Almena otrzepała się. Co....? Jak to jutro?! Muszę... zobaczyć... Lancelota....! Dlaczego... jutro...?! Już... wieczór...?! – elfka nieprzytomnie rozejrzała się wokół. Towarzysze siedzieli wciąż przy stole, na którym widniały resztki jedzenia. Do komnaty przez okno wleciał sokół, najedzony widać, i usadowił się na oparciu krzesła elfki.
Dziwna rzecz – pomyślała elfka. – Dopiero co wstałam, zjadłam trochę, trochę gawędziliśmy, i już wieczór?! – zajrzała półprzytomnie do swojego kielicha. – Co ja u diabła wypiłam...?! Pewnie za mocny ten trunek był jak na mnie, chyba straciłam rachubę czasu przez niego...
Miała już odjeść, gdy William zagadnął ją rozmownie.
- Ach, dziękuję... – uśmiechnęła się przyjaźnie. – Od najmłodszych lat uczono mnie opieki nad zwierzętami – Raav zapiszczał na potwierdzenie, że ma się dobrze. – Pochodzę z odległej krainy, zostawiłam ją za dwoma łańcuchami górskimi i trzema wielkimi rzekami. Dobrze się żyło w rodzinnej osadzie, jednak zawsze marzyłam by poznać trochę świata... Matka była znachorką, ojciec łowcą, w jego ślady poszłam. Zazwyczaj podróżowałam sama, z Raavem jedynie, więc tym bardziej zaszczycona jestem waszym towarzystwem, choć i nieco nim speszona, przyznam – zarumieniła się. – A waćpan skąd pochodzisz? Ech, szkoda, że jutro dopiero mamy wyruszać – przyznała. – Nie podoba mi się to zbytnio, jeśli mam być szczera. Ale cóż, słowo króla trzeba szanować. Nie zmęczyłam się jednak tym siedzeniem, chętnie rozejrzę się po okolicy. Może się przyłączysz? – zaproponowała wesoło. – Przejdźmy się trochę po zamku, po dziedzińcu... może natrafimy na jakieś... ciekawostki; interesujące miejsca, intrygujących ludzi, a przy okazji opowiesz waćpan o sobie, hm?
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |