Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2014, 00:41   #480
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
W sali oczyszczarki zawrzało jak w ulu na te kilka chwil. Detlef rzucał pytania a po nich nastąpiły rozkazy, do tego woda w rzece pieniła się tak jakby ktoś nagle zwiększył jej ciśnienie. Gdyby tego wszystkiego było jeszcze mało to na dodatek wózek podpalony przez Dirka płonął już potężnie i gdyby nie paskudna sytuacja w jakiej wszyscy się znaleźli to ktoś by mógł ocenić ów wózek jako płomień nadziei… tak jednak nie było. Detlef nakazał ugasić jedyne źródło światła które stawało się powoli także potencjalnym zagrożeniem dla obecnych w sali, czarny dym szybko wypełnił przestrzeń pod sufitem groty. Ergansson nie czekał długo i zgodnie z rozkazem ugasił ów wózek… nim jednak do tego doszło, miała miejsce szereg zdarzeń. Pierwej Huran zajął się pobieżnie Khaidar i gdy ta zaczęła się już wybudzać z dziwacznie mocnego snu, zostawił ją i ruszył by założyć swój rynsztunek. Rorinson niechlujnie wrzucił na siebie kolczugę a w chwilę później naciągnął cięciwę kuszy i złożył na łożu bełt… biegiem ruszył w stronę tunelu przy którym gotował się do starcia Detlef i tam Huran przywarł do ściany, był gotów do boju. Syn Siggurda także nie pozwolił sobie na jakąkolwiek zwłokę, błyskawicznie załadował rusznicę i wycelował w czerń tunelu… jako jedyny nie zrobił niczego więcej, jedynie czekał w skupieniu na wroga.




Galvinson postanowił zaś chronić cyrulika Alriksona i rannego tropiciela Kyana, chwycił więc za młot z durazulu i tak uzbrojony dopadł w biegu do miejsca na środku sali gdzie Thorin i Dirk pracowali w pocie czoła i z rękoma umazanymi we krwi Thravarssona by uratować tego ostatniego. Galeb zdołał przemyć sobie ranę na twarzy spirytusem którego flaszka stała obok rannego Kyana, gdy już to zrobił rzucił tylko okiem na tunel, później na głąb sali a na koniec na rzekę...stamtąd czekał ewentualnego ataku. Pod nogami Galeba zaś praca dosłownie płonęła w rękach Urgrimsona. Kyan leżał tam a oczy wywracały mu się w tył czaszki, Thorin faszerował go jakimiś miksturami i przy użyciu narzędzi chirurgicznych grzebał bezceremonialnie w gigantycznej ranie w boku tropiciela… gdy zaś tylko narzędzia zostały wyciągnięte z rany, Dirk od razu przypalał ranę rozgrzanym do czerwoności sztyletem… i dalej, Thorin wracał do rany swymi precyzyjnymi ostrzami, a po chwili Dirk znów kauteryzował ranę i paskudny swąd palonego ciała rozchodził się po sali. Kyan już nie krzyczał, widać medykamenty Thorina zrobiły swoje. Praca trwała i także Grundi nie pozostał bierny w ów wysiłku. Dozbroił się, opancerzył na tyle na ile czas pozwolił, pod tarczą i ze złowrogim dziobem nadziaka ustawił się pod ścianą, po drugiej stronie wylotu tunelu… tak trwał, sapał, pocił się i czekał, tak jak i reszta załogi. W chwilę później, wielkimi susami nadbiegł Dorrin i przyniósł Detlefowi latarnię, podał ją i przeskoczył na drugą stronę tunelu by tam szykować się do starcia. Dorrin w rękach dzierżył swój wielki topór którego stylisko owinięte było łańcuchem, choć broń była to straszliwa to w tunelu nie zdałaby się na nic, ale tu, w tej sali to już było co innego, tu można było machać takim kolosem i siać postrach wśród wrogich zastępów. Pomimo swych straszliwych ran, dziki wojownik nie miał zamiaru odstąpić od bitki… jednak jego ciało nie było okryte pancerzem, miał na sobie jedynie buty, spodnie i przepoconą, zakrwawiona koszulę, potężne, owłosione ramiona błyszczały od potu i uwydatniały muskuły tym samym ukazując swą siłę, Dorrin czekał na bój… ale czy w ogóle jakiś miał nadejść?!

