Cody maszerował na czele grupy. Przynosił na myśl górę. Pewno ze dwa metry wzrostu, postura niedźwiedzia, do tego ubrany w chyba najlepszą nie-wojskową zbroję jaką mogą mieć dzisiejsi rycerze. Złożona była z pancerza zaprojektowanego dla motocyklistów i tego w których występują zawodnicy futbolu amerykańskiego. Potężne naramienniki kilkukrotnie uratowały mu skórę gdy musiał się przebić przez grupę nieumarłych. Na zbroi było wiele śladów po ugryzieniach. Każde jedno z nich było by śmiertelne gdyby jej nie było.
W ręku Cody niósł topór strażacki i metalowej rękojeści i stalowej głowicy o zaokrąglonych końcach ostrza dla ułatwienia wyszarpywania z czerepów. Na biodrze dyndał aluminiowy kij do basebolla, a na grzbiecie niósł wojskowy plecak. Teraz już prawie pusty.
- Nie jesteśmy w sytuacji by móc sobie pozwolić na porzucenie jakiejkolwiek okazji by coś zszabrować. Musimy tam pójść. Dyshyant, podzielisz się z nami swoją radą? |