Nie zaskoczyła jej ostra reakcja Alkera na pomysły Manueli, kobieta wydawała się tak chaotyczna jak wielkie było noszone przez nią afro. Pożegnała się z rozchodzącymi się kompanami i poprowadziła ciemnoskórą na... przystanek.
- Dworzec jest niedaleko.
Wsiadła do autobusu, który podjechał prawie od razu i kupiła bilet u kierowcy. Kiedy ruszyli, uśmiechnęła się do towarzyszki.
- Ojciec zawsze mi powtarzał, że poznając jakieś miasto, trzeba zacząć od jego komunikacji publicznej.
Na zatłoczonym dworcu wiedziała dokładnie gdzie idzie, przeciskając się miedzy ludzkimi masami. Nie prowadziła w największy tłok, wybierając przechowalnię bagażu położoną w bocznej alejce tutejszego labiryntu. Obsługiwał ją człowiek za kuloodporną szybą. Podała mu kluczyk.
- Dzisiaj szybko, señorita - zagadał szczerząc się szeroko.
- Dziś mam zaplanowane zwiedzanie miłej wysepki, Huan. Mexico City poczeka! - roześmiała się swobodnie.
Odebrała wypakowany mocno plecak ze stelażem i podłużną walizkę, przypominającą te na instrumenty muzyczne.
- Może po drodze małe zakupy? Nie wiem jak ty, ale ja wolę zaopatrzyć się w kilka zdobyczy cywilizacyjnych w postaci pasty do zębów i innych takich. Nie wiadomo co zastaniemy na Ralasco - zaproponowała. - Wydajesz się bardzo żywiołową osobą. Skąd jesteś? |