Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-10-2014, 02:20   #471
 
Coen's Avatar
 
Reputacja: 1 Coen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodze
Historia z atakiem towarzysza, a później ciężka przeprawa Dorrina. Uzupełnienie zapasów wody, którą przegotował nad rozpalonym przez siebie ogniskiem. Tak właśnie wyglądał ten dzień. Od razu gdy weszli do groty zauważył oczyszczarkę i domyślił się do czego mogła służyć. Był to element do czyszczenia osadu i wydobywania złota. Jaskinia wyglądała mu na niezwykle bezpieczną, zbudowaną z najtwardszych skał. Wielkolud mógłby próbować swych sił, gdyby nie fakt, o którym większość żółtodziobów nie miała pojęcia. Bowiem w takiej skale się nie wierci. Zlepieniec tego typu można jedynie wysadzić odpowiednio dobranym ładunkiem.
Brednie towarzysza Ergana o innych wejściach, salach strasznie męczyła Zarkana, dlatego w połowie opowieści o swoich planach Wyrwany z rzeki odszedł od kompanów i zaczął przekopywać rumowisko. Trwało to niezwykle długo. Praca była trudna i wymagająca. Sprawę utrudniał niedobór światła. Poza tym nienajlepszy stan górnika zmusił go do zaprzestania prac po sześciu godzinach kopania. Zmęczony padł, jak długi. Sen trwał bogowie tylko wiedzą jak długo, ale ten sen uspokoił młodzieńca. Był to kolejny etap do powrotu do pełni zdrowia. Po przebudzeniu jeszcze raz zagotował pobraną do butelek wodę i wypił na raz dwie z nich. Strasznie mu się chciało pić. Po ponownym uzupełnieniu niewielkich zapasów. Oddał się w ręce dowodzących drużyny.
Gdyby tylko mógł już walczyć. Gdyby tylko znów mógł kręcić młyńce i rozpierdalać łby orkom. Gdyby znów poczęła się krwawa jatka...
 
__________________
"Wyobraźnia jest początkiem tworzenia.
Wyobrażasz sobie to, czego pragniesz,
chcesz tego, co sobie wyobraziłeś i w końcu
tworzysz to, czego chcesz."

Ostatnio edytowane przez Coen : 07-10-2014 o 02:27.
Coen jest offline  
Stary 09-10-2014, 00:33   #472
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
6 Vharukaz, czas Azurytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Tunel inżynieryjny na Zilfir, pierwsza warta - Thorvaldsson


Czarne myśli o córze Moisura nawiedzały zmęczony umysł Alriksona na przemian z faktami dotyczącymi pozycji w jakiej znalazł się oddział w tym starym tunelu inżynieryjnym… bez drogi wyjścia, z wrogiem za plecami, do tego bez wystarczającej ilości pochodni i oleju do latarni. Było źle. Do tego jeszcze każda próba poprawy sytuacji rozbijała się o niezniszczalną ścianę braku czasu lub energii by to zrobić… znaki górnicze i wiedza ich dotycząca którą skrywać mogły umysły Hurana i Dorrina, ciężka sytuacja w jakiej znalazła się Khaidar, do tego jeszcze Kyan i jego tajemnicza dolegliwość, wszystko to było bez odpowiedzi. Na szczęście mikstury Dirka zdawały się nie być zepsute, oczywiście na tyle na ile Thorin był w stanie ocenić to swym węchem. Co zaś tyczyło się próbie podjętej przez Thorina by przepatrzeć ściany czy aby nie skrywają jakichś schowków czy tajemnych przejść to wszystko to było zdane na porażkę, już nie tyle że brak było światła ale nic nie wskazywało Thorinowi że ściany coś skrywają… nie wiedział nawet czego szukać! Zresztą, swoje próby znalezienia czegokolwiek musiał szybko przerwać gdyż Detlef zarządził gaszenie latarni i jeśli ktoś chciał zrobić jeszcze coś pożytecznego przed snem to musiał się śpieszyć. Tak też Alrikson zabrawszy się za szereg czynności doprowadził się do skrajnego wycieńczenia… zwyczajnie było tego za dużo, bo choć kąpiel w lodowatej wodzie można było jeszcze uznać za odświeżającą i napawającą nadzieją to seria zakładanych opatrunków, diagnozy, rozmowy i temu podobne rzeczy sprawiły iż Alrikson owinąwszy się kocem odpłynął do krainy snów od razu. Podobnie było zresztą Detlefem, poza snem rzecz jasna, wydał on zarządzenia, ustalił kolejność wart i pobieżnie zaplanował kolejny dzień… prawdą było że oddział nie był w stanie na obecną chwilę podróżować, zbyt wielu rannych, chorych… i co do cholery działo się z Thravarssonem?! Nim wszyscy usnęli udało się jeszcze Detlefowi umyć w jakże zimnej podziemnej rzece, zjeść posiłek. Zastanawiające jednak było czy faktycznie Galeb i Thorin będą w stanie doprowadzić Kyana do pełni sprawności, tak by kolejnego dnia mógł im przewodzić dalej? Zmęczony okrutnie, Detlef objął pierwszą wartę, w tym wcale nie pomagała opowieść Hurana ale wkrótce potem i on odpłynął, Detlef jednak musiał pozostać na straży.

Oddział krzątał się jeszcze przed zaplanowanym postojem po podziemnej sali, wszyscy jedli, pili wszak wreszcie wody było od groma, każdy był czymś zajęty, nie inaczej było z synem Ronagalda. On jeden nie ruszył by szukać wyjścia z groty lub by przepatrywać tunele, Roran napił się, zjadł i ściągnąwszy swój pancerz czyścił go, nim wszyscy złożyli głowy na kocach i plecakach, stalowy kirys, kolczuga i broń dosłownie lśniły. Dobrze wyglądała też rana na stopie która spowodowało niefortunne najście na osadzony sprytnie gwóźdź… dobrze rzecz jasna na tyle na ile można tak powiedzieć na temat rany. Thorin dobrze wykonał swoją robotę i Roran mógł być spokojny o swą stopę, gdyby tylko nie ta cała sytuacja… sen szybko nawiedził zmęczonego khazada o siwej brodzie. Tego samego nie mógł powiedzieć niestety Kyan. Tropiciel wciąż rzucał się na boki, szarpał, syczał, na szczęście nie wrzeszczał i nie robił innych hałasów które mogły ściągnąć do ów sali wrogie jednostki, tyle dobrego w tym wszystkim. Sam Kyan zaś był przerażony, oczy jego szerokie, ślina cieknąca z kącików ust, wargi przegryzione do krwi… wszyscy to widzieli i nikt nie wiedział co mu jest, ale co widział Kyan? To było straszne! Te stwory, one zagrzebywały się w piachu, w żwirze, wcześniej mruczały coś miedzy sobą i łypały na syna Thravara… dlaczego go jednak nie zabijały? Z całą pewnością był im potrzebny żywy, może by upuścić z niego krew i zabrać dusze lub by przemienić w jednego z nich… albo gorzej, ponoć krwią można było powołać do życia demony z głębin ziemi, tak mówiła starszyzna siedząc wieczorami wokół ognisk. Szarpanie mocnych konopnych lin nic nie dawało Kyanowi, jeden ze stworów go ciągle pilnował inne zaś podchodziły i dotykały od czasu do czasu, któryś nawet wlewał na siłę Kyanowi do ust brunatna wodę pełną kawałków przegniłych grzybów jaskiniowych. To było istne piekło… na szczęście stwory kręciły się po sali dość krótko, wchodziły do brudnej rzeki, nacierały się żwirem, jadły zgniłe ścierwo i zagrzebywały w kamieniach… horror! Szansa by się uwolnić nadchodziła… gdy tylko monstra usną, gdy tylko stracą swą czujność, wtedy Thravarsson miał mieć swoją szansę!

