Przyjemnie było mknąć międzystanową wsłuchując się w potężny pomruk ośmiocylindrowego silnika i obserwując monotonny, ale jakże urokliwy pustynny krajobraz. Michael ustawił tempomat na sto mil na godzinę i cieszył się jazdą. Zwykłe połykanie asfaltu sportowym Chevroletem bardzo radowało awanturniczą część jego osobowości. Od lat nie był już na żadnej wyprawie w nieznane, więc był dobry czas, aby nadrobić zaległości w szwendaniu się po kraju. Do Silver Ring było jakieś dziesięć tysięcy kilometrów… może tydzień jazdy przez cały kraj. Zasobność konta bankowego pozwalała iluzjoniście zatrzymać się w każdym większym mieście i skorzystać z samolotu, ale postanowił zdecydować się na ten krok tylko wtedy, gdy już ostatecznie dojdzie do głosu miastowa i wygodnicka część jego natury.
Samochód sprawował się bez zarzutu, dopóki temperatura nie przekroczyła wszelkich dopuszczalnych norm. Ma pustyni było gorzej niż w piecu i wszystkie zalety silnika V8 topniały – dosłownie i w przenośni – gdy Michael dostał się w strefę, gdzie pojazd przeszedł nieprzewidziane konstrukcyjnie próby termoizolacyjne. Po kilku godzinach wskaźnik temperatury błysnął czerwienią i Montblanc, może niechętnie, ale musiał zwolnić aby uniknąć przegrzania silnika. Jak się okazało wariujące stopnie Fahrenheita nie były jego jedynym utrapieniem. Miał pecha spotkać gang motocyklistów, którzy skorzystali z dobrodziejstwa jedynej w promieniu kilkudziesięciu a może nawet kilkuset mil stacji benzynowej. Iluzjonista zatrzymał się nieopodal, wysiadł z samochodu i jedynie odwracając się, bezceremonialnie oddał mocz na rozgrzany pustynny żwir. Następnie zapakował się do Chevroleta podjechał bliżej budynku i wciąż zachowując pewien dystans do odzianych w skórzane kurtki brodaczy, zaczął czekać na swoją kolej do dystrybutora.