając. - Nazywam się Bert Winkel. - dodał gawędziarz kłaniając się nisko. - Jak powiedział mój towarzysz proszę spocząć. Z chęcią wysłuchamy Pana propozycji, a i podarkiem nie pogardzimy. - chłopak czekał aż szlachcic usiądzie po czym sam spoczął.

- Mój ród ongiś rządził Kaisernablem i okolicznymi ziemiami. – szlachcic zaczął poważnie. – Do czasu, gdy ten głupiec, dziad mój, zaprzepaścił dziedzictwo, wydając fortunę na hazard i kobiety. Ma rodzina, Obeswissowie, wpadli w długi i musieli oddać ziemię wierzycielom, grupie kupców, jako zastaw na poczet spłaty zadłużenia. Rodzina dostała dwadzieścia lat, aby zwrócić co winną była co do korony, ze słonym procentem. Mój ojciec – wzrok mężczyzny utkwił w twarzach Biberhofian – zaharował się na śmierć odrabiając dług, po czym ja przejąłem spuściznę. W końcu mam złoto do spłaty ostatniej raty i w samą porę, bo w tym roku upływa dwudziesta rocznica. – Służka przyniosła dzban, a Edward z grzecznościowo polał Biberhofianom przyjemnie ciepłego grzańca. – Magistrat Burger odmówił przyjęcia i nie uznał mego roszczenia. – Na opanowanej twarzy szlachcica złowrogo zagrały mięśnie policzków. – Wygląda na to, że drogi włodarz polubił niezmiernie swą pozycję władzy i nie ma zamiaru z niej zrezygnować. Z Ogrem pracującym jako jego czempion, nikt nie może uczciwie stawać wyzwaniu dochodzenia swych praw. Burger podnosi podatki i żelazną ręką bez skrupułów sprawuje swą politykę. Kupcy lepią się do Magustrata jak pszczoły do nektaru licząc na przywileje i uniknięcie jego gniewu. Jeśli ja, ostatni von Oberweiss, nie zdołam w ciągu następnych trzech dni dochodzić swego roszczenia, me ziemie na zawsze przepadną we władanie kupców. - Spojrzał po Bercie i Joście poważnie. - Zapłacę każdemu z was po sto koron, jeśli zdołacie pozbyć się tego łotra Montaga z obrazu jaki się maluje na zgubę mą i tego miasta. Dwadzieścia teraz a resztę, gdy me włości zostaną mi zwrócone. – Wyjął z kieszeni piękną, niebieską sakiewkę i położył na stole między sobą a Stirlandczykami. – Nie oczekuję, że pokonacie Ogra w arenie. Cóż, to byłoby wszak samobójstwo... Tak jak ci dzielni żołnierze oskarżeni o dezercję... – Westchnął przymykając oczy i potrząsł głową. – Nie dbam o to jak się tym byście zajęli, aby się pozbyć olbrzyma, o ile zniknie na dobre. Zranienie Ogra nie wchodzi w rachubę, bo Burger zwyczajnie przesunie termin uprawomocnienia orzeczenia, co zgodnie z prawem zrobić może o tydzień, czas potrzebując na znalezienie nowego szampierza. A w tym czasie Ogr wydobrzeje. Zatem Montag albo zginąć musi lub być zmuszonym do opuszczenia Kaisernabel. Wtedy wyzwę Burgera starożytnym prawem sądu bożego i stanę do walki z każdym innym szampierzem, którego zatrudni Magistrat – zapewnił szczerze.

- Macie Panie jakieś księgi odnoszące się do aktualnego prawa stanowionego w mieścinie? - zapytał Winkel pijąc ciepły trunek. - Musiałbym wypożyczyć kilka takich dzieł aby je szybko przestudiować i znaleźć coś dzięki czemu będziemy mogli pozbyć się ogra.

- Gdyby takie proste to było, to bym wrócił do domu ojczystego z prawnikiem a nie mieczem. - Rozłożył ręce. - Tutaj prawem jest magistrat.

- Chyba nie uważa Pan, że jedynym wyjściem jest podstępne zamordowanie ogra? - zapytał Winkel patrząc na szlachcica. - Mimo iż Pańska sprawa jest słuszna nie możemy w ten sposób postąpić…

- A czy oni nie mordują zasłaniając się prawem? - zapytał niewesoło szlachcic. - Nie wykluczam takiej drogi, choć może są i inne, aby skłonić brutala do opuszczenia tych ziem. Angażować osobiście nie mogę się w to, bo jeśli na jaw by wyszła ma intryga, to cóż... przepadnie baronia… wszystko czemu życie poświęcił mój ojciec, jak i cel mego życia.

- Skłonić brutala do opuszczenia tych ziem… - zamyślił się Winkel. - Mam plan. Dziwny, ale jednak. Przyjmujemy Pańskie zadanie, ale… w tym przypadku nie gwarantuję powodzenia. Zrobię jednak wszystko aby nam się udało.
Szlachcic zniósł kielich do góry, potem wypił do dna i odstawiwszy na stole wstał, ukłonił się lekko.

- Powodzenia.

Odszedł zostawiając na stole sakwę.


- Jaki masz plan? - spytał cicho Jost, gdy za ich zleceniodawcą zamknęły się drzwi. Sam nie miał żadnego pomysłu i nie spodziewał się by w najbliższym czasie cokolwiek wymyślił.

- Najpierw poczytamy na temat ogrów. - powiedział Bert. - Możemy poświęcić na to dzisiejszy dzień i część jutrzejszego. Myślę, że najlepiej będzie sprawić aby szampierz sam chciał opuścić mieścinę. Najpewniej posłucha głosu swego serca… - dodał Winkel uśmiechając się.

“Głos serca” skojarzył się Jostowi z zakochaną ogrzycą. Skąd niby można by taką wziąć? Już pewnie prędzej znalazłby się drugi ogr, którego można by wynająć. Ale skoro Bert ma jakąś nadzieję…

Bert - jak już mówił Jostowi - miał pewien plan. "Głos serca" to jego zadanie. Gawędziarz chciał aby ogr sam odszedł zostawiając zapewne swojego przyjaciela halflinga. Jest to jednak zadanie bardzo trudne dlatego też Winkel miał misję dla Josta. Przepatrywacz będzie myślał nad zleceniem, które przerośnie ogra na tyle, że ten w czasie wykonywania go umrze. Na przykład będzie pomagał przy burzeniu i coś na niego spadnie. Będzie coś przenosić po niestabilnym gruncie i wpadnie do dołu skręcając sobie kark. Bert wolał tego uniknąć, bo było to brutalne, ale... jak powiedział szlachcic oni również mordują niegodziwie zasłaniając się prawem. Mimo iż Montag był jedynie tępym narzędziem to właśnie niego należało się pozbyć. Przed przyjaciółmi z Biberhof było ciężkie w realizacji zadanie... przydałaby się pomoc Armo. Jednak czy krasnolud zostanie z nimi przyznając się do błędu?
 
Lechu jest offline