Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2014, 23:28   #215
aveArivald
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Niziołka przeszły ciarki. Niemal przez skórę czuł, że gdyby choćby trochę dłużej pozostali w tym, bez wątpienia, plugawym i przeklętym miejscu to... Cóż... Z jednej strony, wyobraźnia podsuwała mu okropnie powykręcane zwłoki przysmażane nad ogniem przez trolle a z drugiej... tak na prawdę, to w życiu żadnego trolla nie widział. Mało tego, przecież spędzili w szczelinie skalnej całą noc i żadne potworne paskudztwo im snu naruszyć się nie ważyło. Jeśli w ogóle tam coś było.

Ale ptaki. Ta cisza zalegająca w szczelinie. Bard był szczególnie wyczulony na dźwięki, których tam zwyczajnie brakowało. Cisza tam panująca wręcz raniła jego zmysł słuchu. Jedynie szuranie ostrożnie stawianych kroków, oddech i bicie serca.

Owszem, naopowiadał towarzyszom, co mu wyobraźnia i niewątpliwie też wiedza, a jakżeby inaczej, podsunęła, jednak tak na prawdę... tak na prawdę to nie miał pojęcia, czym mogło być to miejsce. Napawało go grozą, pobudzało wybujałą wyobraźnię i krzyczało wręcz: To nie wasze miejsce! Odejdźcie stąd! Odejdźcie!

O tak, niziołek z wielką niecierpliwością wypełnił rozkaz milczących czaszek. W końcu wyszli ze szczeliny i... cóż, teraz to miejsce już się nie liczyło. Zostawiali je za plecami a przed sobą mieli...

Miękka zielona trawa łaskotała go w palce, wiatr i szelest liści przyniosły odprężenie. Orin zaczął nawet w głowie szukać rymów do „miejsce” i „odejdźcie”, aż tak na duszy się mu lżej zrobiło. W każdym razie myśl o zapomnianym przez ludzi a zapewne bogów także miejscu towarzyszyła mu podczas dalszej wędrówki, lecz teraz nie paraliżowała strachem, lecz fascynowała. Nie to żeby chciał tam wrócić, po prostu... doświadczył czegoś strasznego i wyszedł z tego cało. To było warte chociaż krótkiego wiersza. Może nawet zabawnego limeryka.

Wędrowali dalej. Skalne szczeliny porośnięte przez rozsianą po nich roślinność urzekały barda swą malowniczością. Zadzierał głowę tak długo, że w końcu zaczął boleć go kark, chociaż to było jego najmniejszym zmartwieniem. Był przekonany, że w końcu chwilę odpoczną. Moment wytchnienia był czymś, czego niziołek potrzebował już od dłuższego czasu. Nie miał tak długich nóg, jak dwójka jego ludzkich towarzyszy toteż przebierać nimi musiał niemal trzykrotnie szybciej.

Jednak po upolowaniu królika niedługo nacieszył się chwilą odprężenia. Właśnie chrupał nieziemsko smaczne mięsko. Takie soczyste. Z kruchą skórką przypaloną nisko nad ogniem. Z delikatnym aromatem porąbanych drewienek. Cóż, pewnie i dlatego nic nie zauważył ani nic nie usłyszał. To Cathil wstała i... zaczęła się skradać powoli oddalając od Orina i kata...

Bard spojrzał na kata, następnie na Cathil i znów na kata. Z jednej strony był ciekaw, co też mogła wypatrzyć łowczyni a z drugiej… bał się, że jeżeli nie było to zaciekawione ich obecnością zwierzątko to oto wpadną kolejny raz w zasadzkę. Możliwe nawet, że tych samych prześladowców. Tym razem jednak, gdy dostrzegł, że łowczyni po pojedynczym obejrzeniu się na obozowisko podąża dalej, postanowił podjąć ryzyko.

W milczeniu, chyłkiem, podszedł w kierunku Cathil. Nie za blisko, żeby nie hałasować ani jej nie przeszkadzać, ale też niezbyt daleko coby jej nie zgubić z oczu. Wysupłał procę i podniósł z ziemi niewielki kamyk gdy nagle podskoczył z przestrachu.
-Jeśli tam jesteś, pokaż się! Nie zrobię Ci krzywdy!
Schowany już za załomem skalnym niziołek dopiero po chwili zorientował się, że krzyczał kat a nie nikt obcy. I nie chodziło mu bynajmniej o biednego Orina. Niewiele myśląc wcisnął się w ciasny kąt i czekał z bronią gotową do użycia. Był przerażony, owszem, ale mówią przecie, że ponoć ci najbardziej przerażeni są właśnie najbardziej niebezpieczni.

Usłyszał zawołanie Bernarda po raz drugi, echo poniosło je dalej. Czyli jednak kogoś dostrzegli. Człowieka zapewne. No bo kogo? Usłyszał kroki. Była to Cathil, jakaś taka wkurzona. Orin ruszył za nią w podskokach, raczej nie mających nic wspólnego z radosnymi, niziołczymi pląsami.
- A więc to oni? Widziałaś jego twarz? To jeden z tej bandy? - Orin pękł wypuszczając z siebie lawinę pytań. Łowczyni pokręciła głową przecząco.

- To nie oni… Ale to nic nie zmienia. Musimy się stąd wynosić nim wrócą całym stadem.

- Uchodzić… - kat westchnął i przejechał zdrową dłonią po twarzy. Wymiana zdań, która nastąpiła wiele dała Orinowi do myślenia. Kat niewątpliwie mógł mieć rację.

- A ty? - Cathil zwróciła się do niziołka.

- Jaa… - zaczął zmieszany i niepewny.
Myśli kotłowały się mu w głowie. Bernard, Cathil... Cathil, Bernard... Z jednej strony jego ciało błagało o odpoczynek a psychika protestowała gdy myślał o dalszej ucieczce. Z drugiej strony przyjaźń z łowczynią i ufność w jej niewątpliwe umiejętność wykaraskiwania się z tarapatów... No i dalsza wędrówka do... No właśnie. Orin dobrze pamiętał po co wędrują jednak sam musiał przyznać, że nie wiedział... jak? Którędy? Dokąd? Nie do niego należało wytyczanie kierunku, niezbyt się tym przejmował, nie zawracał sobie dotąd tą kwestią głowy...

Kogo słuchać, kto ma rację, kogo poprzeć? Cathil dość szybko oddaliła się od obozowiska.
- Jeżeli chcesz śmierci, mogę ci ją dać, ale nie próbuj ciągnąć innych za sobą, tylko dlatego, że boisz się umierać sam.
Niziołek podążył wzrokiem za oddalającą się łowczynią. Nagle w jego głowie pojawiło się proste acz przejrzyste zdanie wypowiedziane starczym głosem...

“Podążaj za śpiewem i pięknem dziewczyny”.

Czy Cathil była piękna? Trudno mu było w tamtej chwili raz i dwa orzec, jednak przekonany był, że stojący obok kat do ludzi pięknych nie nelaży.

Niewiele dłużej myśląc zaczął biec ile sił w nogach mu ostało.
- Cathil! Zaczekaj! Idę z tobą!
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline