Teraz gdy wszyscy stali na dole, a w ich kierunku pełzły żywe trupy Margaret zdała sobie sprawę czym były pełzające robaki i wiszące z sufitu odcięte od reszty korpusu głowy. Widziała je tylko ona, nikt więcej. Musiało to być ostrzeżenie, o znajdującym się niebezpieczeństwie. Teraz było już za późno. Zagrożenie stało się realne, a strach ją sparaliżował. Pierwszy raz widziała zombie na oczy, mimo że nie mogła się ruszyć, zachowała częściową trzeźwość umysłu i zaczęła rozmyślać czy da się w ogóle zabić trupa, jeżeli tak to w jaki sposób?
Nagle usłyszała krzyk i poczuła jak drużyna napiera na nią, aby wycofała się na schody. Na miejsce, w którym ożywieńcy stracą przewagę liczebną. Margaret postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce i zaryzykować wyssanie nieznanego jej wiatru magii zamkniętego w klatce, aby wzmocnić magiczny płomień. Słyszała bowiem, że potężni czarodzieje potrafią ciskać ogniem. Miała nadzieję uczynić tak samo. Wydawało się to dla niej jedyną drogą ratunku, bowiem w jaki sposób zimna stal ma powstrzymać martwe już postaci? |