Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2014, 01:52   #91
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ I :Szaleństwo kapłanów

Zawiść

(Wprowadzenie I - powtórzenie)

Wschodzące słońce łaskawie użyczało Faerunowi swego światła, które leniwie wylewało się na Krainy obmywając ich powierzchnię, napełniając sobą domostwa niechronione ciężkimi zasłonami. Jak co dzień ogłaszało się władcą nieba odbierając koronę Selune, której panowanie dopiero od niedawna zaczęło wzrastać, gdy czas dominacji słońca dotarł do apogeum, i dziecię bogini poczęło wyrywać skradzione chwile z jego ognistych objęć.

Światło umiłowanego Lathandera nieśmiało muskało mury wschodniej strony twierdzy i wlewało wciąż delikatną poświatę w jej domenę. Przy jednym z najwyżej położonych okien stał mężczyzna o ledwo kilku pasmach, siwiejących, brązowych włosów, ułożonych schludnie lecz bez nadmiernej pedanterii, a oświetlony był bladym blaskiem wschodzącego słońca. Opierał się o futrynę okna ważąc w dłoni srebrny wisior, przesuwając palcami po krawędziach wypukłego symbolu bóstwa, któremu poprzysiągł oddanie duszy i posłuszeństwo woli. W srebrze odbijały się promienie porannego słońca zdającego przeglądać się w tej gładkiej, prawie lustrzanej powierzchni. Wysoki mężczyzna spojrzał przez okno w dół, w stronę gruntu i skał rysujących się kilkanaście metrów niżej. Zacisnął dłoń w pięść oplatając palcami święty znak i wystawił rękę za okno. Beznamiętnie rozluźnił palce pozwalając, srebrnemu wisiorowi wysmyknąć się z uścisku i zawisnąć nad odmętami wysokości jedynie na cienkim łańcuszku, który jakby w desperacji owinął się wokół dłoni mężczyzny. To było takie proste, odrzucić wszystko, okazać swoje myśli i przejść do ofensywy. Takie proste, jednak zarazem ciągnące za sobą poważne implikacje takiej decyzji.

Łańcuszek zaczął ześlizgiwać się z palców mężczyzny, kiedy ten przechylił dłoń w dół obserwując powolne zsuwanie się insygnium w stronę widniejącego u dołu podłoża.
Mężczyzna rozważał.
Nie - zganił się w myślach chwytając w ostatniej chwili łańcuszek i wycofując do środka dłoń z wisiorem - nawet jeżeli to tylko symbol apostazji... jeszcze nie czas.

Niegdyś trawiące duszę uwielbienie boskiej istoty i tego, co sobą reprezentowała przeistoczyło się w coś, jak powiedziałoby wielu, bardziej przyziemnego. On jednak nie dbał o słowa innych, a i gardził nimi, kiedy na szali leżało to, czego nic nie zdoła przeważyć.

Nawet życia innych, wrogów jak i przyjaciół; tych, którzy mu ufają oraz tych, których opętała podejrzliwość. Nawet własne życie, które w razie wygranej i tak zostanie bezpowrotnie stracone… ale nagroda będzie tego warta.

Gwałtownie odwrócił się od okna.

Odnajdzie nieśmiertelny byt wobec którego składał śluby, a wtedy... wtedy nic go już nie powstrzyma.

Tylko jak oszukać boga?






Szaleństwo kapłanów
ROZDZIAŁ I


Theodor Greycliff, Gaspar Wyrmspike



Życie było teatrem.

[media]http://www.b92.net/news/pics/2008/11/1546847536492fca10d021f998216408_orig.jpg[/media]

Nawet jeżeli zgromadzeni na tej sali sobie tego nie uświadamiali, to ich codzienne walki o pozycję, władzę i potęgę mogły przypominać perypetie postaci odgrywanych przez aktorów na scenie… chociaż może nie zawsze tych, z komedii. O losach tej zbieraniny ze Skullportu możnaby napisać wiele sztuk bazujących na motywie bezwzgledności, żądzy władzy i ślepego dążenia po trupach do celu.
Teraz jednak zgromadzili się w innym celu, aby poprzez śmiech odnaleźć trochę ukojenia od tej okrutnej walki, której byli uczestnikami.

Theodor zobaczyl kątem oka, że jego niedawny rozmówcca podchodzi do Białego Kruka i coś do niego szepcze. Kruk wysłuchał, co miał mu do przekazania mężczyzna po czym wrócił uwagą do swojego trunu jedynie skinąwszy głową Cormendesowi.

Gaspar z ulgą zobaczył, że na czas przedstawienia najwyraźniej Amelia i Dulcimea przeszły w stan zawieszenia broni. To, co będzie później… przekonają się. Teraz najważniejsze było, aby wystawili przedstawienie zgodnie z warunkami umowy. Nic prostszego…

Kurtyna w końcu poszła w gorę...
Na początku poznali Shyrlacka, kupca czczącego Bane’a, trudniącego się dawaniem wysokoprocentowych kredytow oraz jego konkurenta Antonio, wyznawcę Pani Monet, który pożycza pieniądze bez oprocentowania. Później pojawił się najlepszy przyjaciel Antonio potrzebujący dużej sumy, aby zdobyć niejaką Porticję, do której zapałał uczuciem. Antonino nie posiadał takiej sumy, jako że niedawno zainwestował, jednak pragnie pomóc przyjacielowi. Pożycza trzy tysiące sztuk złota od Shyrlacka. Ten zgadza się na pożyczkę nieoprocentowaną, ale pod warunkiem. Jeżeli Antonio nie odda całości na czas, Shyrlack będzie miał prawo do funta jego ciała…
A to dopiero był początek.

* * *

Mijał czas, sztuka toczyła się gładko, a publiczność mimo obaw w większości dość dobrze się bawiła, chociaż nie wyrażali swojego zadowolenia bardzo żywiołowo. Oczywiście byli też tacy, którzy niewielką uwagę przydzielali do samego przedstawienia, a raczej woleli oglądać reakcje innych, zapewne swoich rywali, i knuć przeciwko nim.
Sztuka miała się już powoli ku końcowi, gdy zdarzyło się coś, czego nikt nie mógł przewidzieć.

Gaspar i Theodor poczuli nagle, jak ich zmysły, jak każdą cząstkę jestestwa ich obu, przeszywa całkowicie nieznana im siła… której jednak z niewyjaśnionego powodu się nie bali. Przez ten ułamek sekundy zdawało im się, że świat zyskał nowe, nieznane barwy.
Szybko zorientowali się, że wszyscy obecni, goście czy aktorzy, obsługa czy zarządcy, zupełnie wszyscy musieli poczuć coś podobnego. Rozglądali się na boki w całkowitym szoku. Dener starał się opanować sytuację i wysłał ludzi, aby upewnili się, że jest bezpiecznie, a kiedy ci wrócili i zdali raport odezwał się do zgromadzonych:
- Wszystko jest w porządku, to był tylko wybryk magów!
Ale i on nie mógł zaprzeczyć, że aura, choć o wiele słabsza, wciąż krążyła wokół nich… tyle, że to była siła… ochraniająca?
Jednak nie wszystkim się to spodobało. Theodor i Gaspar, jak i kilku innych, zobaczyło, że ciemnowłosy mężczyzna w długim, czarnym płaszczu był bardziej niespokojny niż reszta. Spojrzał na swoje ręce w osłupieniu, po czym wyjął zza koszuli kapłański symbol boga Maski. Jeszcze przez chwilę przypatrywał się symbolowi wiary, po czym gwałtowanie wstał i szybkim krokiem, powstrzymując się od biegu, opuścił Azyl Królów.

Nawet aktorzy musieli przez chwilę dość ze sobą do ładu, ale udało się im to sprawnie i kontynuowali sztukę. Publika była poruszona, ale powrót do normalności i zapewnienia Denera sprawiły, że trochę się uspokoili.
Wszyscy dotrwali bez większych problemow do końca przedstawienia.

* * *

Vestellen jako pierwszy dopadł na zapleczu sceny Gaspara.
- Co to było? - pół-elf wyglądał na poruszonego. - Skąd…
- Też to czułeś? - zapytała Gortha.

- Możesz do niego podejść. - oznajmił Theodorowi Cormendes, gdy podszedł do niego po skończonym przedstawieniu. - [i]Już przedstawiłem twoją osobę, a teraz jeżeli wybaczysz… - zaczął, najwyraźniej chcąc już odejść.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 02-07-2015 o 17:52.
Zell jest teraz online