Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-09-2014, 13:54   #81
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Moneta prychnął szturchając Axera w bok.
-Prehin, to do ciebie.
- Mówiłeś, że nie chodzi o pieniądze… - szepnął.
- Zawsze chodzi o pieniądze. - odezwał się Arnelius unosząc głowę, a na jego ustach wykwitł uśmieszek. - Brawo, Moneto. Znalazłeś go.
-Drobiazg - Theo odpowiedział uśmiechem - Mówiłeś, że chcesz z nim pogadać. Proszę bardzo.
- Zabierz Axera do Elerdrina - Arnelius polecił jednemu ze swoich ochroniarzy. - I powiedz temu mieszańcowi, że ma zabawiać gościa, a jak przyjdę ma się grzecznie ulotnić.
Axer spojrzał zaniepokojony na Theodora.
-Nie pękaj - Moneta szturchnął Axera w bok - Włos ci z głowy nie spadnie. Idź.
Prehin skinął głową i wyszedł wraz z ochroniarzem Arneliusa. Ten odczekał, aż znikną mu z oczu i przeniósł całą uwagę na Theodora.
- Duży był problem?
-Nieznaczny - Greycliff wykrzywił się - Dosłownie mówiąc sprzątnąłem Axera Krukowi sprzed nosa. Mało brakowało.
- Tak, tak. To musiało być bolesne dla Kruka. - uśmiechnął się Arnelius. - Ważne, że ci się udało i z tej strony jest już załatwione.
-Z tej strony tak - Moneta zawiesił na chwilę głos - A co z moją sprawą? Dowiedziałeś się czegoś?
- Tak. Akurat masz szczęście, bo jakiś Wyrmspike akurat wystawia przedstawienie niedługo, na którym pewno zjawi się Biały Kruk.
-Dobra nasza! - Theodor zatarł ręce - Kiedy dokładnie? I ile będzie mnie to kosztowało?
- Za dwa dni, przed wieczorem. Ile? To nie jest tania sprawa wrzucić kogoś do środka pomiędzy ważnych Skullportu. Po opłaceniu wyjdzie to… - zerknął w swoje notatki - ... Pięćset dwadzieścia trzy sztuki złota, chociaż ostateczny koszt może jeszcze ulec zmianie.
Theodor przez chwilę ruszał szczęką prezentując się niczym żująca trawę krowa. Wreszcie doszedł do siebie.
-Pięćset dwadzieścia trzy - westchnął - Kto będzie występował na scenie? Khelben Arunsun?
- To nie jest opłata za wstęp na występ, Moneto. - odparł spokojnie Arnelius. - To opłata za to, żeby odpowiednia ilość osób, i odpowiednie osoby, przymknęły oko na ciebie, jako na gościa spoza listy. Gdyby chodziło o samo wejście w normalnym dniu to nie byłoby problemu, ale ten wieczór jest zarezerwowany dla wybranych, rozumiesz? Próbujemy cię takim zrobić. - spojrzał uważnie. - Zgadzasz się? Czy mam szukać taniej?
Theodor milczał przez chwilę.
-Daj mi trochę czasu - rzekł wreszcie - Skontaktuję się z moimi współpracownikami i poproszę o wsparcie. Mówiłeś - dwa dni? Wrócę jutro i powiem ci co postanowiłem, dobra?
- Jak wolisz, ale lepiej, abyśmy mogli mieć trochę czasu na zaaranżowanie tego. - spojrzał uważnie na Monetę. - Chociaż… Jest też inna, tańsza opcja. Chociaż to wymagałoby od ciebie dobrego gadania. - zamyślił się.
-Tak?
- Podany koszt oferował możliwość… bezpieczną. Z przekupieniem kogo trzeba. Tańsza, kosztowałaby tylko tyle, aby dać ci możliwość wejścia pomiędzy gości… ale tylko tyle. Ze wszelkimi pytaniami czy potrzebą doprecyzowania swojej bytności tam, jak i kwestią twojej tożsamości… to już będzie na twojej głowie.
-Ile to będzie kosztowało? Proszę, żebyś to precyzyjnie wyliczył.
Przez chwilę Arnelius milczał robiąc owe wyliczenia najwyraźniej w głowie, po czym rzekł:
- Jeżeli potargować się z służącym, który tego dnia będzie wpuszczał gości… Pewnie by chciał około siedemdziesięciu.
-Tylko tyle? - Theodor wyraźnie się ożywił.
- Tak podejrzewam - przyznał Arnelius. - Sądzę, że za sto nie będzie robił żadnych problemów, ale pewnie i na niższą sumę pójdzie. Ile więc dasz?
-Powiedzmy, że liczę na twoją zdolność do targowania się. Powiedzmy, że dam sto. Powiedzmy, że to co zostanie z tej setki będzie twoje.
- Uczciwie - odparł Arnelius. - Masz jakieś lepsze ciuchy? Lepsze na warunki Skullportu, oczywiście.
-Tym się nie przejmuj - uśmiechnął się Moneta - Kurcze, już dawno nie wcielałem się w rolę arystokraty. Oby Tymora nie skąpiła swych uśmiechów. - słowa te przeszły w mamrotanie z którego można było dosłyszeć krótką modlitwę do Patronki hazardzistów - Kiedy dasz radę wszystko ustawić?
- Jutro będzie ustawione - wyjaśnił Arnelius i zaśmiał się. - Arystokratę? To nie tutaj! Znajdziesz się w otoczeniu wpływowych, ale takich, którzy dorobili się swojego z przestępczej działalności i nie kryją tego. Tacy, którzy nie wyzwą cię na pojedynek o honor, a naślą na ciebie kilku typków, których poznasz w ciemnym zaułku. Nie graj arystokraty z Waterdeep, Moneto. To cię zgubi.
-Cenna rada, dzięki - Greycliff wyszczerzył się w pozbawionym radości uśmiechu - Myślę więc, że będę wysłannikiem pewnej wpływowej organizacji przestępczej, próbującym znaleźć wspólników na nowym terenie. Kimś skromnym i grzecznym, kto w towarzystwie podobnych sobie szuka okazji do wzbogacenia się. Co ty na to?
- Zawsze jakiś początek - odparł Arnelius. - Tylko uważaj, żeby się nie pogubić. - wstał z krzesła. - A teraz wybacz, muszę porozmawiać z Axerem. Możesz iść za mną, to spotkasz Elerdrina, chyba się łajza stęskniła za tobą.
-Jasne. Ja też się za nim stęskniłem. - Moneta zawahał się na chwilę - Co zrobisz z Axerem?
- Pogadam z nim. Może powiem kilka słów do słuchu. Może każę go delikatnie poturbować. Nic permanentnego i naprawdę krzywdzącego, nie bój się o niego.
-”Delikatnie poturbować”? - Moneta skrzywił się - Chyba nie spodoba mi się to czego będę świadkiem - parsknął śmiechem - Cóż poradzić. Chodźmy do nich.

* * *

Kiedy Arnelius wraz z drugim swoim ochroniarzem, prowadził Theodora ten mógł się zastanawiać czy nie doznał zaszczytu widzenia mężczyzny poza pracą, jako że wydawało się jakoby ten tylko przeliczał długi i zgarniał opłaty za panienki i hazard. Jego, z braku lepszego określenia, gospodarz, zaprowadził Monetę do znanego mu już pokoju Elerdrina na piętrze, który swoim wyglądem wołał o luksusy. W środku znajdował się sam mieszaniec z Axerem i ochroniarz, któremu Arnelius kazał młodego przyprowadzić.
Od razu na wejściu, Elerdrin przywitał Theodora, ale napotkawszy spojrzenie Arneliusa wstał z siennika wyciągając dłonie w obronnym geście.
- Już idę, idę… - mruknął Elerdrin i podszedł do Monety. - Chodźmy stąd. Wstydzi się.
Arnelius na te słowa prychnął, ale wrócił spojrzeniem do Axera.Drugi z ochroniarzy, który nie był w pomieszczeniu wyprowadził dwójkę zamykając wychodząc wraz z nimi i zamykając drzwi. Sam stanął przy nich.
- Co tam u… - zaczął pytać Elerdrin, gdy zza drzwi rozległ się poirytowany głos Arneliusa:
- Mówiłem, DE-LI-KA-TNIE, kurwa.
-Co tam u mnie? - Theodor westchnął - Kwitnąco. Cudownie. Lepiej nie można. Jak myślisz, co Amelius z nim zrobi? I tak, trochę się martwię bo obiecałem młodemu, że mu włos z głowy nie spadnie.
- Wątpliwe, żeby go naprawdę skrzywdził. Jest na niego zły, to każe go trochę poobijać, ale siniaki to przecież nic wielkiego.
-Ano nic - Theodor smętnie pokiwał głową - Mam nadzieje, że chłopak mi to wybaczy. Tak przy okazji, w zamian, że dostarczyłem dupsko Axera Amelius załatwił mi wejściówkę do Azylu. Za dwa dni wielki dzień. Masz ochotę się tam ze mną wybrać? Jako, dajmy na to, ochroniarz? Jeszcze tylko panienka do towarzystwa i możemy odwiedzić Azyl.
- Kusząca propozycja, nie powiem. Przyda się tylko coś zmienić w wyglądzie... - Elerdrin zaprowadził Theodora do głównej sali. - Zamówisz jakieś wino? - Ja muszę więcej płacić, taki kaprys Arneliusa.
-Jasne, ja stawiam. A jeśli chodzi o wygląd to nie martw się. Wyekwipuję cię. - Theo sięgnął do sakiewki - Grzane z korzeniami?
- Nie mam nic przeciw. Ostatnio piję tylko wodę, bo tutaj dla mnie to najtańsze. - skrzywił się. - Oprawca chrzaniony.
Moneta zamówił dzban wina.
-Tak przy okazji, mówiłem ci o panienkach, nie? - zwilżył gardło - Prawdopodobnie większość gości przyjdzie z luksusowymi prostytutkami przy boku. Pamiętasz jeszcze te dwie dziewczyny z którymi zabawialiśmy się? Jak myślisz, czy ta srebrna elfka nadałaby się na towarzyszkę?
Elerdrin wziął konkretny łyk wina.
- Sądzę, że za odpowiednią opłatą ona by robiła nawet za królową Cormyru. - uśmiechnął się. - Pieniądze działają cuda, a ona wydaje się być odpowiednia.
-No to się dogadaliśmy - uśmiechnął się Moneta - Elerdin, mam prośbę. Jak znajdziesz trochę czasu to wpadnij do tej elfiej dziewczyny i zapytaj ile by sobie policzyła za wieczór w towarzystwie, dobrze? Ja w tym czasie załatwię kasę z banku na wstęp i ubrania dla nas obu i tej elfiej kocicy.
- Hmm, dobrze. - zgodził się mieszaniec. - Powiesz mi jak w sumie to wszystko ma wyglądać?
-To znaczy?
- Co masz zamiar zrobić, jak się tam już dostaniemy.
-No dobra. Widzisz, Elerdrin, przypuszczam, że pierwszym punktem programu będzie przedstawienie Wyrmspike’a. Zanim się zacznie można będzie co najwyżej plotkować, a nie ubijać interesy. Poczekamy więc, aż sztuka się skończy i na poważnie zagadamy do Białego Kruka. Co dalej zobaczymy.
- Zawsze jakiś plan… tylko co, jeżeli nie będzie chciał gadać?
-Mam coś co powinno go przekonać. Nie martw się. Takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego.
- Obyś miał rację, Moneto. Obyś miał rację.
 
