Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2014, 22:23   #83
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Obcasy hrabianki d'Niort z początku raźno stukały o posadzkę korytarzy zamkowych, gdy zmierzała do sypialni swego rycerze nie bez skazy. Ciekawość jak się zachowa jej wybranek pchała ją do przodu.
Czy będzie zazdrosny? Czy będzie chciał ją zatrzymać? Czy mu ulegnie?
Och… chyba nie powinna, non?
No… chyba że się postara. Może obieca jej jakąś błyskotkę, non? Bądź co bądź był jej narzeczonym, choć ona nie bardzo wiedziała jak to ich małe kłamstewko stało się rzeczywistością. Tak jak nie wiedziała, czemu jej na nim tak bardzo zależało. Przecież ten łobuz ciągle wprawiał ją w zakłopotanie, zgorszenie, ciągle ją zaskakiwał dotykając tam gdzie nie powinien. Przez niego płakała!
I mimo to jakoś… nie chciała być daleko od niego. Mimo to stał się ważny, mimo że był wyjątkowym skąpcem. Ileż błyskotek od niego dostała? Och… mogła policzyć na palcach.
Z drugiej strony… Maur po prostu wkradł się do jej serduszka, do jej alkowy i umościł się tam wygodnie. Jak rzadko budziła się bez niego przy sobie. Jak rzadko zasypiała nie czując jego dłoni drapieżnie tulącej jej drobnego ciałka do jego twardego torsu i twardego… znów gwałtowny rumieniec powrócił na jej liczka.
A jeżeli on tam jest nagi… przykryty jedynie pierzyną? Czy się ona, Marjolaine przestraszy? Czy może ciekawość okaże się silniejsza? Wyobraźnia podsycona obrazkami z dziwnej księgi tworzyła w jasnowłosej główce różne lubieżne rozwoje wydarzeń. I hrabianka d'Niort nie wiedział czy bardziej się boi czy pragnie sprawdzić. Bądź co bądź, Marjolaine wiedziała już jak przyjemny jest dotyk jej kochanka.
Dotarła do drzwi… za nimi odpoczywał jej podstępny lubieżnik.
Uniosła dłoń do klamki i zawahała się… Czy rzeczywiście powinna wejść? Czy się odważy?
Dobrze wiedziała, że nawet ranny Gilbert nie omieszka zmarnować okazji, by dobrać się do jej ciała.
Ostatnia szansa, by wejść lub się wycofać.
Strach, nadzieja, ciekawość, pragnienia które w sumie tłumiła… mieszały się w tej chwili przyspieszając bicie serca hrabianki. Musiała to przyznać przed sobą, przez Gilberta nie miała czasu się nudzić. Jej życie stało się bardzo ekscytujące. Czasami za bardzo nawet.



Jechała w jego karocy, zaprzężonej w czwórkę koni. Jechała z obstawą niczym dyplomatka z ważną misją.
Z własną obstawą, bowiem miała swoich obrońców. Byli to rośli i brodaci Walonowie, pod wodzą Francisa Velmonta. Nie wyglądali może ślicznie, ale przypominali rosłych brodatych zbójów, a Marjolaine była przy nich drobną śliczną i kruchą dziewuszką. Stanowili więc dla niej idealną oprawę. No i byli jej.
Owszem, mogła wziąć ludzi Gilberta, ale pamiętała że jeden z nich ośmielił się poklepać ją po pupie!
Jak mogła powierzyć bezpieczeństwo swe takim ludziom. Dlatego cieszyła się, że szóstka Walonów przybyła wraz z Paquet do zamku d’Eon.
Jechała przez las rozmyślając o karocy, którą wzięła. Czarną i ładnie zdobioną, acz drapieżną równie jak właściciel. Woźnica twierdził, że ta karoca może być zaprzężona w szóstkę koni i jest zwrotniejsza niż inne podobne jej pojazdy. Obiecał jej że kiedyś zrobią tak zaprzężoną parę rundek dookoła zamku jej narzeczonego. Niemniej zaprzągł jedynie cztery konie, gdyż szóstka koni była trudna do opanowania i byłaby niepotrzebnym ryzykiem, zwłaszcza na trasie którą on znał słabo.

Marjolaine siedziała więc w czarnej karocy z czarnymi obiciami i będącą… czuć tu było rękę Maura. Wyobraźnia hrabianki wręcz oczekiwała, że Gilbert wskoczy nagle do karocy, obejmie ją czule, a potem będzie całował po ustach, szyi, dekolcie, aż zabraknie jej tchu… a potem sięgnie dłonią niżej i niżej i… podwinie mimo jej protestów suknię i…
Hrabianka zadrżała cała czerwona na twarzy i zaciskając piąstki na swej sukni. Przeklęty Gilbert, ciągnął ją w kierunku lubieżnych pomysłów. Ale czego się tu spodziewać innego? Za każdym razem, gdy jest przy niej podsyca ogień… któremu ona nie daje zapłonąć w pełni. A jej ciało… po prostu domaga się tego, czego ona przy nim sobie odmawia. Jest to tym trudniejsze, że raz w chwili słabości, pozwoliła sobie posmakować spełnienia. I teraz… zdarzało jej się marzyć na jawie. Tym bardziej, że to miejsce wręcz nie dawało o Gilbercie zapomnieć.
Hrabianka skupiła więc swe myśli na czymś, co mogło odgonić fantazje. Na broni...


W karocy powieszone były naprzeciw siebie dwa zdobione pistolety. Nabite, naładowane i gotowe do użycia. Nie wiedziała po co je tu zawieszono i mało ją to interesowało. Najbardziej Majrolaine irytował fakt, że wiedziała iż są nabite i gotowe do strzału.
A wiedziała to tylko dlatego, że jej narzeczony uczył ją strzelać. Nie była to zbyt długa nauka, a i hrabianka nie była w niej pojętną uczennicą. Ledwie kilka strzałów.
Ale dzięki niej potrafiła rozpoznać przygotowane do strzału pistolety i dlatego westchnęła ciężko… Czyżby zmieniała się pod wpływem swe ukochanego łajdaka? I w kogo się zmieniała?


Dwór Rolanda de Foix nie był taki uroczo filigranowy jak jej własna posiadłość. Ani tak egzotyczny jak zamczysko jej narzeczonego.


Był ładny. Kusił oko swą symetrią i ozdobami. Był jednak typowy. Nie było w tym pałacyku niczego, czego Marjolaine nie widziałaby w posiadłościach innych szlachciców czy szlachcianek. Ale może to i dobrze. Ostatnio hrabianka cierpiała na nadmiar wrażeń. Ten pałacyk był wydawał się więc hrabiance cichą przystanią, która da jej wytchnienie od ostatnich pełnych ekscytacji dni.
W przeciwieństwie do jej narzeczonego Roland de Foix był skrępowany zasadami, pośród których hrabianka poruszała zwinnie niczym łasica.
Zapowiadało się więc wesołe wesołe popołudnie. Nic więc dziwnego, że Marjolaine uśmiechnęła się promiennie do Rolanda osobiście witającego ją na schodach swego pałacyku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline