Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2014, 09:44   #133
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Idąc korytarzem, prowadzącym w dół S’Sassquath zauważył pod nogami kilka rozpaczliwie podskakujących ryb- piranii. Yy’g zdążył już poznać wcześniej te stworzenia. Ale teraz to one były w gorszej sytuacji. Bez większych problemów S’Sassquath zabił trzy z nich. Dwie starannie nakłuł, wprowadzając truciznę do ich wnętrzności. Trzecią schował do torby, by później się posilić.
Korytarz nadal był śliski od wilgoci, lecz S’Sassquath musiał ruszać dalej by nie zgubić reszty. Mocno trzymając się pazurami, a czasem idąc na czworakach starał się nie stracić równowagi.

Zręczność 76/70% -10% draśnięty,

Daleko nie zaszedł, zanim poślizgnął się... na piranii oblepionej błotem! Łupnął i poleciał, starając się chronić swój łuk przed połamaniem. Starał się zatrzymać gdzieniegdzie, ale korytarz najwyraźniej celowo został pozbawiony większych występów. Suchy był wygodnym korytarzem. Mokry - zmienił się w błotną zjeżdżalnię. Kilkadziesiąt uderzeń serca błoto się skończyło.
Chlust!

Hałas wzburzonej wody dobiegł do uszu członków wyprawy. Najwyraźniej coś spłoszyło ucztujące piranie. Wszyscy wbiegli pod bronią do komnaty ze schodami i zobaczyli znajomy łeb, który wynurzył się z brudnobłotnistej wody. To S’Sassquath był źródłem poruszenia.

Jedną rękę jaszczur szybko uniósł w górę, by ochronić łuk przed dalszym zamoczeniem, a drugą wymacał i podniósł coś co wyglądało na... całkiem świeży szkielet szablozęba.
A potem coś go skubło w kostkę.

- Hut kkritikat!- jaszczur syknął w myślach i natychmiast zrzucił z siebie przygotowane wcześniej zatrute rybki. Miały mu posłużyć zanim wpadnie do wody, ale teraz nie było odwrotu. Sam czym prędzej rzucił się do brzegu, ufając, że piranie zadowolą się przygotowaną potrawką, a nie nim.
Wabienie pirani (50%) 23, 52, 77 - jedno stadko odciągnięte.

Jaszczur wyskoczył z wody jak oparzony, rybki jeszcze przez chwilę wyskakiwały za nim, kilka nawet wyskoczyło na brzeg! A potem na powierzchnię do góry brzuchem wypłynęło kilkanaście.
Długo nie poleżały. Piranie najwyraźniej były zdeklarowanymi kanibalami.

S’Sassquath natychmiast sięgnął po maquahuilt i stanął na przeciw wybiegającym ludzkim sylwetkom. Poznając w nich znajome twarze, rozluźnił się nieco, choć pozostał nieufny. Domyślał się, że nadwyrężył ich zaufanie tym zniknięciem. Opuścił jednak broń. Los chciał, że teraz, zamiast po cichu wędrować ich śladem stał zakłopotany twarzą w twarz z “ludźmi-teraz-przyjaciółmi”, nie wiedząc jak zareagują.

-lh…lura sikur- wykrztusił i nagle poczuł jak ogarnia go chłód.
(dosł. plecy bezpieczne)

Już wcześniej było mu zimno w tej jaskini, lecz na szczęście miał swój płaszcz. Teraz stał, wprawdzie weń ubrany, lecz cały ociekający wodą. Efekt nasilał się w miarę jak napięcie opadało. Lekko trzęsący się S’Sassquath wskazał wejście do komnaty, jakby pytając czy może tam wejść. Widział bowiem światło bijące z pomieszczenia. Ktoś kiwnął głową, uważnie się mu przyglądając. Już miał ruszyć, lecz w drzwiach stanął ogromny wilk. Większy od Rut. S’Sassquath spojrzał niepewnie na towarzyszy. Wilk wyszczerzył kły i wpatrując się w przewieszoną na szyi dmuchawkę Yy’g groźnie powarkiwał.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 06-10-2014 o 09:47.
Rewik jest offline