Kuntz napełnił bukłak z rzeczki płynącej nieopodal wieży i wziął kęs sera, uzupełniając energię straconą na całodniowej wędrówce. Kiedy wrócił do reszty towarzystwa, przysiadając przy murze i dalej spokojnie konsumując.
- My też jesteśmy zmęczeni, nie wiemy też czy to ogień palony przez mutantów. Jeśli nie, stracimy bardzo dużo czasu i energii.
Uniósł rękę, sugerując, że jeszcze nie skończył. Przełknął kolejny kęs.
- Nie twierdzę, że mamy czekać. Proponuję, aby jedna lub dwie osoby potrafiące się poruszać cicho w takim terenie, ruszyły przodem. Inni, szczególnie widzące po nocy krasnoludy powinny stąpać z tyłu, baczyć na ślady. Jak się okaże, że odchodzą w zupełnie innym kierunku, zaalarmować zwiadowców. Mogę iść przodem - Gunther wzruszył ramionami. - Balin, dasz radę? - spytał z troską. - Nieźle tam oberwałeś. |