Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2014, 21:06   #87
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację

“Tak przed obiadem?!” Slowa przemknęły przez myśl paladynowi a czaiła się w nich rozpacz. Niemniej głowy nie stracił szybko otoczył się podwójną barierą i pognał ile sił w nogach by uspokoić konie. Jeszcze tylko brakowałoby aby się spłoszyły i rzuciły do ucieczki wraz z wozem.
Z trudem, ale Erilienowi udało się zażegnać kryzys. Konie może nie były spokojne, ale nie wyglądało na to, żeby zechciały w każdej chwili uciec… przynajmniej jeżeli nie zdarzy się ponownie coś nieoczekiwanego.
Aeron zerwał się z ziemi z bronią gotową do walki. Spojrzał w stronę drzew próbując określić położenie wroga, jednocześnie pstarającciągle ruszać, aby nie być stacjonaranym celem.
- Na Wielkiego Łucznika co znowu?! - zaklął mag okrywając się czarodziejską zbroją. Wstał, chwycił księgę i zawołał: - Za wóz! - zaraz stosując się do swej rady.
Ocero pomknął za wóz, aktywując pierścień, który przywołał jego zbroję.
- Byłem pewny, że pozbyłem się większości rabusiów z tej drogi… czy to było może z tej w stronę Neverwinter…
Aeron również schował się za wóz i zerknął na Ocero.
- Coś ci najwyraźniej nie poszło - mruknął i dodał - I tak musimy się zbliżyć, przecież nie będziemy tak czekać z nadzieją, aż im się znudzi.
- Właśnie na to liczę. Jeśli ktoś chce nas zabić… ponownie, będzie musiał wyjść z ukrycia. - odpowiedział Quelnatham naciągając jednocześnie cięciwę na swój łuk.
- To już co, czwarty raz w tym dekadniu? Zaraz zaczne uważać, że faktycznie Beshaba na nas zwróciła uwagę. - Seluniata wyjął swoją tarczę i przygotował się do ruszenia na przeciwnika.
W tym czasie Erilien zdążył odejść od koni na wystarczajacą odległość by to co zamierzał ich nie spłoszyło. Słowa przychodziły latwo, gestów niewiele potrzebowal a po chwili jego ciało pokryło się chitynową zbroją.
Wypuszczona została jeszcze jedna strzała, która chyba nawet nie miała zamiaru trafić Eriliena, bo wbiła się w ziemię kawałek przed nim, po czym zaprzestano ostrzału.
- O niedoczekanie wasze! - Zaszeleściły szczękoczułki paladyna, zaś cztery chude nogi poniosły go z ogromną prędkością w stronę z której nadleciały strzały.
Quelnatham westchnął ciężko. Nie mógł zostawić zmiennokształtnego samego. Zaklęciem powielił swój wizerunek i wyszedł z ukrycia ruszając za Erilienem.
- Czasem mam wrażenie, że on się ogranicza… wicie, żebyśmy ni e zaczeli się go poważnie bać. - Ocero ruszył za Erilienem unosząc tarczę aby osłonić głowę przed pociskami.
- WARIAT! - krzyknął za Erilienem Aeron i wyszedł za Ocero, żeby jak byli bliżej drzew aktywować swój pierścień i zniknąć z pola widzenia.
Strzały nie zaczęły szybować na nowo, a kiedy Erilien dopadł do drzew, spomiędzy których nadleciały strzały nie zobaczył agresorów, a jedynie usłyszał szelesty krzaków oddalające się od niego w dwie przeciwne strony.
Wybrał na swój cel przeciwnika uciekającego po jego prawicy i począł przedzierać się przez zarośla za nim. Kiedy zaś słyszał że cel jest blisko wykorzystał swoją owadzią siłę i wyskoczył wprost na swoją ofiarę.
Zobaczył plecy uciekającego i bez zwłoki wyskoczył na swoją ofiarę. Usłyszał jak wydobywa z siebie pisk przerażenia i kiedy powalił agresora i zdołał mu się przyjrzeć zobaczył.... około piętnastoletniego, pół-elfiego chłopca, całkowicie przerażonego.
- Nie… Nie rób mi krzywdy… - wyjęczał zakrywając się rękoma. Łuku przy nim nie było.
Quelnatham i Ocero usłyszli, że najwyraźniej Erilien dorwał swoją ofiarę gdzieś po prawej.
Ocero ruszył na lewo w pogoni za drugim sprawcą. Quelnatham podążył za nim.
Paladyn ani myślał krzywdzić dzieci lecz coś mu się należalo za przerwanie posiłku. Wolną kończyną złapał chłopaka w pasie i przerzucił sobie przez ramię niczym worek rzepy.
- Puść mnie, puść mnie, puść mnie! - młodziutki pół-elf o blond włosach szarpał się.
Erilien głodny był i nie w humorze więc nie tracił czasu na zbędne slowa zwłaszcza, że niósł chłopaka w dogodnej pozycji. Klinga ze świstem przecieła powietrze i płazem uderzyła pół-elfa w tyłek.
Ocero i Quelnatham przez chwilę krążyli w poszukiwaniach, aż w końcu zaalarmował ich szelest krzaków, spomiędzy których wyszedł Aeron trzymający ludzkiego chłopaka o ciemnych włosach, trzymającego kurczowo krótki łuk, a przez plecy mającego przerzucony kołczan strzał. Na oko ledwo co wkroczył w swoją nastoletność. Próbował wysmyknąć się Aeronowi, ale ten trzymał go silnie za ramię.
- Znalazłem wroga - rzucił siląc się na poważną minę rudy pół-elf, po czym poprowadził małego w stronę obozu.
Na te słowa z przeciwnej strony z zarośli wynurzył się Erilien z pół-elfem przerzuconym przez ramię.
- Zabieramy ich, przepytamy przy obiedzie. - Wyszeleścił.
Ocero spojrzał na dwójkę dzieciaków.
- Postaw tego malca Erilienie. Przerażasz go… i mnie. - Selunita spojrzał na młodzieńców - Nie bójcie się ta mrówka to elf, który potrafi się zmieniać w smoka.
- Przy wozie… odrobina strachu mu nie zaszkodzi. - Odparł paladyn. - Na naszym miejscu mógł być ktoś mniej wyozumiały. - Po czym nie czekając na dalsze argumenty kapłana zaniósł swój bagaż do wozu.
Aeron także zaprowadził do wozu drugiego dzieciaka, który wyglądał, jakby miał zaraz umrzeć ze strachu, ale wciąż dzielnie trzymał przy sobie łuk.
- Czyli co? Najpierw jedzenie? - zapytał Aeron najwyraźniej trochę rozbawiony sytuacją.
- Najpierw przypilnujemy naszych kuchcików żeby ten obiad dobrze zrobili. - Rzekł paladyn wracając do swej postaci. - Zabierz im te patyki Aeronie bo tylko będą przeszkadzać przy kociołku.
- Nie! - krzyknął młodszy chłopiec przyciskając do siebie łuk. Starszy nie miał przy sobie żadnej broni.
Quelnatham rozproszył zaklęcie lustrzanego odbicia. Do czego to doszło żeby kilku wyrostków doprowadziło ich do użycia takich środków - pomyślał.
- Nie należy strzelać do strudzonych wędrowców dzieci. Zwłaszcza gdy wędrowcy mogą wziąć to za zamach na ich życie. - ton głosu maga stopniowo przechodził z łagodnej reprymendy do poważnej groźby. - Wytłumaczcie się natychmiast.
- Ja tylko chciałem popatrzeć jak Dylan strzela z łuku… - odezwał się młodszy, ludzki chłopiec. - Myślałem, że będzie strzelać do celu….
- A kogo nudziło takie strzelanie, co? No kogo? - obruszył się młodziutki pół-elf.
- Ale po co strzelałeś do nich?
- Nie strzelałem do nich, a do ich rzeczy! - furknął pół-elf. - I sam mnie zachęcałeś.
- Nieprawda! Kłamiesz!
- Ja kłamię? To ty kłamiesz, tylko niewiniątko udajesz!
- Chyba ty!
- Dość! To nieważne. Dobrze, że nikt nie został trafiony. Wasi rodzice nie nauczyli was szacunku dla bliźnich? - zapytał czarodziej.
- Przecież nikogo nie trafiłem, więc o co ta afera? - burknął pół-elf.
- O obiad! - Wyrwało się Erilienowi. - Jazda po kociołek chyba, ze wolicie lanie.- Gestem wskazał im gdzie na wozie znajdował sie ów niezbedny w jego kuchni przedmiot. - Zrobiliście głupotę, teraz ją naprawicie.
