Po swoim ostrym "dowcipie" Specter usłyszał, jak Marie aż wciąga powietrze, najwyraźniej zdumiona, na co pozwala sobie agent. Komandos jednak pozostał niewzruszony; palce jednak zatrzymały się, a różaniec zniknął w masywnych dłoniach.
- Na wieki wieków, amen. - odpowiedział poważnie. Głos miał zupełnie "ludzki", czysty i wyraźny, bez najmniejszego śladu elektronicznego akcentu. Albo bardzo dobry syntezator.... albo gdzieś pod tą masą metalu uchowały się jeszcze ludzkie struny głosowe.
- Wszystko jest w raporcie, sir - wytłumaczył spokojnie - Z chwilą przybycia sił policyjnych i rozpoczęcia operacji cel zaprzestał oporu, nie reagował jednak na wezwania do poddania się. Ze względu na ryzyko dalszych ofiar podjąłem decyzję o likwidacji zagrożenia z odległości, która dawała pewność natychmiastowej eliminacji. - przerwał na chwilę, po czym dokończył - Przy pełnej zgodzie dowódcy, sir. Snajperzy nie zdążyli jeszcze dotrzeć na pozycje, a tam umierali ludzie...