Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2014, 22:13   #473
PanDwarf
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Krasnolud zdezorientowany swoim położeniem i brakiem w pamięci pewnych kawałków układanki która miała mu wyjawić co tu się do kurwy nędzy wyprawia próbował się uwolnić. W jednej chwili instynkt samozachowawczy, a po części dziwne przeczucie zaczęło bić na alarm w jego głowie. Ciało w mrugnięciu oka obróciło się w posąg z kamienia. Nie śmiał drgnąć wiedział że ten ów zmysł nigdy go nie zawiódł i ufał mu bezgranicznie.

Uszy zaczęły pracować na tyle mocno i czujnie iż obawiał się że jeszcze chwila, a zrobią mu się szpiczaste i długie jak u parchatych wielbicieli drzew. Wyłapane takie samo ciche chlupnięcie jak pierwsze nie mogło być wynikiem przypadku, wiedział o tym. Następnie chlupiące kroki, które już były wyraźne. Kyan stwierdził iż ktoś albo przestał się przejmować ukryciem swojej obecności albo nie wziął pod uwagę iż człapiąc mokry wydaje specyficzny odgłos który się niesie.

Powoli i cicho zadarł głowę w górę, a oczy przebijały wszechotaczający wszystko mrok, poczuł krople wody kapiące i spływające po twarzy. Jego węch nie potrafił ocenić co to takiego, nie czuł praktycznie nic. Cokolwiek to było umiało się maskować, ponieważ każda żywa istota niesie ze sobą mniej lub bardziej intensywną i charakterystyczną woń.
Następnie ujrzał futrzasty cień… słyszał jak ktoś węszy…

Wiedział z czym już ma do czynienia…

„Skaveni… może to ci sami co zaatakowali ich w tunelach, wytropili ich i poczekali na dogodną sytuację” – przemknęło mu przez myśl niczym piorun przecinający niebo

Musiał jakoś zaalarmować swoich towarzyszy knebel nie ułatwiał zadania, jednak dzięki opaczności bogów był zrobiony z liny co dawało pewne szanse, wiedział jednak że gdy zdradzi swoje położenie zostanie z niego befsztyk. Gdyby milczał może przeciwnik by ominął jego pozycję ewentualnie zostawiły w spokoju widzący iż jest związany i zostawił go na koniec.

Jednak to byłaby plama na jego honorze, okryłby się hańbą mając możliwość, a mimo to nie ostrzec towarzyszy przed niebezpieczeństwem. Gdyby ktoś zginął wstyd jakim by okrył siebie i cała rodzinę byłby gorszy niźli zimna stał miedzy żebrami. Zostałoby mu ogolić łeb i ruszyć niczym Gotrek Gurnisson szukając swojej zagłady…

Kyan ponad wszystko cenił honor i lojalność to było coś czym wyróżniała się rasa krasnoludzka od innych. Twarde, zimne, niezmienne prawa i zasady od wieków przekazywane z pokolenia na pokolenie. Bez wyjątków na stan posiadania, pozycję… ono nie brało wyjątków było takie samo dla wszystkich.

„ Nie topór czyni krasnoluda….” – przypomniał sobie w myślach

Tak brzmiało stara prawda o ich rasie i Kyan całym sobą wierzył w to… bo krasnolud bez honoru był ścierwem godnym człeczyn i elfów , takiego krasnoluda słowa były śliskie niczym smar maszynowy, którego nikt nie szanował i był nikim i nikim zostanie, a Sale Przodków obejrzy jeno w snach…

Dlatego właśnie krasnoludy nie paplały jak elfy co im ślina na język przyniesie, dla krasnoluda jego słowo to jego honor, raz wypowiedzianego nie można cofnąć, słowo droższe pieniędzy, pism i pieczęci. Każdy krasnolud je ważył i brał za nie odpowiedzialność, przemyślał zanim coś wypowiedział. Przysięgi były składane nader rzadko ale takowe składając obowiązywały praktycznie dożywotnio.

Dlategoż właśnie Kyan nie wahał się ni chwili. Zluzował linę w ustach i …

- ALARM !! WSTAWAĆ KURWA !! SKAVENY !!!! – wydarł się swoim grubym dudniącym głosem który poniósł się po sklepieniu echem

Od razu energicznym ruchem od turlał się z miejsca w którym leżał najdalej jak tylko mógł, kręcąc się niczym beczka z piwem, wytracił impet i szybkość kawałek dalej i leżał na plecach bezbronny niczym pisklę. Cień ruszył za nim w błyskawicznym tempie doskoczył do leżącego krasnoluda, jego łapa unieruchomiła go opadając na brzuch i dociskając go do gleby. Następnie mały błysk zimnej stali, krótka fala przebijającego i ostrego bólu, która wyrwała z jego ust okrzyk i noga wraz z cieniem zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
Poczuł ciężar na piersi, czuł także swój charkoczący oddech, spojrzał na wystający sztylet z jego klatki piersiowej unosząc głowę, która zaraz opadła i mógł tylko bez ruchu wpatrywać się w sufit… czekając na swój koniec lub wybawienie…
 
PanDwarf jest offline