William Bethwead
Kiedy dotarł na posiłek ukłonił się królowi i zobaczył kogoś kogo wczoraj jeszcze nie było. Przypomniał sobie. To on musiał wczoraj przedstawiać się jakiemuś przygłuchemu starcowi. "Najm ad-Din Ayyub". O mało nie wypadł z balii jak ktoś krzyknął to imię. Podszedł bliżej nowego. Nie wydawało mu się. Co on ma na sobie? Jakąś maść? Pobrudzi sobie szaty na czarno. No nic zapytam później. - pomyślał William. Kulturalnie się przedstawił i potwierdził swoje domysły. Piąty członek drużyny.
- Mości Czarodzieju Merlinie. -powiedział po posiłku - Zwracam się z wielkim szacunkiem ku tobie, byś raczył nie ingerować w nasze osobiste sfery, a budzić trochę bardziej konwencjonalnie. Nie jest mi miłym Słyszeć głosy w mojej głowie. - dodał trochę nieśmiało - Przejdźmy zatem do naszej sprawy. Radbym usłyszeć więcej szczegółów dotyczących naszej wyprawy. |