Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2014, 08:44   #9
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Na wszelki wypadek wylądował jeszcze przed murami strażnicy, przeczuwając że próba wylądowania wewnątrz przy silnym wietrze może się źle skończyć. Poza tym nie miał pewności czy fort jest pusty; lepiej było sprawdzić. Wciągnął powietrze w nozdrza i stanął na tylnych łapach, rozglądając się w poszukiwaniu światła i zapachu. Było jednak pusto.

Przyciskając czarodzieja jedną łapą do masywnego torsu ruszył by wspiąć się na mur. Jednak gdy tylko dotknął kamieni potężne wyładowanie magii odrzuciło go od muru, mocno przypalając pazury. Alabaster krzyknął boleśnie i półprzytomny obwisł w smoczym uścisku. Gad ryknął z furią, nieledwie krusząc maga w łapie. Odskoczył, spodziewając się kolejnego wyładowania magii albo i salwy pocisków. Kuśtykając i zasłaniając “znajdka” własnym ciałem czym prędzej zwiększał dystans od murów. Wbijał spojrzenie to w horyzont w poszukiwaniu jakiegoś schronienia, to w linię blanków, wyglądając głów, broni i płomieni. Nic takiego nie dojrzał; fort wydawał się tak samo wymarły jak wcześniej.

Kępa drzew na razie musiała wystarczyć - Ehtahir ostrożnie złożył Alabastra na zimnej ściółce, potrząsnął nim lekko. Zerknął na oparzoną łapę.
- Żyjesz? - zapytał, ogniskując spojrzenie na twarzy człowieka. - Powiedz coś!
Mag wybełkotał coś niewyraźnie. Było najwyraźniej oszołomiony, niektóre z ran zadanych mu przez drowy otwarły się i krwawiły. Smok nie potrafił stwierdzić czy niespodziewany atak ze strony fortu nie spowodował u człowieka jakichś wewnętrznych obrażeń.
- Nie możesz zemdleć! - Ehtahir potrząsnął nim znowu, a głowa maga kiwnęła się bezwładnie w przód i w tył jak szmacianej kukiełce. - Zaciśnij opatrunki! - wskazał linie ciemnej, gorącej cieczy sączącej się spod pasków płótna. - Zaraz wrócę! - dodał i pognał w stronę fortu, rozwijając skrzydła i wybijając się w powietrze.

Nabrał wysokości i obleciał strażnicę po okręgu, wbijając spojrzenie w jej wnętrze. Pusto, ani śladu żywej duszy. Ktoś się chował pod osłoną niewidzialności czy co? Smok zaprzągł do użytku nawet węch, ale nadal nie dawało to efektu.
- Jest tam kto?! - ryknął wreszcie. - Nie chcę was zaatakować! Mam rannego człowieka który potrzebuje pomocy!

Odpowiedziała mu cisza. Stropiony gad wylądował przed bramą i po krótkiej chwili wahania wyciągnął łapę do kamiennego muru, tak jak poprzednio. Coś zatrzeszczało i Ehtahir skulił się odruchowo, ale w niczym nie przypominało to potężnego wyładowania sprzed minuty. Położył na kamieniu drugą łapę i powoli wspiął się na blanki. Nikogo.

Jeszcze przez chwilę zastanawiał się co począć, ale tu nie główkować była pora, tylko działać. Wystartował i poszybował ku kępie w której skryty był Alabaster, by sprawdzić co z nim i zabrać go gdzie indziej. Tylko dokąd? W połowie drogi sklął własną głupotę i zawrócił. Znowu wylądował przed murami, dotknął ich i znowu wdrapał się do wnętrza. Pognał do stajni w poszukiwaniu derek i wszystkiego co dał radę dosięgnąć, a co mogło się przydać. Potem, z tłumokiem w paszczy, znowu ruszył do maga.

Poza własną jaskinią i siedzibami elfów które miały się znajdować w puszczy żadne inne miejsce nie przychodziło mu do głowy, gdzie człowiek mógłby szukać pomocy albo chociaż odpocząć bezpiecznie. Ale nie wyglądało na to by Alabaster miał wielkie szanse przeżyć kolejny lot w nieznane.

- Mam koce i derki, może to co jest w worku też ci się przyda - gadał, byle tylko człowiek zachował przytomność na tyle długo by opatrzyć rany. Głowił się ciągle nad magicznym atakiem. Powinien wracać do Golluma, a tu… Zimnym spojrzeniem mierzył mężczyznę i ważył wszystko. Wreszcie się zdecydował.
- Zostaniemy tutaj, zimno, ale jak cię ogrzeję to pod kocami prześpisz się i może choć trochę sił odzyskasz - powiedział miękko i ułożył się obok “znajdka”.


Obudził się późnym rankiem, cały pokryty rosą. Nawet przez łuski czuł, że śpiący pod jego skrzydłem człowiek jest gorący jak piec. Raz po raz wstrząsały nim dreszcze, a rany wydzielały charakterystyczny odór rozkładającej się krwi i tkanek.

Bogowie, jak zimno!

Ehtahira przeszedł dreszcz, kolejny w czasie ostatnich godzin, tylko tym razem był tego boleśnie świadom. Co by nie mówić, ta daleka północ na pewno nie była miejscem gdzie miedziane smoki czułyby się komfortowo. Popatrzył na Alabastra i wciągnął w nozdrza smród rozkładu. Potrząsnął łbem. Potem powstał, przeciągnął się i otrzepał z wilgoci, uważając by nie poruszyć rannego. Poparzona łapa i zmasakrowany grzbiet zasklepiły się, smok potrzebował jeszcze wylizać je, oczyścić i usunąć zmartwiałą tkankę by łuski mogły odrosnąć, ale to mogło poczekać. A co miał począć z rannym?

Sięgnął do wywleczonego ze stajni worka, na tyle ostrożnie na ile zdołał otworzył go i zajrzał do środka. Bukłak!
Przy odrobinie szczęścia uda się go napełnić wodą, przyda mu się - zerknął na Alabastra i z małym przedmiotem w łapie wzniósł się by sprawdzić okolicę i znaleźć jakiś strumień.

Jeśli woda orzeźwi “znajdka” może ten zdoła przywołać chowańca i odzyskać swój dobytek?

Zatoczył krąg wokół kępy drzew raz i drugi, potem wzbił się wyżej, sprawdził czy w forcie widać jakieś zmiany i rozejrzał za wodą. Tak blisko gór nie było problemem znaleźć potok, gorszym zadaniem było … usunąć zamknięcie z malutkiego dla smoka bukłaczka. Gdy Ehtahir wrócił do kępy drzew, w pojemniku bulgotała jedynie drobna cząstka płynu. Na to jednak nie było rady.
- Napij się - potrząsnął ramieniem maga, po upewnieniu się że ten nie wyzionął jeszcze ducha. - Ocknij się, napij i wołaj swojego chowańca, Alabastrze!

Czarodziej nawet nie drgnął, nie dał żadnego znaku, że jest przytomny i cokolwiek do niego dociera; Ehtahir słyszał tylko jego przyśpieszony gorączką oddech. Po chwili jednak poruszył się, a smok odetchnął z ulgą. Szybko jednak zorientował się, że to nie człowiek się rusza a coś pod nim. Błyskawicznie pociągnął rannego w swoją stronę nie siląc się na delikatność - kto wiedział co mogło wyleźć tutaj spod ziemi? Ziemia wybrzuszała się coraz bardziej na podobieństwo sporego kretowiska, po czym nagle wyprysnęła do góry ukazując zaalarmowanemu gadowi na oko trzydziestocentymetrowe stworzenie.


[media]http://paizo.com/image/content/Blog/PZO1001-EarthElementals.jpg[/media]

Stworek zaszwargotał coś głosem podobnym do turkotu kamieni, po czym powłócząc nogami ruszył w stronę maga i smoka.

A co to za diabelstwo? - stropiony Poszukujący podejrzliwie przyjrzał się niespodziewanemu gościowi i rozejrzał wokół w poszukiwaniu następnych. Machnął na próbę ogonem, w jakiś odległy sposób przypominając ogra od niechcenia badającego twardość swej maczugi. Już miał przybysza palnąć tym albo owym, ale zawahał się i łypnął na czarodzieja. Z uniesioną do ciosu łapą czekał, obserwując o co też kamiennemu stworkowi chodzi. Stworek spojrzał na smoczą łapę, na leżącego poniżej niej czarodzieja, po czym szwargocząc rzucił się do przodu i wskoczył Alabastrowi na klatkę piersiową.

