Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-10-2014, 13:57   #131
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Widząc przelewający im się pod nogami strumień Wat już miał ostrzec swoich towarzyszy, że zaraz zrobi się ślisko gdy sam nieporadnie wpadł stopą w kałuże błocka i z gracją przewróconego na bok wozu wędrownego handlarza garnkami z ogromnym łomotem zaczął zjeżdżać w dół tunelu. Zajazd skończył się w świeżo powstałej sadzawce gdzie Wat szybko poderwać się na nogi i podniósł leżącą nieopodal tarczę. Jego oczom ukazał się dziwna wykonana niby to z kamienia, niby to z gliny komnata. Niestety przebywający w niej mieszkańcy nie wydawali się przyjazni. Wielka bestia przypominająca w wyglądzie ogromnego kota o dziczych szablach i trybialny wojownik od razu rzucili się do ataku. Watowi i towarzyszem nie pozostało nic innego jak kontratak. Gdy Wat ponaglony krzykiem Gregora już kierował się w stronę wojownika poczuł tuż nad kostką bolesne ugryzienie, skupiwszy od początku starcia uwagę na tygrysie i tubylcy nie zauważył ryb których chmara kulebiak się w wodzie i które swoimi ostrymi zębami próbowały się wgryżć w jego cialo. Jedna niestety z powodzeniem. Wat wybiegł z wody na spotkanie swojemu przeciwnikowi. Emaliowany w kolorowe barwy i przyozdobiony kośćmi mąż może i wyglądał groźnie ale Wat nie dał się zastraszyć z kupującym uśmiechem przyglądał się dziko miotającym się pałką i z łatwością silnym uderzeniem tarczy zabił w bok dwa oczywiście sygnalizowane uderzenia I postanowił skończyć tą potyczkę tu i teraz. Jego przeciwnik nie stracił rezonu i mimo tego ,że z pewnością dostrzegł z jaką łatwością Wat sprawował jego atak na jego twarzy nie zagościł strach czy niepewnosc. Z takim właśnie wyrazem twarzy opuścił ten świat, wielkie ostrze Watowego miecza wiedzione niczym jakąś misterną siłom znalazło drogę przez mostek prosto do jego serca. Zgasł niczym uśmiechnięta świeca i pozostał tak uśmiechając się półgębkiem wpatrzony nie widzącymi oczami W pustkę. Wat szybkim i pewnym ruchem wyciągnął miecz z ciała przeciwnika i pozwolił jego ciału stoczyć się po schodach , nie dał jednak wpaść mu do wody. Jego oponęt mimo swojej pychy był jednak wojownikiem i nie wypadało by skończył jako pokarm dla ryb.
 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy
czajos jest offline  
Stary 06-10-2014, 01:18   #132
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Gdy sunęliśmy w dół rynną niesieni błotem i wodą Gregor obawiał się że skończą w jakiejś niekoniecznie powoli napełniającej się studni dlatego lądowanie w dużej jaskini z drzwiami i schodami powitał niejako z radością. Do czasu aż nie zobaczył co na nich czekało.

Gregor
Wiedza o lesie: 50/65 - Zdany! – drapieżnik Tygrys Szablozęb.


Otarł twarz z błota, wyciągną oszczep z sajdaka. W tym czasie Rut zaczęła gramolić się z wody.
- Wat bierz tego tam, Ja biorę bestie.

Gregor zagwizdał przeszywająco Rut postawiła uszy i na ułamek sekundy zesztywniała oczekując komendy - Atak! - zwiadowca wskazał wolną ręką tygrysa odchylił się do tyłu biorąc zamach.
Tygrys też jakby czekał na komendę. Skoczył w kierunku wilczycy. Gregor widział już wcześniej co potrafi taki drapieżnik nie mógł spudłować i nie spudłował. Oścień przeciął powietrze i trafił w rozciągniętego w skoku szablozęba prosto w odsłoniętą pierś. Tygrys zwalił się ciężko obok wilczycy przejechał po podłodze zostawiając krwawy ślad i wpadł do wody gdzie momentalnie dobrały się do niego piranie.

Przez chwile przyglądał się jak rybki rzucają się tygrysa gdy poczuł jak coś smyra po nogach a po chwili zaczyna gryźć. Spojrzał pod nogi gdzie zaczęły kotłować się piranie. Nie zdążył wyjść z wody gdy za węgła wychyliła się indianka i rzuciła w niego zielonym długim na trzy łokcie wężem. Trafiła bezbłędnie. Gad momentalnie owiną się wokół ramion i szyi. Gregor zachował zimną krew w dwóch skokach wydostał się z wody ale nie zdołał uwolnić się z uścisku węża.

- Lulu wąż, atak! – Wysapał zaciskając zęby z wysiłku.
Z pomocą przyszła nie tylko fretka Sabir rzucił zaklęcie dziurawiąc węża gad opadł na ziemie gdzie dopadła go łasica.

Indianka ponownie wyjrzała z za rogu na szczęście nie zdążyła zostawić kolejnej niespodzianki bo Sabir przegonił ją kolejnym czarem.

Gregor klnąc pod nosem zaczął odrywać uparte rybki które nie miały zamiaru puścić raz ugryzionego kawałka mięsa. Gdy wyrzucił ostatnią piranię z bocznego otworu gdzie zniknęła Indianka dało się słyszeć chrząknięcia, kłapania i rozkazujące głosy.

- Rozkazuje komuś imieniem "Krwioząb" pożreć każdego kto wejdzie – odezwał się w ciszy doktor.

- Jest twój Gregorze - powiedział Wat stojąc u szczytu schodów z trupem woja leżącym u jego stóp. Widać było, że bitewny żar dobrze wpływa na wojownika jego twarz nabrała kolorów a sylwetka wyprostowała się. Na powrót stał on się tym człowiekiem którym był przed śmiercią Pięknej Rosalindy.
- Naprzód Panowie, dajmy tym dzikusom pożałować, że postanowili stanąć nam na drodze.
- Miałem to samo zaproponować tobie. Ty masz przynajmniej blachy na grzbiecie. - powiedział Gregor jakby nadąsany. Przekrzywił głowę niczym pies nasłuchując

Gregor:
Wiedza o lesie 04/65% -20% zwierzę rzeczne - ZDANE! - Krokodyl
Tresura/Empatia 06/100%: - ZDANE! – Potwierdził rozkaz/ Jest głodny

- Ona tam ma jeszcze krokodyla… i to cholernie głodnego. - Gregor zwlekał dość czasu by Elenie ich odnalazła. Wyciągną oszczep z częściowo już obgryzionego ciała tygrysa wytarł broń przygotował noże do rzucania i szponton dopiero tak uzbrojony i w komplecie ruszył za szamanką.

Z dobytą bronią weszliście do dużego pomieszczenia wykutego w skale. Cuchnęło, ale czuć też było ruch powietrza, jakby budowniczy tych tuneli postarał się o to.


Liczne źródła światła oświetlały tę grotę, na pół naturalną, na pół wykutą ręką człowieka. To, co rzucało się w oczy - to klatki. Wykonane z bambusowych prętów, lekkie i mocne, o podłożu pokrytym odchodami i czasem krwią. Z wyjątkiem dwóch - puste.
Wiedzieli co zawierały, walczyli z tresowanymi bestiami. Teraz kolejna stała im na drodze - kłapiący zębami dwuipółmetrowy kajman rozdziawiający zęby i pokazujący imponujący zestaw zębów. Za kajmanem zaś - półnaga dzikuska o policzku ociekającym krwią, ściskająca w jednym ręku zielonego węża, w drugim zaś długi bicz, skręcony z kawałków skóry i pędów roślin.

- Teraz zmiana. Ona jest moja - Sykną Gregor rzucając w szamankę nożem, - Brać kobietę. – Rzucił komendę zwierzakom.
Gregor i Sabir rzucili jednocześnie treserka z dzikim uśmiechem skoczyła w bok próbując uniknąć ostrzy ale dziki wygibas nie dość że okazał się daremny to kobieta wylądowała zbyt blisko gada. Wygłodniały krokodyl ugryzł ją w nogę targną łbem obalając treserkę i łamiąc kości. Krew buchnęła z rozdartej tętnicy chlapiąc na lewo i prawo. Zwierzęta Gregora nawet nie zdążył podbiec gdy wrzaski indianki ucichły.

Gdy krokodyl zaczął pożerać indiankę Gregor uśmiechną się tryumfalnie.
- Nosił wilk razy kilka ponieśli i wilka. - i spluną na trupa.
Rozejrzał się po jaskini z wyrazem niesmakiem.
- Gdyby to było drewniane spalił bym to do gruntu.

Z obu wciąż zamieszkałych klatek dobył się warkot triumfu, najwyraźniej zwierzaki w nich zamknięte nie były jeszcze do końca oswojone przez dziką treserkę... Na jeden z warkotów Rut podniosła uszy i też zawyła.
Szum wody w poprzedniej komnacie wyraźnie ucichł. Gregor rozejrzał się po grocie. Malunki zwierząt na ścianach wykonano barwnymi glinkami i sugerowały że od dawna ktoś tu się zajmował tresurą, na pewno jeszcze przed obecną treserką.
Z groty było jeszcze tylko jedno wyjście wysoka studnia w górę, z której zwisa liana-lina poznaczona węzłami. Nie było tam widać nieba, co znaczyło, że pewnie prowadzi na wyższy poziom jaskiń.

Jedna z klatek zawierała szablozęba, podobnego do poprzedniego, tyle że chudego i słabego najwyraźniej próbowano poskromić go głodem, choć nie tylko futro miał poznaczone licznymi pręgami od bata lub nahaja. Druga klatka wzbudzająca wiele zainteresowania Rut zawierała wilka, samca odmiany górskiej, niezwykle rzadkiej na północy, ale już niekoniecznie w górach okalających Ogniste Ziemie Gregor nie potrafił wymyśleć sposobu w jaki ten wilk mógłby znaleźć się w sercu puszczy. Pewne było że nie trafił tu z własnej woli. Na pewni urodził. Mówiła o tym cała jego postawa smętnie spojenie z za krat tylko potwierdzało domysły Gregora.

- Nie dotykaj tego !!! - Krzyknął Wat łapiąc za nadgarstek Sabira który właśnie wkładał dłoń do glinianego garnka by wydobyć z niego złoty wisior który znaleźli w nim pobieżnie przeszukując pomieszczenia.
- Nie możemy tego zabrać z pewnością jest przeklęte - powiedział wpatrując się nieufnym wzrokiem w wypełniające garnek kosztowności.
- Nigdy nie słyszeliście o klątwach dzikich ?! Tak to zawsze wygląda, uczciwy człek zapuszcza się do ich domostw i znajduje kosztowności na których ciąży straszna klątwa. - Opowiadał tonem który świadczył o jego świętym przekonaniu co do wypowiadanych słów.
- U nas w porcie był jeden kapitan który zapuścił się na tereny dzikich. - Kontynuował swój wywód ściszając głos jakby wypowiadane przez niego słowa nie powinny trafić do uszu innych.
- Powrócił z całym kufrem wypchanym złotem “PRZEKLĘTYM ZŁOTEM”, każdy w mieścinie kto dotknął się chociaż części skarbu zapadał na STRASZNĄ chorobę. Popadali w szaleństwo i ginęli w mękach mówię wam. Z takimi rzeczami trzeba uważać.

Doktor chyba nie miał ochoty na wspinaczkę bo wyszedł i zajrzał za kratą na szczycie schodów, których pilnował wojownik.
- Tam jest kręty tunel, nie widać, gdzie prowadził, czuć stamtąd świeże powietrze. – Krzykną z drugiej komnaty.

Gregor podszedł klatki z wilkiem. Zamknięty w niej samiec był zdezorientowany Człowiek oprawca nie żyje, Samica wilk na wolności ale z człowiekami. Samotny wilk ma nikłe szanse na przeżycie na swoim terenie a co dopiero w puszczy. Musiał spróbować go ocalić a żeby to zrobić musiał go oswoić. Zwłaszcza że Rut po stracie Gara nadal była nieswoja a samiec od razu ją zainteresował. Nie chciał stawiać Rut przed wyborem wilk czy człowiek. Wydobył z zanadrza przysmak Rut podzielił na pół jedną część podał samicy drugą ostrożnie wilkowi w klatce.
- Stado, bezpiecznie, dzielimy się zdobyczą i wolnością. - Przekazał wilkowi swoje emocje radości z odnalezienia “swojego” oraz – bezpieczeństwo/stado.


Gregor:
Tresura 61/100%, ZDANE! – nie zaatakuje nikogo ale będzie trzymać się blisko Rut

Spoglądając zwierzęciu głęboko w oczy, pomrukując i kręcąc głową imitując ruchy wilczycy. Po chwili Rut zaczęła wzmacniać przekaz Gregora gardłowym pomrukiem.

- Uważajcie, będę go wypuszczał. Zadnych gwałtownych ruchów. Nie zbliżajcie się. - powiedział jednostajnym monotonnym głosem do pozostałych w jaskini ludzi.

Gregor ostrożnie wyciągną rękę i otworzył drzwiczki. Wilk najpierw cofną się do przeciwległej ściany zjeżył sierść na karku ale gdy zwiadowca wraz z wilczycą cofnęli się samiec odprężył się najpierw obwąchał drzwi klatki potem jednym susem wyskoczył na zewnątrz. W dwóch skokach znalazł się na środku jaskini odwrócił się do Rut “Stado, walczyć człowiek”
Rut wyszczerzyła zęby “Moje stado, bezpiecznie, człowiek broni stado, stado broni człowiek.”. Wilk skulił uszy i prawie przysiadł na zadzie zaskoczony. Podszedł do wilczycy obwąchał ją, potem Gregora. Spojrzał w kierunku Wata i Sabira potem staną między nimi a wilczycą.
Gregor przyglądał się wilkom z fascynacją. Był wdzięczny że Rut ustawiła wilka. Choć to był dopiero początek był to dobry początek. Wyciągną kolejny kawałek mięsa podzielił między wilki.

- Teraz stado, ja bronię ciebie ty mnie. Moja zdobycz to twoja zdobycz.

Upewnił się że “Nowy” nie rzuci się nikomu do gardła. Gregor podszedł do klatki tygrysa. Usiadł przed nią tak by widzieć jednocześnie wilki i tygrysa. Skupił swoją wolę na zwierzęciu potem przemówił mieszając pomruki ze słowami starając przekazać treść i emocje szablozębowi.

- Człowiek/oprawca/ból został ofiarą/zjedzony/zwycięstwo. Ja brat drapieżnik/szacunek, my stado/bezpieczeństwo, my drpaieżniki/siła. Ty wolny/radość uciekać albo żyć w stado/bezpieczeństwo/sytość.

Gregor uważnie obserwował wszystkie zwierzęta. Wiedział że nie może zostawić kota w klatce. Nie był by lepszy od tej Indianki. Jeżeli nie da się go przekonać chociażby na krótkotrwałe współdziałanie będzie musiał znaleźć inny sposób by go uwolnić. Nie mógł jednak ryzykować że zrazi do siebie nowego wilka. Szablozęb był w swoim żywiole, doskonale da sobie radę w puszczy wilk górski natomiast nie. No i była jeszcze Rut. Wierna i posłuszna dla postronnych zachowywała niczym pies ale w sercu nadal była wolnym wilkiem i gdyby naprawdę chciała odejść z “Nowym” nie tyle nie potrafił by jej powstrzymać ile nie chciał by i gdyby tygrys miał być “kością” niezgody między nim a wilkami wolał znaleźć inny sposób by wyprowadzić go z jaskiń.


.
 
harry_p jest offline  
Stary 06-10-2014, 09:44   #133
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Idąc korytarzem, prowadzącym w dół S’Sassquath zauważył pod nogami kilka rozpaczliwie podskakujących ryb- piranii. Yy’g zdążył już poznać wcześniej te stworzenia. Ale teraz to one były w gorszej sytuacji. Bez większych problemów S’Sassquath zabił trzy z nich. Dwie starannie nakłuł, wprowadzając truciznę do ich wnętrzności. Trzecią schował do torby, by później się posilić.
Korytarz nadal był śliski od wilgoci, lecz S’Sassquath musiał ruszać dalej by nie zgubić reszty. Mocno trzymając się pazurami, a czasem idąc na czworakach starał się nie stracić równowagi.

Zręczność 76/70% -10% draśnięty,

Daleko nie zaszedł, zanim poślizgnął się... na piranii oblepionej błotem! Łupnął i poleciał, starając się chronić swój łuk przed połamaniem. Starał się zatrzymać gdzieniegdzie, ale korytarz najwyraźniej celowo został pozbawiony większych występów. Suchy był wygodnym korytarzem. Mokry - zmienił się w błotną zjeżdżalnię. Kilkadziesiąt uderzeń serca błoto się skończyło.
Chlust!

Hałas wzburzonej wody dobiegł do uszu członków wyprawy. Najwyraźniej coś spłoszyło ucztujące piranie. Wszyscy wbiegli pod bronią do komnaty ze schodami i zobaczyli znajomy łeb, który wynurzył się z brudnobłotnistej wody. To S’Sassquath był źródłem poruszenia.

Jedną rękę jaszczur szybko uniósł w górę, by ochronić łuk przed dalszym zamoczeniem, a drugą wymacał i podniósł coś co wyglądało na... całkiem świeży szkielet szablozęba.
A potem coś go skubło w kostkę.

- Hut kkritikat!- jaszczur syknął w myślach i natychmiast zrzucił z siebie przygotowane wcześniej zatrute rybki. Miały mu posłużyć zanim wpadnie do wody, ale teraz nie było odwrotu. Sam czym prędzej rzucił się do brzegu, ufając, że piranie zadowolą się przygotowaną potrawką, a nie nim.
Wabienie pirani (50%) 23, 52, 77 - jedno stadko odciągnięte.

Jaszczur wyskoczył z wody jak oparzony, rybki jeszcze przez chwilę wyskakiwały za nim, kilka nawet wyskoczyło na brzeg! A potem na powierzchnię do góry brzuchem wypłynęło kilkanaście.
Długo nie poleżały. Piranie najwyraźniej były zdeklarowanymi kanibalami.

S’Sassquath natychmiast sięgnął po maquahuilt i stanął na przeciw wybiegającym ludzkim sylwetkom. Poznając w nich znajome twarze, rozluźnił się nieco, choć pozostał nieufny. Domyślał się, że nadwyrężył ich zaufanie tym zniknięciem. Opuścił jednak broń. Los chciał, że teraz, zamiast po cichu wędrować ich śladem stał zakłopotany twarzą w twarz z “ludźmi-teraz-przyjaciółmi”, nie wiedząc jak zareagują.

-lh…lura sikur- wykrztusił i nagle poczuł jak ogarnia go chłód.
(dosł. plecy bezpieczne)

Już wcześniej było mu zimno w tej jaskini, lecz na szczęście miał swój płaszcz. Teraz stał, wprawdzie weń ubrany, lecz cały ociekający wodą. Efekt nasilał się w miarę jak napięcie opadało. Lekko trzęsący się S’Sassquath wskazał wejście do komnaty, jakby pytając czy może tam wejść. Widział bowiem światło bijące z pomieszczenia. Ktoś kiwnął głową, uważnie się mu przyglądając. Już miał ruszyć, lecz w drzwiach stanął ogromny wilk. Większy od Rut. S’Sassquath spojrzał niepewnie na towarzyszy. Wilk wyszczerzył kły i wpatrując się w przewieszoną na szyi dmuchawkę Yy’g groźnie powarkiwał.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 06-10-2014 o 09:47.
Rewik jest offline  
Stary 06-10-2014, 10:05   #134
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Ekwipunek, który zabraliście z obozu


Doktor nalegał na zabranie:
1 Dłuto
1 Pęk sznurka, pięćdziesięciokrokowy
1 Lampa
1 Baryłka oliwy pięć galonów mieszcząca
1 tablica woskowa z rylcem
1 pudełko, akcesoria skryptorskie zawierające, w tym proszki inkaustowe.
1 pęk piór gęsich
1 kodeks o kartach czystych
50 kart papieru w tubusie skórzanym
1 Szkło powiększające
30 świec woskowych
1 Miotełka

Ponadto zabraliście:

Zapasy żywności (Na 6 osób)
XXXXXXX XXXXXOO OOOOOOO OOOOOOO

Maczeta,
Zwój liny manilowej, 11 kroków (trochę powiązany gdzieniegdzie)
1 Latarnia sztormowa
1 Baryłka oliwy pięć galonów mieszcząca
Gwoździe długie na palec x40
Młotek
Siekiera
Mikstury leczenia OOXX
5x koce
4x hamaki
5x moskitiery
30 zwojów lnianego, czystego płótna na opatrunki

TUNEL STRACHU
<<<< soundtrack >>>>

Tunel za drzwiami był długi i kręty, ale bez odgałęzień, niczym jelito wielkiej kamiennej bestii. Od czasu do czasu rozszerzał się lub zwężał. Rysunki na ścianach pewnie coś znaczyły, ale tutaj zatarł je czas. Podobnie jak i w przypadku poprzednich tuneli, tu też natknęliście się na ślady pułapek, w które ktoś wpadł dawno temu. Wyostrzyło to tylko waszą ostrożność - idący przodem Gregor podobnie jak wcześniej szukał śladów zagrożeń.

Szansa na pułapkę w Grotach Śmierci 29/90% - udany!
Gregor Zmysły: 71/60%
Losowa ofiara: Doktor
Pułapka Kwasowa atak 72/70%



Pierwszy zagrożenie odczuł na sobie doktor Symeon. Nie wiadomo, czy coś nadepnął, czy spust pułapki był mechaniczny - jednak nagle ze ściany wytrysnęła na niego wąska struga płynu. Doktor krzyknął gdy krople zaczęły się pienić na jego skórzanym kaftanie, ale całe szczęście większość kwasu nie doleciała i jedynym efektem były dziury w doktorowym ubraniu.
- Nic mi nie jest, nic mi nie jest - doktor uciekł pod przeciwległą ścianę i dyszał ciężko - to było odruchowo. Dajcie mi chwilę na uspokojenie. Zaczekali więc, aż ich niemłody mocodawca dojdzie do siebie, po czym ruszyli dalej.
Jednak tunel obfitował w niebezpieczeństwa. Kolejny raz przekonali się o tym, gdy Jaszczuroczłowiek zatrzymał się jak wryty i zwalił w konwulsjach na ziemię.

Szansa na pułapkę w Grotach Śmierci 46/90% - udany!
Gregor Zmysły: 65/60%
Losowa ofiara: Ssasquath
Test obronny Pdś 79/50% -40% (moc zaklęcia) - oblany



Wszyscy dopadli sethianina i szukali rany. Jedynie Sabira coś tknęło - przypomniał sobie, że widział już kiedyś taki efekt - gasnący blask oczu, konwulsje...
Sabir: Teoria magii 41/50% - zdany!
- Odciągnijcie go stąd, szybko! - krzyknął i sam złapał za rękę Squatcha. Gregor i Wat pomogli mu i odciągnęli go parę metrów. Pod nim, przepalając się przez mchy i wapienny osad złowróżbnie jarzył się glif, który swoją energią, manifestującą się jako fioletowoczerwona ręka wciąż próbował sięgnąć ofiarę.
Wat jak zwykle znalazł kamulca i chciał rozwalić magiczny symbol, ale Sabir go powstrzymał
- Stój, Sahibie. Ta jest sprytniejsza od poprzednich - mówił patrząc się na upiorną rękę z magicznej energii sięgającej ku ofierze, która uciekła poza zasięg. - To czar znany jako Dotyk Wiosny i Jesieni. Odbiera on młodość i życie jednej osobie i daje drugiej... i obawiam się to, co ukradł naszemu łuskowatemu przyjacielowi zasili czar na jakiś czas.
Wat rozważał jeszcze przez chwilę zniszczenie na odległość magicznego glifu, ale w końcu zrezygnował.
Jaszczuroczłowiek powoli dochodził do siebie. Na jego stopie - tam gdzie schwytało go zaklęcie - miał bliznę, wyglądającą wieloletnie znamię po poparzeniu. Łuski nieco straciły nieco na blasku, ale Ssas był przytomny i spijał wodę z bukłaka. Dalej ruszył już z pomocą Wata i Sabira. Gregor poszedł przodem miotany mieszanymi uczuciami - w końcu przegapił już dwie pułapki.

Szansa na pułapkę w Grotach Śmierci 90/90% - udany!
Gregor Zmysły: 58/60% - Zdany!



Tym razem tropiciel był czujny. Nie zobaczył mechanizmu spustowego, jednak z wielu dźwięków jaskini wychwycił te nienaturalne...
- Wszyscy na ziemię! - krzyknął, a kilka chwil później kilka żelaznych bełtów wyleciało z zakamuflowanych dziur w ścianie jaskini i zagrzechotało o przeciwległą ścianę, odłupując kawały skały. Nic nikomu się nie stało.
Ruszyli dalej idąc za podmuchem świeżego powietrza.
Światła na końcu tunelu nie zobaczyli. Gdy wyszli na zewnątrz, był już późny wieczór.


OBÓZ NA SKALE
<<<< soundtrack >>>>

3 lipienia, roku po Wyniesieniu, 1161, poranek
Imod Tlieta Mewt, prowizoruczny obóz



Poranek zastał bohaterów rozłożonych prowizorycznym obozem na skalnej półce.

Gregor tresura 68/100% -80%
(Nadludzkie zadanie [-], Sztuczki tresera[+]) - oblany!

Wychudzony tygrys, początkowo idący kilkanaście metrów za "stadem", co napędzało wszystkim nielichych nerwów, a potem ułożony do snu poza obozem i z dala od ognia, zniknął jak sen. Może wybrał się zapolować, a może po prostu uciekł? Kto wie? Gregor i tak był zadowolony, że dane mu było spotkać takiego zwierzaka i podjąć próbę przyjaźni z nim. No, i w końcu nikogo nie zjadł - zdecydował, widząc, że Lulu śpi zwinięta w kłębek obok niego, a elena zamiast na gałęzi, drzemie sobie na półce skalnej. Wilków nie było widać, ale warczenie, niesione echem mówiło treserowi że ustalają hierarchię. - Jest już ze mną - pomyślał o wilku.
Ss'sasquath obudził się nieco słaby, ale w dużo lepszym stanie niż ostatnio. Zaklęcie odebrało mu kilka lat, ale wciąż był młodym i silnym wojownikiem, godnym by być wśród innych wojowników. Postanowił wstać jak gdyby nigdy nic i zająć się czyszczeniem łusek, które zszarzały od wczoraj.
Wat natomiast był już na nogach - żołnierz miał ostatnią wartę i dopilnował, by poranek wszyscy przywitali ciepłą owsianką, którą mieszał w kociołku nad prowizorycznym ogniskiem z korzeni, grzybów i mchów, które gdzie niegdzie wystawały ze skały.

Przed nimi dalsza droga i zapewne kolejne przeszkody. Droga Trzech Śmierci, którą podążyli trwała dalej tak, jak się zaczęła - jako wąska ścieżka przyklejona do skały. Z przeciwnej strony widać było bliźniaczą kamienną ścianę, zaś kilkadziesiąt kroków poniżej - ryczącą wodę poprzecinanej wodospadami rzeki, która oddzielała obie skały. Wszyscy czuli że przed nimi czeka śmierć. Skoro drogę ochrzczono mianem trzech śmierci i dwie już pokonali, czekała ich tylko trzecia, ostatnia. Nikt jednak nie spodziewał się, że naprawdę ujrzą jej blade, obojętne oblicze.


MOST TRZECIEJ ŚMIERCI
<<<< soundtrack >>>>

3 lipienia, roku po Wyniesieniu, 1161, około południa
Imod Tlieta Mewt, Kościany Most



Most był upiorny i zwyczajny zarazem. Tu, w dzikiej puszczy olbrzymie zwierzęta czy potwory były na porządku dziennym, a fakt, że kręgosłupa jednego użyć można było jako mostu na drugą stronę zdawał się być praktyczny. Z drugiej strony dziwnie pasował tu ów szkielet. Gdzieniegdzie kępy roślin były zniekształcone, w jeszcze innym miejscu zaś - były obszary gdzie nic nie rosło w jakiś nielogiczny sposób. Pachniało magią, nawet jeżeli nie dosłownie.
Sabir:
Różdżkarstwo
21/45% - udany!
Teoria Magii 85/50% - oblany
Wahadełko Sabira zaszalało - chaotyczne fale magii, niewyczuwalne dla człowieka szarpnęły wisiorkiem, który skrytobójca wyjął by upewnić się co do śladów czarowania. Nie był w stanie zinterpretować takich ruchów, były zbyt skomplikowane, ale jasne było dla niego jedno. Użyto magii bardzo wysokiego rzędu. Nie wiedział jakich zaklęć, jednak przez mgłę kojarzył, że istnieją zaklęcia, zdolne powalić nawet takie giganty.
- Wolałbym tu nie czarować - mruknął cicho, nie wiadomo czy do siebie, czy reszty, po czym schował wisiorek.

Drużyna szykowała się już do przekroczenia mostu gdy nagle ich zamurowało. Za mostem stał strażnik.
Zbielałe kości okryte zbroją, na szkielecie wierzchowca, takoż opancerzonego. Ten szkielet ruszał się, animowany czarną magią, zaś spowijająca go ciemność rozszerzała się w zastraszającym tempie, w końcu ogarnęła i graczy. To, co było zielone, w ciemności zdawało się suche i skarlałe. Żółty dysk słonca zastąpiła blada księżycowa tarcza.
Rycerz w czarnym płaszczu na koniu z czarnym kropierzem ruszył do przodu.


Testy Strachu (Samokontrola):
Gregor: 91/100% - udany
Sabir: 00/100% - Krytycznie oblany!
Ssasq: 51/50% - oblany!
Wat: 84/600% - oblany!
Doktor: 01/70% - Krytycznie udany!

Tylko Doktor i Gregor zachowali zimną krew. Sasq i Wat drżeli, obaj cofnęli się o krok, jatagany Sabira brżekneły zaś o ziemię i ten padł na kolana, mamrocząc modlitwy, i bojąc się nawet spojrzeć na to, co nadciąga. Zwierzęta umknęły...
- Ogniś byłem zwany Karanem Twardym. Byłem królem Jotwali... - zaczął grobowym głosem mówić szkielet, jakby wydmowe płuca wciąż działały, dojechał do ćwierci mostu, raz nawet jadąc po boku gigantycznego kręgosłupa! - Zabiłem trzech moich braci by zdobyć tron. Złożyłem w ofierze Khutzukowi własną siostrę i własne dziecko by dostać to, czego chciałem. Pokonałem wyznawców Arkadian gdy przybyli nawrać mój lud. - Rycerz dojechał do połowy mostu i objechał go wogół jego osi, jakby nie przyciągała go ziemia, a właśnie oś szkieletowego przęsła. - W końcu przybył Nef-Halaim na czele swych zastępów, niech jego imię będzie przeklęte. Zniszczył Khutzuka, pokonał moją armię, a mnie zmusił do służby mu po smierci.
Koń przestąpił z nogi na nogę i parsknął, niemal jak żywy.
- Nie musiałem wam tego mówić. Chciałem jednak, byście wiedzieli przed kim stoicie, i na co się porywacie. Przeczuwam bowiem, że nie znaliście tajemnicy mostu, ani drogi między pułapkami groty śmierci. Nie znacie więc też odpowiedzi na moje pytania. Więc może przejdziecie...

- Dam wam zatem trzy zagadki, jako mam nakazane. Może znajdziecie rozwiązanie i wejdziecie tam, naszczać na zwłoki starego tyrana, gdyż gdy odgadniecie będę musiał was przepuścić... jeżeli zaś nie...
Poklepał młot z długim kolcem, który wisiał przy siodle z czarnej skóry, zaraz obok wielkiego, dwuręcznego flamberga. A potem za plecami rycerza ciemność zadrżała i zmianiła się, tworząc obrazy gdy opowiadał wam swoje zagadki.

* * *


Pierwsza Zagadka Czarnego Rycerza


Oto w ciemności zobaczyliście smugę słonecznego światła.
Padła na masywne drzewo rosnące na krawędzi klifu po drugiej stronie, na skraju poletka owsa.
Na gałęzi drzewa, nad odchłanią uwieszono nagiego niewolnika.
Przywiązano go za nogę głową w dół, zaś ręce związano za plecami.
Węzeł, na którym wisi jest luźny i gdy poluźni się bardziej - niewolnik spadnie.
Jednak jeden koniec liny mężczyzna trzyma w zębach i nie pozwala węzłowi się rozwiązać.
Po drzewie wspina się Magiczna żmija, która boi się zejść z drzewa, ale chce ukąsić wisielca.
U stóp zaś drzewa leży worek owsa i miecz.
Kostucha zaś czeka, by zabrać duszę w krótką drogę do nieba,
gdyż sama nic namacalnego uczynić nie może.
W brzuchu żmiji jest odpowiedź, ale jak tam się dostać, skoro jej jad zabije każdego, kto jej dotknie?


Druga Zagadka Czarnego Rycerza

Oto w ciemności zobaczyliście smugę słonecznego światła.
Na skraju zagajnika po drugiej stronie oświetliła starca, ciężko pracującego nad zbieraniem kijów na trzonki kos.
Ma już pięć kijów na plecach: Trzy brzozowe, dwa dębowe i jeden leszczynowy,
a schyla się w pocie czoła po kolejne, każdy konar oglądając
czy jest wystarczająco prosty, wystarczająco gruby i wystarczająco mocny.
Za nim krok w krok idzie kostucha, która chce zabrać go w trwającą dzień i noc podróż do piekła,
Nie wiedząc, że mężczyzna mimo, że stary, jest długowieczny i jeszcze długo pożyje.
Więc wścieka się bo nic namacalnego uczynić nie może.
Jakie jest przeznaczenie starca?


Trzecia Zagadka Czarnego Rycerza

Oto w ciemności zobaczyliście smugę słonecznego światła.
Oto słoneczna ścieżka, którą idzie szalony wagabunda, młody, bosy i nieszczęśliwy.
Ma na kiju tobołek z żeliwnym kociołkiem i parą skarpetek,
przy boku wiernego psa, a w piersi złe serce.
Choć nic nie wie, i nic nie umie krzyczy niebu prawdę mu ujawnioną:
Że trzy jednemu jest równe.
Złorzeczy przy tym patrząc w niebo nie przypuszczając,
że ścieżka zaraz się skończy, a sam runie w odchłań.
Wierny pies szczeka, próbując zwrócić jego uwagę,
ale wagabunda nic sobie z tego nie robi, gdyż nie rozumie psa.
A Kostucha siedzi na na końcu ścieżki czekając aż spadnie z urwiska,
by duszę wagabundy zabrać w krótką drogę do czyśca, gdyż sama nic namacalnego uczynić nie może.
Nikomu krzywdy nie uczynił, ale gdy na rękach będzie miał krew, umrze dopiero jutro. Jak to możliwe?


 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 06-10-2014 o 10:24.
TomaszJ jest offline  
Stary 07-10-2014, 00:25   #135
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Post ten nie wprowadza do sesji niczego niezwykłego. Jest to wspomnienie S'Sassquatha, które ma na celu nieco przybliżyć jego postać, pochodzenie oraz problem z jakim borykają się jaszczuroludzie gdzieś daleko w Sethii.



Przeszło trzysta sześćdziesiąt sześć lat minęło odkąd najdalej wysunięty na południe archipelag znalazł się we władaniu zjednoczonych jaszczuroludzi. Archipelag Tysiąca Węży był od tamtej chwili zwany również Sethią- wspólnym państwem Ss’kraten, Hh’saar i Yy’g. Na czele tego państwa stanął niepokonany dowódca Ss’kraten, wielokrotny weteran Krath O’Kbira. Dzień ten nastał niedługo po stworzeniu jaszczuroludzi. Każda z trzech ras jaszczuroludzi była stworzona przez potężnego Arcymaga magii transmutacyjnej w jednym celu- niewolnictwo. To z ich pomocą Arcymag miał na długie lata wyrwać sobie na własność spory kawałek Imperium, lecz jego rządy nie trwały długo. Młoda rasa, podburzana do buntu przez kapłanów Seta, okazała się zbyt silna. Pycha Arcymaga i jej najdoskonalsze dzieło okazało się dlań straszną zgubą. Krath O’Kbira i jego wojska stanęły naprzeciw swemu stwórcy i wkrótce wyrżnęły każdego człowieka na półwyspie…


On nie mógł tego pamiętać-miał teraz 33 lata, ale doskonale pamiętał dzień, który nastał trzysta sześćdziesiąt sześć lat po tym wydarzeniu. Właśnie śnił ten koszmar kolejny raz.
[…]

To była jego pierwsza bitwa. Jak dotąd jedyna…
[…]

Całkowite niedowierzanie i powykręcane z bólu myśli rozszarpywały jego jaźń. Nigdzie wcześniej nie widział takiego ogromu okropieństw. Chyba w całym swym życiu nie doświadczył tyle śmierci ile teraz, w tej jednej chwili, kuliło się u jego stóp… , a on był częścią tej zbrodni.
Powyginane ludzkie ciała leżały skulone dżemiąc snem nieugiętym na wieki. Obsydianowe groty strzał tkwiły zatopione w zakrwawionych ranach na szyjach, twarzy i innych niechronionych zbroją miejsc. Kilka strzał sterczało wprost z oczodołów. Odwrócił głowę i omal nie wypuścił swego łuku. Oddział którego był częścią zwał się Tiraturi Abjad. Co znaczy Biali Strzelcy. To byli głównie myśliwi, tacy jak On. Nie byli wojownikami. Nie byli przygotowani na taki widok. Najgorsze jednak były ciała ich pobratymców. Niektóre także przebite ich strzałami…
[…]

Biali strzelcy zbiegli niżej ze wzgórza, by móc dosięgnąć śmiertelnymi pociskami ludzką jazdę nacierającą na ich piechotę walczącą pod lasem. Z gęstwin drzew ruszył ludziom naprzeciw także oddział wojowników Ss’kraten- jeźdzców krotalus. Widząc to, kawaleria ludzi jak jeden mąż zmieniła nagle kierunek biegu i sprawnie formując szyki ruszyła wprost na nich.
Jazda ludzka była znacznie liczniejsza, lecz On wierzył w siłę i dzikość krotalusów. Stworzenia te przypominające wyglądem dawne wielkie gady były cięższe od ludzkich rumaków od około pięć do dziesięciu razy. Były masywniejsze, silniejsze i żądne krwi.

'

Obserwując z góry szarżujące na siebie armie, Biali Strzelcy pośpiesznie ustawili się w szeregu i w napięciu oczekiwali na sygnał.
- Pruwa! – ryknął Jego dowódca.
Nałożył strzałę i naciągnął cięciwę.
- Jsiru…!
Czekał
- jsiru...
Czekał, a w jego myślach kłębił się tylko strach i wstręt do samego siebie.
- Rimja! Rimja fuq vista!
Niewielka chmura strzał pomknęła w kłębowisko ludzi i koni. Większość chybiła. Kilka trafionych koni spanikowało zrzucając wrogów z siodeł. Kilku ludzi padło i już nie wstało. Wreszcie dwie nieugięte ściany mięsa i żelaza zderzyły się ze sobą. Ryk, skowyt i wizg umierających krotalusów , koni, Ss’kraten i ludzi zatrząsł gęstym od wilgoci i napięcia powietrzem. On był głuchy na te dźwięki. Naciągnął kolejną strzałę i wypuścił w kolejną falę nieprzyjaciela.
[…]

Wojownicy Ss’kraten nie mieli sobie równych, lecz przewaga wroga w liczebności okazała się zatrważająca. Dwódca komanda jeźdców krotalus , zwany S’Kir walczył równie zajadle co jego wojownicy. Powoli jednak straszna prawda docierała do jego świadomości. Nie będą w stanie się im dłużej przeciwstawiać. S’Kir wycofał się na tyły swego oddziału, by ocenić sytuację na polu bitwy.

Walki piechoty pod lasem wciąż trwały i wyglądało na to, że zjednoczona armia jaszczuroludzi wygrywa to starcie. Wszystko jednak dlatego, że kawaleria ludzi była zajęta walką z jego oddziałem. Gdyby nie to, ludzka jazda wbiłaby się w nich i wyrżnęła w pył. Biali Strzelcy Yy’g pośpiesznie wycofywali się na skraj lasu, lecz również oni potrzebowali czasu. Nie mógł poddać walki już teraz, jeśli ci Yy’g mają to przeżyć. To była najtrudniejsza decyzja w jego życiu. Zawrócił i znów uderzył siejąc śmierć swym bojowym macuahuitl.
[…]

Walka trwała dosłownie chwilę. Wiatr podniósł woń krwi w górę wzgórza, w miejsce gdzie wcześniej stali łucznicy Yy’g. To był zapach jaszczurzej krwi. Kawaleria ludzi, uporawszy się z jeźdzcami krotalus, ruszyła ku wycofującej się infanterii Sethii. Dzięki poświęceniu oddziału S’Kir piechota jaszczuroludzi, odparła piechote wroga. Nie mogła jednak ścigać wycofujących się wojsk, w wyniku czego infanteria ludzi przegrupowała się i teraz wraz z jazdą szarżowała w pogoni. Wojska jaszczuroludzi wycofywały się w popłochu w stronę lasu. To było ich schronienie. Gęste zarośla uniemożliwią jeździe prowadzenia poprawnej walki, a oddział młodych zmiennoskórych Yy’g z dmuchawkami dokończy dzieła.

'

Biali Strzelcy zatrzymali się tuż pod lasem i przepuszczając wycofujących się piechurów Sethii, czekali by zasypać strzałami agresora. Lecz ci nagle przystaneli, poza ich zasięgiem. Jazda z trudem wstrzymała swe konie, a piechota ludzi oglądała się nerwowo. On nic z tego nie rozumiał. Wreszcie go dostrzegł...


Zakapturzona postać, pełena spokoju, jakby od niechcenia wysunęła się na przód armii. Jego rumak leniwym krokiem przechadzał się wzdłuż ludzkich szeregów, a człowiek go dosiadający szeptał coś do siebie. Czasem spoglądał w stronę lasu. Na moment oczy człowieka spotkały się z Jego gadzimi ślepiami. Był w nich dziwny, cięzki do opisania hipnotyzujący spokój. W powietrzu zawisła cisza, niosąca ze sobą jedynie dźwięki wspomnień. Pierwsze co On zauważył to dziwna senność. Zdawało mu się, że konie wroga również zaczynają się sennie kołysać.
- Neħħi it! Neħħi it! –usłyszał rozpaczliwie rozchodzący się w oddali głos K’Hirus.
Co robił tu jego przyjaciel Hh’saar… i czemu nikt go nie usłuchał? Czemu on tego nie zrobił? Chyba każdy trwał w tym dziwnym odrętwieniu.

Ogień. Ogień przyszedł z południa. Powoli trawił las w swych straszliwych trzewiach. Pierścień rozgrzanego powietrza zamykał się wokół armii jaszczuroludzi i zaciskał swe ogniste palce coraz ciaśniej. On słyszał trzask palących się drzew i czuł nadchodzący żar. Wkrótce usłyszał dzikie wrzaski bólu. To był jego wrzask. Jego i inne tak podobne...
[…]

- Budzi się.- usłyszał głos K’Hirus
Tylko czemu nie rozumiał tych słów? Brzmiały obco.
- W porządku? – to nie był K’Hirus, to był głos człowieka. S’Sassquathowi wydawało się, że kiedyś już go słyszał. Dość dawno temu.
Nagle S’Sassquath z wrzaskiem zerwał się i chwycił za oparzony ślad na stopie powstały po pułapce. Nie rozumiał co się działo. Stopa piekła jak przypalana żywym ogniem. A samo wspomnienie bitwy wywołało swędzenie pozostałych blizn po oparzeniach jakie miał na ciele. Gdy zrozumiał, że to tylko wspomnienie bólu, wreszcie spojrzał na osobę, której głos wziął za K’Hirus. Poznawał tę twarz. Należała do człowieka, którego spotkał dawno temu. Wiele dni minęło odkąd ostatni raz widział go i pozostałych ludzi. Jak mu było na imię? Sabir?
[…]
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 07-10-2014 o 00:30.
Rewik jest offline  
Stary 20-10-2014, 21:42   #136
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację



MOST TRZECIEJ ŚMIERCI
PRÓBA PIERWSZA

- Doktorze teraz to chyba twoja działka. - powiedział Gregor teatralnym szeptem nie spuszczając wzroku ze zjawy.
- Logiczne łamigłówki nigdy nie były moją mocną stroną...
Doktor Pomysłowość 63/85 - zdany!

- ... ale dam sobie pensję uciąć, że część w zagadkach to tylko dym, bez znaczenia dla odpowiedzi.
- Ja tam myślę, w tej pierwszej zagadkę "dymem" jest ten wisielec, żmije trzeba po prostu zatłuc mieczem.
- Jakoś nie jestem pewnien, czy on nas tam puści, byśmy użyli tego miecza... -
dumał doktor.
- No tak ale to przecież tylko zagadka, co nie. Ich tam na prawdę nie ma.... Przynajmiej taką mam nadzieje.
- Ja też -
powiedział doktor, po raz kolejny już oglądając lecącego w przepaść włóczęgę.
Wzrok Wata też podążył w stronę obrazu włóczegi i powiedział po siebie pod nosem.
- Jak by tak tego psa zdzielił by przestał układać to by i skarpę zauważył…
- Sam jest sobie głuptak winien czego się psa czepiasz. Z tym dziadkiem to może on ma zrobić kose dla kostuchy więc się nie śpieszy z robotą.
- Z tą kosą to myślę, że trafiłeś ale z tym psem to myślę, że ja też. Przecież "w piersi złe serce" czyli, że nic go nie po wstrzymuje "nikomu krzywdy nie uczynił " no jeszcze nie, ale jak zrobi to będzie miał krew na rekach i nie spadnie czyli jak zabije psa to pożyje do jutra.
- To by nam jeszcze żmija została. Ja bym powiedział napchać żmije sama wysra odpowiedź skoro taka jadowita, Tyle nie słyszałem o wężu co by owies wcinał.


- Ustaliliście odpowiedzi? - grobowy głos ze szkieletowego mosty był niczym mroźny powiew w środku lata. - Każdy ma prawo dać rozwiązania zagadek, ale nikomu nie pozwolę zrobić tego powtórnie.
- Jeszcze nie - odpowiedział Gregor - Niech jeden powie wszystkie odpowiedzi będziemy mieli tyle szans ile nas tu stoi. - dodał ciszej do reszty.
- Chyba że widmo rzuci się na odpowiadającego jak tylko raz się omyli ...
- Czy tak właśnie będzie Karanie zwany Twardym ? Czy może dajesz nam szansę ?
- powiedział Wat starając się nadać swojemu głosowi twardy wydźwięk.
- Nadal przysługuje mi tytuł, wojowniku - Pycha i duma, niezłamana setkami lat nieumarłej służby zabrzmiała w karanowym głosie - A co do twojej odpowiedzi - jeżeli zaatakujecie mnie lub będziecie chcieli przejść przez most nie udzielając satysfakcjonującej odpowiedzi, poznacie siłę mojego oręża.

- Z tą żmiją to może tak… dać jej worek owsa niech wbije kły w worek i wypuści jad wtedy nie będzie groźna i da się odpowiedz z niej wydusić. Skoro siedzi w jej flakach. Wąż cały i odpowiedź w garści.
- A więc tak.
- Gregor zwrócił się do upiora.- Odpowiedz na zagadkę drugą jest taka: Przeznaczeniem starca jest znaleźć odpowiedni trzon do kostuchowej kosy. Pożyje do czasu aż nie znajdzie więc szuka bardzo skrupulatnie. Odpowiedź na ostatnią zagadkę jest taka. Jeżeli wagabunda zabije czyli ubrudzi ręce krwią psa zobaczy że ścieszka którą idzie kończy się przepaścią i nie zginie tego dnia.
- Została jeszcze jedna odpowiedź, co z pierwszą zagadką? -
odrzekł Karan oczekująco.
- A pierwsza zagadka… żeby wydobyć z weża odpowiedź trzeba posunąć mu worek z owsem do ugryzienia i gdy gad wypuści jad do worka będzie niegroźny i będzie można wtedy odpowiedz wydobyć. - powiedział niepewnie zwiadowca ponaglany przez Karana.

Z drugiej strony mostu zakotłowało się, a ciemność i światło znów utkały obrazy. Żmija chodziła po drzewie jak gdyby nigdy nic, gdyż nikt nie mógł jej podsunąć worka z ziarnem, w końcu ukąsiła wisielca, a Śmierć zabrała go do nieba, wracając chwilę później. Starzec zebrał całe naręcze drążków i odszedł, zaś Wagabunda zabił psa, krew na rękach miał i zobaczył przepaść. Jako że był jednak głupi, wpadł do niej nie zaraz, lecz jakiś czas później, gdy podjął wędrówkę, a gdy spadł, Śmierć zabrała jego duszę prosto do czyśca, co nie potrwało długo. Najwyraźniej kosa śmierci potrzebna nie była...
- Twoje odpowiedzi nie są satysfakcjonujące - orzekł Król Karan.

PRÓBA DRUGA

Głucha cisza odpowiedziała królowi, gdy zapadł werdykt. Nikt nic nie mówił przez dobre dwa pacierze, po czym wszyscy zrezygnowani usiedli i gapili się w powtarzające się sceny - zagadki. Było coś obrzydliwie fascynującego w gapieniu się na którąś z kolei śmierć ukąszonego wisielca lub spadającego w przepaść głupka. Gdy nagle...
- Zauważyliście, że Śmierć jest obecna wszędzie - zagaił Doktor - ale gdy pojawia się przy starcu, to znika za drzewem u wisielca. Albo gdy pojawia się u wisielca znika w przepaści wagabundy. Dam sobie palca uciąć, że to jest jedna i ta sama śmierć obecna na wszystkich zagadkach. Jest pewien element który łączy dwa obrazki - Wisielec i włóczęga umierają. Gdy Kostucha zabiera ich dusze, znika na chwilę ze wszystkich scen. Dlaczego nie umiera starzec?
Niemłode oblicze Symeona Szarego wyglądało blado. W końcu stał już na koncówce swojego żywota i oglądanie Kostuchy nie było dla niego przyjemne. Zresztą - dla kogo było...
A potem odezwał się Gregor, od dłuższego czasu milczący - Mam jeszcze pomysł - może zagadki traktować całościowo? Może one jakoś się łączą? Ale nie wiem jak.

Minęło wiele czasu. Wszystko wskazywało na to, że nikt nie wpadnie na rozwiązanie zagadki. S’Sassquath milczał wciąż ściśnięty strachem. Ta postać tak bardzo przypominała mu maga, którego wzrok na chwilę spoczął na nim tego strasznego dnia walk Sethianinów z rasą ludzką. Ten sam spokój i brak pośpiechu, lecz jakże okropniejsze oblicze. Strach potęgował brak rozeznania w tym co się dzieje. Nie wszystko mu przetłumaczono. W końcu jednak musiał się pozbierać. S’Sassquath próbował ocenić przeciwnika, z którym być może przyjdzie im się zmierzyć. Upiorne kości w pełnej zbroi, dwuręczny flamberg i ciężki młot. Co mogą zdziałać jego pazury, zęby czy nawet obsydianowe ostrza jego maquahuitl przeciwko takiemu przeciwikowi? Nic. Spojrzał z nadzieją na zamyślonych towarzyszy. Czy będą tak szaleni, że zechcą zaatakować ten koszmar?

- A te wersy? - spytał doktor, który w międzyczasie spisał wszystkie trzy zagadki - zobaczcie, tu, tu i tu. Są wspólne elementy. Śmierć i czas. Mam przeczucie, że to się łączy...
Milczał chwilę, ale potem znów orzekł.
- Nie mam ochoty oglądać, jak umieracie z ręki tej zmory. Więc weźmy się w garść i rozwiążmy ten węzeł.
Po pierwsze, są trzy pytania.
Jak dostać odpowiedź z żołądka żmiji, wiedząc że jej dotyk zabija?
Jakie jest przeznaczenie starca?
Dlaczego wagabunda umrze jutro, gdy będzie miał krew na rękach? (To nie jest stwierdzenie, to pytanie!)
Po drugie, spora część tych zagadek to zasłona dymna, może mie mieć znaczenia.
Po trzecie, zgodnie z tym co obserwujemy od jakiegoś czasu, zagadki są trzy, ale śmierć tylko jedna, co prowadzi do tego, że zagadki są połączone.
I po czwarte - czas podróży w zaświaty różni się dla starca.
Musimy to jakoś złożyć w kupę! -
doktor rozrysował problem w jakiś pokręcony schemat na kartce papieru.

S’Sassquath, doszedłszy do wniosku, że mroczny rycerz nie zaatakuje ich póki sami nie zdecydują walczyć uspokoił się nieco i choć wciąż zerkał nerwowo to na niego, to na pojawiające się tajemnicze zagadki, z zaciekawieniem obserwował to co po kolei wskazuje doktor Symeon i słuchał jego cierpliwych tłumaczeń. W pewnym momencie ożywił się jeszcze bardziej i wydobył z gardła dziwny dźwięk. Wszyscy spojrzeli nań zaskoczeni.
Najpierw wskazał na śmierć i wyciągnął dłoń z uniesionym jednym palecem. Następnie wskazał to raz starca to wagabunde i niewolnika, pokazując tym razem trzy palce. Spróbował coś powiedzieć.
Najpierw wskazał starca i powiódł dłonią w strone wagabundy.
- Salvataġġ!
(ratunek)

Potem jego szponiasty palec i wzrok powędrowały w stronę wagabundy
- joqtlu... l-raġel xiħ
(zabije starca)
Następnie wyciągnął rękę w stronę śmierci
- tis...parixxi għada...
(znika do jutro)
Znów wskazał wagabunde. Chwile walczył z jakąś siłą powstrzymującą go od mówienia, wreszcie wielkim wysiłkiem wyksztusił ostatnie trzy słowa:
- ma jmutu għada!
(nie umiera do jutro)

Chwilę minęło nim doszedł do siebie i uspokoił się po tym ożywieniu. Wreszcie spojrzał wyzywająco w puste oczodoły czarnego rycerza i nie odwracając od niego wzroku, jak zahipnotyzowany, znów wskazał wagabundę, a potem miecz, linę na której wisi niewolnik i magiczną żmiję. Stał tak, ciągle wpatrując się w strażnika mostu. Zauważyliście, że jego skóra przybiera inną barwę, niż ma naturalnie. S’Sassquath powoli zlewał się z otoczeniem. Nie wyglądało na to, by Yy’g robił to specjalnie. Prawdopodobnie była to reakcja spowodowana strachem. Dłoń jego mocno ściskała łuk, jak amulet mający chronić go przed koszmarami,

Po drugiej stronie przepaści ciemność zakotłowała się i zmieniła. Oto starzec krzykiem powstrzymuje wagabundę - ten patrzy się w przepaść i zawraca. Starca, którego mija, zabija swoim kijem, uwalniając jego duszę. Widzicie jak szamoczącego się ducha, czarnego od złych czynów, które w przeszłości popełnił, kostucha ciągnie w dół - prosto do piekła. I znika. Wagabunda napotyka drzewo wisielca i żmiję na nim pełzającą. Mieczem zabija żmiję, a jej jad, którym zabija każdego powala go, ale nie zabija... gdyż Kostucha zajęta jest gdzie indziej.
- Kliem tiegħek jitkellem il- verit- - . Passaġġ huwa miftuħ għalik* - Król Karan, najwyraźniej rozumiejący Południowy skłonił głowę... i rozpłynął się wraz z ciemnością. Promienie słońca znów padły z góry, zaś świat odzyskał barwy. Udało się!
*(Twoje słowa mówią prawdę. Przejście zostaje dla was otwarte)
 
Rewik jest offline  
Stary 21-10-2014, 10:17   #137
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Ekwipunek, który zabraliście z obozu


Doktor nalegał na zabranie:
1 Dłuto
1 Pęk sznurka, pięćdziesięciokrokowy
1 Lampa
1 Baryłka oliwy pięć galonów mieszcząca
1 tablica woskowa z rylcem
1 pudełko, akcesoria skryptorskie zawierające, w tym proszki inkaustowe.
1 pęk piór gęsich
1 kodeks o kartach czystych
50 kart papieru w tubusie skórzanym
1 Szkło powiększające
30 świec woskowych
1 Miotełka

Ponadto zabraliście:

Zapasy żywności (Na 6 osób)
XXXXXXX XXXXXOO OOOOOOO OOOOOOO

Maczeta,
Zwój liny manilowej, 11 kroków (trochę powiązany gdzieniegdzie)
1 Latarnia sztormowa
1 Baryłka oliwy pięć galonów mieszcząca
Gwoździe długie na palec x40
Młotek
Siekiera
Mikstury leczenia OOXX
5x koce
4x hamaki
5x moskitiery
30 zwojów lnianego, czystego płótna na opatrunki

OSTATNIE KROKI NA DRODZE ŚMIERCI
<<<< soundtrack >>>>

3 lipienia, roku po Wyniesieniu, 1161, popołudnie
Za kościanym mostem


Upiorny most mieli za sobą, podobnie jak i koszmarne wspomnienie starożytnego upiora, nawiedzającego przepaść. Tu, z drugiej strony było zielono i spokojnie, jakby natura nie pamiętała zaczarowanej ciemności, potrafiącej wyczarować koszmar na jawie. Po tym jak minęli pokręcone drzewo, na którym wisiał niewolnik i pagórki na których starzec zbierał kije - teraz wyglądające niewinnie, jakby wszelkie dziwne rzeczy i przedmioty zabrała ze sobą ustępująca ciemność - weszli między drzewa. Szkielety starożytnych wojowników, ściskające broń pokrytą zadziwiająco małą warstwą rdzy stały pomiędzy drzewami, czasami oparte o pień, czasami porośnięte mchem i lianami, jakby czekając na coś. Gwardia Króla Karana... coś mówiło naszym bohaterom, że tli się w nich nieumarłe życie, wyobraźnia podsuwała ruchy kościejów gdzieś na skraju pola widzenia czy szepty wydobywające się z nieistniejących płuc. Nic dziwnego, że upiór wydawał się być pewny siebie...


Starożytna ścieżka wijąca się między drzewami wspinała się w górę, aż w końcu przeistoczyła się w schody. Długie schody przecinające drzewa, prowadzące wysoko ponad dżunglę. Bohaterowie wspinali się, schody zaś wyciagały z nich siły niczym zaklęte (choć Sabir sprawdzał dwukrotnie - wahadełko nie wkazywało niczego). Zdawały się nie mieć końca, zaś strzaskane sylwetki kamiennych bożków , które patrzały na nich z nisz i cokołów zdawały się śmiać.


Doktor Symeon szczególnie przeżywał wspinaczkę. Z jednej strony - był już prawie na miejscu, z drugiej zaś - niemłode ciało coraz częściej dopoinało się odpoczynku. A schody były coraz bardziej strome. Prowadziły one na niewielką polanę u stóp pionowej, skalnej ściany. Na środku polany stał posąg o trzech twarzach, które wydały się wam dziwnie znajome.


W ustach twarzy młodzika leżał złoty medalion przypominający psa.
W ustach człowieka w średnim wieku znajdował się pierścień z zielonego metalu, wyglądający jak łeb węża.
W ustach starca widoczny był prosty kij z czarnego drzewa, rzeźbiony w funeralne sceny.

Za posągiem zaś były kolejne schody, prowadzące na pokryty dżunglą płaskowyż, nad którym górowała monumentalna budowla z wielkich granitowych głazów - zaginiony grobowiec Nef-Halaima, arcykapłana bogów piekła.


Koniec części trzeciej.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 24-10-2014, 19:06   #138
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację



Marsz wśród szkieletów nie należał do najprzyjemniejszych i widok setek szkieletów zamkną usta wszystkim podróżnikom maszerowali w ciszy dłuższą chwilę w końcu Gregor zanurzył się w niewesołych wspomnieniach…

… Miasteczko portowe Herenfild zatrzymało go na dłużej mimo że Gregor przedkładał cień drzew nad morską bryzę. Dotarł tam z karawaną jako poganiacz do sporego stada owiec i ten sam kupiec chciał do na powrót gdy będzie wracał zbierając po okolicznych wsiach kozy gdy będzie wracał w lądu. Zatrzymał się w karczmie „Pod rogiem merlina” gdzie poznał Falle która tam pracowała. Diewczyna przyciągała wzrok i uwagę i Gregor też nie oparł się jej urokowi. Trzy dni wpatrywał się w nią jak w obrazek i gdy w końcu zdecydował się uderzyć w konkury wyprzedził go Tytus łysy brodacz z okrętu który przybył zaledwie kilka godzin wcześniej. Sfrustrowany zaczął pić kufel za kuflem. Już przy trzecim miał porządnie w czubie i gdy brodacz zaczął obmacywać kobietę nie wytrzymał.
- Gdzie te łapska. Ta pani to nie z tych…
Nie zdążył gdyż Brodacz i jego kopani parsknęli śmiechem. Niestety Gregor się dopiero rozkręcał. Walną kuflem w stół aż wystrzeliła z niego fontanna piwa.
- No no chopcze uważaj bo jak z nią skończę to wygrzmocę i ciebie hehe.
Tego było dla niego za wiele. Kufel przeleciał przez całą sale karczmy mijając głowę Tytusa o doby łokieć. Niemniej marynarz tej zniewagi nie mógł puścić płazem. Z koleżkami wywlekli go na tyły karczmy by spuścić mu manto i wrócić do macania posługaczek. Niestety nie wiedzieli że tam też został ogar Murano podarowany mu z wdzięczności przez jednego z poprzednich pracodawców. Pies rzucił się na napastników i jednego ugryzł w udo i nie p[puścił dopóki nie dostał kilku kopniaków. Widząc to Gregor nadludzkim wysiłkiem wyrwał się drabom i dzikim wyciem rzucił na Tytusa czołem rozbił mu nos a paznokciami wbił w łysinę zostawiając głębokie krwawe ślady.
- Hehe o panienkę tak nie walczył jak o tego kundla. – zażartował ktoś.
- Taaak… To niech sobie popatrzy.
Tytus już z samą zakrwawioną gębą wyglądał strasznie ale z wyciągniętym nożem zbliżający się do Murano zdał się Gregorowi wcieleniem zła. Przerażony zły i bezsilny zwiadowca wył jakby to on miał zaraz zginąć.
- Ucisz go bo łeb mi pęka .
Sykną brodacz i było to ostatnie co usłyszał tego wieczoru bo potężna pięść jednym ciosem wysłała go do krainy snów. Obudził się zziębnięty obolały na tyłach w kącie leżał zarżnięty pies. Podczołgał do truchła i szlochał dłuższą chwilę. W końcu jakoś się pozbierał znajdując siłę obiecując martwemu ogarowi że dopadnie Tytusa. Niestety łatwiej obiecać niż zrobić. Okręt znikną jak kamfora. Jakoś zdołał mu się wywiedzieć gdzie płyną i ruszył ich śladem. Udało mu się podjąć trop jeszcze w dwóch kolejnych portach lecz to było wszystko co zdołał. Nie mogąc dopełnić zemsty zmienił swoją obietnice. W nie pozwoli męczyć zwierząt. NIKOMU.





- Fiu… no tośmy doktor dotarli. - Powiedział z nieskrywaną dumą Gregor. Rozejrzał się po członkach wyprawy próbując odczytać ich emocje. W końcu na dłużej zatrzymał wzrok na posągu. - O ja starzec z kijem wąż i pies… Jak myślicie co to znaczy? Czy to jeszcze coś znaczy?

- Nie mam pojęcia - odrzekł doktor - pamiętniki nic o tym nie wspominają. Nie wygląda jednak, jakbyśmy musieli coś z tym zrobić. Może to tylko hołd dla kogoś, lub czegoś... albo przypomnienie tej cholernej zagadki.

- Acha… - Powiedział Gregor wyciągając rękę w kierunku psiego medalionu. Jednak go nie dotkną. - Fajny ale cholera bogowie wiedzą co się może stać. Puszcze przed nami Lulu starajcie się jej nie wyprzedzać. Ma nosa do niebezpieczeństw.
- Lulu szukaj, liczymy na ciebie. - Gregor wydał komendę posyłając łasice przodem pilnował jednak by zwierzak nie oddalał się bardziej niż na trzy góra cztery kroki
 

Ostatnio edytowane przez harry_p : 03-11-2014 o 00:05. Powód: wspominki
harry_p jest offline  
Stary 25-10-2014, 11:28   #139
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację


w którym drużyna przeszukuje grobowiec, w poszukiwaniu skarbów i wiedzy, nieuchronnie zmierzając do konfrontacji z tym, kogo Nef-Halaim postawił na straży swojego wiecznego odpoczynku.



>>>>>> soundtrack <<<<<<

Cytat:

Dziennik Doktora Symeona Szarego

3 lipienia, roku po Wyniesieniu 1161, 33 rok panowania miłościwie nam panującego Oberiusza IV Gryfina
Grobowiec Nef-Halaima, przedsionek

Czterdziesty trzeci dzień wyprawy

Pisząc te słowa, nie jestem w stanie powstrzymać radości - chce mi się tańczyć. Dotarliśmy. Dwoje dobrych ludzi pokonały trudy wyprawy, jednak oto jesteśmy - odnaleźliśmy zaginiony grobowiec Nef-Halaima!
Rozłożyliśmy się obozem w obszernym i nieco zrujnowanym przedsionku - rozpaliliśmy tu ogień, rozwiesiliśmy hamaki i moskitiery. Moi towarzysze, tak dzielnie walczący o to bym dotarł do swojego celu czują chyba ulgę, ale nie zauważyłem, aby odbijało się to na ich czujności. W końcu pułapki na Drodze Trzech Śmierci i nieprzyjazna fauna, którą spotykaliśmy po drodze nie nastrajała optymistycznie. Tym bardziej że Halaim nie był jakimś dobrotliwym kapłanem, tylko zdobywcą, który dla podziemnych bóstw niszczył bezwzględnie narody, które upierały się w pogaństwie.
Powoli zapada zmierzch i cichną skrzekliwe głosy kolorowych ptaków, które - wedle słów Gregora - miejscowi zwą Ka-kudu, co oznacza "przedrzeźniacz". Mają mocne, krótkie dzioby, którymi rozłupują orzechy oraz tendencje do trzymania się źródeł magii, która daje im niesamowite umiejętności - sam słyszałem jak mówią ludzkim głosem! Jedna przyczepiła się do Sabira, najwyraźniej dostrzegłwszy jego magiczne uzdolnienia, ale nim ten ją przegonił, jak błyskawica dopadła ją Gregorowa łasica i przerobiła na pierzasty posiłek. Poszliśmy za jej przykładem i kolacja składała się z pieczonych ptaków.


Jutro rano wejdziemy w głąb grobowca, szukać dwujęzycznych napisów do kopiowania, ale najbardziej zależy mi na samej komnacie grobowej, gdzie pod warstwą tynku powinne być oryginalne napisy sprzed tysiąca lat.
Teraz jednak udajemy się na spoczynek, i nie możemy doczekać się jutra.

Dziwnie obozowało się wewnątrz budynku, tym bardziej, że był to grobowiec. Ognisko wesoło pełgało przepędzając nocny chłód i trzymając w cieple pieczone ptaki. Próbowaliście zasnąć, jednak nie było to łatwe. Prześladowało was wrażenie, że jesteście obserwowani, niczym trupy leżące na marach. Noc jednak mijała spokojnie - ani upiorów, ani nawet zwykłych drapieżników. Tylko wyobraźnia podsuwała wam jakieś szepty w ciemności, czy ruchome płaskorzeźby - co okazywało się grą płomieni.
Dopiero gdy noc zaczęła blednąć...

Nieznany wróg rzuca nieznane zaklęcie: 55/80% - udane!


Bez ostrzeżenia, bezgłośny promień uderzył z ciemności, omiatając obóz! Tam, gdzie natrafił na luźny przedmiot, zdawał się zatrzymywać na ułamek sekundy, zaś przedmiot znikał z cichym sykiem, całe szczęście najwyraźniej nie ruszał śpiących i tego, co mieli na sobie. Ssasquatch, któy akurat miał wartę otrząsnął się w miarę szybko i posłał strzałę na ślepo w źródło zagrożenia.

Ss'Sasquatch strzela z łuku 88/120% -20 (Strzał w chwilę tylko znaną pozycję) - zdany!
Obrażenia: 9+3=12 Rana! (Modyfikatory nieznane)

Jaszczur usłyszał ciche mlaśnięcie grotu wchodzącego w ciało, jednak bez krzyku czy ryku. Po chwili wszyscy zerwali się na nogi gotowi do walki z zagrożeniem... które znikło jak dym na wietrze. Nikt, nawet Ssasq, który miał wzrok wybitny i dodatku wartował nie zauważył w ciemności wroga, któy niespodziewanie zaatakował magią ich obóz. Do świtu nikt już nie spał. A gdy wstało słońce, przyszedł czas na oszacowanie strat.

Gregor utracił oba oszczepy i maczetę.
Sabir - łuk i całą amunicję
Sasq miał ważniejsze rzeczy przy sobie, ale jego torba po ataku zniknęła!
Najbardziej ucierpiał ekwipunek Kassiana, któremu niszczycielski promień obrócił w nicość hełm, kirys i tarczę
Doktor przejrzał ekwipunek i dorzucił do listy strat latarnię sztormową, oliwę, linę i siekierę.

Nie ulegało wątpliwości, że ten, kto zaatakował, chciał utrudnić bohaterom przeszukiwanie grobowca i uszczuplić ich potencjał bojowy. A to oznaczało przebiegłego i uzdolnionego przeciwnika...

Ekwipunek, który zabraliście z obozu


Doktor nalegał na zabranie:
1 Dłuto
1 Pęk sznurka, pięćdziesięciokrokowy
1 Lampa
1 tablica woskowa z rylcem
1 pudełko, akcesoria skryptorskie zawierające, w tym proszki inkaustowe.
1 pęk piór gęsich
1 kodeks o kartach czystych
50 kart papieru w tubusie skórzanym
1 Szkło powiększające
30 świec woskowych
1 Miotełka

Ponadto zabraliście:

Zapasy żywności (Na 6 osób)
XXXXXXX XXXXXXO OOOOOOO OOOOOOO

Maczeta,
Zwój liny manilowej, 11 kroków (trochę powiązany gdzieniegdzie)
1 Latarnia sztormowa
1 Baryłka oliwy pięć galonów mieszcząca
Gwoździe długie na palec x40
Młotek
Siekiera
Mikstury leczenia OOXX
5x koce
4x hamaki
5x moskitiery
30 zwojów lnianego, czystego płótna na opatrunki

 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 25-10-2014, 21:26   #140
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
S’Sassquath od czasu spotkania mrocznego rycerza ciągle był lekko roztrzęsiony. Wydawało się, że był to moment, w którym pomimo poprawnej odpowiedzi zwątpił w siebie i dalszą wyprawę. O co tak naprawdę chodziło, ciężko było się domyśleć. Brnął jednak dalej i wraz z resztą ucztował przy pieczonym ptactwie, a w nocy pilnował obozu. Nim nastąpił atak miał dużo czasu na przemyślenia. S’Sassquath przez swe trudności w mowie często był postrzegany jako ograniczony intelektualnie, lecz nauczyło go to cierpliwości i umiejętności słuchania. Podczas tych kilku dni, spędzonych z „ludźmi-teraz przyjaciółmi” poznał i rozpoznawał coraz więcej słów w ich języku. Nigdy jednak, z wyjątkiem kilku podstawowych wyrażeń, się z tym nie zdradzał. Wiedział, że nikt z wyprawy nie ma mu za złe tamto zniknięcie w jaskini. Zastanawiał się nad tym. Widział ich śpiących obok. Oczy zamknięte, raz po raz oświetlone płomieniem dogasającego ognia, a na warcie tylko On- Sethianin. Spojrzał na swój podróżny worek. Z nudów chciał sięgnąć do środka by sprawdzić zapas trutki, lecz ten nagle zniknął.

Jego strzała pomknęła prosto do celu. Czuł to swoim dzikim instynktem, lecz nie słyszał krzyku bólu. Wrzasnął by zbudzić resztę. Skrywając się szczelniej swym czarnym płaszczem pełen napięcia ruszył w ciemnościach ostrożnie w stronę napaści. Niczego nie zauważył, ni usłyszał. Sam nie byłby w stanie tak dobrze i szybko się skryć…

Jego worek rozpłynął się bezpowrotnie. Wprawdzie nie miał w nim wielu rzeczy, ale zniknęły wszystkie jego fiolki z trutką do strzałek, sznurek, specjalna maść i pitna woda. Znalezienie w grobowcu substancji nadającej się do zatruwania strzałek, było raczej mało prawdopodobne, więc jedyna dawka jaka mu została, to ta niewykorzystana, którą miał w dmuchawce przewieszonej na szyi. S’Sassquath był wyraźnie niezadowolony z tego powodu.

Gdy rozjaśniło się wystarczająco, poszedł w miejsce, gdzie jak był pewien wcześniej stał napastnik. Strzała powinna upuścić choć odrobinę krwi, gdzieś powinny pozostać ślady. Nie sposób pozbyć się ich, uciekając w obawie przed wykryciem. S’Sassquath dopuścił także myśl o ukrytych gdzieś tu przejściach. Nim wyruszyli w dalszą podróż dokładnie zbadał to miejsce.
 
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172