Moritz skinął w podzięce Jochenowi, który wystawił mu gobosa. Czuł się nieco niepewnie bez łuku, a tym bardziej zmuszony do walki w zwarciu, ale w obawie przed zamoczeniem cięciwy podczas przeprawy przez bagno, zostawił łuk w krzakach i musiał sobie jakoś teraz radzić.
Z odgłosów dobiegających z parteru zakładał, że jego blef zadziałał. A to oznacza, że jego przyjaciele mają teraz przeciwko sobie gromadę zielonych sukinkotów. Najlepiej szybko znaleźć więźniów, uwolnić ich, uzbroić i gnać z odsieczą. Może przy okazji natrafi na coś, co będzie pomocne w dalszym starciu.
Przyskoczył do pokonanego wartownika, macając truchło w poszukiwaniu kluczy. Niezależnie od efektów zamierzał penetrować po kolei każde pomieszczenie, przesuwając się w kierunku przeciwnym do Jochena. Zaczął od drzwi, przy których stał, szarpiąc klamkę, napierając barkiem, a w razie potrzeby poprawiając kopniakiem. |