Ehtahir nie czekał dłużej; może stworek miał dobre zamiary, może zapałał nagłą miłością do nieprzytomnego maga, ale równie dobrze mógł mieć chęć przegryźć mu gardło, a o tym jak ciężar - było nie było - kamienia tej wielkości mógł podziałać na żebra umierającego, wolał nawet nie myśleć. Zerwał istotkę i odrzucił ją na kilkanaście kroków, rycząc na nią wściekle i zagradzając jej drogę do Alabastra. Żywiołaczek zahurgotał rozpaczliwie, po czym zagrzebał się w ziemi. Smok przysiadł i czekał czujnie. Po dłuższej chwili wydało mu się, że wyczuł jakiś ruch, a gdy się odwrócił ciało maga było już do połowy zapadnięte w ziemi. Poderwał się z miejsca i doskoczył do zapadliska wyciągając łapę, ale tu się zawahał, bowiem zbyt łatwo mógł źle chwycić i skruszyć czy przeszyć maga pazurami. Ryknął by przestraszyć - zapewne - kamiennego stworka i zagłębił pazury obok ciała, by ostrożnie je wykopać. Jakoś udało mu się wyciągnąć czarodzieja z dziury zahaczając pazurami o okrycie i ubranie; żywiołak pozostał w niej szwargocząc po swojemu, ale smok zauważył pozytywny skutek tych wszystkich manipulacji - Alabaster otworzył oczy, choć wzrok miał niezbyt przytomny, a powieki raz po raz opadały mu sennie.
- Obudź się, magiku! - odezwał się Ehtahir, szturchając go i podejrzliwie łypiąc na stworka. - Jakiś kawałek ożywionej skały próbuje cię porwać - to twój chowaniec czy może jakiś wysłannik drowów?
Człowiek zamamrotał coś niewyraźnie, ale Poszukujący wyłapał coś w rodzaju “sługa” i “leki”. Słysząc głos Alabastra żywiołak nieśmiało wystawił łeb z dziury. Smok popatrzył na stworka, na maga, jeszcze raz na stworka i odsunął się od obu, uważnie obserwując poczynania domniemanego sługi. Ten ostrożnie przysunął się do Alabastra i pociągnął maga. Szło mu z tym niesporo. Ehtahir przyglądał się temu, ale przynajmniej na razie żywiołak nie okazywał morderczych zamiarów. Tylko ile, na demony, można się tak gapić??

Smok podszedł do Alabastra i podniósł go, przycisnął do siebie i spojrzał z bliska na stworka który na powrót pracowicie zakopywał się w ziemi.
- Prowadź - odezwał się w smoczej mowie, starając się jak najwyraźniej artykułować słowa. - Prowadź tam gdzie chcesz go zabrać! - powtórzył we wspólnym.


Chowaniec zrozumiał. Ruszył, zostawiając za sobą wybrzuszone skiby niczym przerośnięty kret. Kluczył omijając głazy i podmurówki, lecz uparcie kierował się na południowy zachód, w stronę tamtejszej granicy Levelionu. Rył i rył... Po kwadransie smok stracił cierpliwość. Jeśli Alabaster przyjechał gdzieś z południa, z tamtego lasu, w takim tempie do celu dotrą jutro rano, albo i później! Gdy żywiołak po raz kolejny wyłonił się z ziemi sprawdzając, czy smok za nim leci ten wygarnął go wolną łapą i warknął.
- Pokazuj łapą dokąd iść. Po-ka-zuj! - obrócił chowańca w prawo i w lewo, robiąc kilka kroków. Istota zrozumiała i dalsza podróż poszła o wiele szybciej i sporo przed południem dotarli do ruin czegoś, co mogło być wielkim dworzyszczem... a może jakąś biblioteką czy świątynią? Ehtahir nie potrafił określić.


[media]http://th00.deviantart.net/fs70/PRE/i/2013/031/2/d/temple_ruins_by_jonasdero-d5ej8nc.jpg[/media]

Wylądował na placu pomiędzy ruinami, a zadowolony stworek zniknął w jakimś budynku, by po irytująco długim czasie zjawić się wlokąc torbę niemal tak dużą jak on sam. Woreczek czuć było krwią i świeżą padliną; zapachy, które smok wyczuł gdzieś na skraju świadomości przy lądowaniu. Teraz pozostało tylko obudzić czarodzieja, by wygrzebał z torby co trzeba i stał się wreszcie dla smoka czymś więcej niż bardzo nieporęcznym, kruchym balastem.
 
Sayane jest offline