Druga warta, taką wyznaczył Grundiemu Detlef, później miała być pora na Hurana i Rorana, ale jak do licha Grundi miał wyliczyć swoje trzy klepsydry warty? Do tego jeszcze ten szaleniec Kyan, którego Fulgrimsson musiał pilnować gdy inni już jedli, pili, myli się i układali do snu. Przeklęty świat. Jednak przyszedł i czas na Grundiego, a krystaliczna i lodowata woda smakowała mu po stokroć lepiej niż innym. Długo jednak nie można było cieszyć duszy, druga warta oznaczała że Grundiemu trafiła się najgorsza z fuch, o wiele gorsza niż myślał na tamtą chwilę. Szybko złożywszy głowę do snu, syn Fulgrima odpłynął w niespokojny, męczący sen. Większość z khazadów w drużynie działała wedle podobnej reguły, jeść, pić, umyć się i spać… tak samo zrobił Galeb, jednak to on właśnie miał przed sobą bardzo trudne zadania. Thorvaldsson nie tylko zlecił mu doprowadzenia Kyana do porządku ale co zrobić dalej z wiedzą uzyskana dzięki mocy która płynęła w wodzie, co z Hazgą i Jolvenem, okazuje się że wciąż byli żywi, a może to jedynie echo które dochodziło gdzieś z głębin Stalowego Szczytu? Moc tkwiła w krwi Galvinsona wielka, wciąż jednak interpretacja sygnałów i znaków była trudna, tak jak z tymi skavenami i wodopojem lub innymi salami które przylegać mogły do tej w której był oddział obecnie. Czy mocno stąpający po skale khazadzi byli zdolni uwierzyć w wiedzę pochodząca z mocy, skoro górnicy nie dawali jasnej odpowiedzi?! Czas miał pokazać już wkrótce.

Masę zadań, podobnie jak Thorin, postawił przed sobą i syn Urgrima. Zbadanie wody zdawało się być priorytetem i choć logika wskazywała na to że ów żyła wodna wolna jest od zabójczych substancji to ścisły umysł alchemika nakazywał to sprawdzić… jak zaplanował tak zrobił i dzięki temu ze spokojem można było tak w wodzie tej się myć jak i ją pić. Wielce wątpliwe było by skaveni wymyślili jakąś truciznę zdatną zakażać wodę płynącą z taka siła i taka by oparła się badaniu Dirka… ale kto wie, może?! Kąpiel i szybka przepierka zamieniły miejsce gdzie Dirk obozował w niewielką suszarnie, mokre ubrania leżały na kamieniach i schły, obok leżał skórzany pancerz wyczyszczony z Dirkowej krwi. Nim jednak Urgrimson usnął, jego umysł nawiedziła straszliwa myśl, długi tunel którym tu dostał się oddział, z jednej strony pułapki, w drodze zaś wszelkie przejścia zawalone, tylko jedna możliwość, wprost do sali bez wyjścia, gdzie woda zagłuszała swym szumem wiele innych odgłosów… Dirk zamykał oczy słuchając opowieści Hurana, pamiętał jednak przecież jak wszystkich wcześniej ostrzegał, ale albo poszaleli i to zignorowali albo po prostu innego wyjścia nie było, a przecież pamiętał ryciny i pismo w aldhrun mówiące ~ … w ciemny kąt, tunel ciasny niczym igły prześwit, tam szukaj, tych się miejsc wystrzegaj, tam zostaw swój kwit. Zapędzić potrafią niczym najlepszy pies z pasterskich hal, gdy już światła nie ujrzysz na oślep i pal, gdy widział nie będziesz gdzie wyjść jest i jak, wtedy przyjdą i zginiesz, nim to jednak, ujrzysz ich znak…~ Cała ta wiedza, ale teraz już było za późno, powrotu nie było, Dirk spał. Ze snem trudności miał zaś Siggurdsson, pal licho podwichniętą nogę, bo ta choć paskudnie przecież była obciążona i nie oszczędzana przez Tułacza, to jednak nie była nawet w połowie tak uciążliwa jak to czego Thorgun był świadkiem w przypadku Khaidar. Przez to wszystko niczego nie zjadł i nie wypił, patrząc tylko smuto na siostrę Rorana, wiedząc ze nie może jej pomóc, Thorgun okrył się futrem i poszedł spać, a gdy nawiedzał go sen zdać sobie mógł sprawę że… ale jak to do cholery? Brat jej rodzony żeby się chorą siostrą nawet nie zajął? Tułacz chyba tylko utwierdzał się w swej paskudnej opinii co do osoby Rorana.

Z córą Ronagalda było bardzo źle! Brak było już u niej władzy w nogach ze zmęczenia, krwawiła mocno z ust i nie miała nawet sił by się ruszyć. Każdy ruch który chciała zrobić okupiony był ogromnym wysiłkiem i tylko niezłomna siła woli, walka z własnym ciałem pozwalała jej na cokolwiek. Thorin do tego wszystkiego zakazał popijać gorzałkę, ale choć strasznym to mogło być to i tak Khaidar nie była w stanie przełknąć ani kęsa jedzenia ani łyka wody. Było z nią aż tak źle. Jej towarzysze mogli z pewnością pomyśleć że Khaidar idzie spać, ale tak nie było… gdy tylko Thorin zbadał ją po raz ostatni, Khaidar złożyła głowę na swym plecaku i myśląc o odpoczynku, straciła przytomność! Jej ciałem wstrząsnęły torsje, raz i drugi… oczy wywróciły jej się i jeśli ktoś by na nią spojrzał to dostrzegłby jedynie ich białka. Khaidar była cicho, na swój sposób spała, wokół jej policzka, a później wokół jej głowy, powiększała się kałuża krwi która wypływała z jej ust. Nikt tego wiedzieć nie mógł ale siostra Rorana umierała przez jej towarzyszy, jednak to także oni mieli ją ocalić. Kto jednak mógł ocalić Zarkana? Uparciuch posilił się, napił i uzupełnił zapas wody, po czym rozejrzał się po grocie i podjął się tytanicznej pracy zbadania zasypanego tunelu. Wiedział że zajmie to godziny pracy, że przy jego ranach, braku światła, zmęczeniu i innych okolicznościach które działały na jego niekorzyść, będzie to prawie niemożliwe do zrobienia ale cóż zrobić. Zarkan znany był ze swego uporu i z tego że zdanie trudno było zmienić jak koło u jadącego wozu. Na szczęście cokolwiek robił było dość ciche i przy szumie jaki robiła rwąca podziemna rzeka, pozycja oddziału nie mogła być zdradzona.

Dla Ergana to było nie lada wyzwanie cała ta sala. Umysł rzemieślnika o tak rozległej a zarazem ścisłej wiedzy jaką miał Ergan, powodował że ów grota była jak łamigłówką która należało rozwiązać. Oczywiście najważniejsze było to by wyjść z miasta, oddać tajemniczą tubą którą miał Roran, by oczyścić swe imię, uratować rodzinę i całe miasto… to było oczywiste, ale ta grota także była ciekawa. Ergan napił się, najadł, umył i zaczął główkować zasilany wiedzą Galeba i Dorrina na temat górnictwa. Planów Ergansson miał bez liku jak t zwykle z nim bywało, ale Detlef miał rację, wszystko musiało poczekać do jutra. Większość drużynników potrzebowała odpoczynku, zmęczeni, chorowici, ranni, musieli chwycić się choć jednej nocy dobrego, mocnego snu by móc kroczyć dalej w głąb Stalowego Szczytu. Taka była prawda. O co zaś Ergan modlił się przed snem, to wiedział tylko on jeden, ale wszystko wskazywało na to że grupa nie należy do zbyt religijnych co już wcześniej kilkakrotnie Ergan zauważył. Być może to dlatego właśnie było jak było, że bogowie nie zsyłali pomocy tylko rzucali wciąż drużynie kłody pod nogi?! W sumie to było ciekawe i może nawet stary Huran takiego właśnie był zdania, w końcu wiek robił przecież swoje i niemalże każdy khazad w czas srebrnej brody zwykł chylić się ku świątynnym murom by tam odnaleźć spokój i odpowiedzi na nurtujące go pytania. Na razie jednak stary Rorinson tylko zjadł, napił się i umył głowę w strumieniu, przygotował posłanie i nim się ułożył na kocu zagaił do Detlefa że to wszystko mu się nie podoba, zupełnie jakby grupa wlazła w czyjąś pułapkę. W końcu jednak i Huran odpuścił, wszak na daną chwile już nic zrobić się nie dało i gdy tylko wszyscy poza Detlefem i Dorrinem już leżeli na posłaniach, a dowódca zgasił latarnię i grotę wypełniła ciemność, Huran odezwał się. Stary krasnolud nie należał do gadatliwych i nawet z obecnych tu mało kto widział by ten mówił coś lub nawet słyszał jego głos, ale w tej jednej chwili Huran przemówił i jego usta opuszczały proste, żołnierskie słowa które opisywały powstanie Karak Azul, jego domu, miejsca którego każdy z tu obecnych bronił już swą krwią.

- ... wędrowali bez końca, aż noc ustąpiła miejsca szaremu i mglistemu świtowi. Doskonale znający płaskowyż khazad kroczył na przedzie. Wielki Zbrojmistrz prowadził na smyczy swego Raskra, przez co ciągle wszyscy musieli nań czekać. Słońce było już na szczycie nieba gdy zarządzono krótki odpoczynek nad niewielkim strumykiem płynącym leniwie między skałami, dzięki tej właśnie wodzie ugaszono potworne pragnienie pradawnych krasnoludów. Ponoć wtedy to już wiadomym było że za góra pół dnia grupa przybędzie na miejsce, Vebur i Vali nie pokazali po sobie że nie mają już sił do dalsze drogi, inaczej było jednak z Harunfem, synem Szarego, który to sapał ciężko gdy tylko wdrapywać się przychodziło na byle wzniesienie. Trzeba było przyznać że droga łatwą nie była. Wznowiono marsz, piach w klepsydrach przesypywał się mozolnie ale z każdym krokiem czuć było że cel podróży jest bliżej i bliżej. W końcu gdy ognista kula na nieboskłonie chyliła się już ku horyzontowi, Wielki Zbrojmistrz wdrapał się na ogromny głaz i spojrzał w dal… wyciągnął przed siebie ramię i palcem wskazał na gigantyczną górę, której szczyt był skryty w kłębach stalowych chmur. - Oto jest Karak Azul! - Krzyknął swym potężnym głosem. - Tu stanie twierdza której honor będzie znany w całym świecie, tu narodzi się linia krwi Kazadorów! - dodał. Wszyscy stali i patrzyli na majestat ów górskiego łańcucha, tak trwali przez wiele dni i nocy, aż w końcu Wielki Zbrojmistrz zeskoczył z kamienia i poklepał go mówiąc. - Gothri, Tegvar, zostaniecie tu i w tym głazie złożycie pierwszy cios i ofiarę, a gdy Wrota Azul będą gotowe wrócę tu i zobaczę wasze dzieło, niechaj ten głaz od dziś zwany będzie Khazadar. Pierwszy kamień graniczny Stalowego Szczytu. - Zbrojmistrz zakończył i ruszył dalej w drogę ze swym orszakiem. Gothri i Tegvar pokłonili głowy i uśmiechnęli się do siebie bo wielki ich spotkał honor. Pierwsi pili z Zilfir wodę, pierwsi bili zlepieniec i kształtowali płaskowyż Jargh, ich potomków wzięto w poczet królewskiej krwi…

Huran mówił jeszcze dość długo i choć wszyscy już prawie spali to Detlefowi z całą pewnością milej wartowało się w takim nastroju. Jeden jedyny Dorrin wciąż siedział w tunelu który kilka kroków głębiej był zasypany. Zarkan wciąż czegoś szukał, coś oglądał, opukiwał i nasłuchiwał… rozbijał kamienie i odgruzowywał tyle na ile to było możliwe. Ileż uporu i siły było w ciele Dorrina że przy tak ciężkich ranach jakie nosił na swym ciele wciąż był zdolny do takiego wysiłku? Czas mijał i w końcu Detlef wyliczył ze już czas na zmianę warty, Huran także już spał od dłuższego czasu więc Detlef zbudził Grundiego a sam owinąwszy się kocem zasnął. W zupełnych ciemnościach przyszło Fulgrimssonowi patrolować obóz, małe kółko i prosto tunelem, wszystko po ciemku… o zgrozo. Do tego Dorrin wciąż siedział w wykopie i pracował, ale cóż on tam po ciemku mógł zwojować… w końcu i Zarkan odrzucił kilof i umęczony do granic możliwości zapadł w sen, leżąc na kamieniach które sam wykopał z całą pewnością nie mogło być mu wygodnie. Taka była cena przeforsowania się, ale co było ważniejsze to to iż Grundi pozostał w ciemnościach sam. Głośny szum wody zagłuszał wszystko, nawet odgłosy chrapania śpiących towarzyszy. Grundi robił się śpiący.

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
6 Vharukaz, czas Azurytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Tunel inżynieryjny na Zilfir, druga warta - Fulgrimsson


Dla Fulgrimssona to była istna męka. Względna cisza, całkowita ciemność, skrajne zmęczenie… na bogów, Grundi potrzebował snu! Chodził od ściany do ściany, zaglądał w tunel i kroczył nim te kilkanaście kroków zgodnie z zaleceniem Thorvladssona ale to wszystko było takie monotonne. Przeklęte tunele! Od czasu do czasu trzeba było przemyć zimną wodą twarz by nie usnąć na stojąco ale po jakimś czasie i to nie zdawało już egzaminu. W końcu stało się… Grundi… obudził się! Leżał na skale i bolał go nos. Szybko otrząsnął się i zdał sobie sprawę że musiał usnąć, przewrócił się i spał, ale ile? Do cholery jak długo to mogło trwać? Do tego ta ciemność. Rzeka zagłuszała większość odgłosów ale Grundi był w stanie wychwycić chrapanie swych towarzyszy, zatem nie było tak źle. Gdy tylko się podniósł i otrzepał, mógł się rozejrzeć, owszem, krasnoludzki wzrok mógł przebić się nawet przez najczarniejszą czerń nocy ale zasięg pozostawiał wiele do życzenia. Fulgrimsson widział śpiącego Rorana, obok był Dirk, dalej leżał Ergan, reszta była już poza zasięgiem widzenia. Jednak to właśnie sprawa widzenia była w ten czas najważniejsza bo oto Grundi dostrzegł w oddali, w głębi tunelu, jakąś poświatę. Czymkolwiek ów źródło światła było to znajdowało się kilkaset kroków od sali oczyszczarki i tylko migotliwe żółtawe błyski można było wychwycić z takiej odległości. Z cała pewnością ktoś się zbliżał i szedł tym samym tunelem którym przywędrowała tu grupa byłych milicjantów.

Całkiem inaczej miała się sprawa z Kyanem. Coś chlupnęło i wybudziło tropiciela, bo nawet i on w swym amoku i szaleństwie wcześniej w końcu usnął. Siedząc opartym o hałdę kamieni, Kyan otworzył oczy i ogarnął go strach. Czerń, zupełna czerń, do tego wszystkiego nie mógł się ruszyć, o co do licha tu chodziło? Co zapamiętał jako ostatnie? To jak grupa wchodziła do sali z oczyszczarką, szum podziemnej rzeki… chociaż ten wciąż było słychać, zatem grupa nie przemieściła się raczej. Jednak dlaczego nie mógł się poruszyć? Próba głosu! Też nic, tylko słabowity jęk przez zakneblowane liną usta. Zresztą ten cichy jęk i tak zagłuszała szumna rzeka. Do stu demonów, czyżby grupa została pojmana w niewolę?!? Jak, kiedy, dlaczego? Pytań było bardzo dużo w głowie krasnoludzkiego wojownika który leżał związany liną niczym dobra szynka przed wędzeniem. To wszystko jednak było tylko początkiem kłopotów. Wzrok Thravarssona zaczął przyzwyczajać się do ciemności i czujne oko zaczynało wyłapywać to i owo w najbliższym otoczeniu. Wpierw jakiś odgłos z głębi sali, czyjeś kroki, spokojne i miarowe… i wtedy zrobiło się mokro! Ktoś wylewał na Kyana lodowatą wodę. Tropiciel leżąc pod stertą kamieni podniósł wzrok i zauważył nad sobą czarny cień, istotę okrytą mokrym futrem, która wspierała się o kamienie i węszyła coś w powietrzu, sama zaś nie miała zapachu. Woda ściekała z ciała intruza wprost na związanego i zakneblowanego Thravarssona. Po chwili Kyan usłyszał kolejne chlupnięcie, identyczne jak to które go wybudziło chwile wcześniej… i pomimo tego że rzeka zagłuszała prawie wszystko to ten odgłos… ten charakterystyczny dźwięk ociekającego wodą futra… woda spadająca z mokrych kosmyków włosów i uderzająca o skałę.
 
VIX jest offline  
Stary 09-10-2014, 22:13   #473
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Krasnolud zdezorientowany swoim położeniem i brakiem w pamięci pewnych kawałków układanki która miała mu wyjawić co tu się do kurwy nędzy wyprawia próbował się uwolnić. W jednej chwili instynkt samozachowawczy, a po części dziwne przeczucie zaczęło bić na alarm w jego głowie. Ciało w mrugnięciu oka obróciło się w posąg z kamienia. Nie śmiał drgnąć wiedział że ten ów zmysł nigdy go nie zawiódł i ufał mu bezgranicznie.

Uszy zaczęły pracować na tyle mocno i czujnie iż obawiał się że jeszcze chwila, a zrobią mu się szpiczaste i długie jak u parchatych wielbicieli drzew. Wyłapane takie samo ciche chlupnięcie jak pierwsze nie mogło być wynikiem przypadku, wiedział o tym. Następnie chlupiące kroki, które już były wyraźne. Kyan stwierdził iż ktoś albo przestał się przejmować ukryciem swojej obecności albo nie wziął pod uwagę iż człapiąc mokry wydaje specyficzny odgłos który się niesie.

Powoli i cicho zadarł głowę w górę, a oczy przebijały wszechotaczający wszystko mrok, poczuł krople wody kapiące i spływające po twarzy. Jego węch nie potrafił ocenić co to takiego, nie czuł praktycznie nic. Cokolwiek to było umiało się maskować, ponieważ każda żywa istota niesie ze sobą mniej lub bardziej intensywną i charakterystyczną woń.
Następnie ujrzał futrzasty cień… słyszał jak ktoś węszy…

Wiedział z czym już ma do czynienia…

„Skaveni… może to ci sami co zaatakowali ich w tunelach, wytropili ich i poczekali na dogodną sytuację” – przemknęło mu przez myśl niczym piorun przecinający niebo

Musiał jakoś zaalarmować swoich towarzyszy knebel nie ułatwiał zadania, jednak dzięki opaczności bogów był zrobiony z liny co dawało pewne szanse, wiedział jednak że gdy zdradzi swoje położenie zostanie z niego befsztyk. Gdyby milczał może przeciwnik by ominął jego pozycję ewentualnie zostawiły w spokoju widzący iż jest związany i zostawił go na koniec.

Jednak to byłaby plama na jego honorze, okryłby się hańbą mając możliwość, a mimo to nie ostrzec towarzyszy przed niebezpieczeństwem. Gdyby ktoś zginął wstyd jakim by okrył siebie i cała rodzinę byłby gorszy niźli zimna stał miedzy żebrami. Zostałoby mu ogolić łeb i ruszyć niczym Gotrek Gurnisson szukając swojej zagłady…

Kyan ponad wszystko cenił honor i lojalność to było coś czym wyróżniała się rasa krasnoludzka od innych. Twarde, zimne, niezmienne prawa i zasady od wieków przekazywane z pokolenia na pokolenie. Bez wyjątków na stan posiadania, pozycję… ono nie brało wyjątków było takie samo dla wszystkich.

„ Nie topór czyni krasnoluda….” – przypomniał sobie w myślach

Tak brzmiało stara prawda o ich rasie i Kyan całym sobą wierzył w to… bo krasnolud bez honoru był ścierwem godnym człeczyn i elfów , takiego krasnoluda słowa były śliskie niczym smar maszynowy, którego nikt nie szanował i był nikim i nikim zostanie, a Sale Przodków obejrzy jeno w snach…

Dlatego właśnie krasnoludy nie paplały jak elfy co im ślina na język przyniesie, dla krasnoluda jego słowo to jego honor, raz wypowiedzianego nie można cofnąć, słowo droższe pieniędzy, pism i pieczęci. Każdy krasnolud je ważył i brał za nie odpowiedzialność, przemyślał zanim coś wypowiedział. Przysięgi były składane nader rzadko ale takowe składając obowiązywały praktycznie dożywotnio.

Dlategoż właśnie Kyan nie wahał się ni chwili. Zluzował linę w ustach i …

- ALARM !! WSTAWAĆ KURWA !! SKAVENY !!!! – wydarł się swoim grubym dudniącym głosem który poniósł się po sklepieniu echem

Od razu energicznym ruchem od turlał się z miejsca w którym leżał najdalej jak tylko mógł, kręcąc się niczym beczka z piwem, wytracił impet i szybkość kawałek dalej i leżał na plecach bezbronny niczym pisklę. Cień ruszył za nim w błyskawicznym tempie doskoczył do leżącego krasnoluda, jego łapa unieruchomiła go opadając na brzuch i dociskając go do gleby. Następnie mały błysk zimnej stali, krótka fala przebijającego i ostrego bólu, która wyrwała z jego ust okrzyk i noga wraz z cieniem zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
Poczuł ciężar na piersi, czuł także swój charkoczący oddech, spojrzał na wystający sztylet z jego klatki piersiowej unosząc głowę, która zaraz opadła i mógł tylko bez ruchu wpatrywać się w sufit… czekając na swój koniec lub wybawienie…
 
PanDwarf jest offline  
Stary 12-10-2014, 09:37   #474
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Gdy Grundi został obudzony lekkim kopniakiem na swoją wartę miał wrażenie że zdążył ledwo zamknąć oczy, a już go podrywano. Pewnie tak właśnie było. Czuł się wyczerpany i wkurwiony, ale cóż było robić? Zabrał swój nadziak i poszedł łazić w te i nazad. Druga warta była chyba najgorszą ze wszystkich. Trzeba było przetrwać.
Fulgrimsson maszerował po sali i wchodził parę metrów wgłąb jedynego wyjścia z tej, w sumie śmiertelnej pułapki. Ale odpocząć też musieli. Zginąć tu w zasadzce, czy zginąć na szlaku z wycieńczenia i w zasadzce. Wybór był żaden, a tu przynajmniej była woda. Umęczony wojownik podszedł do strumienia i obmył twarz. Było to orzeźwiające i pozwalało choć na chwilę odegnać zmęczenie. Ale ile już trwała jego warta? Klepsydrę? Dziesięć? Poczucie czasu powoli opuszczało Grundiego. Nie chciał zbyt wcześnie budzić kolejnej osoby, ale i nie chciał przedłużać swojej warty.
Podpierając się nadziakiem, raz kolejny ruszył w wąskie przejście. Szedł mechanicznie patrząc w ciemność. Czasem nie wiedział już czy to ciemności, czy ma po prostu zamknięte oczy.

Ocknął się na ziemi. Ryj go bolał, ale nie na tyle żeby się tym przejmować. Zasnął?! Na to wyglądało. Ale ile to mogło trwać? Uderzenie serca czy klepsydrę? Ale ciągle żył, co było dobrym znakiem.
Kiedy się zbierał z ziemi, dostrzegł w głębi tunelu jakieś światełko. ~ Cóż to kurwa? Pomyślał i w tym samym czasie usłyszał wrzask dobiegający z sali w której obozowali.
Kiedy wbiegł do pomieszczenia wszyscy się już budzili i łapali za broń, ale wroga nie było widać, a rzeka zagłuszała większość dźwięków. Po chwili ktoś zapalił pochodnie, ktoś podpalił jeden z wózków, który zajął się jasnym i dymiącym płomieniem. Grundi stojący dotąd obok Detlefa, to zerkał w tunel z którego wciąż zbliżało się światło, to na obozowisko gdzie panował straszny burdel.

- Detlef, co robimy? Zakrzyknął do towarzysza i pobiegł do kupy swoich rzeczy. Tarcza leżała tam gdzie ją zostawił. Szybko naciągnął na siebie skórznię i zabrał się za nakładanie kolczugi. Starał się robić to możliwie szybko. Jeszcze tylko rękaw, jeszcze tylko czepiec, tarcza w łapę i zamierzał biegiem wrócić do korytarza w którym można było już rozpoznać większą ilość pochodni. ~ Są blisko. Pomyślał i zakrztusił się dymem.

- Popierdoliło z tym wózkiem?! Zaraz się tu podusimy do kurwy chuja! Zakrzyknął mocując się z kolczugą.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 13-10-2014, 14:04   #475
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Czyszczenie pancerza i broni nie było tylko obowiązkiem każdego kto miał choć trochę rozumu w głowie. Jako czynność monotonna i zajmująca pozwalała oderwać myśli i odpocząć. A tego właśnie odpoczynku najbardziej chyba brakowało Roranowi. Nie fizycznego odpoczynku choć i ten był niezbędny ze względu na jego chujowy stan.

W końcu i stary były sierżant zasnął znużony, dając ciału odpłynąć na czas jakiś w stan względnego spokoju. Śnił zresztą o spokoju, o ciszy domowego ogniska i starości wśród ciszy, jadła i snu. Niestety, bogowie zdaje się, nie wspierali go nazbyt ostatnimi czasy, albo na poczet świętych przodków go szykowali bo odpocząć jakoś mu nie dali. Marzył właśnie o kuflu zimnego piwa i króliku na zakąskę, zacnie przypieczonym, z majerankiem, z bulwami leśnych pędów, które to w zacnej karczmie jakowej spożywał go obudził go dziki ryk. Poderwał się szybko, jak każdy kto nawykł do myśli że życie jego zakończyć może nóż lub powróz rozejrzał się czujnie. Tymczasem jedna jego dłoń chwyciła pewnie topór, druga zaś wymacała tarczę, która osłonił się prędko. Od strony tunelu dostrzec się dało odległe światełko. Dobrze zrobił, gdyż nieopodal postać jakowaś wynurzyła się z ciemności i posłała w stronę obok się znajdującego runiarza kilka pocisków. Jeden z nich wbił się w Roranową tarczę, powodując że ten zasłonił się bardziej, zmieniając pozycje by strzelcom nie ułatwiać sprawy. Kompanów zaś ostrzegł, że z tunelu co idzie, by dać im czas się pozbierać. Wtem sala rozbłysła jasnym światłem, gdy nagle zapalił się jeden z wózków.

Tak więc dostrzegłszy że ruszyć się może bez ryzyka większego, schował topór za pas i pistoletu dobywszy, wychylił głowę w stronę tunelu. Światła wciąż się zbliżały. Co grosza, płonący wózek dusić poczynał dymem i smogiem. Tak czy inaczej, wróg szedł. Ronagaldson rzucił się biegiem ciągać zbroję a następnie dołączyć do Detlefa.
 
vanadu jest offline  
Stary 13-10-2014, 17:28   #476
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Jakiś wrzask wybudził go ze snu. Mógłby przysiąc, że dopiero co położył się na płaszczu rozłożonym wprost na skalnym chodniku. W pomieszczeniu oczyszczarki zaczęło się zamieszanie - ktoś krzyczał, gdzieś zazgrzytał metal trący o skałę, kto inny przeklinał wyrwany ze zbyt krótkiego snu.

Zerwał się na równe nogi, bezwiednie sięgając po toporki świetnie nadające się do walki wręcz, jak i rzucania. Wszędzie było ciemno, przez szum przepływającej wody dało się słyszeć głośniejsze pluski, krzątaninę rozbudzonych krasnoludów, aż wreszcie głośny brzęk, jakby ktoś oberwał maczugą w hełm i po chwili ogłuszający huk rusznicy.

W końcu załapał sens okrzyku, który go zbudził:
- SKaveny. Skaveny atakują!

Podbiegł Grundi. Tak, to musiał być on - w tych warunkach ciężko było rozróżnić. Zwrócił jego uwagę na tunel, w głębi którego ktoś zmierzał w tę stronę.

- Grundi, Roran za mną! Musimy zatrzymać skurwysynów w tunelu. - Zarekomendował i zabierając ze sobą rusznicę niezwłocznie ruszył w stronę wylotu korytarza, którym tu przyszli. Jedynego, którym mogli stąd wyjść. Nie wchodząc w światło tunelu wystawił głowę i przyjrzał się światłom w oddali. Dobre kilkaset stóp dalej ktoś się zbliżał i nie była to jedna istota, bowiem można już było dostrzec przynajmniej kilka źródeł światła.

- Stać, kurwa! Kto wy?! Stać, bo zginiecie! - zaryczał w kierunku tamtych, jednak nie było odzewu. Mogli nie zrozumieć zniekształconego przez echo głosu, ale wydawało się, że przyśpieszyli.

- Kurwa... - Thorvaldsson warknął i pognał po swój pancerz. Jeśli to wstrętni szczuroludzie, to trzeba ich ciepło przyjąć. Nie wiedział jak długo zejdzie tamtym dotarcie do komory oczyszczarki, więc zebrał zbroję kolczą i przytargał ją pod wylot tunelu. Począł ją zakładać, wciąż zerkając na zbliżające się światła. Pozostali zdawali się robić wszystko i nic - w międzyczasie jeden z wózków na urobek buchnął wysokim płomieniem, tworząc przy tym masę ciężkiego dymu, a poprzez harmider przebrzmiewały nawoływania i jęki rannych.

- Zawrzeć japy! Robicie jazgot jak przekupki na targu. Raportować! Kto ranny? Kto zginął? Gdzie wróg? Ilu było? Skąd nadeszli? Dirk, pilnuj tego cholernego wózka! Pomóż Thorinowi z rannymi. Reszta szykować się - broń, pancerze i dawać tutaj! Mamy gości w tunelu. - wyrzucił z siebie niemal machinalnie, ani na chwilę nie przestając zapinać sprzączek pancerza.

Kogo bogowie przysłali tym razem? - zastanawiał się.
- Wkrótce się przekonamy... - stwierdził coraz bardziej spokojny, jak zawsze przed nastaniem nieuchronnego. Z pewnymi rzeczami trzeba było się pogodzić i tak było teraz. Panika i gorączkowe rozmyślanie o tym, co można jeszcze zrobić tylko osłabiały koncentrację, a umysł i wola khazada winny być skupione na jednym - zwycięstwie w nadchodzącej walce.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 13-10-2014, 20:02   #477
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zmęczenie podróżą sprawiło, że Thorgun w bardzo szybkim czasie zasnął. Czapa założona na oczy, i chusta przykrywająca twarz, sprawiały że ciężko było dostrzec jego twarz. Ciemne już sińce pod oczami, spierzchnięte i popękane usta, a także mocno przekrwione oczy, którym tym razem strzelec dał odpocząć. Niegdyś białe włosy, obecnie spłowiały i utraciły swój pierwotny kolor. Ta podróż odciskała swoje piętno na krasnoludzie, aż nazbyt widocznie. W końcu błogi spokój. W końcu mógł sobie w ciszy wyobrazić jak ponownie poluje gdzieś na mroźnych, stepach północy za zwierzyną. Te wyczekiwanie aż ofiara znajdzie się w polu widzenia, gdy palec delikatnie muska spust Miruchny i ten ogłuszający łomot. A potem ofiara pada nie żywa. Rzadko pudłował, i to napawało Thorguna dumą. Świeży, mroźny powiew powietrza. Tak dawno go nie czuł. Tęsknił za przestrzenią, a wąskie, ciemne tunele każdego dnia, zdawały się być coraz węższe.
Nagle krzyk. Donośny, głośny nawołujący do gotowości. Oczy same się otworzyły, a dłonie sięgnęły po oręż. Nogi lekko ugięte, broń lekko wyciągnięte przed siebie by w każdej chwili móc zablokować atak i go skontrować. Natomiast czujny wzrok Khazada zaczął przyczesywać okolicę, w poszukiwaniu wroga. Początkowo Thorgun widział tylko Hurana, i jeszcze paru swoich lecz wroga ani śladu. Ciemność ponownie okazała się sprzymierzeńcem nieprzyjaciela. Nagle dostrzegł on ruch po swojej lewej. Jakiś cień, myknął szybko w kierunku Khaidar. Nie słyszał jej, a to mogło oznaczać tylko jedno. Spała jeszcze. Najwyraźniej rany, zmęczenie były na tyle poważne, że Khazadka nie była wstanie obudzić się. To sprowokowało Strzelca do działania, i to w nietypowy dla niego sposób, bowiem zamiast ataku z dystansu, ten zdecydował się na bezpośrednią konfrontację.

Ruszył pędem ku swojej towarzyszce, bo w takiej chwili nie chciał zaprzątać sobie głowy implikacjami ich wzajemnych relacji, gotów stawić czoła nieznanemu wrogowi. Ciemności nie ułatwiały jednak poruszania, i Thorgun musiał uważać jak stąpa. Cień!!!! Dostrzegł w pewnym momencie cień, który pochylał się nad śpiącą Khaidar. Jakimiś nadludzkim wysiłkiem, zapewne uczucia tutaj też odegrały ważną rolę, krasnolud całym impetem ciała wpadł na “zamachowca”. Skaven. Pierdolony w dupę mać skaven, już sięgał po życie nieświadomej zagrożenia Khazadki, gdy impet uderzenie wytrącił go z równowagi, zapobiegając skrytobójstwu. Długi zakrzywiony nóż wypadł z ręki napastnika, lecz o dziwo, ten nie wpadł w typowe dla tego gatunku przerażenie. Pokryty cały szmatami, zakrywające masę ostrzy i dziwnych buteleczek z jakimiś substancjami, szczurek zaczął łomotać na wszystkie strony ogonem, na którego końcu było...pierdolone ostrze. Thorgun w pewnym momencie cofnął się ostrożnie o krok, co dało przewagę dystansu. Skaven jednak nie zamierzał wikłać się w walkę, spojrzał tylko ostatni raz na Thorguna, i zaczął biec w kierunku wody. Ucieczka nie była jednak, co zauważył krasnolud, powodowana strachem ale raczej wyrachowaniem, taktyką i inteligencją. Było coś niepokojącego w tej istocie, coś przerażającego można by rzec.

Nagle w sali zrobiło się jasno. Złowieszczy uśmiech pojawił się na twarzy Strzelca, który już puszczał na ziemię swój oręż, by móc sięgnąć do swojej kochanki. Nie, nie Khaidar. Na pieszczoty przyjdzie czas później, i nawet krasnoludzkie wygibasy nie były mu w głowie. Miruchna i jej cudowny uśmiech z lufy. Ona nigdy go nie zawiodła w potrzebie.


Czas dla Strzelca na chwilę zwolnił. Lufa wymierzona w plecy uciekiniera, trwała zawieszona nieruchomo w powietrzu, mierząc i czekając. Thorgun wziął głęboki wdech i palec musnął spust. Huk, i gęsty dym wydobył się z lufy, dokładnie w tym samym momencie gdy Skaven skakał do rzeki. Krew wroga bryznęła po ścianach, i nim dym dostał się do oka strzelca, ten widział jak tamten dostaje. Nim niedoszły zabójca wpadł do rzeki, obróciło nim jeszcze w powietrzu. Czy martwy? Możliwe, choć krasnolud miał przeczucie, że nie. Za prosto by było, a ten tajemniczy osobnik, nie był taki jak te z którymi miał styczność.

Thorgun podszedł do wody spokojnie, wręcz ostrożnie, ale niestety zwłok nie dostrzegł. Tylko dwa cienie, które znikają w ciemnościach wody, kierując się w lewo wraz z nurtem rzeki. Ostatecznie znikając pod skałami.

Skaven zero, Miruchna jeden. Z tą myślą Thorgun wrócił do Khaidar, chcąc przyjrzeć się czy nie została zraniona. Przy okazji zamierzał zebrać swój oręż. Pokręcił jeszcze głową, bowiem trudności osiągnęły kolejny poziom. Uklęknął nad nieprzytomną towarzyszką i pogładził ją po policzku dłonią. Kątem oka, w tym samym momencie, dostrzegł światła. Dobiegały one z tunelu i się zbliżały. Wrogowie? Przyjaciele? Nie zamierzał ryzykować. Zaczął przeładowywać szybko Miruchnę. Możliwe, że niespodzianek, nie koniec.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 14-10-2014, 18:56   #478
 
blackswordsman's Avatar
 
Reputacja: 1 blackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodze
Ergan zerwał się na okrzyk alarmu ale ciemność która panowała skutecznie przeszkadzała mu cokolwiek zrobić. Coś się działo, słyszał kroki, krzyki ale nic nie widział. Wymacał swoją tarczę i młot i chciał ruszyć ale nie wiedział dokąd. Po chwili rozległ się gdzieś obok niego krzyk Thorguna -Ergan, pilnuj Khaidar
Ergan nadal ślepy jak kret starał sobie przypomnieć gdzie była krasnoludka. Ktoś przebiegał mu przed nosem ale kto to był? Krasnolud? Skaven?
Nagle rozbłysło światło i Ergansson zobaczył płonący wózek górniczy, ogień rozprzestrzeniał się szybko dając dużo światła. Dopiero teraz krasnolud dostrzegł wszystkich swoich towarzyszy i dwa skaveny. Jeden ze szczurów uciekał z miejsca gdzie leżała nieruchomo Khaidar, drugi wbiegał do wody tuż przy oczyszczarce. Ergan nie znał się na medycynie a Khaidar zdawała się być teraz bezpieczna. - BUM- Thorgun wypalił do bliższego szczura ze swojej rusznicy i skaven wpadł bezwładnie do wody. Ergan podbiegł do brzegu i widział jak oba skaveny znikają gdzieś pod skałą tam gdzie według krasnoluda powinna być kolejna oczyszczarka. Ergansson krzyknął.
-Hej , pod wodą jest przejście do drugiej komnaty za ścianą...tak jak podejrzewałem...

Jednak czy ktoś słuchał krasnoluda? Nie wiadomo. Ergansson przywdział pośpiesznie koszulkę kolczą na grzbiet i zarzuciła plecak z gratami na plecy. Detlef zarządzał już obronę przy wejściu do sali bo jakieś dziwne światełka pojawiły się w tunelu. Grundi , Roran i Galeb też byli na przedzie a Dirk zdawało się, że podsycał ogień wózka, który dymił coraz bardziej. Kyan zdawał się być spokojny i ..ranny bo Thorin przypadł do niego i mocował się z jakimś nożem. Thorgun zajął się Khaidar a Dorrin zdawał się być jeszcze bardziej zdezorientowany od Ergana.
Krasnolud nie chcąc wprowadzać większego chaosu niż był czekał na rozkazy Detlefa. W końcu to on miał trzymać to wszystko jakoś w kupie...
 
blackswordsman jest offline  
Stary 14-10-2014, 23:26   #479
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Detlefie przyszykuj obronę, ja dam wam zaraz bomby, w tym wąskim korytarzu upieczemy skurwieli - krzyknął Dirk.

- Zróbcie coś z tym pieprzonym wózkiem zanim nas zadusi! - Thorin chustę owinął wokół szyi poprawił i założył na twarz, mocząc ją uprzednio wodą. - Załóżcie chusty ! - dokrzyczał, zajmując się już właściwie Kyanem i jego raną.

- Samo się zaraz wypali i przestanie tak kopcić! - Krzyknął Dirk do Thorina.

- Skurwysyn… noże nasączone jadem! - warknął Galeb wciskając nóż do rzucania za pas - Oberwałem po poliku.

Thorin zaklął pod nosem. - Grundi rozgrzej ostrze nad ogniem, pewnie będzie trza przypalać!

- Jak zobaczymy czy z tunelu nic nam nie grozi! - Odkrzyknął Fulgrimsson.

- Coś złego się dzieje z waszą kobietą. Ona chyba umiera! - Ryknął potężnie Huran pochylając się nad leżąca Khaidar.

-Hej, tak jak podejrzewałem, za ścianą jest kolejna komnata w skale…Musi być blisko , każdy przytomny powinien dać radę z asekuracją...Wydaje się, że głębiej prąd jest słabszy. Jak skaveny dały radę to i my damy. Uważam to za dobrą drogę ewakuacji tyle, że wszystko zamoknie.- Krzyknął Ergan.

- Galeb, przemyj ranę, najlepiej spirytem i pozwól swobodnie spływać krwi na ziemie, przypal jak tylko rozgrzejesz ostrze. Jak rozgrzejesz metal na swoją ranę, to go użycz potem i tutaj - zawołał do Galeba medyk. Thorin nie przerywał działań, nad rannym Kyanem. Po ułamaniu sztyletu w ranie Kyana Thorin zawołał. - Pomóż mi tu któryś!

- Zawrzeć japy! Robicie jazgot jak przekupki na targu. Raportować! Kto ranny? Kto zginął? Gdzie wróg? Ilu było? Skąd nadeszli? Dirk, pilnuj tego cholernego wózka! Pomóż Thorinowi z rannymi. Reszta szykować się - broń, pancerze i dawać tutaj! Mamy gości w tunelu.

- Szefie, wózek nigdzie nie ucieknie! Ja zaraz dołączę do obrońców korytarza, z bombami! - Odpowiedział Dirk.

- Zrób coś, żeby nie kopcił i pilnuj, żeby nikt się nie poparzył.

- Kopcić już zaraz przestanie, a kto szalony to wepchnie tam łapy. - Dorzucił Dirk wpychając koc do plecaka.

- Po prostu zajmij się tym i pomóż Thorinowi. Pogadamy później, jak będzie czas.

- Rozkaz! - Dirk zakończył pakowanie i ruszył pomagać Thorinowi. Obmył ręce w rzece i podbiegł do Thorina. - Mów mi Thorinie co mam robić. Jak mam pomagać.

- Khaidar jest ranna! - Krzyknął ponownie Huran, raz po raz kaszląc.

Wszystkim krasnoludzkim wojownikom, którzy w tunel zaglądali ukazał się złowieszczy obrazek przedstawiający jak to płomyki gasną, jeden, drugi, trzeci...po chwili wszystkie, niektóre zwyczajnie gasły na wysokości sufitu, inne jakby rzucone na skałę i zostały zadeptane. Snopy iskier wypełniły na chwilę tunel a gdy i te zgasły zrobiło się w tunelu całkowicie ciemno. W sali zaś gdzie znajdował się khazadzki oddział nie tylko rzeka zdawała się wypełniać odgłosami to miejsce ale i płonący wózek który strzelał i słał pod sufit chmury iskier oraz wrzeszczący wniebogłosy Kyan.

- Zgaście to cholerstwo! Ergan, zajmij się tym! - krzyknął, wskazując na wózek do transportu rudy. - Szykować kusze i rusznice. I cisza! Żebyśmy ich słyszeli. Cisza mówię! Jego też uciszcie! - Tym razem spojrzał w kierunku rzucajacego się Thravarssona. Wychylił się raz jeszcze i zawołał w kierunku nadchodzących - Kim jesteście. Stać, bo zginiecie!

-Sie robi… Ergan nasunął na ręce rękawice hutnicze i z rozpędem wepchnął płonący wózek do wody aby zatonął. Po tym przygotował się do ładowaniu kuszy i kolejnych rozkazów Detlefa. Powtórzył komunikat. [i]-Pod wodą jest wyjście do drugiej komnaty podziemnej...blisko...
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 15-10-2014, 00:41   #480
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
W sali oczyszczarki zawrzało jak w ulu na te kilka chwil. Detlef rzucał pytania a po nich nastąpiły rozkazy, do tego woda w rzece pieniła się tak jakby ktoś nagle zwiększył jej ciśnienie. Gdyby tego wszystkiego było jeszcze mało to na dodatek wózek podpalony przez Dirka płonął już potężnie i gdyby nie paskudna sytuacja w jakiej wszyscy się znaleźli to ktoś by mógł ocenić ów wózek jako płomień nadziei… tak jednak nie było. Detlef nakazał ugasić jedyne źródło światła które stawało się powoli także potencjalnym zagrożeniem dla obecnych w sali, czarny dym szybko wypełnił przestrzeń pod sufitem groty. Ergansson nie czekał długo i zgodnie z rozkazem ugasił ów wózek… nim jednak do tego doszło, miała miejsce szereg zdarzeń. Pierwej Huran zajął się pobieżnie Khaidar i gdy ta zaczęła się już wybudzać z dziwacznie mocnego snu, zostawił ją i ruszył by założyć swój rynsztunek. Rorinson niechlujnie wrzucił na siebie kolczugę a w chwilę później naciągnął cięciwę kuszy i złożył na łożu bełt… biegiem ruszył w stronę tunelu przy którym gotował się do starcia Detlef i tam Huran przywarł do ściany, był gotów do boju. Syn Siggurda także nie pozwolił sobie na jakąkolwiek zwłokę, błyskawicznie załadował rusznicę i wycelował w czerń tunelu… jako jedyny nie zrobił niczego więcej, jedynie czekał w skupieniu na wroga.




Galvinson postanowił zaś chronić cyrulika Alriksona i rannego tropiciela Kyana, chwycił więc za młot z durazulu i tak uzbrojony dopadł w biegu do miejsca na środku sali gdzie Thorin i Dirk pracowali w pocie czoła i z rękoma umazanymi we krwi Thravarssona by uratować tego ostatniego. Galeb zdołał przemyć sobie ranę na twarzy spirytusem którego flaszka stała obok rannego Kyana, gdy już to zrobił rzucił tylko okiem na tunel, później na głąb sali a na koniec na rzekę...stamtąd czekał ewentualnego ataku. Pod nogami Galeba zaś praca dosłownie płonęła w rękach Urgrimsona. Kyan leżał tam a oczy wywracały mu się w tył czaszki, Thorin faszerował go jakimiś miksturami i przy użyciu narzędzi chirurgicznych grzebał bezceremonialnie w gigantycznej ranie w boku tropiciela… gdy zaś tylko narzędzia zostały wyciągnięte z rany, Dirk od razu przypalał ranę rozgrzanym do czerwoności sztyletem… i dalej, Thorin wracał do rany swymi precyzyjnymi ostrzami, a po chwili Dirk znów kauteryzował ranę i paskudny swąd palonego ciała rozchodził się po sali. Kyan już nie krzyczał, widać medykamenty Thorina zrobiły swoje. Praca trwała i także Grundi nie pozostał bierny w ów wysiłku. Dozbroił się, opancerzył na tyle na ile czas pozwolił, pod tarczą i ze złowrogim dziobem nadziaka ustawił się pod ścianą, po drugiej stronie wylotu tunelu… tak trwał, sapał, pocił się i czekał, tak jak i reszta załogi. W chwilę później, wielkimi susami nadbiegł Dorrin i przyniósł Detlefowi latarnię, podał ją i przeskoczył na drugą stronę tunelu by tam szykować się do starcia. Dorrin w rękach dzierżył swój wielki topór którego stylisko owinięte było łańcuchem, choć broń była to straszliwa to w tunelu nie zdałaby się na nic, ale tu, w tej sali to już było co innego, tu można było machać takim kolosem i siać postrach wśród wrogich zastępów. Pomimo swych straszliwych ran, dziki wojownik nie miał zamiaru odstąpić od bitki… jednak jego ciało nie było okryte pancerzem, miał na sobie jedynie buty, spodnie i przepoconą, zakrwawiona koszulę, potężne, owłosione ramiona błyszczały od potu i uwydatniały muskuły tym samym ukazując swą siłę, Dorrin czekał na bój… ale czy w ogóle jakiś miał nadejść?!

Thorvladsson planował akcję, ustanowił pierwszą linię w której miał stanąć on sam z Grundim i Roranem, ustawienie półksiężycem mieli zablokować ewentualnym wrogom wejście do sali, a zwarcie nastąpić miało po oddaniu pierwszej salwy lub na wyraźny rozkaz Detlefa. Stary Huran i strzelec Thorgun oraz Ergan mieli w miarę możliwości pozostać w walce dystansowej i po oddaniu strzału repetować broń, a walka miałaby mieć zasady wahadłowe… salwa po której nastąpić miało zwarcie walczących wręcz, później rozstąpienie i znów salwa strzelców i ponowne zwarcie szeregów… i tak aż do wygranej lub zmiany sytuacji na polu potyczki. Po chwili Detlef oddelegował Dorrina do pilnowania sali od strony rzeki co nie spodobało się za bardzo temu ostatniemu. Pojękiwał coś pod nosem i rzuciwszy jakieś przekleństwo dołączył po chwili do Galeba na brzegu rwącej podziemnej rzeki. Kolejne kroki także szły zgodnie z planem... Ergan wtedy właśnie wepchnął do rzeki płonący wózek który syknął potężnie i posłał pod sufit chmurę gorącej pary, na szczęście młody azulczyk miał na sobie grube hutnicze rękawice i poza lekkim opaleniem sobie brwi i oparzeniem twarzy nic mu się nie stało. Światło zgasło i w sali zapanowałby całkowity mrok gdyby nie latarnia Detlefa która dawał lekkie światło. To właśnie dzięki tej poświacie Thorin i Dirk zdołali załatać ranę Kyana, w ostatniej chwili można by rzec. Obaj wstali i już ruszyli do innych zajęć, a Kyan wciąż leżał obolały, czuł się fatalnie, był ciężko ranny. Fakt, tropiciel mógł się ruszać, a nawet wstać ale w głowie mu się kręciło i miał gorączkę… ale nie czuł bólu o dziwo, pewnie dzięki medykamentom medyka i alchemika. W pancerzu Kyana ziała ogromna dziura, zupełnie jakby sztylet wroga zignorował tę stalową zasłonę. Kyan wstał i rozejrzał się. Galeb i Dorrin byli przy rzece i patrzyli w czerń wody, Khaidar gramoliła się na końcu sali, jakby ranna miała problemy z ustaniem prosto na nogach, Dirk i Thorin robili coś na środku sali… a pod ścianą, zaraz przy tunelu, po obu jego stronach czaili się Detlef, Roran, Grundi i Huran, na środku zaś klęczał Throgun celując w tunel z rusznicy. Wszyscy czekali.




Ergan po wepchnięciu jednego wózka do wody szybko chwycił za drugi i podepchnął go do tunelu, zablokował nim wejście i przycupnął przy ścianie, załadował kusze i czekał kolejnych wydarzeń, a te nadejść miały już lada chwila. Wózek który stanął niczym czop przed tunelem zablokował pole widzenia Thorgunowi i ten był zmuszony wstać by móc dalej słusznie celować w mroki szczeliny w skale. Gdzieś na końcu sali Khaidar wreszcie doszła do siebie, na skale zauważyła krew, tam gdzie przed chwila miała głowę, zauważyła też krew na własnym ubraniu i dłoniach, czuła jej smak w ustach… bardzo źle się czuła, niesamowicie bolał ją brzuch ale spojrzała w głąb sali i dostrzegła słabą poświatę latarni, a jej świetle ustawionych pod ścianami swych towarzyszy gotowych do walki… coś się działo. Khazadka chwyciła za broń i przełamując fale bólu szykowała się na najgorsze, innej możliwości nie było, bo jeśli to miało być albo nie być, to ból nie miał teraz znaczenia… jutro mogło wcale już nie nadejść.




Przy wylocie tunelu zaczęło się coś nagle dziać. Detlef odliczył co jego i podkręcił płomień latarni, po chwili pełna moc światła ukazała się a dowódca oddziału wystawił latarnię w obręb wejścia tunelu i zajrzał weń przez szczelinę między ścianą a wózkiem, w ten zaś ułamek chwili oto co zdołał wypatrzeć tak on jak i Thorgun który czekał z rusznicą wycelowaną w głąb tunelu. Pierwej kłębowisko jakieś, wzrok dostosował się do światła i ocenić mógł kontury, miecze, włócznie, szable, pazury, ogony… cała masa skaveńskiego tałatajstwa przeciskała się wąskim tunelem. Jedne za drugim, jeden pod drugim, uderzając o siebie, tratując się i odpychając, gryząc ogromnymi szczękami uszy i pyski swych braci… a jednak w ciszy, tylko to ciche, dziwaczne tuptanie i metaliczne odgłosy płyt pocierających o siebie, kolczych zasłon, przypadkowych uderzeń bronią o skalne ściany. Detlef znał ten obrazek, jednak tym razem było coś nowego, ten który prowadził zgraję szczuroludzi był inny niż wszystko co do tej pory Detlef w swym długim życiu widział. Odziany w skórzany pancerz, w białozielonych szatach, z dziwną maska na pysku i uniesionymi do góry łapami w których trzymał nic innego jak zieloną szklistą kule… to ostatnie Detlef już doskonale znał. Nagle rozległ się huk, ale jakiś obcy, jakby wytłumiony… Thorlvaldsson zauważył jak po skalnym podłożu toczy się zielony pocisk, obija od skał ale o dziwo nie pęka, jest owinięty sznurami… bam, bam, bam, toczy się wprost w kierunku wózka który blokuje drogę do sali.


 
VIX jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172