Młodszy chłopiec poszedł po kociołek, choć wciąż trzymając łuk. Pół-elf natomiast spojrzał butnie na Eriliena.
- Nie jesteś moim ojcem.
- I co z tego? - Zapytał z wrednym uśmieszkiem paladyn.
- Nie muszę się ciebie słuchać.
- DOSYĆ! - Ocero ryknął i stanął na obie nogi - Na litość bogów Erilienie jak ty się zachowujesz? Obiadek ci się opóźnił? No to zaraz ci ugotuje. Nie będziesz terroryzował dzieci, które zrobiły głupią rzecz, jak na dzieci przystało. - spojrzał na dwójkę młodziaków, spojrzał ludzkiego malca - Ty. Dawaj ten łuk, zatrzymam go dopóki nie przyjdziesz tu z rodzicami, którzy wyjaśnią całą sprawę. Jeżeli się nie zgodzisz, zezwolę Erilienowi na karanie cię jak mu sie podoba. Idę teraz po ten cholerny garnek, bo pan z wyspy jest głodny. - to powiedziawszy ruszył w stronę wozu zabrać przybory do gotowania.
Malec jednak jedynie poprawił uchwyt na łuku, najwyraźniej woląc wybrać tortury ponad oddanie broni. Aeron natomiast przyglądał się całej tej sytuacji z niekłamanym zainteresowaniem.
Erilien zaś nachylił się do mlodocianych łuczników wyborowych.
- No i się zdenerwował, na waszym miejscu pobiegłbym pomóc mu z tym garnkiem bo gotów zrobić coś strasznego. - Rzekł z niekłamanym przerazeniem na myśl o kuchni Ocero.
- Słyszałem to!
- A nie mówiłem? Straszny jest kiedy się zezłości.
Młodszy pociągnął pół-elfa za rękaw i ruszył do Ocero. Pół-elf mruknął niezadowolony, ale poszedł za nim.
Kiedy dwaj młodzieńcy dogonili Selunite usłyszeli coś na wzór.
- Cholerny..dłguouchy...pewny swej prawości…- i tym podobne. Selunita wyciągnął kociołek i spojrzał swych pomocników. Jego mina trochę się rozjaśniła - Pomagacie jednak, co? Dobrze. Czegoś to was nauczy. Jak się nazywacie? Nie chcę was wołać na zasadzie “blondyn i mały”.
- Maren. - odezwał się młodszy chłopiec.
- Dylan… - burknął pół-elf. - Ja tu nie chce być…
- No, niestety jesteś. Strzelałeś z łuku w naszą stronę i przerwałes przygotowywanie posiłku, dla pana “Jestem wielkim Paladynem Corellona”. - tu wskazał głową na Eriliena - Ciesz się, że nie byliśmy rozbójnikami, bo wasze skóry już by dyndały na boku wozu. - westchnął - Mieliśmy kiepski dekadzień i jesteśmy trochę nerwowi. Pomóżcie mi z tym wszystki, a też zjecie coś ciepłego i będziecie mogli wrócić do domu.
- Paladyn? Naprawdę paladyn? - ludzki chłopiec spojrzał zafascynowany na Eriliena. Dylan westchnął.
- O ta. Najprawdziwszy. To całe “Zgiń przepadnij zło nieczyste” i tym podobne. Nie wiem gdzie do tego wyobrażenia pasuje zmienianie się w dwumetrową mrówkę, ale słyszałem głupsze rzeczy.
Maren oddalił się i podszedł do Eriliena z zafascynowaniem w oku.
- Przepraszam panie paladynie.
“Oho a to juz chyba kiedyś przerabialiśmy.” Pomyślał widzac spojrzenie chłopca.
- Nie przepraszaj mnie dlatego, że jestem paladynem. Przeproś kiedy poczujesz, że źle zrobiłeś.
- No… Dobrze - zgodzil się Maren. - Chociaż to Dylan strzelał…
- I pomysł też był jego?
- Noo.... Ja chciałem, aby strzelał do celu w lesie. Później mu tylko powiedziałem, że nie ustrzeli książki tego pana elfa…Ustrzelił, a później zaczął się popisywać. I tak jakoś wyszło…
Paladyn pogłaskał chłopca po głowie mierzwiąc mu przy tym wlosy.
- No to biegnij przypilnować przyjaciela aby nie narobił głupstw bo Ocero raczej przyponować Ci się nie uda. - Dodał znacznie ciszej.
- Dobrze. - chłopiec pokiwał głową i wrócił do “kucharzy”.
Po krótkim namyśle Erilien poszedł w jego ślady, ktoś przecież musiał dopilnować aby kapłan zrobił dobry posiłek albo przynajmniej wszystkich nie wytruł.
Aeron spojrzał na Quelnathama rozbawiony całą sytuacją.
- Miejmy nadzieję, że nasi kucharze nie pozabijają się w tej kuchni.
- Z pewnością dadzą sobie radę - odparł, wciąż niezbyt zadowolony mag uważnie przyglądając się przebitej strzałą księdzę.
Księga jednak nie była poważnie uszkodzona, jako że przebitych było może dwadzieścia stron.
- Nie przepadasz za dziećmi? - zapytał nagle Aeron.
- Nie przepadam za każdym kto do mnie strzela - odpowiedział czarodziej. - Ostatnie dni… wystawiają nasze nerwy na próbę. Ten arsenał czarów, który zużyliśmy… Każdy obawiał się zabójców.
- Na razie nic z tym nie zrobimy, ale może w Waterdeep się czegoś dowiemy… - spojrzał z nutą troski na Quelnathama. - A wizje? Ciągle cię męczą?
To akurat wywołało uśmiech na twarzy maga.
- Teraz będziemy co dzień zadawali sobie nawzajem to pytanie. Nie, na szczęście nie, a ciebie?
Aeron rozłożył ręce.
- Wiem jakie uporczywe być mogą. I niestety, mnie nie opuszczają. Budzę się kilkukrotnie w nocy tylko po to, aby po ponownym zaśnięciu znowu ich doświadczać. A niektóre sny to po prostu zjawy przeszłości…
- Inne zaś ratują nam życie. Tak jak wczoraj. - Quelnatham zmarszył nos. - Chyba nasz kuchmistrz będzie podawał obiad.
Ocero był najwyraźniej zadowolony z swego dzieła, chociaż wspominając danie jakie spożywał w karczmie, nie wróżyło to niczego na poziomie potraw Eriliena. Sam Paladyn nie wyglądał entuzjastycznie. Pomagał przy przyrządzeniu potrawy, ale Ocero o mało nie zaczął gonić go z chochlą kiedy elf zrobił się natarczywy.
Polał każdemu miskę gulaszu po czm sam zasiadł obok młodzieńców i zaczął jeść.
- Pierwszy, który zacznie narzekać będzie szczęśliwy, że nie mam wałka.
- Niewątpliwie Czcigodny, szczescie nam dziś sprzyja. - Odparł Erilien i starał się przy tym ukryć fakt, że za pomoca magii odrobinę poprawił smak swojej porcji.
Aeron skosztował potrawy Ocero i mruknął.
- Cóż, zupełnie jakbym nigdy nie wyszedł z oddziału… - jedzenie nie było zupełnie złe, ale bardziej przypominało racje wojskowe, niż prawdziwie smaczny posiłek.
- No cóż, nie jestem mistrzem kuchni. Posiłek musi być ciepły, zjadliwy i pożywny. Ten jest. Komuś się nie podoba, to następnym razem on gotuje. - mimo wszystko Ocero się uśmiechał albo był naprawdę zadowolony ze swego dzieła, albo lubił patrzeć na cierpienia elfów.
- Ależ skąd Czcigodny, posiłek wyszedł wam wspaniały, odrobina praktyki i zostaniecie mistrzem kociołka.
- Zostanie. - potwierdził Aeron, nieufnie przyglądając się zawartości swojej miski. - Jeżeli mówimy o rzucaniu we wrogów tym kociołkiem.
Erilien nie mógł dłużej przyglądać się cierpieniu pół-elfa i niereagować. Wykonał zaledwie kilka gestów i wypowiedział śpiewnie parę słów.
- Spróbuj teraz powinno być łatwiejsze do przełknięcia.
- Zgłaszasz się na ochotniczy cel Aeronie? - Selunita spokojnie opróżnił swoją miskę i sięgał po dokładkę.
- Pytałes jak to się stało, że nauczyłem się gotować. - Zwrócił się do Aerona a po chwili dodał ze śmiechem.
- Własnie tak.
