Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2014, 22:02   #27
Wilczy
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Jak zwykle, wszystko szło gładko, dopóki zupełnie nagle z całkiem spokojnego dnia zrobił się pieprznik. Carver w pewnym sensie podziwiał to jak szybko ich nowi przyjaciele - jednak nie ogon - pakują się w panice do wozów. Przynajmniej byli szybcy. Tylko tyle mieli - Carver podejrzewał, że nie potrafiliby odeprzeć ataku kaszlu, a co dopiero zgrai oszołomów na motorach.

Dziadek wskoczył za kierownicę Dodge'a, klnąc pod nosem. Odpalił i wrzucił bieg. Potrzebował obu rąk, żeby skierować Challengera w odpowiednią stronę - czyli za Mild, która prowadziła ich w kierunku pozycji snajperskiej Jeda. Dziadek miał przez chwilę świetny widok na resztę ich konwoju - zauważył, że Hummer z przesyłką oddala się na przełaj. Dobrze, bo zachowawczo, ale lepiej, żeby wiedzieli dokąd jadą, prawda? Wymacał na siedzeniu pasażera krótkofalówkę. Radio w Hummerze pewnie właśnie rozszczekało się kakofonią głosów reszty ekipy - chyba nawet ktoś go wywoływał, ale nie był pewien w tym hałasie. Dziadek musiał dołożyć swoje trzy centy. Ograniczył się do minimum.
-Delta, tu Charlie. Ja i Mike jedziemy 94. w kierunku Detroit. Może ściągniemy na siebie pościg. Zbiórka w Battle Creek. Potwierdź, że przyjąłeś, odbiór.
Dyskretnie odetchnął, kiedy z trzasków radia wyłowił potwierdzenie Trevora. Tak więc, kierunek Battle Creek. Zdaje się, że Land Rover Joego już zmierzał w tamtym kierunku na przełaj, podobnie jak Hummer. Niestety, Dziadek i Mild nie mogli sobie pozwolić na ten luksus. Robin nie był pewien czy zawieszenie Dodge'a by to wytrzymało - i nie zamierzał sprawdzać.

Carver odszukał wzrokiem Mild na jej maszynie. Pomachał jej wolną ręką w kierunku, z którego przyjechali. Tylko pro forma. Dziewczyna miała swój rozum. No i innej drogi i tak nie było, chyba że przez tłum ich nowych fanów. Były żołnierz wdepnął pedał gazu.

Mildred jechała obok Dodge'a. Gang motocyklowy dyszał im w kark coraz dotkliwiej. Jedyną pocieszającą kwestią było to, że jego liczba niewiele się zmniejszyła od ostatniego razu kiedy zerkała w lusterka przy rozdzielaniu się konwoju. Dziadek grzał te swoje 125, ale na więcej pewnie nie było co liczyć mimo, że trasa była w porządku. Gwiazdy już niestety nie.

Dziewczyna zerknęła w bok na Carvera. Czekała na jego decyzję. Gdyby nie była do niczego potrzebna w tej części grupy pewnie by dawno jej tam nie było. Nie byłoby też jej tam gdyby tą grupkę straceńców stanowiła chociażby jedna osoba, na której jej zależało. Utrzymując tą samą co Challenger prędkość, bezwiednie zaczęła rozpinać łańcuch na ręce i składać go w pół.

Carver wyciskał z bryki siódme poty - a tuż obok Mild wyglądała jakby jechała na wycieczkę. Myślał, że uda im się uniknąć walki, ale choć Challenger nie raz uratował mu dupsko, motocyklistom nie ucieknie. Zresztą i tak muszą jakoś spowolnić pościg, żeby nie tłukli się za nimi przez pół cholernych Stanów. Ten drugi konwój - ten który był ich “ogonem” - nie ma żadnych szans w starciu, nie z dziećmi i starcami na pokładzie. Mogą co najwyżej ich trochę spowolnić.

Dziadek spojrzał przez zakratowaną boczną szybę na jadącą obok Mildred. Widział, że rwie się do bójki, zresztą jak zawsze. Robin, zerkając co chwila w lusterko wsteczne, ostrożnie zbliżył Challengera do motocykla dziewczyny i otworzył okno.
- Zajebiemy kilku! To ich spowolni! - darł się licząc, że usłyszy go w pędzie powietrza.
Dziadek zaczął delikatnie zdejmować nogę z gazu, powoli zmniejszając dystans między nim, a motocyklistami. Starał się ustawić wóz między gangerami, a Mild - w końcu pancernych płyt nie montował dla ozdoby. Całe szczęście, że w razie potrzeby Dodge miał jeszcze trochę pary pod maską - opłacało się trochę go podrasować. Miał też małą niespodziankę dla ich nowych przyjaciół... ale żeby jej użyć, muszą być jeszcze trochę bliżej. Plan był taki, żeby trochę ich dziabnąć, a potem spieprzać. Zobaczymy czy zadziała.
 
Wilczy jest offline