Alker rzucił Manueli ostrzegawcze spojrzenie.
- Żadnych przekrętów i nielegalnych towarów. Broń to broń, ale jak sprawdzi nasz bagaż i zobaczy tam coś, czego być nie powinno, marny nasz los. Głowy pod to nie podłożę.
Pierwszy raz w jego zachowaniu pojawiła się twardsza nuta, sugerująca, że ten facet nie jest wcale ulepiony z miękkiej gliny. Nie żeby ktoś z nich wcześniej tak uważał, ale sprawiający zwykle wrażenie dżentelmena Timothego nie wyglądał na zabijakę. Jak na ten przykład znacznie bardziej pasujący pod to określenie Ron.
- Okey, ja muszę dopiąć kilka spraw, zebrać rzeczy i zrobić małe zakupy. Po pierwszej wpadnę do tej La Mansion, też wolę coś zjeść przed wylotem. W klasie ekonomicznej oferują co najwyżej namoczony proszek, który puchnie do pożądanej formy, ale smakuje jak papier w najlepszym wypadku. W razie czego jestem pod znanym wam numerem.
Skinął im głową i udał się w poszukiwaniu taksówki.
Wystarczyło odwrócić się od świeżej bryzy i spojrzeć w drugą stronę, na główną uliczkę tej miejscowości, aby poczuć odrobinę inne zapachy. Nie śmierdziało, było to raczej połączenie oceanu, wsi i gotowanego na ogniu obiadu. Arrika zaśmiała się, wypinając dumnie swoje piersi do przodu.
- Ładnie mi? - zawinęła włosy wokół palca. - Szkoda, że nie jesteś teraz w formie - zamruczała z lekką nutką rozczarowania.
Bez namysłu wybrała kierunek, niespiesznie spacerując uliczką.
- Żyje się spokojnie, powoli. Jak nie wychylasz głowy z hasłami rewolucyjnymi, to mała szansa, by ktoś cię zaczepił. Nie żałuję, że się tu przeniosłam. W takich wioskach jak ta nic nie zmienia się od lat, na południu, w Ralanevie, żyje się bardziej nowocześnie. Rzadko brakuje jedzenia, nigdy nie jest prawdziwie zimno. To raj, prawda? - roześmiała się, ale wyczuł, że nie do końca szczerze. - Co pół godziny jeździ autobus. To nowość, prezent od El Presidente na trzydziestolecie prezydentury jego rodziny. Tu niewiele osób ma swoje samochody, nie są nawet potrzebne. Trochę skuterów, dużo rowerów. I własne nogi. Do Undy jest zaledwie trzy kilometry!
Nagle zawahała się i odwróciła wzrok.
- W nocy Pedro chciał, abyś do niego wpadł, jak będziesz miał chwilę. Mówię, bo możesz na niego wpaść, a on nie lubi zapominalskich. Ale… nie wiem czy powinieneś, to nerwowy człowiek, a ostatnio władza ma na niego oko. Ludzie się od niego odsunęli przez to, dlatego liczy na ciebie, jako obcego.