- Och, to świetnie wróży na moją przyszłość. - zaśmiał się Aeron i zwrócił do Ocero - Do niczego się nie zgłaszam, ale jeżeli chcesz to mogę przygotować coś zimnego i suchego. - wrócił do swojego obiadu zadowolony z tego, co zrobił Erilien.
- Oszust..- tym słowem określił paladyna - Może być, byle miało smak. Nieważne czego.
Na usta Eriliena wypełzł szczery uśmiech, czający się do tej pory w zakamarkach jego duszy.
- Nigdy nie twierdziłem, że w życiu nie wolno czasami nagiąć reguł.
Ocero uniósł brew na te słowa.
- Mam nadzieję, że żaden Hełmita czy Tormit tego nie usłyszą…
- A ja mam nadzieję, że następny obiad w waszym wykonaniu bedzie nawet lepszy niż ten. - Dodał paladyn nie przestając się szczerzyć.
- Nie ma w tobie litości, Czcigodny paladynie? - rozłożył bezradnie ręce Aeron.
Młodszy chłopiec złapał Ocero za rękę.
- Mogę jeszcze? - na te słowa starszy, który nie dojadł swojego skrzywił się wyraźnie.
Ocero uśmeichnął się ciepło.
- Oczywiście. - nałożył malcowi kolejną porcję - Daleko stąd mieszkacie maluchy?
- Nie jestem już dzieckiem! - oburzył się Dylan.
- Ja też im podobnie mówię. - wyszczerzył się Aeron.
- Chłopcze, mógłbym być twoim ojcem… i nie komentujcie tego! - tu zwrócił się do towarzyszy - Więc wybacz, że zwracam się do ciebie w ten sposób, ale dziesięć lat temu pomagałem takim jak ty przeżyć zimę w Waterdeep. Stare nawyk trudno umierają i tym podobne. Więc, gdzie mieszkacie?
- Mieszkamy z naszymi rodzicami kawałek stąd. Nawet nie tak daleko. - ludzki chłopiec wskazał palcem na kierunek, z którego przybyli.
Ocero pokiwał głową po czym zamrugał kilka razy.
- Z naszymi rodzicami? - spojrzał to na pół-elfa to na ludzkiego chłopca.
Paladyn milczał ale ostrych uszu nastawiał by nie umknęło mu ani słowo, a miał przy tym minę taką jakby trafił na najlepszą komedię.
- No tak. Mamę i tatę. - kontynuował dzieciak bez mrugnięcia okiem, nie widząc żadnego problemu.
Selunita westchnął i machnął ręką.
- Nieważne. Wszyscy zjedli?
- Ktoś chce jeszcze dokładki? - Upewnił się wrednie Erilien.
- Raczej nie w tym życiu - stwierdził Aeron, a dzieciaki pokręciły głowami.
- Spokojnie na pewno coś zostanie na później. Schowam gdzieś żeby się nie rozlało. Specjalnie dla ciebie Aeronie. - teraz Ocero się wrednie uśmiechnął i zaczął zbierać miski.
- Czyli… Możemy już iść? - zapytał Dylan.
Selunita zerknął przez ramię.
- Ja nie mam nic przeciw, ale nie puścimy was samych. Chcę porozmawiać z waszymi rodzicami. - spojrzał na swych towarzyszy - Macie coś przeciwko?
- Nie! - wyrwało się pół-elfowi. - Nie. Sami sobie poradzimy, naprawdę. Naprawdę. Nie ma co kłopotać rodziców…
- Nie martw się nie wpędze was w duże kłopoty. Jednak muszą wiedzieć, że nabroiliście.
- Nie muszą… - jęknął Dylan.
- Panie paladynie, uratuj nas! - młodszy chłopiec chwycił Eriliena za rękę.
- To się z każdą chwilą robi coraz lepsze. -mruknął do siebie Aeron przyparując się z zaciekawieniem sytuacji.
Quelnatham stłumił w sobie złośliwy komentarz. Oczywiście, cieszył się, że to nie skrytobójcy, ale czy naprawdę muszą wychowywać każdego spotkanego urwisa?
- Pan paladyn wie, że każdy czyn musi mieć konsekwencje. Im szybciej was odprowadzi tym lepiej.
- Ano wie ale na takie błaganie nie może pozostać głuchy. - Erilien przybrał poważny wyraz twarzy. - Rusze wraz z wami i dopilnuję aby tym młodym łowcom nie stała się krzywda.
Chłopcy wyglądali jakby uleciało z nich powietrze.
