Dalsza podróż ciasnymi tunelami stawała się coraz to bardziej i bardziej męcząca. Nie dość że brakowało wody i co chwilę obijali się o wąskie ściany, to jeszcze razem z Detlefem musieli nieść nieprzytomnego. Ale było to zrozumiałe, jako że chyba tylko oni nie byli ranni w nogi i ranni w ogóle. Podczas marszu Grundi skupił się na stawianiu kroków i co jakiś czas poprawiał uścisk na prowizorycznych noszach. W gardle miał sucho. Pare razy myślał że już gorzej być nie może, lecz jak to w życiu, zawsze może być gorzej. Przynajmniej chwilowo po wrogu nie było śladu. Godzina mijała za godziną i Grundi stracił już rachubę ile tak podróżują. Dzień? Parę godzin? Nie, z pewnością więcej. Dwa dni? Pojęcie czasu w ciemnych i ciasnych tunelach zanikało.
Z każdym krokiem Fulgrimsson czuł się coraz słabiej, a pot lał mu się z czoła strumieniami, jeszcze bardziej przypominając o suchości w ustach. Szczęściem po jakimś czasie dotarli do pomieszczenia w którym przepływała podziemna rzeka. Nieszczęściem okazało się że wszystkie tunele zasypano i na pierwszy rzut oka wydawało się że będą musieli wracać. Przynajmniej mieli tu wody pod dostatkiem i śmierć z pragnienia jeszcze im nie groziła.
Kiedy tylko zaczęli się rozjuczać i zdawać się mogło że w końcu zaznają odpoczynku i spokoju, ich nowy przewodnik nagle oszalał. Najpierw zaczął walić hełmem w jedną ze ścian, by po chwili rzucić się z młotem na Dirka. Pierdolnął mu w plery z taką siłą że ten nawet nie zdążył jęknąć, tylko zwalił się na glebę niczym worek kamieni. Grundi natychmiast zrzucił z pleców toboły, ale kiedy tylko dobył broni, Detlef powalił już oszalałego celnym pierdolnięciem w łeb.
Kiedy wszyscy zbiegli się zobaczyć co z rannym i atakującym, Fulgrimsson wziął swoją linę i związał nogi i ręce Kyanowi. Okazało się że dobrze zrobił, bo gdy tylko ten się ocknął począł toczyć pianę, stękać i wyglądać jakby chciał wydrzeć im wszystkim dusze. - A by to chuj jasny! Czemu tak nagle szczurzego rozumu dostał? Co z Dirkiem? Zapytał Grundi ciągle stojąc nad związanym Kyanem. Pić chciało mu się jak jasna cholera więc wziął hełm związanego i poszedł napić się wody. Wracając nabrał też trochę do prowizorycznego naczynia i chlusnął w mordę ciągle szarpiącemu się przewodnikowi. Niewiele to pomogło, może poza zmyciem piany z jego wykrzywionego pyska. Trzeba było czekać na decyzję Thorina. Do tego czasu Fulgrimsson postanowił pilnować nowego więźnia bacznie, aby ten się nie uwolnił i nie namieszał jeszcze bardziej. Odpoczynek będzie musiał poczekać jeszcze chwilę.
Kiedy już mógł spokojnie zająć się swoimi sprawami, pierwszą rzeczą którą uczynił było zdjęcie pancerza i uzupełnienie zapasów wody. Potrzebował odpoczynku, a jasnym było że rozbiją tutaj obóz na najbliższy czas. Korzystając z chwilowego rozluźnienia napoił się jak tylko mógł i umył. Może nie była to miejska łaźnia, lecz w obecnych warunkach pomieszczenie oczyszczarki wcale nie lokowało się daleko za nią. Tylko woda była zimna. Na koniec ubrał się i opatulił pod jedną ze ścian w swój płaszcz. Jak wszyscy, potrzebował odpoczynku. Z pancerza założył jedynie skórznię. Chciał dać mięśniom odpocząć przed dalszą wędrówką. Zamknął oczy i nie wdając się z nikim w dłuższe rozmowy czekał na swoją wartę.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |