Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2014, 02:00   #30
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Words are.... sufficient?

- To ma być to ogromniaste niebezpieczeństwo? Phi! - prychnął Gort, któremu wyraźnie nie zaimponował strażnik mostu. - Mój trzeci oficer spokojnie dałby radę skopać mu dupę.
Pirat wkroczył na most i bez ceregieli zaczął zbliżać się do gigantycznej budowli.
- Hej, ty tam dziadygo! - zakrzyknął gromko w stronę barbarzyńcy. - Widziałeś tu gdzieś takiego niebieskiego babsztyla z cieniem i śniegowym dzieciakiem!?
Starzec zignorował słowa Gorta, stał jedynie oparty o ścianę budowli, obserwując w milczeniu zbliżającego się pirata.
- Witaj strażniku - Faust, jak zresztą niemalże zawsze, był milszy niż jego czarnoskóry compadre. Jego oczy przeważnie przepełnione były szacunkiem, nawet jeśli ktoś na niego nie zasługiwał. Potrzeba było naprawdę dużo, by blondyn przestawał patrzyć na rozmówcę jak na kogoś o zbliżonej wartości co on.
- Zatrzymałeś w swoje karierze wiele, prawdopodobnie zbyt wiele, osobników, jednak chyba nie sądzisz, że zdołasz zatrzymać naszą trójkę? - zapytał, wyraźnie zaciekawiony. Jego oczy jarzyły się delikatnym światłem.
- Cichy z ciebie drab, co? To zobaczymy co powiesz na mały prezencik powitalny! - zawołał Czarnoskóry, który nie zatrzymując się przyłożył dłoń do lewego barku i zaczął kręcić ramieniem na końcu którego uformowała się kolczasta kamienna kula pokryta czarnym haki. - Bari Bari no Black Rock Skullcrusher! - zakrzyknął, wypuszczając kulę która miała uderzyć w herosa, a zaraz po tym sam Gort zerwał się do szarży na strażnika mostu.
Obstawiamy? Draśnie go, chybi… czy nawet nie zrani? - Rzekł do blondyna Richter stojąc z założonymi rękoma obserwując szarże Czarnoskórego, wolał najpierw się dowiedzieć coś o przeciwniku zanim zacznie go szatkować.
- Moje oczy...są oczami sokoła… - wyszeptał ledwie słyszalnie starzec, a rękojeść włóczni błysnęła lekko. Strażnik mostu poruszył się o wiele szybciej, niż można by się spodziewać, po jego posturze. Chwycił kulę między kolcami i odrzucił ją na bok. Szarża murzyna została przerwana w momencie gdy Hajmdal pochwycił go za przegub i odrzucił w bok. Ciało Gorta oderwało się od ziemi, a Hajmdal zakręcił piratem niczym kukiełką, posyłając go w stronę jego towarzyszy. Czarnoskóry opadł na mokrą posadzkę, tóż u stóp Calamitiego.
- Odejdźcie stąd śmiertelni. Ja Hajmdal nie przepuszczę, przez ten most nikogo kto nie jest godny.
- Sugerujesz, że przejście na drugą stronę jest równoznaczne ze stratą “śmiertelności”? - Faust nie zamierzał wszczynać niepotrzebnej walki. Z przyjemnością poobserwowałby zmiany, które zaszły w stylu walki Gorta w ostatnim roku, pozwolił mu pójść na całego, może nawet umrzeć za swe ideały… Strażnik równowagi skarcił się w myślach, to nie była chwila na gdybanie.
- Czy może twierdzisz, że istnieją istoty prawdziwie nieśmiertelne? - zadał kolejne pytanie. Każde z nich było starannie wymierzonym atakiem, który miał sprawić, że blondyn doda kolejny rozdział do tomiszcza wiedzy tajemnej.
- A może “godni” definiowani są tym… że przechodzą po twych zwłokach? - Wystawił rękę by pomóc wstać Czarnoskóremu. - Nie będziesz pierwszym… który nas zlekceważył. - Powietrze wokół Richtera stało się cięższe, dając wrażenie że wszytko co go otacza jest co najmniej zaniepokojone jego obecnością. - Ten cały Loki ma… dziwne poczucie humoru. Najpierw nas wzywa… potem stawia nam problemy na drodze. - Te ostatnio zdanie było skierowane do jego towarzyszy.
- Tam gdzie prowadza wrota cza spłynie inaczej. Pojęcie śmiertelności rozumiemy tam na swój sposób. -odparł Faustowi strażnik, zakręciwszy swoją włócznią. - Odważnyś lub głupiś człeku jeżeli chcesz mnie wyzwać na pojedynek. -dodał w stronę Calamitiego.
- Ależ skąd… nie jestem na tyle głupi… by zabijać cię w uczciwej walce. - Pomachał ręką jakby chciał odgonić muchę. - Dobra… panowie. Śmiem stwierdzić że… rozmową tego nie rozwiążemy. Co teraz? -
Umięśniona dłoń pirata zacisnęła się na opancerzonej rękawicy, gdy ten z pomocą zbrojnego podniósł się na równe nogi.
- On chce żebyśmy grali w jego grę i według jego zasad... co piekielnie mnie wnerwia - wyjaśnił Richterowi. - Ale czeka tu na mnie mój nakama, więc dopóki jej nie znajdę muszę po prostu iść naprzód, obijając mordę każdemu kto stanie mi na drodze.
Czarnoskóry strzelił karkiem i ponownie napiął muskuły oraz pochylił się, szykując się do kolejnej szarży na strażnika.
- Możecie mi pomóc, coby poszło rychlej. Nie pozwolę żeby Błękitka znowu mi spieprzyła - oznajmił, po czym z dzikim wrzaskiem ruszył na przeciwnika. Tym razem jednak moc jego ambicji wypływała z niego fala za falą, mieszając się z emanującą z mostu przytłaczającą i tajemniczą energią. Jeśli wcześniej samo przebywanie na nim było groźne dla zwykłego człowieka, to teraz byłoby wręcz śmiertelne. - GORT’S BLACK ROCK MEGA SMASH!!! - zakrzyknął, zaś jego ręka pokryła się czernią gdy miał zamiar uderzyć całym swoim ciałem w stojącego mu na drodze herosa.
Faust stał w bezruchu. Odczuwał wpływ zdobytej w boju z przeznaczeniem charyzmy, jednak nie został porwany do walki. Pozostawał w miejscu, analizując rezultaty działań czarnoskórego. Chciał nieco poznać Hjamdala, nim będzie zmuszony wznieść przeciw niemu broń.
Dłoń strażnika równowagi uniosła się w stronę Calamitiego. Pokazywał zwyczajowy znak “Stop”. Jeśli Gort zamierzał przeć przed siebie, musiał być świadom tego konsekwencji.
- Prawdopodobnie skomplementowałeś sir Richtera jak nikt dotychczas, przynajmniej w tym jego żywocie - Faust uśmiechnął się szeroko, kontynuując rozmowę ze strażnikiem przejścia. Gort mógł mu sprawić jakieś problemy, jednak z całą pewnością nie wystarczające, by ten zaniechał jedynej rozrywki od setek lat.
- Czas płynie inaczej, czyżbyś żył tutaj właśnie z tego powodu? - blondyn podążał głową za Hajmdalem.
Fala ambicji Gorta napotkała ostrze włóczni i została rozcięta niczym materialny obiekt. Negatywne morale jakimi chciał przygnieść dawnego Herosa zostały rozbite w perzynę przez broń strażnika.
Po raz kolejny ręka Hajmdala, którego oczy dalej lekko błyszczały, bezwzględnie ominęła wszelkie próby defensywy i uników. Dawny tytan pochwycił gardło Gorta, po czym obrócił się, znajdując się nagle za plecami murzyna. Jego mięśnie napięły się monstrualnie, gdy zatrzymał pęd ciała wroga. Bez skrupułów, szybkim ruchem przeniósł wielki łapsko na twarz murzyna i mocno wykręcił jego głowę, tak że normalnie kark pirata pękłby na dwoje.
Hajmdal odrzucił ciało na bok, nie wiedząc, że tak naprawdę kamienne ciało, niezbyt przejęło się tym atakiem. Jedyne co było w tym irytujące to fakt, że Gort widział teraz swoje plecy i tyłek z przodu.
- Żyję bowiem czas gdy miałem umrzeć już minął. Moje przeznaczenie zaś się nie wypełniło. -stwierdził, opierając tępa część włóczni na ziemi, myśląc chyba, że Gort nie jest już zagrożeniem.
- Sugerujesz więc, że bogowie i im podobni nie tyle są wieczni, co w ich wymiarze nie ma faktycznego upływu czasu? - Faust był wyraźnie zaintrygowany. Jeśli stanie się istotą wieczną, chociażby na wzór Mirro, równało się dostępowi do prywatnego, jak i wspólnego, boskiego wymiaru, całkowicie zmieniało to koncepcję wiedzy tajemnej. Przyszłe pokolenia strażników równowagi zdawały się bezustannie rosnąć w siłę.
- Jesteś tylko człowiekiem i rozumiesz tyle ile człowiek może pojąć. - mężczyzna pokręcił głową na boki. - Wasz czas nie jest równy naszemu. Wasze losy nie spisane są w tych samych księgach co nasze.
-Twe słowa są tylko w połowie prawdą. - Faust również zakręcił głową w geście niezgody. Gdy ta ustała, a niebieskie oczy blondyna po raz kolejny wbiły się w niegdysiejszą legendę, strażnik mógł kontynuować.
- Bogowie nie powinni ingerować w życie śmiertelników. Śmiertelnicy w sprawy boskie. To prawda - blondwłosy uśmiechnął się pokrzepiająco, jakby starał się sympatyzować z rozmówcą.
- Problemem są istoty, które przez swoje starania łamały kolejne bariery, zmieniały swe przeznaczenie, przekraczały potencjał, dokonywały pozornie niemożliwego. - Faust kontynuował, zaś obserwatorom mogło się zdawać, iż zatracił się w swym wywodzie. Nic bardziej mylnego, blondyn był czujniejszy niż większość zgromadzonych.
- Niektóre z tych problemów, to właśnie nasza trójka. Pokorny strażnik równowagi będący czempionem i przyjacielem dwóch części starożytnego boga. Rycerz otoczony przez wprawiającą w zachwyt nawet samego Lokiego rozpacz, oraz pirat zdolny do osłabienia części najsilniejszej znanej światu pieczęci. - zakończył, czekając na odpowiedź.
Jaskinia tymczasem poczęła lekko drżeć jak gdyby w przypływie nagłego trzęsienia ziemi, zaś odrywające się z sufitu fragmenty skał uderzały z głośnymi chlupnięciami w taflę wody, gdy Gort leżący za plecami Hejmdala podniósł się na równe nogi i jak gdyby nigdy nic zaczął zbliżać się w kierunku wejścia do budowli. Tym razem pirat miał na głowie sprawy które interesowały go bardziej niż walka z upierdliwym dziadem, co świadczyło o tym jak bardzo Shiba musiała mu zaleźć za skórę, a także jak bardzo zależało mu na życiu jego nakama.
Strażnik chciał odpowiedzieć Faustowi, zaś wyraz jego twarzy wyraźnie się zmienił. Widać coś wypowiedzi strażnika go poruszyło. Jednak trzęsienie zagłuszyłoby możliwość normalnej rozmowy. Hajmdal był wojownikiem i tytanem, ale nie był głupcem. Siedział w tym miejscu od tysięcy lat i nigdy nie było tutaj sejsmicznych tąpnięć, nie miały tu wstępu. Gort zaś pokazał mu wcześniej swe moce związane z kamieniami, więc starzec od razu pojął, że pirat nie jest jeszcze wyeliminowany.
Skoczył wraz ze swoja włócznią w stronę czarnoskórego, celując prosto w jego twarz. Tym razem jednak to Gort mógł się popisać refleksem. Co prawda by pochwycić włócznię w czasie ataku mógł tylko pomarzyć, ale głowę zdążył odsunąć, pozwalając ostrzu włóczni przeciąć powietrze.
- Czyli na Ciebie potrzeba czegoś więcej..przyjacielu wysłannika kłamcy? -warknął, podrzucając włócznię, która pięknie opadła na swe miejsce na jego plecach. W tym czasie jego ręką już zaciskała się na młocie, którego rękojęść ozdobiona była smoczym łbem.
- Nie mam na ciebie czasu, zgredzie - prychnął pirat, zerkając w kierunku wejścia do budowli. - Policzymy się innym razem - stwierdził, gdy pomiędzy nimi wyrosła kamienna ściana, której dotknął dłonią by pokryć ją czarnym haki, zaś następnym jego ruchem miało być utworzenie pod stopami kamiennej kolumny, która wyrzuciłaby go w stronę wejścia nim heros zdoła go powstrzymać przed wkroczeniem do środka.
Hajmdal zacisnął zaś tylko pięść, a wrota zamknęły się z hukiem. Gort zaś łupnął o nie z głośnym brzdękiem.
- Czyli wysyła was Loki co!? - ryknął wyraźnie rozgniewany, nie kierując słów do nikogo konkretnego.
- Tak właściwie to przyszedłem tutaj między innymi żeby i jemu obić mordę, ale skoro tak się prosisz, to możesz być pierwszy - odparł Czarnoskóry z wyraźną irytacją odwracając się z powrotem w kierunku Hejmdala. Strzelił on karkiem i uniósł do góry zaciśnięte pięści, szykując się do pojedynku.
- Osobiście spełniam tylko narzucone mi przez Zeusa zadanie. - Faust rozłożył ręce na boki w geście bezradności. Nie podobało mu się przymusowe branie udziału w eskapadzie, która mogłaby się odbyć bez niego, jednak długi trzeba spłacać. Umowy muszą być dotrzymane, a przynajmniej większość z nich.
- Jako strażnik równowagi nie zamierzam zmieniać tamtej strony świata. Co najwyżej ją poznać i przyprowadzić kilka osobliwości do porządku. - stwierdził, wykonując delikatny krok do przodu.
Młot został groźnie zwrócony w stronę blondyna. - Zeus. Tfu. Stary dziad. -warknął spluwając na tęczowy most. - Myślisz, że tak łatwo ci uwierzę? Jeżeli przysłał was Loki, to zapewne właśnie coś takiego kazałby wam powiedzieć. -warknął, po czym zaczął kręcić w dłoni młotem, sprawiając że powietrze dookoła broni zaczęło z rykiem godnym smoka gęstnieć.
Faust głośno westchnął, a znajdujący się w okolicy mogli poczuć wypływające z niego szczęście. Najwyraźniej Hajmdal właśnie zawiódł jego własną osobę.
- Stoisz przed wyborem, próbować walczyć z tą dwójką - tutaj Faust spojrzał na znajdujących się po jego boku herosów. - Gdy ja spróbuję cię ominąć, lub poznam twoje sztuczki i wygram następne starcie, lub przepuścić tylko odpowiednie osoby. - stwierdził, zaś jego oczy po raz kolejny wbiły się w strażnika mostu.
- Na zewnątrz jest osobnik, który już dawno stał się wieczny. Co gorsze, jest niesamowicie inteligenty. Sama jego wiedza sprawiła, że zyskał uznanie bogów. - najwyraźniej blondyn zamierzał odsłonić jeszcze jedną kartę.
- Dla dobra obu stron tego świata, tej należącej do śmiertelników, jak i drugiej, oddanej istotom boskim, nie możesz pozwolić, by znalazł się po drugiej stronie. - strażnik równowagi zdawał się być niewiarygodnie poważny. Stał w bezruchu, nie prowokując nawet najmniejszej akcji ze strony Hajmdala.[/i]
- Bla bla bla… - Gort zaczął przedrzeźniać Fausta, ruchami otwartej dłoni imitując kłapiące usta. - Ja tam nie będę prosił nikogo o pozwolenie, ale jak ten tutaj zejdzie nam z drogi, to obiecuję że nie rozkwaszę mu mordy… tym razem - wtrącił swoje trzy grosze.
Ostre niczym katana blondyna spojrzenie wbiło się w czarnoskórego. Zdawało się, że krzyczy “Zamilcz”, czy też “Giń” - zależnie od tego, jakie kto miał zdanie o strażniku równowagi.
- Nawet jeśli byś nas pokonał, raz za razem będzie tu przychodzić armia klonów wyróżnionego przez bogów naukowca, każdy silniejszy i bardziej przygotowany do walki z tobą. - Faust zdawał się być wyjątkowo smutny tym faktem. - Jedyne czego pragnę, to być przepuścił nas, a pozostawił w tym świecie tych, którzy mogą zniszczyć równowagę obu stron
świata.
- stwierdził w końcu.
Brodacz kręcił młotem słuchając Fausta...a jego broń stopniowo zwalniała. - Czyli jest z wami Nino…? - mruknął, gdy obuch wykonał kilka ostatnich powolnych obrotów. - Czyli nie jesteście od Lokiego… on zawsze gra ostrożnie, a sprzymierzanie się z tym różowowłosym dziwakiem to jak na moje oko szaleństwo. -stwierdził, odsłaniając przy tym zakusy sławy geniusza.
- Był tu kiedyś, próbował przejść. -dodał jak gdyby chcąc się tłumaczyć. - I uwierzcie mi, zabijanie tej samej osoby, nawet śmiertelnej przez siedem dni i nocy bez przerwy, potrafi doprowadzić do manii. - Hajmdal westchnął. - Czego tu szukacie i czemu on jest z wami i co ma do tego wszystkiego Loki?
- Ten dupek w okularkach kazał wybić moją załogę, a Błękitka przeszła na jego stronę i porwała jedną z moich nakama - wypalił Gort, którego twarz ściągnęła się w wyrazie nienawiści. - A teraz miała gdzieś tu na nas czekać, więc muszę ją znaleźć zanim znowu mi spieprzy - wyjaśnił krótko i rzeczowo.
- Ja zaś pragnę naprawić to, co zniszczył Loki. Odnowić więzienie, które pęta boga pozbawionego obowiązków. Istoty, której potęga jest stała, mimo braku dogmatów. - Faust przedstawił swe rozumowanie, uśmiechając się szeroko. Jego przykrywka nie zawsze była tym, co pozwoliło mu przejść dalej. Czasem najlepszą metodą była szczerość. Zwłaszcza, gdy rozmówca nie mógł opuścić jednego miejsca.
- To zwyrodniałe bóstwo oczekuje… mej obecności. -Stojący od dłuższej chwili Richter pokręcił głową i zsunął hełm z głowy, by ukazać szkaradną gębę. - To przez niego tak… wyglądam. - Dziwaczny uśmiech poprzedził rozwarcie się szczęki zbrojnego w dwie przeciwne strony, a z podniebienia wysunęły się dziwaczne żuwaczki z kolcami które obficie kapały żrącą mazią. Demoniczny ssyk wydał się z gardła, zanim twarz Richtera, wróciła do “Normy”. - Chciałem mu osobiście… podziękować za to ciało. - Uśmiechnął się półgębkiem.
Hajmdal przymknął na chwile oczy w zamyśleniu. - Przez Lokiego żyję. I za to go nienawidzę. Dziś zejdę z posterunku i pozwolę wam przejść, ale tylko waszej trójce. -stwierdził w końcu stary tytan. - Jeżeli przybyliście tu odpłacić za coś temu kłamcy nie mogę was w tym zatrzymać. Miałem bronic tego miejsca przed złem, a to on sprowadził je na mój dawny świat. Tak więc pomagając wam, przysłużę się Valhhali. -stwierdził w końcu.
Faust wyciągnął przed siebie lewą dłoń. Zaświeciło z niej jasne, niemalże białe światło. Blondyn uśmiechnął się nieznacznie, zapewne będąc dumny ze swojego osiągnięcia.
- Ja, Faust IV z rodu zdrajców, strażnik najwspanialszej z idei wzywam cię, byś zaufał mej skromnej osobie. Pomyśl o mnie, odnajdź mnie, a będę ci służył radą.
Po chwili w jego dłoni pojawiło się dobre wino. Może jego wiek nie zbliżał się do Nino, który zapewne kiedyś był tylko wyprostowany, a dopiero później zaczął tytułować się “myślącym”, jednak z całą pewnością zadowoli niemalże każde podniebienie.
- Jeśli Nino, lub ktokolwiek niepożądany, byłby zdolny przełamać się przez ciebie, wezwij mą skromną osobę, a w imię równowagi użyczę ci mego ostrza, umysłu, a nawet znajdującej się w centrum mej egzystencji duszy. Uczynię wszystko, co w mojej mocy, ba, zażyczę zdolności innych, by ochronić to miejsce. - stwierdził, kładąc butelkę na ziemię.
- Otwórz ten drobny podarek i powiadom mnie o tym, a znajdę się się przy tobie. - gdy szkło zetknęło się z ziemią, kolano blondyna podążyło za jego przykładem. Najwyraźniej rok, który minął od ostatniego spotkania Fausta oraz pozostałej dwójki herosów zmienił strażnika równowagi nie do poznania. Zniknęła jego nieskończona pycha i duma, a przynajmniej tak mogło się wydawać.
- Ta, bo ktoś da radę. - prychnął strażnik mostu, p oczym klasnął w dłonie. Na ten gest bramy Bifrost rozwarły się na nowo, otwierając bohaterą drogę. - Tylko szybko róbta co musicie i wracajcie. Bo jak się dowiem że jednak pomagacie Lokiemu, to pójdę po was choćby do samej śmierci.
- Do zobaczenia, strażniku. - czwarty z rodu zdrajców najwyraźniej nie przejmował się zbytnio widmem ściągającego go Hjamdala. Albo był pewien, że nie sprzymierzy się z Lokim, albo zrobił to już dawno i nie widział w nordyckiej osobliwości zagrożenia. Obie opcje były możliwe, każda jednak to nic więcej niż tylko domysł.
Ślepie Richtera było szeroko otwarte a szczęka nieznacznie opuszczona. Tak, był w szoku.
- Czy my właśnie rozwiązaliśmy konflikt… słowami? Przyprawiające o dreszcze. - Zbrojny wzdrygnął się. - Co się stało… z nami? - Dodał z mało przyjemnym uśmiechem
- Mam nadzieję że nie zawarłeś mnie w tej grupie, to mój zwyczajowy sposób. - czwarty z rodu zdrajców odpowiedział z prowokującym uśmiechem na ustach. Jeśli często załatwia konflikty w ten sposób, jak zyskał swą siłę?
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline