Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2014, 22:12   #108
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dzięki MG za dialog...

Azjata albo postradał zmysły i pieprzył trzy po trzy albo Akemi nie powiedziała Scottowi całej prawdy. Tetsu uważał, że jego kobieta doskonale wiedziała dlaczego zniknął. Skośnooki przez jakiś czas trawił informacje otrzymane przez Sandersa nie mogąc się im nadziwić. Czyżby najemnik dał z siebie zrobić idiotę? Raczej nie, bo nawet sam zaginiony zgodził się, że informacje nie są błędne tylko nieprecyzyjne.

Komputerowiec zaczął coś mówić o symulacjach, na których temat Scott nie wiedział zupełnie nic. Wojownik nigdy nie miał do czynienia z komputerami nawet kiedy te były wyłączone. Znaczy widywał poniszczone płyty główne, jakieś elementy składowe komputerów jak monitory czy klawiatury, ale nigdy nie złożył pewnego zestawu ani nie miał okazji widzieć takiego sprzętu w akcji. Podstawami, które i tak ciężko było mu opanować była obsługa noktowizora czy radiostacji.


Z tego co mówił naukowiec to badał wpływ leków na różne organizmy stopniowo przechodząc od ryb, poprzez gady aż do samych ludzi. I powstały dziwne kreatury, których samo wspomnienie doszczętnie dobiło Tetsu. Najemnik usłyszał też, że Akemi robiła to wspólnie z nim. Sanders nie wiedział co o tym myśleć. Z jednej strony szkoda mu było Akemi, bo jej wsparcie życiowe było wrakiem i mazgajem większym niż chłopiec, którego Scott poznał dobę temu, a z drugiej strony... ta laska go okłamała! Rewolwerowiec powinien bardziej uważać w co wierzy ludziom. Tak się zwykle kończy zgrywanie bohatera i chęć odwdzięczenia się za uratowanie życia...

- Posłuchaj mnie teraz uważnie… - zaczął Scott patrząc na azjatę. - Ja jestem wojownikiem, a nie pierdolonym psychiatrą. Dam Ci czas do jutra na zastanowienie i wrócę aby poznać odpowiedź. Wiedz, że Twoja kobieta i dziecko potrzebują Ciebie jak nigdy. Od siebie dodam, że wypadałoby się zachować jak facet, a nie cholerna harcerka go udająca. Czy ty wiesz ile razy ja widziałem mutantów, roboty i inne ścierwo? Czy ty wiesz co ja musiałem robić? Kurwa gościu ogarnij się i żyj dalej, bo obudzisz się jako stary zasraniec beczący na widok trzynogiego psa. - Sanders pokiwał głową. - Pomyśl nad tym, a ja wrócę jutro. - z tymi słowy rewolwerowiec skierował się do wyjścia.

- Wiedziałem, że nie zrozumiesz… - mruknął smętnie Azjata niejako na pożegnanie wychodzącego gościa.

Na zewnątrz na Sandersa czekało dwóch tych samych przewodników, którzy go tu przyprowadzili. Jeden z nich zajrzał do środka ziemianki, ale nic nie powiedział i po chwili cała trójka znalazła się z powrotem przy bramie ogrodzenia.

Wojownik rzeczywiście nie potrafił zrozumieć. Może zwyczajnie tak dawno - jeszcze za dziecka - wyzbył się strachu i podobnych mu uczuć, że nie potrafił zrozumieć jak kogoś psychikę może złamać widok kilku wykrętów. Zabijanie ludzi robiąc leki? Scott zabijał ich faszerując ich ciała żelazem, ołowiem i patrząc - nie raz z uśmiechem - jak na ich lica wychodzą wyrazy bólu, strachu i paniki. Czy czując smród trupich fekaliów najemnik czuł się źle? Tylko wtedy kiedy walki dało się uniknąć, a sam był jej prowodyrem czyli prawie nigdy. Gdyby on miał dostąpić takiego “oczyszczenia” co tuzin pogrzebanych dusz to by nie wyrobił na olej napędowy aby przyjeżdżać i odjeżdżać z Enklawy plemiennych. Jak można się tak mazgaić nie widząc jak kogoś mózg rozchlapuje się dwa metry od nas, nie będąc świadkiem rozczłonkowywania kobiet czy dzieci? Scott zaczynał powoli wątpić w dobroczynny cel swojej misji. Może lepiej będzie dla Akemi i dzieciaka kiedy zostaną sami? Taki mazgaj jak Tetsu mógłby ich zawieść w najmniej oczekiwanym momencie co oznaczałoby zapewne ich rychłą śmierć. Sanders musiał zepchnąć myśli na bok i ruszyć w drogę do kościała. Był czujny, zimny, profesjonalny…

Czujność i profesjonalizm Sandersa przydały mu się. Kiedy przechodził przez dość wyludniony kawałek już bardziej ruin niż osady coś świsnęło mu niedaleko głowy. Napastnika nie zauważył, ale był pewny, że ktoś w niego czymś rzucił. Czymś małym. Nie w stylu włóczni czy czegoś podobnego. Teren jaki otaczał wojownika stanowił coś w stylu przedmieść. Liche, niewysokie budynki z drewna otoczone były przez ogrody, zaniedbane szopy i garaże, które tworzyły labirynty dość skutecznie ograniczające widoczność na dalsze dystanse.

Sanders działał szybko szukając najbliższej osłony i ruszając szybko w jej kierunku. Scott podejrzewał, z której strony nadleciał pocisk zatem musiał się uchronić przed kolejnymi. Dopiero jak znalazł się na miejscu rozejrzał się czujniej starając namierzyć przeciwnika. Najemnik był pewny, dynamiczny, a każdy kto go mógł obserwować widział jak spokojnie wykonuje swój plan. Zupełnie jakby gotował zupę, a przepis znał lepiej niż wszystko inne.

Scott schował się za jakiś stary wrak samochodu położonego na poboczu. Rozglądał się chwilę, ale nie dostrzegł miotacza. Za to znów usłyszał świst i prawie w tym samym momencie coś uderzyło go w plecy. No prawie. Wbiło się w plecak. Zdołał się zorientować, że to bumerang. Zaczynało go to powoli wkurwiać, ale najemnik zachował zimny, opanowany profesjonalizm.


Rewolwerowiec postanowił zmienić miejsce chwytając i odbezpieczając karabin. O ile wcześniej nie miał zamiaru od razu zabijać przeciwnika to teraz… Ten przeżyje jedynie jak wytrzyma serię z jego HK417. Wojownik nie przepadał specjalnie za tchórzami, którzy z ukrycia atakują spokojnego człowieka. Tym bardziej za takimi, którzy potrafili się skutecznie ukryć. Sanders czuł, że nie może zostać na tej pozycji. Zza wraku wyrwał sprintem przed siebie pokonując niewielki płot i wbiegając do budynku. Scott liczył na to, że z piętra będzie mu łatwiej namierzyć przeciwnika…
 
Lechu jest offline