Jaśmin jest offline  
Stary 24-09-2014, 14:06   #82
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
„Quam dulce et decorum est pro templum mori.”- westchnął pod nosem Gaspar nie czując się pewnie w roli negocjatora. Ale cóż.. czasem nawet fircykowaty dramatopisarz musi się wykazać… czymś w rodzaju odwagi.
-Ja do pana Kruka. Wysłannik świątyni Pani Festiwalu.-rzekł pisarz podając list uwierzytelniający.
Jeden z Kruków wziął list i przejrzał go uważnie, zaś drugi zapytał nieufnie.
- Skąd ta niezapowiedziana wizyta w tym miejscu?
- Wola Sharess i jej kapłanki.- wzruszył ramionami Wyrmspike.
- Och, rozumiem… - Kruk uśmiechnął się dwuznacznie i zerknął czy Wyrmspike ma przy sobie broń.
Wyrmspike jednak broni przy sobie nie nosił. Bo czyż zwykły sztylet można uważać za broń? Sztylety nosili wszyscy. Ale poza sztyletem Gaspar nie miał innych broni, po przecież dramatopisarzowi broń nie była do niczego potrzebna.
- Oddaj także sztylet, wysłanniku. - zażądał Kruk. - A być może zostaniesz wysłuchany.
-Proszę bardzo.- rzekł Gaspar spodziewając się takiego obrotu sprawy. Sztylet po chwili znalazł się w dłoni strażnika.
Strażnik skinął głową i dał Gasparowi znać, aby podążył za jego kolegą.
Prowadzono Wyrmspike’a przez istną… Twierdzę. Nie wyglądało to na kompleks mieszkalny, ale obronny. Małe okna, surowy wygląd. Poeta mógł się zastanawiać kto w takim miejscu chciałby żyć. Doprowadzono go do jednej, kwadratowej sali, z której było przejście do kolejnego pokoju, na razie zamknięte. Przed nim stała kobieta, która bacznie przyglądała się Gasparowi, choć nie była ubrana jak strażnik, a raczej dość nieformalnie.
- Odkąd to świątynia Sharess interesuje się nami? - zapytała.
-Nie wiem. Odkąd to wy interesujecie się świątyniami?- odpowiedziałem pytaniem Gaspar.
- Skąd pomysł, że interesuje nas świątynia? Oczywiście nie zabraniamy naszym członkom dbania o swoje życie duchowe, więc może i kogoś zainteresowała. - odparła.
- Miło by było gdyby tak było, gorzej jeśli zainteresowały ich złoto z datków lub sama cześć kapłanek Matki Kotów .- wzruszył ramionami Gaspar i uściślił.- Jak wspomniałem… są zainteresowani świątynią i jej okolicą. Nie samym kultem, poszerzaniem horyzontów myślowych czy poradami duchowymi.
- Hm. Odważne oskarżenia rzucasz, wysłanniku, a najwyraźniej takie same popiera kapłanka świątyni, mylę się?
-To nie są oskarżenia, tylko stwierdzenie faktów. Mogę się mylić w mych podejrzeniach, acz… nie ma co udawać, Świątynia Sharess jest zaniepokojona kręcącymi się bez celu osobnikami w jej okolicy.- odparł uprzejmym tonem Gaspar.
- W takim razie pozwólmy wypowiedzieć się komuś istotniejszemu na ten temat, bo ja nie mam takich informacji o niepokojeniu świątyni Sharess - odparła kobieta i skierowała swe kroki do zamkniętych drzwi. Zapukała i uchyliła je zaglądając do środka, po czym skinęła na Gaspara.
- Możesz wejść, wysłanniku. - stwierdziła i odsunęła się od drzwi. Wyrmspike nie mógł mieć pewności, co spotka go za tymi drzwiami… - Masz wciąż swój list?
-Mam.- odpowiedział dramatopisarz i skinąwszy głową kobiecie ruszył do drzwi.
Drzwi były ciężkie i zbrojone, bez żadnych upiększeń. Nie obiecywało to zbyt wiele co do miejsca, do którego prowadziły. Gaspar pchnął je i…
...znalazł się w innym świecie.
Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to kolory tego miejsca, a tych było dużo. Ściany nosiły ciężar obrazów, bardzo dobrych obrazów, prezentujących pejzaże, zazwyczaj morskie. W jednym miejscu wisiało także podniszczone koło sternicze, zaś na podłodze leżał dywan wydawać by się mogło, z samego Calimshanu. W powietrzu unosił się zapach stearyny, jako że kilka świec paliło się w tym pomieszczeniu. Ustawione były także szafki, tym razem już delikatnie zdobione, na których stało multum różnych rzeczy. Od pokoju odchodziła jeszcze para zamkniętych drzwi. Wszędzie walały się papiery, nie tylko na ciężkim biurku. Mieszkaniec nie miał najwyraźniej w zwyczaju dbać o przesadny porządek.
Za biurkiem natomiast siedział mężczyzna około czterech dziesiątek lat, o białych, krótkich włosach i równie białym zaroście, w prostej koszuli, przypatrujący się uważnie Gasparowi.

[media]https://imagizer.imageshack.us/v2/493x335q90/673/u9DoT6.jpg [/media]

- Świątynia Sharess… - mruknął niby do siebie. - Gdzie obraziłem jej majestat?
-Powiedzmy, że świątynia, jest zaniepokojona ożywioną działalnością twoich podwładnych w jej okolicy.- wyjaśnił dyplomatycznie Wyrmspike, pozornie bardziej interesując się obrazami, na ścianach niż ich właścicielem.
Biały Kruk nie odpowiedział na to, ale oznajmił:
- Chciałbym zobaczyć twoje uwierzytelnienie. nieznajomy.
Dramatopisarz podał uprzejmie list mężczyźnie i w milczeniu czekał na jego kolejne słowa.
- Zastanawiałem się czy moje oczy mnie nie mylą, ale najwyraźniej nie. - spojrzał na Gaspara. - Czy to jakieś działania dotyczące nowej sztuki?
-Niespecjalnie. Skullport nie jest miejscem zainteresowań artystycznych z mej strony.- rzekł w odpowiedzi Gaspar.- Nikt w Waterdeep nie zrozumiałby aluzji dotyczących Skullport, więc nie warto go włączać w me sztuki. Ja tu jestem z prośby arcykapłanki Sharess w Waterdeep.
- Usiądź, poeto. - powiedział Kruk i skinął w stronę krzesła stojącego przy ścianie. - Nie rozumiem tych oskarżeń, tak naprawdę. Nie dotykam świątyń i moi ludzie mają też zakaz. Wiara to rzecz zbyt ważna, aby z nią igrać.
-Świątynię niepokoi aktywność twoich ludzi w jej okolicy. Mnie osobiście…- wzruszył ramionami Gaspar siadając.-... nie bardzo. Ale cóż, jej świętobliwość Orissa ma na ten temat odmienne zdanie.
- Moi ludzie już od dawna nie zapuszczają się do Waterdeep, Gasparze Wyrmspike’u. - odparł spokojnie Kruk obserwując reakcję dramatopisarza.
-Jesteś pewien?- zapytał podejrzliwie Gaspar i wzruszył ramionami wstając.- Skoro tak twierdzisz, to nie będzie problemem wyrażenie tego faktu w liście? Co bym mógł go doręczyć kapłance i tak uspokoić jej serce?
- Czy któraś z twoich sztuk opierała się na motywie zdrady? - zapytał nagle mężczyzna.
- Kilka… zdrada to użyteczny motyw sceniczny. Zemsta też.- odparł Gaspar z uśmiechem.
- I rozumiem, że wszystkie miały szczęśliwe zakończenia, prawda?
- Piszę komedie… szczęśliwie zakończenie, to podstawa kanonu.- stwierdził dramatopisarz.
- Moja sztuka nie posiada takiego zakończenia. - odparł Kruk w zamyśleniu wpatrując się w Gaspara. - To nie są moje Kruki. To nie moi ludzie. - stwierdził. - Nie wszyscy, którzy noszą ten symbol noszą go za moją zgodą. Nie jestem właścicielem całego tego ptactwa… Już nie.
-Przekażę tą informację arcykapłance Orrisie.- rzekł Gaspar po chwili milczenia. A następnie spytał.- A kto jest właścicielem reszty dro… ptactwa?
Kruk wyraźnie zastanawiał się czy odpowiedzieć na to pytanie, po czym uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- Mam nadzieję, że to, co ci powiem zaszkodzi mu… - drapieżna nuta wdarła się w to zdanie. - Kto może? Kto teraz roi sobie, że zostanie władcą Skullportu i zrzuci na kolana nawet Wielkich Kapitanów Piratów? - zaśmiał się. - Nasz śpiący na pieniądzach pan kasyn. Macha.
-Acha… no cóż… przekażę arcykapłance Orrisie twe słowa.- stwierdził Wyrmspike wstając i żegnając się.
W momencie, w którym chciał wyjść do środka weszła kobieta, z którą rozmawiał przed wejściem. Była wyraźnie wzburzona i zła.
- Szefie, przyszedł pies tego bezczelnego sukinsyna.
Kruk uniósł dłoń w uspokajającym geście.
- To niech do mnie przyjdzie. I tak ni grosza nie dostanie. - spojrzał jeszcze na Gaspara. - Niech twoja arcykapłanka będzie ostrożna. Z nimi nigdy nic nie wiadomo
Wyrmspike skłonił się tylko w milczeniu i ruszył do drzwi, udając brak zainteresowania wydarzeniami toczącymi się na jego oczach.
Kobieta wyszła za nim i przywołała strażnika, aby ten odprowadził Gapara, oczywiście, żeby ten się nie zgubił. Strażnik nie wyglądał na pocieszonego tym zadaniem, ale ruszył w Wyrmspike'm po korytarzach. W połowie drogi natrafili na samotnego, szczupłego mężczyznę, który z twarzy w jakiś sposób przywodził na myśl łasicę…
- Bardzo, kurwa, zabawne. - odezwał się wściekle widząc strażnika i Gaspara. - Kiedy mówiłem, że potrzebuję przewodnika ci przy bramie stwierdzili, że nie mogą pomóc. - spojrzał przymrużonymi oczami na Kruka. - Ty, prowadzisz mnie do swojego szefa.
Kruk skrzywił się i odparł:
- Ale ja nie mo…
- Mam za to ci naliczyć karę, jak twoim kolegom? Czy zacząć rozliczać długi z kasyna?
Kruk spojrzał bezradnie na Gaspara i zapytał:
- Poradzisz sobie?
-Myślę że tak.- odparł Wyrmspike z uśmiechem.
- Dzięki. - uśmiechnął się Kruk i ruszył w kierunku, z którego przyszli, prowadząc nowego gościa.
Kusiło Gaspara bardzo… kusiło, by podsłuchać rozmowę, by poszpiegować. Ale pisarz zwalczył tą pokusę. Ryzyko wpadki było zbyt duże, a utrata maski tym większa. Ta Azul Gato mógł sobie pozwolić na szpiegowanie… Nie Wyrmspike. Poza tym takie impulsywna akcja była wręcz proszeniem się o kłopoty. Więc dramatopisarz ruszył w kierunku wyjścia.



Dzień ów był niewątpliwie męczący dla Gaspara Wyrmspike’a, szanowanego obywatela i znanego dramaturga. Dzień ów którym niczym kurier krążył wpierw po Skullport, by potem powrócić do świątyni i poinformować Orissę o niespecjalnie udanym przebiegu rozmowy. Ot Kruki zmieniły pana… a co Macha planował? Tego najlepiej było się dowiedzieć u źródła. Niemniej Azul Gato uznał, że czas by kot połowił myszy. Miał już perfidny plan, jak to uczynić.
Choć potrzebował jednej z pomniejszych kapłanek świątyni, by zidentyfikować chociaż jednego z pionków Machy.
I musiał to zrobić dzisiejszej nocy, bo jutro wieczorem… wielkie przedstawienie w Azylu Królów. Dobrze że musiał tylko dopilnować jego przygotowania.



Azul Gato spotkał się z młodą kapłanką, tylko w jednym celu. By dyskretnie wskazała mu człowieka Kruka kiedyś, a obecnie popychadło Machy. Nie szukał twardzieli zarządzających tym kramem. Potrzebował kogoś na poziomie pionka. Co prawda taki wiedział mniej, ale i takiego łatwiej nastraszyć i użyć do rozpuszczenia własnych plotek.
Kapłanka spełniła prośbę. Udało jej się zidentyfikować takiego osobnika, na którego mówili Amerus, a który aktualnie pełnił rolę takowego pionka, bez większego znaczenia. Akurat, co było pomocne, znajdował się w Waterdeep, przenosząc jakieś wiadomości między rozrzuconymi grupami.
Przez chwilę go obserwował, podążając tuż za nim, aż wreszcie… przemieniony w gargulca pofrunął w powietrze i pochwycił znienacka Amerusa unosząc go w górę.
- Pogadamy sobie chłoptysiu.- zaśmiał się chrapliwie.
- Pierdol się. - warknął mężczyzna o jasnych włosach.
-Zawsze możesz polecieć w dół i skończyć jako krwawa plama. Lub… jako mój obiad.- odparł Azul w postaci gargulca lądując na stromym dachu ze swą ofiarą.- A lubię zaczynać od nóg.
- Czego ty, kurwa, chcesz? - zapytał zdenerwowany Amerus patrząc niepewnie w dół. - Jesteś kotem, prawda?
-Czy ja wyglądam na kota?- zaśmiał się potwór oblizując mordę.- Czy jestem puchaty i mięciutki? Czy miauczę? Lepiej się zastanów zanim odpowiesz.
Mężczyzna zacisnął zęby.
- Czego chcesz?
-Mój szef… bardzo liczył na Kruka. Mój szef chciał siedzieć w cieniu i się nie ujawniać. Ale wy zmieniliście barwy. To się mojemu szefowi nie podoba.- mruknął gargulec.- I przyśle kogoś, żeby was ukarać za zdradę. Może pośle mnie. Może kogoś mniej miłego. Przekażesz to swoim kumplom. A potem może pójdziecie po rozum do głowy i zmienicie front zanim szef każe was zlikwidować. Mnie to rybka. A poza tym… powiedz mi co wy robicie w tej dzielnicy. Jakie wam Macha dał polecenia?
- Zażywać życia z panienkami z Waterdeep. - mruknął Amerus. - A zmiana barwy? Stary Kruk sam się w to wkopał wypożyczając nas. Idziemy tam, gdzie władza każe.
-Ja mam to gdzieś. Nie jest moim problemem wysłuchiwanie waszych narzekań.- mruknął gargulec, po czym ryknął głośniej.- Moim zadaniem jest cię przesłuchać lub zabić. A ponieważ kłamiesz mi w żywe oczy, to cię zabiję i poszukam kolejnego pionka.
Amerus zasłonił się rękoma.
- Ale co ja mam ci powiedzieć? Macha szuka czegoś lub kogoś i mamy mieć oczy otwarte informując o wszelkich… zdarzeniach… - spojrzał wymownie na gargulca.
-O jakich zdarzeniach na przykład? I pamiętaj… jeśli dasz mi powód bym cię zrzucił z dachu…- uśmiechnął się złowieszczo potwór.- … Cóż… lepiej mi nie dawaj. I mów szczerze i wyczerpująco.
- Nie precyzował… o czymś, co zwróci naszą uwagę lub o kimś… Koty szaleją po dachach Waterdeep i mu się to nie podoba. Nie wiem, może to o pchlarza chodzi. Mamy tylko obserwować i raportować…
-A co zwróciło twoją uwagę, poza mną oczywiście.- odparł gargulec uśmiechając się złowieszczo i odsłaniając pełen garnitur kłów.
- Raczej nic… Taka to robota bez celu się wydaje…
-No to masz już cel. Przekaż Masze, że mój szef nie jest zadowolony i pośle kogoś po niego… wkrótce.- zaśmiał się chrapliwie gargulec.- I po was też, jeśli nie wrócicie pod skrzydełka Kruka.
Po czym chwycił Amerusa i sfrunął w dół upuszczając go na bruk i odfrunął śmiejąc się. -Ja... kotkiem… zabawny dowcip. Niech no reszta usłyszy.
Amerus nic nie odparł, tylko puścił się pędem uliczką.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-09-2014 o 21:44. Powód: poprawki + dodany kawałek
abishai jest offline  
Stary 25-09-2014, 22:58   #83
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Quelnatham Tassilar, Ocero, Erilien en Treves
CZĘŚĆ PIERWSZA

- Przyjaciel czy…? - Zapytał Erilien bezwednie sięgając po miecz.
- Nie… wydaje mi się… - zaczął niepewnie Aeron, ale nie kontynuował.
Selunita wyciągnął tarczę i broń, po czym spojrzał na Eriliena.
- Chcesz, żebym w metalowej zbroi szedł na wzniesienie, kiedy zbliża się do nas burza? Dobrze, że Talos jest niedostępny, bo chyba nie przyciągnąłbym jego uwagi bardziej.
- Już zapomnieliście Czcigodny o swojej zdobyczy?
- Co, mam odwołać zbroje jak tylko burza uderzy? Ciągle będziemy na wzniesieniu, a ja w kawałku blachy. Po za tym, skąd wiemy, że mają złe intencje?
- Dobrze, już dobrze. Odpocznijcie po posiłku Waleczny, sam szybciej sprawdzę kto też za nami podąża.
- Erilienie… - odezwał się Aeron. - Nie mam pewności.... Nie wiem czy teraz znajdziesz kogokolwiek… Czy znajdziesz kiedyś…
- Mów jaśniej Aeronie.
Ocero spojrzał na Aerona i westchnął.
- Wizje na jawie… albo brak snu zaczyna się do niego dobierać.
Aeron spojrzał poirytowany na Ocero.
- Zakładam, że zyskałeś nie lada doświadczenie w takich. - przeniósł spojrzenie na Eriliena. - Ja… Nie umiem powiedzieć czy na pewno teraz za nami ktoś podąża… Czy będzie podążać. Widziałem kobietę dosiadającą konia, która ze wzniesienie spoglądała na nas, na mnie… Była to ciemna noc, chmury zasnuwały niebo, a wraz za nią podążała śmierć. - westchnął. - Widziałem to jeszcze przed sprawą z Ocero, więc jak była możliwość, że to jego partnerka to zaaranżowała, to miałem obawy, ale… to nie była ona.
- Zapytałbym czemu mówisz nam o tym dopiero teraz, ale wydaje się to być bez sensu. - Selunita westchnął i spojrzał na pagórek - Jeżeli trafi mnie piorun, to w następnym mieście kupujecie mi jakiś amulet, który będzie mnie chronił przed błyskawicami.
- Myślę, ze najlepszy do tego celu jest amulet Talosa. - Zażartował paladyn po czym juz poważniejszym tonem dodał. - Skoro więc zgłaszacie się Czcigodny na ochotnika, życzę wam powodzenia.
- Pójdę z nim - Quelnatham odezwał się sennie. Ciągle walczył z tym dziwnym rozproszeniem, które trzymało go od rana. - Może spostrzegę coś czego zwykłym wzrokiem nie widać.

Selunita wzruszył ramionami i ruszył w stronę wzniesienia. W połowie drogi wydał komendę pierścioniowi i przyzwał swoję zbroję. Upewniał się co chwilę, czy Quelnatham za nim nadąża. Świetnie, teraz elfy się nie wysypiają. Jeszcze się skończy tym, że tyko on ucieszy się z widoku Waterdeep bo reszta będzie zbyt zgorzkniała, aby przejrzeć przez swe wory pod oczami.
Kiedy Quelnatham ruszył za Ocero w pewnym momencie Aeron zrównał się z elfem i zapytał z troską w głosie:
- Dobrze się już czujesz?
- Nie - odpowiedział krótko mag. Wchodzenie na łagodne wzgórze pozbawiło go oddechu. Zatrzymał się i powstrzymując sapanie dodał: - W nocy… miałem sen. Nie, widzenie, coś bardzo dziwnego. Nie mogłem się obudzić - potarł się po policzku wspominając sposoby paladyna na cucenie - i nic nie pamiętam. Czuję tylko, że było to coś ważnego. - skończył i ponownie zaczął się wspinać.
Pół-elf zatrzymał się i popatrzył smutno za Quelnathamem dodając wystarczająco, aby go Quelnatham dosłyszał.
- Wróci do ciebie… To zawsze wraca… - po czym skierował swe kroki w dół, do Eriliena. Spojrzał na paladyna i mruknął. - Źle z nim...
Kiedy Ocero dotarł na wzniesienie widział, jak ciężkie, burzowe chmury zaraz dotrą do ich obozowiska. Wiatr tutaj wiał konkretnie, chłodnym podmuchem, a deszcz zaczynał padać coraz śmielej.Nigdzie jednak nie było żadnej kobiety na koniu ni podążającej za nią śmierci.
- No to jestem zawiedziony…- mruknął do siebie Selunita i spojrzałn na zbliżającego się elfa - Nic nie widze, może powinniśmy tu przyjści jak zacznie lać, a jedyne źródło światła to błyskawice?
Czarodziej na wszelki wypadek postanowił skupić się na wykryciu magii.
Wykrycie magii także nic nie dało, ale Quelnatham zauważył coś, czego ludzkie oczy nie dostrzegły w tych warunkach. Ledwo było już to zauważalne, jako że ziemia robiła się rozmokła, a wiatr zaczął targać źdźbłami traw, jednak wieszcz dostrzegł przygniecony do ziemi kawałek traw, który wskazywał na to, że coś, lub ktoś, znajdowało się dłuższy czas w tym miejscu.
- Nie jestem pewien, ale wydaje się jakby ktoś tu był - wskazał towarzyszom ślad. - Może to przypadek, ale jeśli ktoś nas śledzi powinniśmy wzmóc ostrożność.
- Pojedyńczy ktoś, ale się zgodzę. Wrócmy do naszych towarzyszy, zanim niebo zacznie beczeć. - Ocero spojrzał jeszcze raz na teren przed nimi i ruszył spowrotem w dół wzniesienia. Spojrzał pozostałych członków drużyny, kiedy do nich dotarł. - No nikogo, teraz tam nie ma. Quelnatham dostrzegł jakieś ślady więc najwyraźniej nasza podglądaczka odjechała i zabrała śmierć ze sobą.
Aeron skrzywił się na ostatnie słowa Ocero i prychnął.
- Bawi cię to?
Ocero westchnął.
- A ponoć elfy mają być pogodniejszą z ras Torilu. Naprawdę żarty do was nie docierają? Tak czy inaczej ktoś tam był, ale odjechał. Będzie lepiej jeżeli postaramy się o większą ostrożność.
Pół-elf odczekał, aż Quelnatham zejdzie ze wzgórza i wtedy podszedł do niego.
- Miewałeś już takie… widzenia? Jak to teraz? - skrzywił się, kiedy kolejna kropla deszczu spadła mu na głowę. - Chyba powinniśmy się schronić.
- Tak, tak. Pamiętasz, dlatego przyjechałem do Silverymoon. - odpowiedział chowając się do rozłożonego już namiotu.
- Ale takie widzenia, których nie pamiętasz, a wiesz, że były - odparł Aeron również chowając się do tego namiotu.
Mag zamyślił się chwilę. - Nie, chyba nie. Tobie się takie zdarzały?
- Taaak. - mruknął Aeron. - Ale w większości w końcu do mnie wracały i niekoniecznie było to pożądane.
- Mhm - elf pokiwał głową. - Ciekaw jestem czy tak będzie w moim przypadku. Tymczasem… nie zaszkodzi zachować dodatkowych środków ostrożności. - dodał po czym wyciągnął kawałek srebrnego drutu i owinął nim wyciągnięty zaraz potem drobny dzwoneczek, który zaczepił o płótno namiotu. - Zaklęcie ostrzeże mnie jeśli ktoś miałby się do nas podkraść.
Rudy pół-elf pokiwał głową i zapytał: - Quelnathamie… Myślisz, że to możliwe, abym nauczył się zamiast spać zapadać w trans?
- Być może… - odparł zdziwiony mag. - Słyszałem kiedyś o takim przypadku. Nie sądź jednak, że pomoże ci to zapanować nad widzeniami. Jak widzieliście nawet doświadczony mistrz poznania nie jest w stanie. I ani moja elfia krew, ani zaduma nie dały mi żadnej przewagi. - dodał z powątpiewaniem.
- Może jednak, jak twierdzi Erilien, będzie to lepsze niż bezsenność... Chociaż czasami świadomie w nią uciekam, żeby nie mieć… widzeń - odparł szczerze.
- Zatem trans ci nie pomoże. To nie jest droga ucieczki przed wizjami. Będziesz się musiał z nimi pogodzić albo pogodzić się z bezsennością. - odpowiedział Quelnatham.
- Mhm… - mruknął Aeron. - Ale przynajmniej bliżej będzie mi do elfa…- ruszył do wyjścia, tylko na chwilę zatrzymał się w nim i dodał: Mam nadzieję, że dziś nic cię nie będzie niepokoiło.
Aeron szybko przeniósł się do drugiego namiotu i padł na swoje posłanie nic nie mówiąc.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 28-09-2014, 19:35   #84
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Quelnatham Tassilar, Ocero, Erilien en Treves
CZĘŚĆ DRUGA

Każdy z grupy podróżników do Waterdeep zajął miejsce na swoich posłaniach. Na zewnątrz deszcz padał niemiłosiernie, a z oddali, jeszcze, dało się słyszeć uderzenia piorunów. Niemniej nawet Aeron, w tych warunkach, umęczony brakami snu, postanowił się spróbować oddać w jego ręce. Najwyraźniej w tym momencie nie dbał czy wizje do niego przyjdą czy nie. Przed tym jeszcze powiadomił dwóch towarzyszy o sposobie, w jaki Quelnatham chciał ich zabezpieczyć
Burza nie ustępowała, a tam gdzies mógł się czaić wróg. Kim był? Czego chciał? A może ta cała wizja Aerona spowodowana była tylko całkowitym przemęczeniem, niczym więcej?
A jednak dali temu wystarczająco wiary, żeby wzmóc ostrożność i skorzystać z magii.
Quelnatham dłuższy czas nie był w żaden sposób niepokojony alarmem. Do czasu. W pewnym momencie magia została aktywowana budząc czarodzieja. Podniósł się z posłania i po chwili zastanowienia gestem nałożył na siebie ochronny czar. Magia była czuła, to mógł być lis albo norka, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że mag był nieco paranoiczny. Przybliżył się do wejścia do namiotu i nasłuchiwał.
Quelnatham szybko zrozumiał, że przyroda działa na jego niekorzyść. Deszcz mógł zagłuszyć dźwięki, które mogły być istotne, chociaż z drugiej strony na rozmokłej ziemi ciężej było się poruszać. Zdecydował się więc na rzucenie kolejnego czaru i pod osłoną niewidzialności wyjście na zewnątrz. Przywitała go woda, która radośnie spłynęła elfowi po karku. Na zewnątrz nie zobaczył nikogo, chociaż po zrobieniu kilku kroków, jakieś pięć metrów od namiotu zobaczył coś ważnego.
Odciśnięty ślad butów w miękkiej ziemi, którą porastały rzadkie trawy. Zdecydował nie niepokoić nikogo i samemu podążyć kawałek za intruzem.
Nie zawsze udawało mu się dostrzec ślady intruza. Nie widział nikogo, widział za to co jakiś czas odciski jego butów, z czego ostatnie zauważył przy drugim namiocie. Uśmiechnął się do siebie. To pewno któryś z nich wychodził po prostu za potrzebą - pomyślał z ulgą. Niemniej… cień wątpliwości pozostał. Odsunął ostrożnię płótno i zajrzał do wewnątrz.
Erilien wciąż był w transie, zaś Ocero i nawet Aeron, spali. Żaden z nich nie był przemoczony, a płaszcze leżały suche obok właścicieli. Czarodziej zamarł. Wyszeptał tajemne słowa i przyłożył palce do powiek. Otworzył oczy, które teraz mogły widzieć niewidzialnych i jeszcze raz popatrzył na wnętrze namiotu.
To, co zobaczył zmroziło mu krew. Nad Ocero stał odziany w czarny płaszcz i ciemną, skórzaną zbroję mężczyzna, którego twarz skrywała prosta maska. W dłoni trzymał skrzylet i właśnie pochylał się nad kapłanem kierując go do jego gardła. Mag natychmiast zareagował i wystrzelił w postać kulę czystej mocy.
Mężczyznę uderzyła kula mocy na tyle boleśnie, że zachwiał się na nogach i wydał z siebie zduszony jęk bólu. Spojrzał w stronę, z której został zaatakowany i spojrzał na budzących się towarzyszy elfa. Będąc najbliżej Eriliena podsunął mu pod gardło miecz, jednocześnie zasłaniając się nim, a w ten sposób miał najlepszy wgląd na resztę drużyny. Ostrze delikatnie zadrapało miękką skórę elfa. Aeron przebudził się natychmiast, ale widząc sytuację powstrzymał się od nieprzemyślanego ataku.
- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytał groźnie Quelnatham. Nie bał się bardzo o zakładnika. Erilien już wielokrotnie dawał pokaz swego męstwa i waleczności.
Ocero otworzył oczy kiedy zaklęcie trafiło napastnika - Cholerni assassyni.. - szybko podniósł się i sięgnął po broń - Dobra suczysynu, jak sądzisz jakie masz szanse?
Może to niezbyt po rycersku ale Erilien spróbował najstarszej sztuczki znanej wszystkim którzy kiedykolwiek znaleźli się w podobnej sytuacji. Niestety dla niego, napastnik chyba również o niej wiedzał i paladynowi nie udało się wbić zębów w jego dłoń.
- A teraz dacie mi z tym elfem wyjść i może nic więcej się nie stanie. - mruknął zamaskowany mężczyzna.
- Czcigodni… - zaczął swym zwyczajem choć sztylet na gardle przypominał aby się streszczać - bądzcie łaskawi go zabić… teraz.
Quelnatham spróbował szczęścia i najprędzej jak mógł splótł zaklęcie. Okazało się, że mężczyzna był szybszy od Quelnathama, jednak Erilien nie miał zamiaru tak łatwo się rzucić w objęcia śmierci. Kiedy sztylet mężczyzny próbował się zagłębić w gardle paladyna natrafił na opór powstrzymujący go przed tym, ku całowitemu zaskoczeniu napastnika. Wieszcz jednak miał jeszcze coś w zanadrzu. Wykorzystał zaklęcie telekinezy, aby rozbroić napastnika, przez co zdezorientowanemu niepowodzeniem mężczyźnie zdołał silnym uderzeniem wybić broń z ręki. Ocero błyskawicznie zaeragował zaszarżował na assassyna uderzając go buławą. Uderzenie musiało być bolesne, szczególnie w momencie, gdy nastąpiło wyładowanie mocy broni. Mężczyzna został odrzucony i zaczął się powoli zbierać najwyraźniej chcąc dobyć miecza, gdy dopadł do niego Aeron przyciskając go nogą do ziemi i kierując swój miecz na jego gardło.
- Ani drgnij…
Mag spojrzał w jakim stanie są towarzysze, otrzepał szatę i uspokojony powtórzył stanowczo swoje pytanie. - Zatem teraz możesz nam odpowiedzieć. Kim jesteś i kto cię wysłał?
Ten czas wykorzystał paladyn by spleść czar i pozwolił aby jego energia zmieniła swą postać na moc uzdrawiającą.
- Sądzisz, że zdradzę? - odpowiedział pytaniem mężczyzna.
Moc uzdrawiająca zaleczyła ranę Eriliena, pozostawiając tylko nieprzyjemne wspomnienie.
- Wierz mi, mam nadzieję, że długo nie zdradzisz. - Rzekł paladyn rozcierając sobie miejsce gdzie jeszcze przed chwilą była rana, zupełnie jakby chciał się pozbyć uczucia dotyku zimnej stali.
- Możesz już zapomnieć, kolego. - parsknął mężczyzna.
Ocero zamrugał kilka razy i spojrzał na Eriliena.
- Czy ty masz zamiar… torturować go?
- Czcigodny… nie znam się na tym. - Odparł wymijająco.
-Ja się nie znam na żegludze… chociaż chętnie bym spróbował… - mruknął Selunita.
Aeron spojrzał poważnie na Eriliena, wyraźnie niezbyt pocieszony, po czym rzekł:
- Może najpierw przeszukajmy go?
- Dobra myśl. - Rycerz westchnął, wyraźnie niepocieszony.
Ocero podszedł do jeńca i zaczął sprawdzać jego kieszenie, spodnie, koszule, płaszcz, buty.
- Radzę uważać, jeszcze nie widziałem, aby ten elf się poważnie wściekł, ale widziałem jak wymordował obóz drowów, kiedy był spokojny.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, a jedynie patrzył twardo na Eriliena. Ocero natomiast prócz broni znalazł pomiętą karteczkę z adresem. Prostą frazą, bez przecyzowania. Kierował on do miejsca nazwanego Karczma pod Dębem.
- “Karczma pod Bębem”, to karczma w Waterdeep… ech, to grzane piwo… i grzane damy. - rubaszny uśmiech pojawił się na twarzy Selunity, ale szybko chrząknął i uspokoił się, gdy ujrzał spojrzenia towarzyszy - Hej, stulecie jest zbyt krótkie, aby z niego nie korzystać. Tak czy inaczej, pewnie tam nasz kolega ma się spotkać z pracodawcą.
- Więc dopilnujmy żeby się spotkali, w taki lub inny sposób. - Niby za sprawą magii w dłoni elfa pojawił się jego wierny miecz.
Możliwe, że oczy mężczyzny rozszerzyły się, ale pod maską nie można było tego dostrzec. Aeron spojrzał zaniepokojony na Eriliena i zapytał:
- Jesteś tego absolutnie pewien?
- On był absolutnie pewien swych zamiarów, wybrał swoją drogę choć nie spodziewał się wówczas, że to ja będę czekał na jej końcu. - Paladyn wzruszył ramionami. - Jedyne co mogę mu obiecać to to, że śmierć będzie prawie bezbolesna.
- Nie mam zamiaru trzymać jego głowy w plecaku…- Ocero przybrał zniesmaczoną minę.
- Nie mogę ci na to pozwolić - odparł Aeron. - Nie mogę pozwolić, abyś to ty zawsze nosił takie brzemię. - spojrzał twardo na Eriliena. - Jeżeli mamy pewność, co do jego losu, pozwól tym razem mi to wykonać.
- Twe słowa krzepią me serce Aeronie jednak to moja droga, nie musisz nią podazać.
- Jeżeli to sprawi, że odejmę ci ciężaru, to będę podążał.
- Twoje słowa są szczere i sprawiają mi wielką przyjemność lecz twa motywacja jest niewłaściwa. Nie możesz odebrać życia by ulżyć memu sumieniu. Tak się nie godzi.
- Nie chodzi tylko o twe sumienie. - mruknął Aeron. - Chodzi o to, że za chwilę to, że zabijasz stanie się dla ciebie tak proste, że będziesz to robił bez przemyślenia, dlatego że to łatwe. - spojrzał na Eriliena. - A ja na to pozwolić nie mogę, bo mam nadzieję, że już do tego nie doszło?
- Nie, odbieranie życia nigdy nie jest łatwe jednak są decyzje od których nie można się wstrzymać. Są takie wybory kiedy trzeba poświecić coś by nie stracic wszystkiego, kiedy trzeba poświęcić część swej duszy by nie stracić wartości dla których żyjesz.
- Nie podoba mi się to - mruknął pół-elf. - Ale nie ma co dywagować nad skazańcem. - odparł patrząc na Eriliena pełnym zawodu wzrokiem.

Paladyn sięgnął po swój miecz i stanowczymi słowy powołał do istnienia magiczne płomienie, niczym dwa węże oplatające srebrną klingę.
- Masz chwile by pojednać się ze swym bogiem. - W jego tonie nie było gniewu, jedynie spokój. Dawno już pogodził się, że rolą paladynów nie jest li tylko paradowanie w lśniących zbrojach ku uciesze tłumu. Droga ta miała jeszcze ciemną ścieżkę, cienką ścieżkę stali prowadzącą przez ocean szkarłatu. Patrzył na i przez płomienie. Liczył uderzenia serca. Poprosił ziemię by użyczyła mu swej siły i jego dłonie zyskały wielką moc.
- Aeronie. - Mówił do pół-elfa lecz wzrok utkwił w twarzy zabójcy. - Możesz go puścić.
Szybkie pchnięcie, nim przebrzmiały słowa, spadło na gardło skrytobójcy. Paladyn czuł jak ostrze przedziera się przez krtań, jak kręgosłup stawia opór, niemal słyszalny zgrzyt metalu o kość i znów brak oporu, ostrze zagłębiające się bez przeszkód w ziemi. Pozwolił by płomień wypalił ranę. Cios był czysty a ostrze rozgrzane płomieniami. Wbrew oczekiwaniom namiotu nie splamiła nawet kropla krwi.
Erilien powoli wyciągnął miecz a płomienie powoli przygasały aż nie znikły całkowicie.
- Zajmę się resztą. - Beznamiętny ton. Zupełnie jak w chwili kiedy pierwszy raz poczuł pustkę po zniknięciu bogów. Przeszukał jeszcze raz zwłoki mężczyzny. Nie wiedział co myślą o tym jego towarzysze lecz dla niego sprawa była prosta, to co posiadał przy sobie ten człowiek miało posłuzyć do pozbawienia ich życia więc równie dobrze może stać się ich własnością. W końcu, nie prosząc nikogo o pomoc, przerzucił ciło skrytobójcy przez ramię i opuścił namiot.

Każdemu, nawet największemu wrogowi oddawał tą ostatnią przysługę...
 
Googolplex jest offline  
Stary 28-09-2014, 23:27   #85
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ I :Szaleństwo kapłanów

Erilien en Treves, Quelnatham Tassilar, Ocero

Wszystko to było… dziwne.
Ocero został “uraczony” narkotykiem bez swojej świadomości, pobił Aerona i nie pamiętał co działo się później, Quelnatham był dręczony wizjami, wobec których po przebudzeniu doznawał amnezji, a teraz jeszcze ten zabójca… Czyżby ktoś nie chciał, aby dotarli do Waterdeep żywi?
Po kolejnych dniach na szlaku byli już dzień drogi od Waterdeep, ale czy w Mieście Wspaniałości znajdą odpowiedzi na swoje pytania? Czy znajdą ich tylko jeszcze więcej? Kierowała ich tam wizja Aerona, ale czy w ogóle wiedzieli co na nich tam oczekuje?
Nie miało to znaczenia. Stali już prawie u progów swojego celu. Jeszcze tylko chwila, tylko chwila…

* * *

Dzień był piękny, ciepły, może nawet wręcz upalny, i niesłychanie słoneczny, kiedy zatrzymywali się, aby coś zjeść i dać koniom czas na popas i odpoczynek.

[media]http://www.mrwallpaper.com/wallpapers/dandelion-meadow-1600x900.jpg[/media]

Aeron od czasu napadu na nich był bardzo milczący, ale wyraźnie, kiedy jechali, usadowił się tak, aby mieć dobrze spojrzenie na tereny, które zostawiali za sobą. Wypatrywał czegoś niestrudzenie, nie włączając się do rozmów i zbywając krótko chętnych do rozpoczęcia z nim konwersacji.

Usiedli obok drogi na polance, na którą padał cień pobliskich drzew, chroniąc podróżnych przed zbyt wielkim żarem słońca. Zapach kwiatów zdawał się ich otaczać, a cała atmosfera rozleniwiała. Mogli się przyłapać na tym, że zamykają oczy i wsłuchują się w świergot ptaków oraz raczą ciepłym powietrzem omywającym ich twarze. Pomimo wysokiej temperatury słodkie, leciutkie przemieszczanie się owego powietrza rekompensowało niedogodności.
Pogoda, która nie nadawała się na kłopoty.
A jednak…
Nie dane im było długo wypocząć. W momencie, gdy zbliżał się czas posiłku, powietrze przeszyła strzała wystrzelona gdzieś spomiędzy drzew i wbiła się wprost w leżącą obok Quelnathama księgę. Po niej poszybowała druga, tym razem przelatując obok ucha Eriliena, który właśnie rozpakowywał swoje racje podróżne, żeby przed właściwym posiłkiem uraczyć się chociaż sucharkiem. Następna strzała ponownie przeleciała obok paladyna, ale zamiast go trafić, uderzyła pod końskie kopyta sprawiając, że jeden z koni stanął dęba, zaś drugi rzucił się niespokojnie.
Tyle po ich słodkim popołudniu...
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 29-09-2014, 01:05   #86
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
PROLOG (II): Zemsta i sprawiedliwość

Theodor Greycliff, Gaspar Wyrmspike



Po Gaspara i jego trupę wysłano ochroniarzy popołudnie, jako że przedstawienie miało się jednak odbyć przed wieczorem. Po przybyciu na miejsce Dener Astan przepraszał za to przełożenie i dał im do wyłącznej dyspozycji scenę i jej zaplecze. Nikt nie miał tam wchodzić bez ich prośby i przeszkadzać trupie.
Tyle dobrego.
Wnętrze nie zmieniło się szczególnie od ostatniego czasu, jak tu był, chociaż tym razem najwyraźniej wystawiono najlepszą zastawę. Wszędzie na stołach stały świeczki pasujące do fioletowych obrusów. Pojawiły się także kanapy i wygodne fotele przed sceną. Tym razem też nie było na widoku panienek do towarzystwa, chociaż goście na pewno wiedzieli jak o nie poprosić. Wszystko wydawało się być przygotowane na ten, jeden, szczególny dzień.

[media]http://media-cdn.tripadvisor.com/media/photo-s/03/9b/28/c5/ivan-s-bar-restaurant.jpg[/media]

Theodor przybył wraz z Elerdrinem i poznaną niedawno srebrną elfką, która przestawiła się jako Kertia, do Azylu Królów. Niestety, już od początku były problemy, jako że zgłaszana była jedna osoba, a przybyły trzy. Na szczęście wcześniej przekupiony “lokaj” dał się za odpowiednią, dodatkową opłatą, przekonać, aby i te dwie mogły wejść. Parszywe, oparte na pieniądzu życie…
Kiedy weszli do środka Theodor nie mógł się nadziwić, że taka perełka ostała się w mieście jak Skullport. Nie miało to oczywiście poziomu wykwintnych restauracji Waterdeep, ale i tak robiło wrażenie, zważając, że znajdowało się w porcie czaszek. Po przekroczeniu korytarza znaleźli się w sporej sali zastawionej stolikami, krzesłami oraz fotelami i kanapami ustawionymi przed sceną. Na podłodze rozłożony był fioletowy dywan z ufarbowanymi na złoto końcówkami, zaś obrusy były pod jego kolor. Ściany były blado fioletowe, a na nich wisiały różne obrazy i grafiki, z których te drugie cechowała podobna kreska. Scena natomiast, na której miało się odbyć przedstawienie, zajmowała najodleglejszą ścianę i choć ogromna nie była, nie można było jej także nazwać małą.

Gaspar przyglądał się właśnie wchodzącym gościom. Zastanawiał się ile na sumieniu mają te osoby, bo że mają coś na pewno i to wcale nic małego, to wiedział. Theodor, gdy już zajęli stolik również zaczął się subtelnie przypatrywać gościom. Oczy obu w końcu padły na jednego, dość prosto, ale z klasą, trochę po kapitańsku, ubranego mężczyznę.

[media]https://imagizer.imageshack.us/v2/493x335q90/673/u9DoT6.jpg
[/media]

Białego Kruka.

* * *

- Niedługo wszyscy się zjawią i możemy zaczynać - odezwał się Dener Astan podchodząc do Gaspara. - Mam nadzieję, że wszystko w porządku? Jedna z twoich aktorek wyglądała na dość wzburzoną.

* * *

- Chyba się jeszcze nie znamy, drogi panie. - odezwał się głos zza Theodora, który należał do wykwitnie ubranego starszego, niskiego mężczyzny. - Kto zawitał w nasze progi?
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 05-10-2014, 21:06   #87
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację

“Tak przed obiadem?!” Slowa przemknęły przez myśl paladynowi a czaiła się w nich rozpacz. Niemniej głowy nie stracił szybko otoczył się podwójną barierą i pognał ile sił w nogach by uspokoić konie. Jeszcze tylko brakowałoby aby się spłoszyły i rzuciły do ucieczki wraz z wozem.
Z trudem, ale Erilienowi udało się zażegnać kryzys. Konie może nie były spokojne, ale nie wyglądało na to, żeby zechciały w każdej chwili uciec… przynajmniej jeżeli nie zdarzy się ponownie coś nieoczekiwanego.
Aeron zerwał się z ziemi z bronią gotową do walki. Spojrzał w stronę drzew próbując określić położenie wroga, jednocześnie pstarającciągle ruszać, aby nie być stacjonaranym celem.
- Na Wielkiego Łucznika co znowu?! - zaklął mag okrywając się czarodziejską zbroją. Wstał, chwycił księgę i zawołał: - Za wóz! - zaraz stosując się do swej rady.
Ocero pomknął za wóz, aktywując pierścień, który przywołał jego zbroję.
- Byłem pewny, że pozbyłem się większości rabusiów z tej drogi… czy to było może z tej w stronę Neverwinter…
Aeron również schował się za wóz i zerknął na Ocero.
- Coś ci najwyraźniej nie poszło - mruknął i dodał - I tak musimy się zbliżyć, przecież nie będziemy tak czekać z nadzieją, aż im się znudzi.
- Właśnie na to liczę. Jeśli ktoś chce nas zabić… ponownie, będzie musiał wyjść z ukrycia. - odpowiedział Quelnatham naciągając jednocześnie cięciwę na swój łuk.
- To już co, czwarty raz w tym dekadniu? Zaraz zaczne uważać, że faktycznie Beshaba na nas zwróciła uwagę. - Seluniata wyjął swoją tarczę i przygotował się do ruszenia na przeciwnika.
W tym czasie Erilien zdążył odejść od koni na wystarczajacą odległość by to co zamierzał ich nie spłoszyło. Słowa przychodziły latwo, gestów niewiele potrzebowal a po chwili jego ciało pokryło się chitynową zbroją.
Wypuszczona została jeszcze jedna strzała, która chyba nawet nie miała zamiaru trafić Eriliena, bo wbiła się w ziemię kawałek przed nim, po czym zaprzestano ostrzału.
- O niedoczekanie wasze! - Zaszeleściły szczękoczułki paladyna, zaś cztery chude nogi poniosły go z ogromną prędkością w stronę z której nadleciały strzały.
Quelnatham westchnął ciężko. Nie mógł zostawić zmiennokształtnego samego. Zaklęciem powielił swój wizerunek i wyszedł z ukrycia ruszając za Erilienem.
- Czasem mam wrażenie, że on się ogranicza… wicie, żebyśmy ni e zaczeli się go poważnie bać. - Ocero ruszył za Erilienem unosząc tarczę aby osłonić głowę przed pociskami.
- WARIAT! - krzyknął za Erilienem Aeron i wyszedł za Ocero, żeby jak byli bliżej drzew aktywować swój pierścień i zniknąć z pola widzenia.
Strzały nie zaczęły szybować na nowo, a kiedy Erilien dopadł do drzew, spomiędzy których nadleciały strzały nie zobaczył agresorów, a jedynie usłyszał szelesty krzaków oddalające się od niego w dwie przeciwne strony.
Wybrał na swój cel przeciwnika uciekającego po jego prawicy i począł przedzierać się przez zarośla za nim. Kiedy zaś słyszał że cel jest blisko wykorzystał swoją owadzią siłę i wyskoczył wprost na swoją ofiarę.
Zobaczył plecy uciekającego i bez zwłoki wyskoczył na swoją ofiarę. Usłyszał jak wydobywa z siebie pisk przerażenia i kiedy powalił agresora i zdołał mu się przyjrzeć zobaczył.... około piętnastoletniego, pół-elfiego chłopca, całkowicie przerażonego.
- Nie… Nie rób mi krzywdy… - wyjęczał zakrywając się rękoma. Łuku przy nim nie było.
Quelnatham i Ocero usłyszli, że najwyraźniej Erilien dorwał swoją ofiarę gdzieś po prawej.
Ocero ruszył na lewo w pogoni za drugim sprawcą. Quelnatham podążył za nim.
Paladyn ani myślał krzywdzić dzieci lecz coś mu się należalo za przerwanie posiłku. Wolną kończyną złapał chłopaka w pasie i przerzucił sobie przez ramię niczym worek rzepy.
- Puść mnie, puść mnie, puść mnie! - młodziutki pół-elf o blond włosach szarpał się.
Erilien głodny był i nie w humorze więc nie tracił czasu na zbędne slowa zwłaszcza, że niósł chłopaka w dogodnej pozycji. Klinga ze świstem przecieła powietrze i płazem uderzyła pół-elfa w tyłek.
Ocero i Quelnatham przez chwilę krążyli w poszukiwaniach, aż w końcu zaalarmował ich szelest krzaków, spomiędzy których wyszedł Aeron trzymający ludzkiego chłopaka o ciemnych włosach, trzymającego kurczowo krótki łuk, a przez plecy mającego przerzucony kołczan strzał. Na oko ledwo co wkroczył w swoją nastoletność. Próbował wysmyknąć się Aeronowi, ale ten trzymał go silnie za ramię.
- Znalazłem wroga - rzucił siląc się na poważną minę rudy pół-elf, po czym poprowadził małego w stronę obozu.
Na te słowa z przeciwnej strony z zarośli wynurzył się Erilien z pół-elfem przerzuconym przez ramię.
- Zabieramy ich, przepytamy przy obiedzie. - Wyszeleścił.
Ocero spojrzał na dwójkę dzieciaków.
- Postaw tego malca Erilienie. Przerażasz go… i mnie. - Selunita spojrzał na młodzieńców - Nie bójcie się ta mrówka to elf, który potrafi się zmieniać w smoka.
- Przy wozie… odrobina strachu mu nie zaszkodzi. - Odparł paladyn. - Na naszym miejscu mógł być ktoś mniej wyozumiały. - Po czym nie czekając na dalsze argumenty kapłana zaniósł swój bagaż do wozu.
Aeron także zaprowadził do wozu drugiego dzieciaka, który wyglądał, jakby miał zaraz umrzeć ze strachu, ale wciąż dzielnie trzymał przy sobie łuk.
- Czyli co? Najpierw jedzenie? - zapytał Aeron najwyraźniej trochę rozbawiony sytuacją.
- Najpierw przypilnujemy naszych kuchcików żeby ten obiad dobrze zrobili. - Rzekł paladyn wracając do swej postaci. - Zabierz im te patyki Aeronie bo tylko będą przeszkadzać przy kociołku.
- Nie! - krzyknął młodszy chłopiec przyciskając do siebie łuk. Starszy nie miał przy sobie żadnej broni.
Quelnatham rozproszył zaklęcie lustrzanego odbicia. Do czego to doszło żeby kilku wyrostków doprowadziło ich do użycia takich środków - pomyślał.
- Nie należy strzelać do strudzonych wędrowców dzieci. Zwłaszcza gdy wędrowcy mogą wziąć to za zamach na ich życie. - ton głosu maga stopniowo przechodził z łagodnej reprymendy do poważnej groźby. - Wytłumaczcie się natychmiast.
- Ja tylko chciałem popatrzeć jak Dylan strzela z łuku… - odezwał się młodszy, ludzki chłopiec. - Myślałem, że będzie strzelać do celu….
- A kogo nudziło takie strzelanie, co? No kogo? - obruszył się młodziutki pół-elf.
- Ale po co strzelałeś do nich?
- Nie strzelałem do nich, a do ich rzeczy! - furknął pół-elf. - I sam mnie zachęcałeś.
- Nieprawda! Kłamiesz!
- Ja kłamię? To ty kłamiesz, tylko niewiniątko udajesz!
- Chyba ty!
- Dość! To nieważne. Dobrze, że nikt nie został trafiony. Wasi rodzice nie nauczyli was szacunku dla bliźnich? - zapytał czarodziej.
- Przecież nikogo nie trafiłem, więc o co ta afera? - burknął pół-elf.
- O obiad! - Wyrwało się Erilienowi. - Jazda po kociołek chyba, ze wolicie lanie.- Gestem wskazał im gdzie na wozie znajdował sie ów niezbedny w jego kuchni przedmiot. - Zrobiliście głupotę, teraz ją naprawicie.
Młodszy chłopiec poszedł po kociołek, choć wciąż trzymając łuk. Pół-elf natomiast spojrzał butnie na Eriliena.
- Nie jesteś moim ojcem.
- I co z tego? - Zapytał z wrednym uśmieszkiem paladyn.
- Nie muszę się ciebie słuchać.
- DOSYĆ! - Ocero ryknął i stanął na obie nogi - Na litość bogów Erilienie jak ty się zachowujesz? Obiadek ci się opóźnił? No to zaraz ci ugotuje. Nie będziesz terroryzował dzieci, które zrobiły głupią rzecz, jak na dzieci przystało. - spojrzał na dwójkę młodziaków, spojrzał ludzkiego malca - Ty. Dawaj ten łuk, zatrzymam go dopóki nie przyjdziesz tu z rodzicami, którzy wyjaśnią całą sprawę. Jeżeli się nie zgodzisz, zezwolę Erilienowi na karanie cię jak mu sie podoba. Idę teraz po ten cholerny garnek, bo pan z wyspy jest głodny. - to powiedziawszy ruszył w stronę wozu zabrać przybory do gotowania.
Malec jednak jedynie poprawił uchwyt na łuku, najwyraźniej woląc wybrać tortury ponad oddanie broni. Aeron natomiast przyglądał się całej tej sytuacji z niekłamanym zainteresowaniem.
Erilien zaś nachylił się do mlodocianych łuczników wyborowych.
- No i się zdenerwował, na waszym miejscu pobiegłbym pomóc mu z tym garnkiem bo gotów zrobić coś strasznego. - Rzekł z niekłamanym przerazeniem na myśl o kuchni Ocero.
- Słyszałem to!
- A nie mówiłem? Straszny jest kiedy się zezłości.
Młodszy pociągnął pół-elfa za rękaw i ruszył do Ocero. Pół-elf mruknął niezadowolony, ale poszedł za nim.
Kiedy dwaj młodzieńcy dogonili Selunite usłyszeli coś na wzór.
- Cholerny..dłguouchy...pewny swej prawości…- i tym podobne. Selunita wyciągnął kociołek i spojrzał swych pomocników. Jego mina trochę się rozjaśniła - Pomagacie jednak, co? Dobrze. Czegoś to was nauczy. Jak się nazywacie? Nie chcę was wołać na zasadzie “blondyn i mały”.
- Maren. - odezwał się młodszy chłopiec.
- Dylan… - burknął pół-elf. - Ja tu nie chce być…
- No, niestety jesteś. Strzelałeś z łuku w naszą stronę i przerwałes przygotowywanie posiłku, dla pana “Jestem wielkim Paladynem Corellona”. - tu wskazał głową na Eriliena - Ciesz się, że nie byliśmy rozbójnikami, bo wasze skóry już by dyndały na boku wozu. - westchnął - Mieliśmy kiepski dekadzień i jesteśmy trochę nerwowi. Pomóżcie mi z tym wszystki, a też zjecie coś ciepłego i będziecie mogli wrócić do domu.
- Paladyn? Naprawdę paladyn? - ludzki chłopiec spojrzał zafascynowany na Eriliena. Dylan westchnął.
- O ta. Najprawdziwszy. To całe “Zgiń przepadnij zło nieczyste” i tym podobne. Nie wiem gdzie do tego wyobrażenia pasuje zmienianie się w dwumetrową mrówkę, ale słyszałem głupsze rzeczy.
Maren oddalił się i podszedł do Eriliena z zafascynowaniem w oku.
- Przepraszam panie paladynie.
“Oho a to juz chyba kiedyś przerabialiśmy.” Pomyślał widzac spojrzenie chłopca.
- Nie przepraszaj mnie dlatego, że jestem paladynem. Przeproś kiedy poczujesz, że źle zrobiłeś.
- No… Dobrze - zgodzil się Maren. - Chociaż to Dylan strzelał…
- I pomysł też był jego?
- Noo.... Ja chciałem, aby strzelał do celu w lesie. Później mu tylko powiedziałem, że nie ustrzeli książki tego pana elfa…Ustrzelił, a później zaczął się popisywać. I tak jakoś wyszło…
Paladyn pogłaskał chłopca po głowie mierzwiąc mu przy tym wlosy.
- No to biegnij przypilnować przyjaciela aby nie narobił głupstw bo Ocero raczej przyponować Ci się nie uda. - Dodał znacznie ciszej.
- Dobrze. - chłopiec pokiwał głową i wrócił do “kucharzy”.
Po krótkim namyśle Erilien poszedł w jego ślady, ktoś przecież musiał dopilnować aby kapłan zrobił dobry posiłek albo przynajmniej wszystkich nie wytruł.
Aeron spojrzał na Quelnathama rozbawiony całą sytuacją.
- Miejmy nadzieję, że nasi kucharze nie pozabijają się w tej kuchni.
- Z pewnością dadzą sobie radę - odparł, wciąż niezbyt zadowolony mag uważnie przyglądając się przebitej strzałą księdzę.
Księga jednak nie była poważnie uszkodzona, jako że przebitych było może dwadzieścia stron.
- Nie przepadasz za dziećmi? - zapytał nagle Aeron.
- Nie przepadam za każdym kto do mnie strzela - odpowiedział czarodziej. - Ostatnie dni… wystawiają nasze nerwy na próbę. Ten arsenał czarów, który zużyliśmy… Każdy obawiał się zabójców.
- Na razie nic z tym nie zrobimy, ale może w Waterdeep się czegoś dowiemy… - spojrzał z nutą troski na Quelnathama. - A wizje? Ciągle cię męczą?
To akurat wywołało uśmiech na twarzy maga.
- Teraz będziemy co dzień zadawali sobie nawzajem to pytanie. Nie, na szczęście nie, a ciebie?
Aeron rozłożył ręce.
- Wiem jakie uporczywe być mogą. I niestety, mnie nie opuszczają. Budzę się kilkukrotnie w nocy tylko po to, aby po ponownym zaśnięciu znowu ich doświadczać. A niektóre sny to po prostu zjawy przeszłości…
- Inne zaś ratują nam życie. Tak jak wczoraj. - Quelnatham zmarszył nos. - Chyba nasz kuchmistrz będzie podawał obiad.
Ocero był najwyraźniej zadowolony z swego dzieła, chociaż wspominając danie jakie spożywał w karczmie, nie wróżyło to niczego na poziomie potraw Eriliena. Sam Paladyn nie wyglądał entuzjastycznie. Pomagał przy przyrządzeniu potrawy, ale Ocero o mało nie zaczął gonić go z chochlą kiedy elf zrobił się natarczywy.
Polał każdemu miskę gulaszu po czm sam zasiadł obok młodzieńców i zaczął jeść.
- Pierwszy, który zacznie narzekać będzie szczęśliwy, że nie mam wałka.
- Niewątpliwie Czcigodny, szczescie nam dziś sprzyja. - Odparł Erilien i starał się przy tym ukryć fakt, że za pomoca magii odrobinę poprawił smak swojej porcji.
Aeron skosztował potrawy Ocero i mruknął.
- Cóż, zupełnie jakbym nigdy nie wyszedł z oddziału… - jedzenie nie było zupełnie złe, ale bardziej przypominało racje wojskowe, niż prawdziwie smaczny posiłek.
- No cóż, nie jestem mistrzem kuchni. Posiłek musi być ciepły, zjadliwy i pożywny. Ten jest. Komuś się nie podoba, to następnym razem on gotuje. - mimo wszystko Ocero się uśmiechał albo był naprawdę zadowolony ze swego dzieła, albo lubił patrzeć na cierpienia elfów.
- Ależ skąd Czcigodny, posiłek wyszedł wam wspaniały, odrobina praktyki i zostaniecie mistrzem kociołka.
- Zostanie. - potwierdził Aeron, nieufnie przyglądając się zawartości swojej miski. - Jeżeli mówimy o rzucaniu we wrogów tym kociołkiem.
Erilien nie mógł dłużej przyglądać się cierpieniu pół-elfa i niereagować. Wykonał zaledwie kilka gestów i wypowiedział śpiewnie parę słów.
- Spróbuj teraz powinno być łatwiejsze do przełknięcia.
- Zgłaszasz się na ochotniczy cel Aeronie? - Selunita spokojnie opróżnił swoją miskę i sięgał po dokładkę.
- Pytałes jak to się stało, że nauczyłem się gotować. - Zwrócił się do Aerona a po chwili dodał ze śmiechem.
- Własnie tak.
- Och, to świetnie wróży na moją przyszłość. - zaśmiał się Aeron i zwrócił do Ocero - Do niczego się nie zgłaszam, ale jeżeli chcesz to mogę przygotować coś zimnego i suchego. - wrócił do swojego obiadu zadowolony z tego, co zrobił Erilien.
- Oszust..- tym słowem określił paladyna - Może być, byle miało smak. Nieważne czego.
Na usta Eriliena wypełzł szczery uśmiech, czający się do tej pory w zakamarkach jego duszy.
- Nigdy nie twierdziłem, że w życiu nie wolno czasami nagiąć reguł.
Ocero uniósł brew na te słowa.
- Mam nadzieję, że żaden Hełmita czy Tormit tego nie usłyszą…
- A ja mam nadzieję, że następny obiad w waszym wykonaniu bedzie nawet lepszy niż ten. - Dodał paladyn nie przestając się szczerzyć.
- Nie ma w tobie litości, Czcigodny paladynie? - rozłożył bezradnie ręce Aeron.
Młodszy chłopiec złapał Ocero za rękę.
- Mogę jeszcze? - na te słowa starszy, który nie dojadł swojego skrzywił się wyraźnie.
Ocero uśmeichnął się ciepło.
- Oczywiście. - nałożył malcowi kolejną porcję - Daleko stąd mieszkacie maluchy?
- Nie jestem już dzieckiem! - oburzył się Dylan.
- Ja też im podobnie mówię. - wyszczerzył się Aeron.
- Chłopcze, mógłbym być twoim ojcem… i nie komentujcie tego! - tu zwrócił się do towarzyszy - Więc wybacz, że zwracam się do ciebie w ten sposób, ale dziesięć lat temu pomagałem takim jak ty przeżyć zimę w Waterdeep. Stare nawyk trudno umierają i tym podobne. Więc, gdzie mieszkacie?
- Mieszkamy z naszymi rodzicami kawałek stąd. Nawet nie tak daleko. - ludzki chłopiec wskazał palcem na kierunek, z którego przybyli.
Ocero pokiwał głową po czym zamrugał kilka razy.
- Z naszymi rodzicami? - spojrzał to na pół-elfa to na ludzkiego chłopca.
Paladyn milczał ale ostrych uszu nastawiał by nie umknęło mu ani słowo, a miał przy tym minę taką jakby trafił na najlepszą komedię.
- No tak. Mamę i tatę. - kontynuował dzieciak bez mrugnięcia okiem, nie widząc żadnego problemu.
Selunita westchnął i machnął ręką.
- Nieważne. Wszyscy zjedli?
- Ktoś chce jeszcze dokładki? - Upewnił się wrednie Erilien.
- Raczej nie w tym życiu - stwierdził Aeron, a dzieciaki pokręciły głowami.
- Spokojnie na pewno coś zostanie na później. Schowam gdzieś żeby się nie rozlało. Specjalnie dla ciebie Aeronie. - teraz Ocero się wrednie uśmiechnął i zaczął zbierać miski.
- Czyli… Możemy już iść? - zapytał Dylan.
Selunita zerknął przez ramię.
- Ja nie mam nic przeciw, ale nie puścimy was samych. Chcę porozmawiać z waszymi rodzicami. - spojrzał na swych towarzyszy - Macie coś przeciwko?
- Nie! - wyrwało się pół-elfowi. - Nie. Sami sobie poradzimy, naprawdę. Naprawdę. Nie ma co kłopotać rodziców…
- Nie martw się nie wpędze was w duże kłopoty. Jednak muszą wiedzieć, że nabroiliście.
- Nie muszą… - jęknął Dylan.
- Panie paladynie, uratuj nas! - młodszy chłopiec chwycił Eriliena za rękę.
- To się z każdą chwilą robi coraz lepsze. -mruknął do siebie Aeron przyparując się z zaciekawieniem sytuacji.
Quelnatham stłumił w sobie złośliwy komentarz. Oczywiście, cieszył się, że to nie skrytobójcy, ale czy naprawdę muszą wychowywać każdego spotkanego urwisa?
- Pan paladyn wie, że każdy czyn musi mieć konsekwencje. Im szybciej was odprowadzi tym lepiej.
- Ano wie ale na takie błaganie nie może pozostać głuchy. - Erilien przybrał poważny wyraz twarzy. - Rusze wraz z wami i dopilnuję aby tym młodym łowcom nie stała się krzywda.
Chłopcy wyglądali jakby uleciało z nich powietrze.
- Mama nas zabije… - jęknął Maren patrząc na nich z wyrzutem.
- Teraz o tym myślisz? - furknął Dylan. - Mówiłem ci, że pomysł tej kobiety nie jest zabawny.
Czarodziej podniósł nagle głowę i można było zauważyć błysk w jego oku.
- Jakiej kobiety? - zapytał nagle i ostro.
Zaś Erilien wbił oskarżycielskie spojrzenie w Ocero.
- Hej nie patrz tak na mnie, ostatnim razem jak patrzyłem, moje berło było na miejscu. Chyba, że masz na myśli, że to jakaś z moich nocnych eskapad… w tych regionach nie kojarze.
- Na trakcie, spotkaliśmy ją jak była konno. Usłyszała jak ten mały marudzi, że strzelanie do celu jest nudne, to poradziła, żebyśmy pocelowali w rzeczy w obozie, że to będzie wywanie.I że przecież sobie poradzę. Powiedziała, gdzie jest najbliższy… - wyjaśnił pół-elf.
- Więc ktoś was wykorzystał, aby zrobić nam na przekór. Na szczęście nikomu nie stała się krzywda, ale mogliście poważnie uszkodzić naszego Paladyna. - wiedział, że to kłamstwo. Ten elf pewnie potrafiłby przyjąć ciosy, które powaliłyby Selunite w kilka chwil, ale lepiej dać dzieciakom do myślenia.
Brew paladyna mimowolnie poszła w górę nadając jego twarzy wyraz głupiego i bezbrzeżnego zaskoczenia.
- Gdyby celowali we mnie być może, ale strzały wyrażnie nie były wymierzone aby zranić. - Pospieszył chłopcom z odsieczą. - Nie musisz ich tak bardzo strofować czcigodny Wielebny, już odpracowali swój występek.
Mag zaś ponownie zwrócił się do dzieci.
- Tak, tak. To nic wielkiego. Pewno nasza znajoma… chciała spłatać nam figla. Była niska, ciemnowłosa i ciemnooka, prawda?
- Nie, nie. - odparł Dylan. - Miała kasztanowe włosy i takie… piwne oczy. Ładna była… - zamyślił się chłopak.
Ocero zaczął gładzić się po brodzie zastanawiając się nad czymś.
- Podała, może swoje imię? Mam nadzieję, że nie Eliani…
Erilien znów posłał karcące spojrzenie kapłanowi. “Z tego już się tak łatwo nie wywinie.”
- Nie… Powiedziała, żeby mówić do niej Erilyda… - odparł pół-elf.
Selunita odetchnąl.
- Tak sądziłem, gdyby to była Eliani niedźwiedź zrzerałby mi nogi… Erilyda… Erilyda…. nie, nie kojarze.
- To jeszcze niczego nie dowodzi. Spróbujcie sobie przypomnieć Czci-god-ny.
- Nie przepadam za kasztanami. Bardziej w smaku mi czekolada, albo miód. Poważnie nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek spotkał jakąś Erilydę. Zawszę zachowuję dość taktu, aby zapytać kobietę o imie. Chociaż ostatnio… no cóż, złoty proszek odebrał mi takt jak pewnie pamiętacie.
- Miejmy nadzieję, że tylko ten jeden raz. - Westchnął paladyn. - Aeronie tobie to imie również nic nie mówi?
Aeron wyglądał na poruszonego i cały jego dobry humor uleciał, ale pokręcił głową.
- Nie, nic nie mówi, ale gdybym tylko mógł znowu zobaczyć wizję…
- Drzemka poobiednia? - Zaproponował elf.
- Nie wiem czy to zda egzamin… Nigdy nie próbowałem wywołać wizji… - spojrzał na Quelnathama.
Co w sumie dawało dwie pary wpatrzonych w maga ślepi, druga należala do paladyna.
- Hm? Widzenia Aerona nie są przewidywalne, ale skoro ma je zawsze kiedy śpi… Nie zaszkodzi spróbować. W razie czego ja także mogę spróbować dowiedzieć się czegoś o tej nowej niewieście. Wiem jak wygląda, znam imię… Jednak moim zdaniem nie powinniśmy tracić czasu. Odprowadź dzieci do domu i ruszajmy do Waterdeep. Tam możemy spróbować rozwikłać tę i inne zagadki. - oznajmił czarodziej.
- No to nie traćmy czasu. Konie zdążyły zjeść i odpocząć, możemy was podwieźć do domu. - Erilien zwrócił się do chłopców. - I wierzcie mi na słowo, tak będzie dla was lepiej niż jakby miał was sam Ocero odprowadzać.
Chłopcy tylko spuścili głowy, jakby szli na ścięcie. Aeron natomiast miał niekonieczną minę, najwyraźniej niezbyt pocieszony planem wywoływania wizji. Do tego w sumie swoim własnym planem… i Eriliena.
Ocero chwicił spokojnie młodszego z chłopaków i usadził go w wozie. Po czym sam usiadł na koźle i spojrzał na pozostałych.
- No, wsiadać i pokażcie, w którą stronę mam skierować konie.
Dylan wyraźnie się wahał czy przypadkiem ucieczka nie byłaby wskazana. Aeron wsiadł na wóz i przypatrywał się starszemu, po czym zwrócił się do paladyna:
- Erilienie, chcesz się pościgać? Bo chyba ten tutaj ma ochotę na trochę przebieżki.
- W jakiej postaci? - Zapytał paladyn szczerząc żęby w drapieżnym uśmiechu.
Chłopak wyraźnie się w tym momencie załamał, a Aeron zaśmiał się.
- Może zmień się w jakieś zwierząko?
- Własciwie znam zabawną formę… - Zamyślił się. - Tak, myślę, że byłaby wręcz idealna do takich zawodów.
- Jakich znowu zawodów…? - jęknął Dylan. - Nie mam zamiaru ścigać się ze smokiem…
W tym momencie paladyn nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- No i pocoście nagadali chłopakom głupot Czcigodny? - Zwrócił się do kapłana. - Teraz święcie wierzą, że paladyni potrafią się w smoki zmieniać.
- W twoim przypadku i ja nie jestem przekonany Erilienie. Dylan wsiadaj zanim ten długouch zacznie cię gonić jako kaczkokrólik.
- Kaczkokrólik? - Wyszeptał zaskoczony elf, z miną jakby znalazł w swojej zupie wyjątkowo tłustą muchę.
Dylan spojrzał na Ocero, jakby oceniając jego zdrowie mentalne, po czym wszedł na wóz najwyraźniej mając dość wrażeń już z “mrówką”. Aeron spojrzał na Eriliena.
- A o czym myślałeś? O jakiej formie?
- O cienistym mastifie, to najszybsza forma lądowa jaką znam.
Młody pół-elf parsknął.
- To nie byłoby sprawiedliwe… - odparł z wyrzutem.
- Za to skuteczne. nie oszukuj się wierząc, że świat kieruje się twoją wersją sprawiedliwości.
Ocero spojrzał na Eriliena wzrokiem, który niemalże kipiał słowem “Hipokryta”. Nie odezwał się jednak.

* * *

Ruszyli z powrotem po swoich śladach, prowadzeni wskazówkami młodych. Maren siedział spokojnie, ale Dylan wyraźnie był zaniepokojony, a na pewno nie chciał tu być. Po ujechaniu pewnej odległości zwrócił się do Eriliena.
- Naprawdę nie możecie nas tu wypuścić..?
- Możemy… jeśli uda wam się przekonać do tego pomysłu Quelnathama i Ocero.
Pół-elf spojrzał wpierw na Ocero.
- Możrmy już iść…?
- Czemu tak bardzo boicie się, żebyśmy porozmawiali z waszymi rodzicami? - Selunita spojrzał w stronę w którą zmierzali w poszukiwaniu zabudowań.
- Głupie pytanie… - mruknął Maren. - Bo to rodzice.
- Musimy z nimi porozmawiać bo nie wiadomo, czy ta kobieta się znowu tu nie zjawi. Nie wiadomo, czy nie może oznaczać kłopotów.
- Dupek… - wyrwało się Dylanowi, ale zaraz spojrzał trochę wystraszony i zamilkł.
Selunita pstryknął go w ucho za to, ale nic nie powiedział.
Obaj siedzieli już cicho, chociaż wyraźne było, że starszy będzie miał zamiar walczyć… chociaż tę walkę przegra. Młodszy wyraźnie już się pogodził z tym, ale to przecież nie on strzelał z łuku…
Nie minęło wiele czasu, kiedy Maren spoglądający na drogę przed nimi. uniósł głowę i wyszeptał:
- Mama…
Faktycznie, na drodze Ocero zobaczył idącą w ich stronę, poddenerwowaną księżycową elfkę. Dylan tylko boleśnie westchnął i spuścił głowę.
Ocero zatrzymał konie i postawił młodszego z braci na ziemi.
- Lećcie do niej.
Maren ruszył w stronę kobiety, która zaraz ożywiła się widząc chłopaka. Wzięła go w ramiona, ale jednocześnie zaczęła się rozglądać, najwyraźniej w poszukiwaniu Dylana. Pół-elf natomiast mało odważnie wysunął się zza wozu uśmiechając nerwowo. Elfka ruszyła szybkim krokiem w stronę wozu.
- Co tu się dzieje? - rzuciła nieufnie w stronę Ocero, będąc już blisko i dała znak Dylanowi, by ten podszedł do niej, co chłopak mało chętnie uczynił.
Ocero skinął głową kobiecie i zsiadł z wozu.
- Światło Selune ci przyświeca, pani. Jestem Ocero, razem z moimi towarzyszami… spotkaliśmy twoich synów. Trochę narozrlabiali. Nikomu się nic cie stało, chwała bogom. I postanowiliśmy odprowadzić ich do domu.
- Razem z towarzyszami? - elfka zerknęła wgłąb wozu. - I co takiego moi synowie narobili?
- Trenowali strzelanie z łuku. Pech chciał, że w naszym kierunku. Najpewniej, niechcący. Moi towarzysze to, Erilien en Treves Paladyn Corellona, Aeron obecnie w poszukiwaniu wiary i Quelnatham Tassilar…. który na pewno służy komuś z Seldarine.
- A więc strzelaliście do podróżnych z broni, która nie miała prawa opuścić domu bez zgody, w miejscu, do którego iść nie mogliście? - kobieta spojrzał na swoich synów przymrużając oczy.
- To Dylan strzelał! - bronił się Maren.
- Ale ty chciałeś! - odparł pół-elf.
- No już chłopcy, zwalając winę na siebie nawzajem nie rozwiążecie tej sprawy. Przeprosiliście, mniej więcej. -Ocero spojrzał na ich matkę - Przyszliśmy z nimi tak naprawdę, bo spotkali kobietę, która ich do tego namówiła. Lepiej, żeby pani wiedziała.
- Coś mi mówi, że obaj maczaliście palce w tej zbrodni. - powiedziała elfka do chłopców, po czym znowu zwróciła się do Ocero.
- Wybaczcie, te dwa diabły bywają nieokiełznane, ale my już sobie w domu porozmawiamy… - spojrzała na Dylana. - Elfia krew, a dorosnąć coś nie chce.
- Nigdy nie dorośnie. - wyrwało się cicho rozbawionemu Aeronowi.
- Dzieci pozostaną dziećmi, aż nie dorosną. Nie ma co ich ganić za to, ale radzę z nimi porozmawiać o niektórych rzeczach. - Selunita na chwilę spojrzał na chłopaków po czym skinął głową ich matce - No cóż, nie bedziemy już pani kłopotać. Życze spokojnej przyszłości i trzeciego dziecka. Może córkę.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się kobieta i dodała - I przepraszam za kłopot. - spojrzała na swoich synów, którzy starali się teraz wyglądać jak zbite szczenięta.
Kiedy Ocero powrócił na wóz tuż za nim, przy jego uchu odezwał się Aeron,
- Co znaczy, że obecnie jestem w poszukiwaniu wiary, co żartownisiu?
- Brzmi lepiej niż “nie wierny, który skończy w wielkich katuszach na ścianie niewiernych”
Aeron uniósł brew.
- Gdzie? Ech, nieważne. - machnął ręką. - Ale pamiętaj, że ci jeszcze nie dokopałem za tamto, więc lepiej sobie nie grab.
Ocero się uśmiechnął.
- Nigdy nie spotkałeś gadatliwego Myrkulity? Jeżeli ci się trafi, zapytaj co jego pan wynalazł dla niewiernych. - Selunita zadrżał - Coś w tym jest, że tylko ludzie potrafią być tak nieludzcy.
Aeron westchnął ciężko.
- Jeszcze trochę chcesz postraszyć mieszańca? - spojrzał na Eriliena. - Ciebie też straszono, że jak nie będziesz grzecznym wyznawcą, to cię Myrkul zje?
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 06-10-2014, 13:14   #88
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
-Theodor Greycliff się kłania, dobry panie - Moneta skinął mężczyźnie głową - Przyznam, że pierwszy raz jestem na takiej imprezie. Co się dzieje na takich spotkaniach nim podniesie się kurtyna?
- Z zasady nawiązują się zaczątki do rozmów. - odparł mężczyzna wciąż mierząc wzrokiem Theodora. - Nigdy tu pana nie widziałem i zastanawiam się kto był dobroczyńcą, który zaprosił pana na dzisiejszy wieczór?
-Mój dobroczyńca pragnie pozostać anonimowy - uśmiechnął się Theodor - Ale proszę się nie martwić. Sądzę, że mimo mego braku obycia możemy skusić się na pogawędkę? Hmmm? Jak mam pana zwać?
- Wystarczy Cormendes - odparł mężczyzna i czekał na to, co zrobi Theodor.
-Miło poznać. Takoż, Cormendesie, sądzę, że mówiąc “zaczątki rozmów” miałeś na myśli sam miód. Przyjemności, popisy, rywalizacja, intrygi. Wszystko co nadaje życiu wartość.
- Masz rację, Theodorze. Masz rację. Czy ciebie tutaj przywiodła chęć rywalizacji? A może intrygi?
-Powiedzmy, że pragnę nawiązać ciekawe znajomości by wspólnie z nowymi znajomymi czerpać z życia profity. Jeśli można zapytać, czym się zajmujesz?
- Aktualnie jestem w pracy. - odparł szczerze Cormendes. - Robię tutaj za szefa sali, człowieka, który ma wszystko ogarnąć, zadbać o gości… - spojrzał na Theodora. - A ty, Theodorze? Czym się zajmujesz?
-Ja również jestem w pracy - Theodor zrewanżował się szczerością - Zajmuję się pozyskiwaniem informacji dla mych pracodawców.
- To potrafi być niebezpieczny zawód. Nie wszyscy będą lubili, jak się zdobywa informacje o nich czy o ich interesach.
-Im większe ryzyko tym bardziej cieszy nagroda - Theodor rozejrzał się z ciekawością - Co tu dają dobrego do picia?
Mężczyzna wymienił zestaw dobrych win i trunków, a także prócz alkoholu były tutaj pozycje niealkoholowe. Większość z tych nazw nic konkretnego nie mówiła Theodorowi.
-Obawiam się, że większość tych trunków nic mi nie mówi. Zdaje się na twój gust, dobry panie - Theodor poczekał aż jego kieliszek się napełni po czym kontynuował - Przy okazji, muszę ci wyjawić, że zjawiłem się tutaj by spotkać konkretnego człowieka. Białego Kruka - pociągnął łyk - Czy mogę na ciebie liczyć, Cormendesie, że po zakończeniu przedstawienia mnie zaprezentujesz?
- Jeżeli obowiązki mnie nie przygniotą, to oczywiście. - stwierdził mężczyzna, nie dodając, że oczywiście w tym miejscu jest o wiele więcej innych osób, którym na pierwszym miejscu należy poświęcić uwagę.
-Masz moją wdzięczność. A propo, kto tu jeszcze jest godny uwagi? Słyszałem o pewnym interesującym przedsiębiorcy...Macha, bodajże.
Mężczyzna spojrzał na Theodora.
- Macha? Jego tu nie uświadczysz. - odparł.
-Rozbudziłeś moją ciekawość - Theo pociągnął z kieliszka - Dlaczego nie? Z tego co o nim słyszałem idealnie wpasowałby się w towarzystwo?
- Z tego, co wiem woli gości przyjmować, niż być przyjmowanym. Czemu? Nie wiem.
-Znam takich typów, pewni tylko na swoim terenie - skonstantował dość ironicznie Theodor - A skoro już przy tym jesteśmy, ten dramatopisarz...Wyrmspike bodajże...rozumiem, że to talent czystej wody. Czy ktoś bogaty i wpływowy zażyczył sobie zakosztować próbki jego talentu? Dlaczego właśnie on dzisiaj wystawia sztukę w Azylu?
- Jest co świętować. Ostatnio interesy części z gości udały się nad wyraz dobrze, więc jest okazja do świętowania; - wyjaśnił Cormendes.
-Czy wśród tych szczęściarzy jest Biały Kruk?
- Nie, niestety nie. Sądzę, że przyszedł tu nie tyle co na świętowanie, a dla dobrej sztuki.
-Miłośnik wysokich sztuk w ogólności czy talentu Wyrmspike’a w szczególności?
- Nie umiem odpowiedzieć. Wiem, że lubi się zjawiać na przedstawieniach tutaj, ale czy Wyrmspike’a ceni szczególnie… - zamyślił się.
-Jeśli nie Wyrmspike’a to kogo? Amadeusa Wildhawka? - to nazwisko Theodor wypowiedział z lekką kpiną. Animozje miedzy tymi dwoma dramatopisarzami były sławne wśród widzów. O ile Wildhawka dało się określić w ogóle dramatopisarzem.
- Jak już powiedziałem- nie wiem. O to trzeba pytać samego Kruka.
-Słusznie. Ale trzeba ci wiedzieć, Cormendesie, że osobiście jestem fanem Wyrmspike’a. Niestety, tylko raz miałem okazję z nim rozmawiać i to raczej krótko. Czy ty go znasz?
- Niestety nie, Dziś po raz pierwszy miałem z nim przyjemność.
Theodor wziął kolejny łyk.
-Słyszałem, że w trupie Wyrmspike’a ma zadebiutować nowa aktorka…
- Nic mi o tym nie wiadomo, przykro mi. - odparł mężczyzna.
-Aha - Theodor przez chwilę bawił się kieliszkiem obserwując jak alkohol rzuca barwne cienie na ścianki naczynia - Pewnie masz wiele obowiązków. Nie będę cię zatrzymywał. Jesteśmy umówieni na rozmowę z Krukiem po przedstawieniu, tak?
- Tak. - potwierdził Cormendes. - A teraz jeżeli pan wybaczy… - po tych słowach skłonił się i ruszył w głąb sali.
 
Jaśmin jest offline  
Stary 06-10-2014, 21:43   #89
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dramatopisarza zdziwiła to zainteresowanie ich obecnego pracodawcy kondycją jego aktorek. I zaniepokoiła, prawdę powiedziawszy. Wyrmspike nie ufał Denerowi i spodziewał się jakiejś pułapki z jego strony, ale póki co... jego podejrzenia nie bardzo się sprawdzały. Niemniej to zachowanie przybytku nieszczególnie mu się podobało.
-Jest profesjonalistką. Wzburzenie zostawi poza sceną.- odparł z pewnością w głosie Wyrmspike. W końcu przyszli tu zagrać przedstawienie i wszyscy wiedzieli na co się piszą.
- Zaufam twoim słowom. - odparł Dener. - Chociaż ciężko na sercu się robi, jak kobieta płacze.
- To prawda.- mruknął Gaspar mając zdecydowanie poniżej paska zdanie Denera. Co go zresztą obchodziły sprawy aktorów? Spytał zmieniając temat.- Komplet gości się zbiera?
- Tak - odparł zadowolony Astan. - Niedługo będzie można zaczynać. Szkoda, że niektórzy nawet na taką okazję się nie pojawią, nie złamią swoich przyzwyczajeń.
- Może nie lubią teatru.- Gasparowi akurat było wszystko jedno. Od dostawał stałą zapłatę bez względu na ilość widzów.
- Może, może. - odparł prędko Astan. - Po przedstawieniu rozumiem, że weźmiecie udział w kolacji? Na koszt restauracji oczywiście.
-Nie. Raczej to nie jest dobry pomysł.- odparł dość chłodno Gaspar mrużąc podejrzliwie oczy. Bo w istocie był to nadzwyczaj podejrzana i zdecydowanie nie na miejscu propozycja.- Po przedstawieniu moja trupa wraca do Waterdeep. Ja zresztą też.
- Jeżeli taka wasza wola. - rzekł ze spokojem Dener. - Reszta zapłaty po przedstawieniu? Czy to pasuje?
-Tak. Pasuje.- odparł krótko dramatopisarz.
- Świetnie. Muszę teraz wrócić do innych spraw. Z niecierpliwością czekam na występ. Udanego przedstawienia. - skłonił się lekko.
Gaspar również się skłonił, po czym udał do swojej trupy.


Na zapleczu trwały przygotowania. Wszyscy się krzątali, poprawiając stroje, poddając się makijażowi, czytając skrypty dla pewności. Kiedy tylko Gaspar przekroczył próg drogę zastąpił mu Leano.
- Aktorki! - mruknął poirytowanym tonem. - Można oszaleć.
-Mi to mówisz? -westchnął dramatycznie Gaspar i po chwili zapytał.- W czym problem?
- Nie wiem o co poszło, ale nasza piękna elfka pożarła się z naszym nowym nabytkiem. - pokręcił głową. - Jak dzieci! Nie wiem czy poszlo o rolę, czy o coś innego.
-Kobiety.- westchnął pod nosem dramaturg i ruszył w kierunku przebieralni. Po czym zapukał w drzwi.- Wszystko w porządku tam?
- TAK! - zza drzwi rozległ się wściekły głos Dulcimei. - Już za-ła-twi-łam sprawę!
-Czyli mogę wejść?- zapytał Gaspar otwierając drzwi.
W środku zobaczył Dulcimeę i Amelię, pierwsza siedzącą na ławie z zaciętą miną, drugą strojącą tyłem do Gaspara.
- Widzisz poeto? Wszystko jest świetnie.
- Cudownie... a co poszło?- burknął Wyrmspike.
- Ja jej tylko tłumaczyłam, gdzie robi błędy, a ta sie rozbeczała jak dziecko. - elfka wzruszyła ramionami i przeszła do konspiracyjnego szeptu. - Zaiste w guście Wildhawka.
Gaspar zobaczył, jak Amelia zaciska silnie pięści, spuszczone w dól ciała.
-Dajcie spokój...- mruknął dramatopisarz.- Mamy sztukę do wystawienia. To nie jest wyjątkowa publiczność, ani też sama sztuka nie jest szczytem artyzmu. Nie ma się co przejmować małymi wpadkami.
- Ja tylko chciałam... - zaczęła Dulcimea, ale wtedy Amelia odezwała sie lodowatym tonem:
- Kłamiesz.
- Wykrztuście to z siebie.- rzekł zmęczonym głosem Gaspar.- My naprawdę nie mamy czasu na wyciąganie tej sprawy przez następne parę godzin.
- Faceci... Nic nie rozumieją. - mruknęła Dulcimea.
- To już nieważne Gasparze. - odezwała się Amelia odwracając do dramatopisarza. - Ona chyba lubi teorie spiskowe.
- Bo czy to nie dziwne, że zaraz jak ty się pojawiasz dostajemy propozycję?
-Tak, to jest podejrzane.- potwierdził Gaspar wzruszając ramionami. -Niemniej nikt nas nie zmuszał do skorzystania z tej propozycji. Postanowiliśmy sami, każdy z nas, zaryzykować. I nie ma dla mnie znaczenia,czy są tu jakieś powiązania. Jesteśmy artystami, uprawiamy sztukę... a politykę zostawiamy burmistrzom, radnym. Mam w nosie ułudy naszego pracodawcy, wystarczy że zapłaci nam za przedstawienie. To co chce nim osiągnąć, to nie nasza sprawa.
- Jasne... - mruknęła Dulcimea i wstała z ławy. - Pójdę już, zaraz gramy. - powiedziała po czym odwróciła się i opuściła pokój
Amelia spojrzała na Gaspara.
- Jak się czepia to na stałe.
- Chciałaś grać na scenie to... witaj w cudownym świecie aktorstwa, plotek, ocen i złośliwości pisanych wierszem. To nie jest miejsce dla chłopców i dziewczynek o cienkiej skórze.- odparł Wyrmspike splatając ręce razem.- Musisz przywyknąć, albo sobie odpuścić granie w teatrze.
- Po prostu ona mnie zadziwia. I grałam już, pamiętasz? Nigdy jednak nie byłam ogniwem teorii spiskowej. - zaśmiała się Amelia. - Często miewasz takie problemy?
-Jestem właścicielem trupy teatralnej, miewam tylko takie problemy.-odparł krótko Gaspar marudząc.- Pomijając użeranie się karczmarzami, krytykami, cenzorami czasem.A ona cóż... zbieg okoliczności przemawia za jej teorią. Fakt, że jesteśmy tylko artystami teatralnymi, przeciw.
- Zaiste. - odparła kobieta. - Pewnie po przedstawieniu rozniesie swoje domysły po całej trupie, o ile już tego nie zrobiła. - wzruszyła ramionami. - Ale jeżeli jej to frajdę sprawia, niech się bawi.
- Osobiście mam to w nosie.- wzruszył Gaspar kierując się do wyjścia z pokoju.- Nie płacą nam za plotkowanie tylko za przedstawienie. Dopóki je wystawimy... nie obchodzą mnie pogaduchy przed i po nim. Zresztą, czas zweryfikuje ich prawdziwość.
Amelia westchnęła lekko i również skierowała się do wyjścia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 08-10-2014, 00:09   #90
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ I :Szaleństwo kapłanów

Erilien en Treves, Quelnatham Tassilar, Ocero

Byli żywi. Byli zdrowi. To się liczyło.
A do tego dotarli do celu podróży.

Miasta Wspaniałości.

[media]http://www.angelfire.com/tn3/samanthas/images/waterdeep2.png[/media]

Zawitali w Waterdeep w południe, każdy na swój sposób zmęczony drogą. Każdy ciągnął swój bagaż doświadczeń i przemyśleń na temat tego, co miało miejsce, na temat swoich towarzyszy. Wiedli ze sobą więcej pytań niż odpowiedzi, których rozwiązania mogły czaić się ukryte właśnie w Mieście Wspaniałości.
Quelnatham nie czuł się zbyt wypoczęty. Nie doświadczył od czasu zapomnianej wizji żadnej nowej, w dokładnym znaczeniu tego słowa, a jedynie…. Wychodził z transu świadomy tego, że stracił znaczenie tamtej wizji, co nie dawało mu spokoju. Co widział…?
Erilien wciąż pozostawał bez odczucia obecności swojego boga, jak i Ocero. Obaj zdawali się znosić to ze spokojem, ale jak było naprawdę? Kapłan pragnął zobaczyć swoją świątynię, w której tak naprawdę się wychował. Tęsknił do niej, jak do domu, a może także potrzebował choć nitki połączenia z Selune? Erilien obiecał zawitać do świątyni Corellona, aby wyjaśnić sobie kilka spraw z tamtejszym kapłanem. Oczywiście na wagę złota byłoby zobaczenie jak radzi sobie z tym wszystkim jego pobratymiec.
Pozostawiała jeszcze kwestia zabójcy…

Nie zdołali jeszcze porządnie wkroczyć do Waterdeep, kiedy każdy z nich na własnej skórze odczuł coś dziwnego. Pewną… siłę, która go otaczała. Siłę, która nie była straszna, siłę… ochraniającą? Nie mogli zidentyfikować źródła, ale Quelnatham słyszał już o takim wrażeniu.

- To jest prawdziwe.. - wyszeptał Aeron, jakby niedowierzająco. - Co jeszcze jest? Co będzie...


Przekroczyli bramę i zaczęli się już zastanawiać gdzie skierować wpierw swoje kroki, gdy nagle do ich uszu dotarła krótka, pełna emocji rozmowa dwóch młodzieńców stojących nieopodal bramy.
- Sądzisz, że te plotki są prawdziwe? To nie są działania magów? - zapytał jeden z nich.
- Na to wygląda. Wyobraź sobie- bóg! Prawdziwy bóg! Tutaj, tuż przy nas! - odparł drugi wyraźnie podekscytowany.
- Ale to jest…
- Nieważne! A jeżeli oni wszyscy… są gdzieś… tutaj…? Pomiędzy nami?
- Boga byś raczej nie przeoczył. - zaśmiał się.

Co…?
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 08-10-2014 o 00:13.
Zell jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172