Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2014, 23:13   #106
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Bert z Jostem po śniadaniu rozdzielili się, każdy zajmując się z osobna zdobywaniem informacji. Winkel zadanie miał łatwiejsze, bo nad wyraz sprawnie rozwiązywał języki rozmówców. Jak prawie zawsze. Pośród ludu pospolitego szczególnie talenty Stirlandczyka błyszczeć mogły w pełnej krasie krasomówstwa. Po kilku godzinach plotkowania od niechcenia, dowiedział się dużo, chyba nawet za dużo. Z nowinek o tym, która panna bękarta w brzuchu nosi, komu trzeci rok z rzędu pada cały żywy inwentarz tajemniczą chorobą lub karą boską zgładzony, gawędziarz odsiał i to co go interesowało.

Otóż miastem faktycznie rządził Magistrat, powołany przez Radę Kupiecką Kaisernabel. Pozycja zazwyczaj obsadzana była w takich przypadkach w Imperium przez najbogatszego kupca. Burger trzymał urząd już dziesiąty przeszło rok. Usłyszał również o tym, że miasteczkiem i okolicznymi ziemiami i owszem, włodarzyła szlachecka rodzina, lecz straciła prawa do tego zadłużając się i sprzedając wszystko kupcom. Wkrótce potem opuścili miasto. I wreszcie, plotka, której sam Winkel nie zdołał jeszcze puścić w obieg, wróciła do niego pierwsza, potwierdzając co już wiedział. Ktoś, nieznajomy, przybysz z daleka, praw swych dochodzić chciał przed Magistratem w zeszłym tygodniu, domagając się kluczy do miasta jako prawowity dziedzic Oberweissów. Podobno Burger wyśmiał go wyrzucając z ratusza.

Elza Gartmann, żona oberżysty, była młodą dziewką, gdy Oberweissowie wyjechali, ale pamięta, że lord był niepomiernym pijakiem i zboczeńcem. Spędzał dużo czasu na rozjazdach w Altdorfie, Middenheim czy też Talabheim, gdzie podobno roztrwonił całą fortunę w świątyniach Ranalda hazardując się bez umiaru... Młody von Oberweiss przybył konno z małym orszakiem służących, lecz bez kufrów bagażowych. Jak mu zdradziła gospodyni, Edward zatrzmał się u ich konkurencji, najmując pokoje u „Matki Puttscheise”, zajeździe tańszym od zacnego przybytku jej oberży.

Drugą sprawą, całkiem inszą była wiadomość zasłyszana na rynku, że żołnierze co walczyli zeszłego wieczoru na arenie, słuzyli niegdyś von Crutzenbachom. Jakoby na trakcie wzdłuż Reiku, po tajemniczej śmierci wysokiego kapłana na rozkazach samego Cesarza, napaść na karawanę miała horda mutantów. Ranny, łysy rycerz, ocalały z rzezi i przez kupca z Kaisernabel do zdrowia wypielęgnowany, oskarżył trójkę wałęsających się od tygodni po lesie żołnierzy o dezercję z pola bitwy. Podobno także, wśród ciał zabitych, nie znaleziono dwójki arystokratów, po których ślad zaginął wszelaki, to jest Doroty von Dutchfelt i Jakuba von Crutzenbacha.

Trzecią nowiną, która pospieszyła Berta do zabrania rzyci w troki z miejskiego przybytku, co na pięterku prowadził w pokojach interes burdelowy, było aresztowanie przed południem, przez straż miejską, jakiegoś strirlandzkiego krasnoluda. Rudy jegomość, który to mówił, aż zacierał ręce nadzieję mając niekłamanie ogromną, nieźle zarobić na zakładach, bo...

- Daj Ranaldzie, gdyby na arenie stanąć miałby krasnolud z Ogrem, to mogłaby to być, dadzą bogowie dłuża niż zazwyczaj walka!

Wiadomo, że nikt nie obstawiałby przeciwko Montagowi Niepokonanemu, ale w której minucie rozsmaruje flaki khazda na arenie, to już był ekscytujący temat dla hazardzistów do podjęcia.











Jost w tym czasie, po nieudanym plotkowaniu, będąc przez rozmówcę na rynku, z którym wdał się w konwersację, orzeknięty z pogardą „wścipskim opcym”, machnął ręką na mielenie ozorem i wziął się za to, w czym był o wiele lepszy. Aby wpaść na pomysł jak, po co, gdzie i dlaczego zatrudnić ogra do siermiężnej, karkołomnej roboty, która sił mu odbierze a przede wszystkim życie, musiał powęszyć wokół celu. A kto wie, może wpadnie nawet na jaki inny pomysł.

Zwiadowca bez trudu odnalazł kwaterę, jak się okazało, niecodziennej trójki. Montag mieszkał w wielkiej opuszczonej stodole za murami miasta, razem ze swym impresario Tramfootem. Chędożonym halflingiem, bo Schlachterowi na wspomnienie przyszła skradziona w rejsie sakiewka, kradzieżą której obarczał przebranego z dziecko złodzieja tejże, skudlonej, niziołkowej rasy przedstawiciela. Trójcę tworzył z tym duetem mały i od razu, znac było, że skurwysynowaty, kundelek. Jazgotliwy i głośny jak najbardziej rozbisurmaniona wiejska baba z uczuleniem na piwa aromat z gęby małżonka. Piesek nie popuścił nikomu obcemu zbliżającemu się ku stodole a wabił się Dzikus, co Jost zasłyszał przy pierwszej sposobności, gdy halfling kopniakiem uciszał wrednego gryzonia.

Nie dziwota, że mieszkańcy Kaisernabel, nie życzyli sobie, aby Ogr żył pośród nich w miasteczku. W rodzinnym Biberhof i każdym innym miasteczku każdej prowincji, spodziewać sie można byłoby tego samego.

- Mógłbyś ranka pewnego siem łobudzić i znaleźć siem zjedzonym do połowy!

Taaak. To było zrozumiałe, że Montag żył za palisadą Kaisernabel.

Schlachter ustalić zdołał, że Trampfoot zajmował piętro stodoły a Montag parter. Wszystko wskazywało na to, że jeśli nie ma walki w arenie, lub Ogr nie pracuje najęty okolicznym farmerom, to trójkę w komplecie zastać można w domu. Toddie, bo tak na imie miał niziołek, gotował właśnie stawę w wielkim kotle, sos zapewne lub zupę, a na wielkim rożnie obracał spory kawał boku wołu, nad niemałym ogniskiem rozpalonym przed stodołą.

Montag siedział na głazie w milczeniu konsumując mięso. Trampfoot na stołeczku rozbił to samo a Dzikus przed nimi przenosił wzrok od jednego do drugiego czekając na ochłapy. W końcu doczekał się na dwa kawałeczki od halflinga, ogr niezruszony, na żebranie kundla ogryzł wszystko a potem sam schrupał kości po ich dokładnym wyssaniu.
Wyciągając wnioski z obserwacji zanotował w pamięcie również, że Ogr nie bardzo przepadał za dokładnie wysmażoną wołowiną kucharza. Jednak zbyt grzeczny był i uprzejmy, aby to okazać, ba, nawet podziękował halflingowi imponującym beknięciem.


Po powrocie do karczmy Jost zastał podenerwowanego Berta, który mu oznajmił, że Arno został aresztowany przez straż, której przewodził teraz w kaisernabelskich barwach łysy rycerz z blizna na policzku. Prawdopodobnie Edward Saltzinger. Wziąć mieli ich przyjaciela całym oddziałem z halabardami, gdy wychodził z posiedzenia w wychodku.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline