Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2014, 22:59   #126
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Sophie przeklęła i wysiadła z samochodu zobaczyć co go blokuje. Miejsce w którym “musiały się zatrzymać” przypominało nowojorskie dzielnice biedoty które przeszło przez chorą wyobraźnię Tima Burtona. Budynki były czarnymi molochami rozdzierającymi dachami szare niebo. Żeliwne drabinki były poskręcanymi dziełami surrealisty, a grafitti zdobiące ściany pełne czerwieni i czerni przypominały hipnotyzujące spirale. Brud i odpadki były wszędzie i układały się w niepokojące wzoru. Kałuże… przypominały sadzawki gęstej krwi. I w takich właśnie kałużach ugrząznęły koła pojazdu. Choć “ugrząznęły” było tu uproszczeniem. Sadzawki krwawej cieczy więziły koła wozu oplatając je mackami.
I co odkryłaś? Co się stało?- zapytała Chaterie.
- Nic ładnego… - odparła ponuro Sophie. - Ugrzęzłyśmy i jesteśmy… przytrzymywane. Nie pojedziemy dalej.
I tak nie wiemy dokąd jechać.- stwierdziła pocieszająco Susan, ale nie tylko jej usta się otwarły.
Kreeeew… kreeeew…. kreeeew…- rozglegał się szept dookoła nich. Kałuże zaczęły się wybrzuszać. Szczeliny w ich w powierzchni zmieniały się w usta.
- Susan, wysiadaj! - krzyknęła Sophie i rozejrzała się panicznie po okolicy szukając miejsca bez tych kałuż, gotowa do biegu. - Biegnij za mną!
Chaterie jednak pozostała w samochodzie sparaliżowana strachem, a kałuże wybrzuszały się, zyskując oprócz ust, także i oczy… co bynajmniej nie czyniło z tych

kałuż krwawej brei istot podobnych do humanoidów. Zyskiwały też długie macki zawodząc wciąż zębatymi paszczami.
Kreeeww… krrwiii... dla krwawej królowej.
I powoli wynurzały się ze swych kryjówek, z wyjątkiem tych trzymających koła.
- Cholera, SUSAN! - Sophie szarpnięciem otworzyła drzwi samochodu od strony kobiety i silnie pociągnęła za sobą. - Rusz się! Za mną!
Tymczasem stwory zaczęły wyłazić ze swych kałuż i ruszać powoli za Susan i Sophie, ciągle zawodząc to samo i próbując okrążyć obie kobiety. Szczególną uwagę ich przyciągała Susan, zapewnie z powodu ran jakie odniosła. Problemem też była kwestia, gdzie uciekać.. gdzie się schronić przed tymi glutami?
Sophie czuła, jak jej serce wygrywa paniczną nutę. Jak się z tego wydostać... żywym? Wbiegła pomiędzy uliczki mając nadzieję, że tam nie będzie tych.... kałuż.
Te jednak dążyły za nimi, a z bocznych uliczek dochodziły kolejne zawodzenia.
Kreeeww… krrwiii... dla krwawej królowej.
Susan spróbowała otworzyć drzwi, najbliższego budynku, ale te były zamknięte, a próby wyważenia ich nie powiodły się. Obie wpadły w czyjąś pułapkę.
Sophie zaczęła rozglądać się za drabinką awaryjną prowadzącą w górę, na schody awaryjne.
Te jednak były zakręcone pod fantazyjnymi kształtami i przede wszystkim poza zasięgiem obu kobiet.
Fotografka rzuciła się pędem przed siebie , w stronę głównej ulicy mając zamiar znaleźć jakikolwiek otwarty budynek, może straży pożarnej czy sklepu z zaopatrzeniem turystycznym.
Nie było jednak straży pożarnej, za to był pasaż handlowy z pasmanterią, perfumami i ciuchami. Marzenie każdej dziewczyny. Oczywiście wszystkie były pozamykane, ale każdy sklep szczycił się szklaną witryną, a niektóre szklanymi drzwiami.
Nie było straży, nie było nic przydatnego. Za to były kolejne pełzające krwawe gluty wołające ciągle to samo. A obie kobiety zostały osaczone przez nie z obu stron.
Sophie postarała się rozbić kolbą pistoletu szybę jednego z takich sklepów lub rozbić ją strzałem z broni. Miała zamiar wparować do środka wraz z Susan i rozejrzeć się za gaśnicą, dla bezpieczeństwa będącą w każdym sklepie… i sprawdzić czy nie ma stamtąd innego wyjścia.
Kula z pistoletu rozwaliła szybę sklepu. Wyraźny brzęk tłuczonego szkła nie był tak straszny, jak jęk potworów wołających o krew. Obie kobiety wpadły na wystawę przewracając manekiny i przechodząc przez nią wdarły się do środka. Sophie zauważyła gaśnicę, a Susan ruszyła biegiem w kierunku schodów prowadzących na piętro sklepu.
Fotografka złapała gaśnicę i ruszyła za Sophie, aby stanąć na szczycie schodów i odczekać, aż “kałuże” będą w zasięgu, żeby oblać je zawartością butli.
Stwory były dość powolne. Susan zdążyła już rozejrzeć się na piętrze, gdy pierwsze z nich dotarły do schodów po wdarciu się do sklepu, powoli i nieustępliwie pnąc się do góry.
I wtedy Sophie użyła pianowej gaśnicy. Strumień piany zepchnął je ze schodów… Zawartość gaśnicy niewątpliwie je zabijała. Problem w tym że dość szybko się wyczerpywała. A po pierwszych zabitych stworach, nadchodziły kolejne i kolejne.
- Susan, co tu jest? Widzisz kolejną gaśnicę? - Sophie zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu wyjścia.
-Mam jedną… -rzekła Susan podając Sophie gaśnicę i dodała.- Gorzej z wyjściem. Nie ma zbyt wielkiego wyboru… musimy przejść z parapetu jednego okna, na parapet okna budynku obok tego.
- Faktycznie to mały wybór. - Sophie spojrzała w stronę okna. - Ale jedyny, jeżeli nie chcemy zostać pożarte żywcem.
Problem stanowiły okna.. wąskie parapety, duże szyby… Niby łatwo było przejść do drugiego budynku, ledwie pół metra. Ale okna w sąsiednim budynku były zamknięte. I to stanowiło największy problem… poza oczywistym upadkiem na bruk.
Sophie wycelowała z pistoletu w jedno z okien z wystrzeliła, aby stłuc szybę. Spojrzała na Susan.
- Musimy iść. - dodała upychając gaśnicę do plecaka na tyle, na ile było to możliwe.
Pierwsze dwa strzały pozwoliły stwierdzić, że to w zasadzie jest ciężko wykonać. Kule wystrzeliwane pod małym kątem po prostu rykoszetowały od szyby. Dopiero za bodajże ostatnim strzałem, udało się.
-Ty pierwsza.- stwierdziła Susan.
Sophie wzięła głęboki oddech i wyszła przez okno. Szła powoli po parapetach, mierząc każdy krok, przytuliła do ściany.
Krok za krokiem, a potem ostrożna próba dosięgnięcia kolejnego… strzały!
Zawahała się, niemal straciła równowagę. Chaterie zaczęła strzelać, krwawe potworki były coraz bliżej.
-Pospiesz się.- krzyczała Susan.
Sophie zacisnęła zęby i wzmogła swoje starania oraz prędkość tych działań. Jeszcze tylko kawałek…
I udało się Sophie przeszedła na drugi parapet. Susan była następna, Susan była zwinniejsza. Susan z gracją wskoczyła na parapet i próbowała przejść. Susan… oberwała macką po kostce.
Zakrzyknęła z bólu, straciła równowagę. Poleciała w dług… upadek wydawał się ciągnąć w nieskończoność, zanim rozstrzaskała się o ziemię. Susan Chaterie… zginęła.
Sophie zacisnęła zęby, ale pozwoliła, aby nieme łzy popłynęły jej po policzkach. Susan… Jedyna przyjazna jej dusza, dobra Susan…. nie żyła. Jak długo Sophie jeszcze miała żyć? Rozejrzała się gorączkowo, starając, aby stres stłumił emocje, jakie ją szargały. Rozglądała się za wyjściem…
Znalazła się sklepie pasmanterią, niemal lustrzanym odbiciem poprzedniego budynku. Tylko nieco zmienił się asortyment. A co najważniejsze purpurowe gluty były w sklepie obok. Sophie poszukiwała jakiegoś wyjścia stąd, zejścia na dół, byle dalej od tych stworów, byle dalej od tego miejsca…
Zejście na dół nie było trudne, dojście do drzwi i otwarcie ich.. też. Przez chwilę zdobyła przewagę nad ścigającymi ją stworami. Ale za jaką cenę. Miała jednak szansę się oddalić, zanim zaczną ją ścigać, tylko co potem? Dokąd się udać? Wędrowanie bez celu i planu mogło ją przybliżyć bardziej do śmierci niż ocalenia.Kluczem zdawały się być elementy Silver Ring i tego też miała zamiar poszukiwać. Może to jakieś centrum handlowe, rezydencja, szpital czy szkoła? A może zwykła tablica coś upamiętniająca? Nie miała pomysłu… Przydałoby się też rozejrzeć za mapą tego miejsca, może ona mogła coś jej podpowiedzieć...
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest teraz online