Wolf pomagał przy Youviel dopóki nie została obandażowana. Nie był typem człowieka, który lubi się użalać - ani nad sobą, ani nad innymi. Udało im się pomóc elfce na tyle, ile warunki pozwalały. Teraz zaś musieli się zbierać, w razie gdyby smok jednak wrócił do swego leża. Najemnik zostawił towarzyszkę pod opieką cyrulika i udał się do namiotu. Zebrał i pochował ich rzeczy, a potem zwinął namiot. Odebrał wodze konia Lotarowi i przytroczył pakunki do siodła. Tym razem on zaopiekował się klaczą kobiety.
Nie musiał dyrygować ani popędzać innych. Każdy miał świadomość, że należy się stąd ulotnić. W istocie mieli szczęście. Z pewnością niewielu jest na tym świecie szczęśliwców, którzy ujrzeli smoka. Jeszcze mniej przeżyło, by o tym opowiadać. Choć nie stoczyli z nim żadnej walki, z pewnością będzie to temat do snucia opowieści przy kuflu piwa w zajeździe.
Wolf uderzył lekko piętami w boki konia i podjechał do wozu, na którym została ułożona elfka. Nachylił się, by sprawdzić czy jest przytomna, oraz czy jest dobrze okryta kocami, a następnie wyprostował się w siodle. Upewnił się, że wszyscy są gotowi do podróży - zarówno krasnoludy, jak i jego drużynnicy - po czym dał znak do wyruszenia.
- Gomez, Milano. Ruszajcie do przodu i trzymajcie odległość pięćdziesięciu metrów. Lotar, Laura. Straż tylna. Patrzcie też w niebo, w razie gdyby bestia chciała na nas zapolować.
Przez całą podróż trzymał się blisko wozu z elfką. Choć czasem na nią patrzył, to jednak skupiał uwagę na obserwowaniu otoczenia i wypatrywaniu zagrożeń. Był świadom, że to ona choć poparzona miała najwięcej szczęścia. Jeszcze żyła i miał nadzieję, że tak pozostanie - Morr, czy też jej wałsny bóg śmierci nie zabierze jej do swych ogrodów. A Shalya będzie czuwać nad jej szybkim powrotem do zdrowia. |