- Mama nas zabije… - jęknął Maren patrząc na nich z wyrzutem.
- Teraz o tym myślisz? - furknął Dylan. - Mówiłem ci, że pomysł tej kobiety nie jest zabawny.
Czarodziej podniósł nagle głowę i można było zauważyć błysk w jego oku.
- Jakiej kobiety? - zapytał nagle i ostro.
Zaś Erilien wbił oskarżycielskie spojrzenie w Ocero.
- Hej nie patrz tak na mnie, ostatnim razem jak patrzyłem, moje berło było na miejscu. Chyba, że masz na myśli, że to jakaś z moich nocnych eskapad… w tych regionach nie kojarze.
- Na trakcie, spotkaliśmy ją jak była konno. Usłyszała jak ten mały marudzi, że strzelanie do celu jest nudne, to poradziła, żebyśmy pocelowali w rzeczy w obozie, że to będzie wywanie.I że przecież sobie poradzę. Powiedziała, gdzie jest najbliższy… - wyjaśnił pół-elf.
- Więc ktoś was wykorzystał, aby zrobić nam na przekór. Na szczęście nikomu nie stała się krzywda, ale mogliście poważnie uszkodzić naszego Paladyna. - wiedział, że to kłamstwo. Ten elf pewnie potrafiłby przyjąć ciosy, które powaliłyby Selunite w kilka chwil, ale lepiej dać dzieciakom do myślenia.
Brew paladyna mimowolnie poszła w górę nadając jego twarzy wyraz głupiego i bezbrzeżnego zaskoczenia.
- Gdyby celowali we mnie być może, ale strzały wyrażnie nie były wymierzone aby zranić. - Pospieszył chłopcom z odsieczą. - Nie musisz ich tak bardzo strofować czcigodny Wielebny, już odpracowali swój występek.
Mag zaś ponownie zwrócił się do dzieci.
- Tak, tak. To nic wielkiego. Pewno nasza znajoma… chciała spłatać nam figla. Była niska, ciemnowłosa i ciemnooka, prawda?
- Nie, nie. - odparł Dylan. - Miała kasztanowe włosy i takie… piwne oczy. Ładna była… - zamyślił się chłopak.
Ocero zaczął gładzić się po brodzie zastanawiając się nad czymś.
- Podała, może swoje imię? Mam nadzieję, że nie Eliani…
Erilien znów posłał karcące spojrzenie kapłanowi. “Z tego już się tak łatwo nie wywinie.”
- Nie… Powiedziała, żeby mówić do niej Erilyda… - odparł pół-elf.
Selunita odetchnąl.
- Tak sądziłem, gdyby to była Eliani niedźwiedź zrzerałby mi nogi… Erilyda… Erilyda…. nie, nie kojarze.
- To jeszcze niczego nie dowodzi. Spróbujcie sobie przypomnieć Czci-god-ny.
- Nie przepadam za kasztanami. Bardziej w smaku mi czekolada, albo miód. Poważnie nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek spotkał jakąś Erilydę. Zawszę zachowuję dość taktu, aby zapytać kobietę o imie. Chociaż ostatnio… no cóż, złoty proszek odebrał mi takt jak pewnie pamiętacie.
- Miejmy nadzieję, że tylko ten jeden raz. - Westchnął paladyn. - Aeronie tobie to imie również nic nie mówi?
Aeron wyglądał na poruszonego i cały jego dobry humor uleciał, ale pokręcił głową.
- Nie, nic nie mówi, ale gdybym tylko mógł znowu zobaczyć wizję…
- Drzemka poobiednia? - Zaproponował elf.
- Nie wiem czy to zda egzamin… Nigdy nie próbowałem wywołać wizji… - spojrzał na Quelnathama.
Co w sumie dawało dwie pary wpatrzonych w maga ślepi, druga należala do paladyna.
- Hm? Widzenia Aerona nie są przewidywalne, ale skoro ma je zawsze kiedy śpi… Nie zaszkodzi spróbować. W razie czego ja także mogę spróbować dowiedzieć się czegoś o tej nowej niewieście. Wiem jak wygląda, znam imię… Jednak moim zdaniem nie powinniśmy tracić czasu. Odprowadź dzieci do domu i ruszajmy do Waterdeep. Tam możemy spróbować rozwikłać tę i inne zagadki. - oznajmił czarodziej.