Thorvladsson planował akcję, ustanowił pierwszą linię w której miał stanąć on sam z Grundim i Roranem, ustawienie półksiężycem mieli zablokować ewentualnym wrogom wejście do sali, a zwarcie nastąpić miało po oddaniu pierwszej salwy lub na wyraźny rozkaz Detlefa. Stary Huran i strzelec Thorgun oraz Ergan mieli w miarę możliwości pozostać w walce dystansowej i po oddaniu strzału repetować broń, a walka miałaby mieć zasady wahadłowe… salwa po której nastąpić miało zwarcie walczących wręcz, później rozstąpienie i znów salwa strzelców i ponowne zwarcie szeregów… i tak aż do wygranej lub zmiany sytuacji na polu potyczki. Po chwili Detlef oddelegował Dorrina do pilnowania sali od strony rzeki co nie spodobało się za bardzo temu ostatniemu. Pojękiwał coś pod nosem i rzuciwszy jakieś przekleństwo dołączył po chwili do Galeba na brzegu rwącej podziemnej rzeki. Kolejne kroki także szły zgodnie z planem... Ergan wtedy właśnie wepchnął do rzeki płonący wózek który syknął potężnie i posłał pod sufit chmurę gorącej pary, na szczęście młody azulczyk miał na sobie grube hutnicze rękawice i poza lekkim opaleniem sobie brwi i oparzeniem twarzy nic mu się nie stało. Światło zgasło i w sali zapanowałby całkowity mrok gdyby nie latarnia Detlefa która dawał lekkie światło. To właśnie dzięki tej poświacie Thorin i Dirk zdołali załatać ranę Kyana, w ostatniej chwili można by rzec. Obaj wstali i już ruszyli do innych zajęć, a Kyan wciąż leżał obolały, czuł się fatalnie, był ciężko ranny. Fakt, tropiciel mógł się ruszać, a nawet wstać ale w głowie mu się kręciło i miał gorączkę… ale nie czuł bólu o dziwo, pewnie dzięki medykamentom medyka i alchemika. W pancerzu Kyana ziała ogromna dziura, zupełnie jakby sztylet wroga zignorował tę stalową zasłonę. Kyan wstał i rozejrzał się. Galeb i Dorrin byli przy rzece i patrzyli w czerń wody, Khaidar gramoliła się na końcu sali, jakby ranna miała problemy z ustaniem prosto na nogach, Dirk i Thorin robili coś na środku sali… a pod ścianą, zaraz przy tunelu, po obu jego stronach czaili się Detlef, Roran, Grundi i Huran, na środku zaś klęczał Throgun celując w tunel z rusznicy. Wszyscy czekali.




Ergan po wepchnięciu jednego wózka do wody szybko chwycił za drugi i podepchnął go do tunelu, zablokował nim wejście i przycupnął przy ścianie, załadował kusze i czekał kolejnych wydarzeń, a te nadejść miały już lada chwila. Wózek który stanął niczym czop przed tunelem zablokował pole widzenia Thorgunowi i ten był zmuszony wstać by móc dalej słusznie celować w mroki szczeliny w skale. Gdzieś na końcu sali Khaidar wreszcie doszła do siebie, na skale zauważyła krew, tam gdzie przed chwila miała głowę, zauważyła też krew na własnym ubraniu i dłoniach, czuła jej smak w ustach… bardzo źle się czuła, niesamowicie bolał ją brzuch ale spojrzała w głąb sali i dostrzegła słabą poświatę latarni, a jej świetle ustawionych pod ścianami swych towarzyszy gotowych do walki… coś się działo. Khazadka chwyciła za broń i przełamując fale bólu szykowała się na najgorsze, innej możliwości nie było, bo jeśli to miało być albo nie być, to ból nie miał teraz znaczenia… jutro mogło wcale już nie nadejść.




Przy wylocie tunelu zaczęło się coś nagle dziać. Detlef odliczył co jego i podkręcił płomień latarni, po chwili pełna moc światła ukazała się a dowódca oddziału wystawił latarnię w obręb wejścia tunelu i zajrzał weń przez szczelinę między ścianą a wózkiem, w ten zaś ułamek chwili oto co zdołał wypatrzeć tak on jak i Thorgun który czekał z rusznicą wycelowaną w głąb tunelu. Pierwej kłębowisko jakieś, wzrok dostosował się do światła i ocenić mógł kontury, miecze, włócznie, szable, pazury, ogony… cała masa skaveńskiego tałatajstwa przeciskała się wąskim tunelem. Jedne za drugim, jeden pod drugim, uderzając o siebie, tratując się i odpychając, gryząc ogromnymi szczękami uszy i pyski swych braci… a jednak w ciszy, tylko to ciche, dziwaczne tuptanie i metaliczne odgłosy płyt pocierających o siebie, kolczych zasłon, przypadkowych uderzeń bronią o skalne ściany. Detlef znał ten obrazek, jednak tym razem było coś nowego, ten który prowadził zgraję szczuroludzi był inny niż wszystko co do tej pory Detlef w swym długim życiu widział. Odziany w skórzany pancerz, w białozielonych szatach, z dziwną maska na pysku i uniesionymi do góry łapami w których trzymał nic innego jak zieloną szklistą kule… to ostatnie Detlef już doskonale znał. Nagle rozległ się huk, ale jakiś obcy, jakby wytłumiony… Thorlvaldsson zauważył jak po skalnym podłożu toczy się zielony pocisk, obija od skał ale o dziwo nie pęka, jest owinięty sznurami… bam, bam, bam, toczy się wprost w kierunku wózka który blokuje drogę do sali.


 
VIX jest offline