Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2014, 19:37   #29
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Shiba

Gniew


Niebieskoskóra ze swoją małą kompanią, kroczyła sterylnymi korytarzami. Jak dla niej było tu zbyt cicho i nudno. Nie było widać, żadnych śladów po ucieczce czy wyrżnięciu dawnych właścicieli. Pozamrażane meble i obrazy wyglądały z daleka tak samo, przez co każdy korytarz wydawał się kopia poprzedniego. Tylko różnie rozlokowane drzwi dawały jakie takie poczucie niechodzenia w kółko.
Krio był swoistym czujnikiem, wskazywał im drogę a im bardziej zbliżali się do wspomnianych przez niego krzyków, ty bardziej się trząsł. Pot płynął po jego policzkach, a oczy rozszerzyły się szeroko, jak gdyby chłopak był naprawdę śmiertelnie przerażony, zbliżającego się miecza. Widać jego niezwykły potencjał magiczny inaczej działał z tym miejsce.
Kiedy w końcu znaleźli odpowiednie drzwi młody mag musiał rozmrozić je z daleka, bowiem pod żadnym pozorem nie chciał się do nich zbliżyć. Magia płynęła z jego otwartej dłoni, a gdy tylko skończył, uciekł w kat w którym skulił się, kurczowo łapiąc kolana.
Emily przycupnęła przy nim, sprawdzając czy wszystko z nim dobrze i czy da radę wytrzymać, zaś Kaze skrzywił się wyraźnie. Cienisty zabójca w jakiś dziwny sposób lubił młodego śpiocha i bardzo nie lubił gdy działa mu się krzywda.
- Załatwmy to szybko. – mruknął cień, kopniakiem otwierając drzwi i wchodząc wraz z Shiba do olbrzymiej komnaty. Niegdyś musiała to być sala królewska, była bowiem olbrzymia, bogato zdobiona, zaś na jej końcu na podwyższeniu stały dwa trony. Teraz jednak była to olbrzymia lodowa rzeźba przedstawiająca ból, rozpacz i trwogę.


Komnata była pełna zamrożonych, pozbawionych życia, ciał. Zajmowały one niemal każdy kawałek ziemi, jak gdyby wszyscy którzy niegdyś zamieszkiwali zamek, zginęli w tym miejscu. Atak zimy musiał nastąpić krótko po ich śmierci, bowiem zwłoki były idealnie zachowane w lodowych blokach, tak jak by leżały tu dopiero kilka minut.
Niektóre z ciał przybite były do ścian długimi włóczniami oraz trójzębami. Oręż zamarzł wraz z nimi, przy ranach przyjmując lekko szkarłatną barwę. Dawni władcy dalej siedzieli na tronach, naszpikowani bełtami, strzałami, oraz spora ilością mieczy. Przypominali bardziej poduszki na igły, niż ludzi. Na ziemi leżały części ludzkich ciał, jak i cała zmasakrowane torsy. Niektórzy mieli podcięte gardła inni natomiast byli całkowicie zmasakrowani. Jednak wszystkich, których twarze były nienaruszone, łączył jeden szczegół. Ich twarze wygięte były w grymasie straszliwego gniewu. Na ustach niektórych zastygł głośny krzyk, ich oczy zdawały się dalej płonąć żądzą mordu.
Ilość ciał leżących w Sali kierowała się pewna zależnością. Przy drzwiach i ścianach było ich najmniej. Ilość rosła, wraz ze zmniejszeniem odległości do największej lodowej konstrukcji. Stanowił ja olbrzymi stos ciał, leżało tu pewnie parę setek ludzi którzy wyrżnęli się nawzajem. Na jego szczycie stał zaś jedyny ocalały, zwycięzca tej masowej rzezi. Zamarł z uniesionymi rękoma, z niemym krzykiem na ustach. Musiał być cały we krwi, bowiem lód który go pokrywał, był czerwony niczym rubin. Nad jego głową natomiast sterczał jedyny niezamrożony element. Olbrzymi kawał żelastwa.



Ciężko było go w ogóle nazwać mieczem. Był jeszcze większy jak szerszy od Despair Richtera. Ostrze mogło równie dobrze robić za pawęż jak i broń. Krew która pokrywała ostrze dawno zamarzła i odkruszyła się, dzięki czemu olbrzymia broń była czysta i majestatyczna.
Gdy tylko wzrok Shiby spotkał się z bronią przeszły ją ciarki, a jej zęby obnażyły się samoistnie. Poczuła silna ochotę przyłożenia Kazemu, w jej serce wkradło się uczucie złości, przeszywający niczym strzała gniew. Wyrzuciła to jednak z siebie, kątem oka dostrzegając, że Kaze musiał poczuć to samo, bowiem jego oczy na chwile zaszły mrokiem.
- Śmierdzi mi to jakaś paskudna klątwą… – mruknął cienisty zabójca, przysłaniając nos rękawem, jak gdyby cos tu cuchnęło.
Nim jednak Sakubica zdążyła odpowiedzieć, ktoś inny podjął się tego zadania.

- Shihihihihi, mylisz się cieniu, jakże się mylisz. To nie jest klątwa… to wspaniała kreacja! – piskliwy wesoły głosik, odezwał się z jednego z gładkich placów na podłodze. W gładkiej tafli lodu, pojawiła się biała maska o trzech oczach, a po chwili wynurzyła się z niego i reszta cielska Mirro.


Przebiegła kupa szmat w ogóle się nie zmieniła prze ostatni rok. Chociaż niebiesko skóra nie mogła tego wiedzieć, bowiem ta paskudę widziała po raz pierwszy. Płaszcz Mirro jak zawsze falował lekko, a oczy namalowane na jego masce błyskały miarowo.
- Shihihih, to jeden z siedmiu wielkich mieczy. Każdy wojownik marzyłby by móc położyć na nim swą rękę. Myślałem że ta sztuka zaginęła…shihihihih. –zachichotał Mirro, wyginając głowę w stronę ostrza. – Wrath… cóż za piękna broń… niemal czuje ciarki na plecach. Shihihihi. – dodał jeszcze, a oczy na jego masce błysnęły mocniej.


Surokaze Raim

Kryształowy kod


Podróż korytarzem nie trwała długo. Ten który przygotował skarbiec zapewne stwierdził, że jeżeli ktoś pokonał smoka, oraz magiczna zaporę to ma ważniejsze rzeczy do roboty, niż włóczenie się krętymi przejściami.
Elf wraz z lewitującym reliktem przeszłości trafili do pomieszczenia przypominającego naturalną jaskinię. Ze ścian i sufitu kryształy wystawiały swoje kolorowe zęby, jednak podłoga nie miała zamiaru nikogo kąsać. Po pomieszczeniu lewitowały kule światła, sprawiając, że wszystko zalewały setki kolorów. Wyglądało to naprawdę bajecznie, a promienie zdawały się wręcz przyjemnie grzać w twarz i plecy.
Po przeciwnej stronie do wejścia znajdowały się potężnie wyglądające kryształowe wrota, oraz duża misa z tego samego materiału. Drzwi były typem który zamykając się opadał ze sklepienia, zaś by je otworzyć należało je ponownie podnieść. W ich niemal nieprzerwanej strukturze, znajdowała się tylko jedna skaza. Siedem otworów ustawionych w rzędzie, mniej więcej na wysokości oczu elfa. Każdy w tym samym, sześciokątnym kształcie.
Misa obok drzwi pełna zaś była różnorakich barwnych minerałów.



Wszystkie z nich miały ten sam kształt I wielkość, oraz jak można było się spodziewać, idealnie pasowały do otworów w drzwiach. Jednak było ich zdecydowanie więcej niż siedem.
Nim jednak Surokaze zaczął myśleć i szukać wskazówek do tej zagadki, ta pojawiła się sama. Jedna ze świetlistych kul rozpadła się z cichym pyknięciem uwalniając…


… ludzką twarz. Pokazywała, co mogłoby stać się z człowiekiem, gdyby żył na tyle długo by każda część jego skóry, zmieniła się w głęboką zmarszczkę. Dolna szczęka uzbrojona jedynie w kilka zębów unosiła się swobodnie w powietrzu, a siwe brwi były tak bujne, że wychodziły po za obwód pomarszczonej facjaty.
Nie był to widok straszny… jednak w pewien sposób niepokojący. Tak jak moment gdy w nocy na ulicy gaśnie jedna latarnia, lub gdy siedząc samotnie w ciemnym pokoju czuje się czyjś wzrok. Twarz nie była groźna, agresywna czy przerażająca… i właśnie to było w niej najstraszniejsze. Pokazywała jak gdyby co może stać się z człowiekiem, który żyłby dłużej niż jego ciało powinno.
- Witaj gościu. – głos Boskiego posłańca, wwiercał nieprzyjemne poczucie lęku głębiej w mózg. Takiego głosu nie mógł mieć żaden śmiertelny. Brzmiał niczym zaprogramowany, jak głoski które ktoś wprowadził mu do gardła, nie znając pojęcia emocji. Dźwięk ten istniał… i tyle można było o nim powiedzieć. Nie miał w sobie całkowicie żadnej duszy, nic charakterystycznego, a właśnie to czyniło go najniezwyklejszym dźwiękiem jaki elf w swym życiu słyszał.
Nim Raim zdążył odpowiedzieć na powitanie, usta twarzy starca znowu się rozwarły, by zacząć recytować kolejne bezbarwne słowa.

W przedsionku skarbca stoi wasza para,
Zuchwałości odmierzana jest tu miara.
Za błędy wysoka czeka cena,
Dla wszystkich pragnących mego mienia.

By wrota podnieść szyfr poznać musisz,
Inaczej w swym wstydzie się udusisz.
Bestii pazury rozerwą twoje ciało,
Cierpień przez wieki nie będzie mało.

Szyfr jednak szanse zawsze Ci daje,
Kolorami, błędów wyznacza miarę.
Zielone światło dobry kamień oznacza,
Lecz jego miejsce godności szyfru uwłacza.

Białego światła powinieneś wyczekiwać.
Ono o poprawnych kamieniach chce śpiewać.
Czerwień to kolor nieznoszący pomyłek
Jego pojawienie zwiastuje życia schyłek.

Sercem szyfru jest dziecko ognia i wody,
Jedynak w czasie trwania tej przygody.
Słońce między niebiosami się znajduje
Rychłe otwarcie wrót nam zwiastuje.

Dwóch krwawych braci jedynaka nie znosi,
Mur przed jego twarzą hardo wnosi.
Ci bliźniacy od początku zerkają,
Do jakiej drogi cie postępy pchają.

Zapora przez nich dawno wzniesiona,
Wytrzyma cios każdego potwora.
Piasek z pustyni na nią się składa,
Matka jedynaka ziarenka schładza.

Teraz wszystkie informacje już posiadasz,
Swoją głowę pod ostrze świadomie wkładasz.
Skarbów przedwiecznych twe serce pragnęło,
Czy więc do głowy trochę wiedzy skapnęło?
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 08-10-2014 o 19:46.
Ajas jest offline