- No to nie traćmy czasu. Konie zdążyły zjeść i odpocząć, możemy was podwieźć do domu. - Erilien zwrócił się do chłopców. - I wierzcie mi na słowo, tak będzie dla was lepiej niż jakby miał was sam Ocero odprowadzać.
Chłopcy tylko spuścili głowy, jakby szli na ścięcie. Aeron natomiast miał niekonieczną minę, najwyraźniej niezbyt pocieszony planem wywoływania wizji. Do tego w sumie swoim własnym planem… i Eriliena.
Ocero chwicił spokojnie młodszego z chłopaków i usadził go w wozie. Po czym sam usiadł na koźle i spojrzał na pozostałych.
- No, wsiadać i pokażcie, w którą stronę mam skierować konie.
Dylan wyraźnie się wahał czy przypadkiem ucieczka nie byłaby wskazana. Aeron wsiadł na wóz i przypatrywał się starszemu, po czym zwrócił się do paladyna:
- Erilienie, chcesz się pościgać? Bo chyba ten tutaj ma ochotę na trochę przebieżki.
- W jakiej postaci? - Zapytał paladyn szczerząc żęby w drapieżnym uśmiechu.
Chłopak wyraźnie się w tym momencie załamał, a Aeron zaśmiał się.
- Może zmień się w jakieś zwierząko?
- Własciwie znam zabawną formę… - Zamyślił się. - Tak, myślę, że byłaby wręcz idealna do takich zawodów.
- Jakich znowu zawodów…? - jęknął Dylan. - Nie mam zamiaru ścigać się ze smokiem…
W tym momencie paladyn nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- No i pocoście nagadali chłopakom głupot Czcigodny? - Zwrócił się do kapłana. - Teraz święcie wierzą, że paladyni potrafią się w smoki zmieniać.
- W twoim przypadku i ja nie jestem przekonany Erilienie. Dylan wsiadaj zanim ten długouch zacznie cię gonić jako kaczkokrólik.
- Kaczkokrólik? - Wyszeptał zaskoczony elf, z miną jakby znalazł w swojej zupie wyjątkowo tłustą muchę.
Dylan spojrzał na Ocero, jakby oceniając jego zdrowie mentalne, po czym wszedł na wóz najwyraźniej mając dość wrażeń już z “mrówką”. Aeron spojrzał na Eriliena.
- A o czym myślałeś? O jakiej formie?
- O cienistym mastifie, to najszybsza forma lądowa jaką znam.
Młody pół-elf parsknął.
- To nie byłoby sprawiedliwe… - odparł z wyrzutem.
- Za to skuteczne. nie oszukuj się wierząc, że świat kieruje się twoją wersją sprawiedliwości.
Ocero spojrzał na Eriliena wzrokiem, który niemalże kipiał słowem “Hipokryta”. Nie odezwał się jednak.

* * *

Ruszyli z powrotem po swoich śladach, prowadzeni wskazówkami młodych. Maren siedział spokojnie, ale Dylan wyraźnie był zaniepokojony, a na pewno nie chciał tu być. Po ujechaniu pewnej odległości zwrócił się do Eriliena.
- Naprawdę nie możecie nas tu wypuścić..?
- Możemy… jeśli uda wam się przekonać do tego pomysłu Quelnathama i Ocero.
Pół-elf spojrzał wpierw na Ocero.
- Możrmy już iść…?
- Czemu tak bardzo boicie się, żebyśmy porozmawiali z waszymi rodzicami? - Selunita spojrzał w stronę w którą zmierzali w poszukiwaniu zabudowań.
- Głupie pytanie… - mruknął Maren. - Bo to rodzice.
- Musimy z nimi porozmawiać bo nie wiadomo, czy ta kobieta się znowu tu nie zjawi. Nie wiadomo, czy nie może oznaczać kłopotów.
- Dupek… - wyrwało się Dylanowi, ale zaraz spojrzał trochę wystraszony i zamilkł.
Selunita pstryknął go w ucho za to, ale nic nie powiedział.
Obaj siedzieli już cicho, chociaż wyraźne było, że starszy będzie miał zamiar walczyć… chociaż tę walkę przegra. Młodszy wyraźnie już się pogodził z tym, ale to przecież nie on strzelał z łuku…
Nie minęło wiele czasu, kiedy Maren spoglądający na drogę przed nimi. uniósł głowę i wyszeptał:
- Mama…
Faktycznie, na drodze Ocero zobaczył idącą w ich stronę, poddenerwowaną księżycową elfkę. Dylan tylko boleśnie westchnął i spuścił głowę.
Ocero zatrzymał konie i postawił młodszego z braci na ziemi.
- Lećcie do niej.
Maren ruszył w stronę kobiety, która zaraz ożywiła się widząc chłopaka. Wzięła go w ramiona, ale jednocześnie zaczęła się rozglądać, najwyraźniej w poszukiwaniu Dylana. Pół-elf natomiast mało odważnie wysunął się zza wozu uśmiechając nerwowo. Elfka ruszyła szybkim krokiem w stronę wozu.
- Co tu się dzieje? - rzuciła nieufnie w stronę Ocero, będąc już blisko i dała znak Dylanowi, by ten podszedł do niej, co chłopak mało chętnie uczynił.
Ocero skinął głową kobiecie i zsiadł z wozu.
- Światło Selune ci przyświeca, pani. Jestem Ocero, razem z moimi towarzyszami… spotkaliśmy twoich synów. Trochę narozrlabiali. Nikomu się nic cie stało, chwała bogom. I postanowiliśmy odprowadzić ich do domu.
- Razem z towarzyszami? - elfka zerknęła wgłąb wozu. - I co takiego moi synowie narobili?
- Trenowali strzelanie z łuku. Pech chciał, że w naszym kierunku. Najpewniej, niechcący. Moi towarzysze to, Erilien en Treves Paladyn Corellona, Aeron obecnie w poszukiwaniu wiary i Quelnatham Tassilar…. który na pewno służy komuś z Seldarine.
- A więc strzelaliście do podróżnych z broni, która nie miała prawa opuścić domu bez zgody, w miejscu, do którego iść nie mogliście? - kobieta spojrzał na swoich synów przymrużając oczy.
- To Dylan strzelał! - bronił się Maren.
- Ale ty chciałeś! - odparł pół-elf.
- No już chłopcy, zwalając winę na siebie nawzajem nie rozwiążecie tej sprawy. Przeprosiliście, mniej więcej. -Ocero spojrzał na ich matkę - Przyszliśmy z nimi tak naprawdę, bo spotkali kobietę, która ich do tego namówiła. Lepiej, żeby pani wiedziała.
- Coś mi mówi, że obaj maczaliście palce w tej zbrodni. - powiedziała elfka do chłopców, po czym znowu zwróciła się do Ocero.
- Wybaczcie, te dwa diabły bywają nieokiełznane, ale my już sobie w domu porozmawiamy… - spojrzała na Dylana. - Elfia krew, a dorosnąć coś nie chce.
- Nigdy nie dorośnie. - wyrwało się cicho rozbawionemu Aeronowi.
- Dzieci pozostaną dziećmi, aż nie dorosną. Nie ma co ich ganić za to, ale radzę z nimi porozmawiać o niektórych rzeczach. - Selunita na chwilę spojrzał na chłopaków po czym skinął głową ich matce - No cóż, nie bedziemy już pani kłopotać. Życze spokojnej przyszłości i trzeciego dziecka. Może córkę.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się kobieta i dodała - I przepraszam za kłopot. - spojrzała na swoich synów, którzy starali się teraz wyglądać jak zbite szczenięta.
Kiedy Ocero powrócił na wóz tuż za nim, przy jego uchu odezwał się Aeron,
- Co znaczy, że obecnie jestem w poszukiwaniu wiary, co żartownisiu?
- Brzmi lepiej niż “nie wierny, który skończy w wielkich katuszach na ścianie niewiernych”
Aeron uniósł brew.
- Gdzie? Ech, nieważne. - machnął ręką. - Ale pamiętaj, że ci jeszcze nie dokopałem za tamto, więc lepiej sobie nie grab.
Ocero się uśmiechnął.
- Nigdy nie spotkałeś gadatliwego Myrkulity? Jeżeli ci się trafi, zapytaj co jego pan wynalazł dla niewiernych. - Selunita zadrżał - Coś w tym jest, że tylko ludzie potrafią być tak nieludzcy.
Aeron westchnął ciężko.
- Jeszcze trochę chcesz postraszyć mieszańca? - spojrzał na Eriliena. - Ciebie też straszono, że jak nie będziesz grzecznym wyznawcą, to cię Myrkul zje?
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline