Winda...
Bez wątpienia trzęsące się, skrzypiące i zgrzytające pudło byo windą, skoro poruszało się w pionie, a przynajmniej w dół, bo taki kierunek obrała D3.
Trudno było orzec, czy podróż windą była lepszym wyjściem, niż samobójczy niemal atak na Obcych. W każdym razie ani nie runęli w dół, ani nie natknęli sie na owym dole na jakiś komitet powitalny.
Słowo "doki" niewiele Peterowi mówiło. Wiedział tylko, że miało jakiś związek z przylatującymi i odlatującymi małymi statkami. Jak to jednak miałoby działać, tego pewien nie był.
Był za to w stu procentach pewien, że w tej chwili, gdy statek Obcych znajduje się na powierzchni ziemi, lub też się w nią wbił, o żadnym wylocie nie byłoby mowy.
Nie mówiąc już o tym, że nijak nie potrafiłby takim statkiem pokierować.
Zawsze jednak istniała szansa, ze uda się im opuścić tę przerośniętą metalową klatkę.
- Chodźmy pozwiedzać - zaproponował.
Było to z pewnością lepsze, niż stanie bez ruchu przy szybie windy. |