Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2014, 10:28   #6
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Mars. Niczym rdzawy ołtarz dla boga wojny, jego czerwone piaski wypiły już mnóstwo krwi ludzkości. I wypije więcej pomyślał Marcus patrząc przez okienko wahadłowca na pustynny krajobraz planety, naznaczony czarnymi plamami osad, posterunków i ogromnych kompleksów przemysłowych, których strzeliste kominy wypluwały smoliście czarne kłęby dymu. Z góry, wyglądało to sielankowo, jednak mistyk widział majaczące się w oddali pasma mroku. Cytadele, niczym wrzody na ciele były jasnym dowodem, że i ta planeta dotknięta była przez największego wroga ludzkości.

Port kosmiczny, gwarny niczym ul przypominał mu Lunę – jedyną różnicą był pył z otaczającej miasto pustyni, który dawało się wyczuć przy każdym oddechu, żar lejący się z nieba oraz niebieskie, niemal chabrowe niebo. Lot do Burrougs był nużący. Standardowo, ludzie boczyli się na Marcusa, kiedy zajmował miejsce w samolocie jednak jak zwykle miał to gdzieś. Nikt nie był niewinny i im prędzej ludzie to zrozumieją, tym lepiej dla nich. Marcus nie pochwalał drastycznych metod, używanych przez inkwizycję, ale rozumiał ich konieczność. Oczywiście, w rozsądnych dawkach, ale człowiek bywa słaby, a ten który ma władzę, prędzej czy później jej nadużywa – członkowie Świętego Bractwa nie byli tu wyjątkiem, a czas świętych dawno już się skończył.

Marcus widział zmęczone i znużone twarze członków Team Six. Wiedział, że to nie walka najbardziej wyczerpywała żołnierzy, a bezsensowna polityka i machinacje. Żołnierz musi jasno widzieć swój cel, tak mawiał jeden z jego mentorów i tu mistyk mógłby się z nim zgodzić. Dunsirn sprawiał wrażenie zamyślonego, jakby czerwony piasek Marsa przywoływał w nim jakieś dawne, niekoniecznie dobre wspomnienia. Tak samo Sara. Po ostatnich akcjach miała na pewno sporo przemyśleń. Mallory dostał kota. Dosłownie. Wszędzie nosił ze sobą bluźnierczą, mechaniczną kopię zwierzaka. Jakby nie można było wziąć jakiegoś przybłędy z ulicy i przy okazji uwolnić nieco ludzkość od futrzanego źródła zarazków. Marcus nie przepadał za zwierzętami. Z wzajemnością. Możliwe, że miało to coś wspólnego ze Sztuką bo większość zwierząt uciekało na widok najsłabszego nawet adepta, lub reagowało agresją. Cyberżołnierz nie okazywał uczuć, na jego nieruchomej jak maska twarzy nie gościł ani uśmiech, ani grymas niechęci, jednak mistyk przeczuwał, że podzielał on niechęć swego zwierzaka. Cortezowi świeciły się oczy. Pozornie zachowywał spokój, ale czuło się, że w wielkim jak góra żołnierzu gotowały się emocje.. Rzadziej pstrykał swoją zapalniczką, jakby jego wściekłość znalazła niedawno ujście. A może tak tylko zdawało się Markusowi, i kapitolczyk ładował się jak bomba z opóźnionym zapłonem. Być może wracał do domu, stąd tłumiona ekscytacja.
Marcus pomyślał o swoim, którego nigdy nie miał. Choć wiedział, że pochodzi z tej samej korporacji co Cortez, nie czuł żadnej więzi z Capitolem, z jej stylem życia, kulturą. Krajobraz Luny, jego prawdziwego domu nie mógłby bardziej różnić się od tego, który przewijał się przez okienka samolotu. Dalsze rozważania, w które nostalgicznie brnął zostały na szczęście przerwane przez lądowanie.
Widział przez okienko strzelistą wieżę katedry, postanawiając odwiedzić i tę. Może uda się odwiedzić wszystkie? Jednak na schodkach jego plany uległy zmianie, kiedy w tłumie zobaczył trzech inkwizytorów, patrzących się w jego kierunku. Wiedział po co, a w zasadzie po kogo tu przyszli.
- Nie czekajcie na mnie. Dołączę do was później – Markus skierował się w stronę czekających na niego inkwizytorów.
-Marcus Summers? – Inkwizytor w zasadzie nie zapytał, jakby jedynie stwierdzał fakt. Nie byli zainteresowani odpowiedzią. Nigdy nie byli.
-Pójdziecie z nami. Jesteście oczekiwani w katedrze z rozkazu jego ekscelencji biskupa Burroughs – Stanowczy, spokojny głos inkwizytora podpowiadał, że jego właściciel nie znosi żadnego sprzeciwu. Wzruszył ramionami i ruszył za inkwizytorem.
-Prowadźcie - Pomysł Marcusa, aby zasłonić się swoją rangą i podległością innej komórki odłożył sobie na później. W końcu ryba musi połknąć przynętę, i póki co postanowił zagrać tłustego robaka. Ciekawe jaka rybka złapie się na jego haczyk. Żołnierz musi jasno widzieć swój cel, przypomniał sobie jeszcze raz słowa mentora idąc w obstawie inkwizytorów w stronę katedry.

Wizyta w katedrze nie okazała się tak owocna jak początkowo oczekiwał, kiedy prowadzący go inkwizytorzy prowadzili go przez korytarze katedry, nie dając mu zbyt wiele czasu na podziwianie piękna budowli, i chwili medytacji nad słowami wykutymi na ścianach katedry. Eskorta zostawiła go w gustownie acz skromnie umeblowanym gabinecie, z pięknym oknem witrażowym z wizerunkiem świętego Nathaniela naprzeciwko wejścia. Światło padające przez witraż nieco oślepiało, przez co początkowo nie widziało się rozmówcy siedzącego przy biurku. Marcus wiedział, że efekt nastawiony na onieśmielenie wszelkich gości był celowy. Przewidywalne, ale w wielu przypadkach wystarczyło. Marcus był na to gotowy, więc przez chwilę upajał się przepięknym widokiem witraża, po czym niestropiony wszedł do gabinetu.
Siedzący przy biurku inkwizytor, siwiejący, dobijający z wyglądu pięćdziesiątki, ubrany w szaty ze znakami drugiego zakonu kreślił jakiś dokument. Może właśnie decydował o losie jakiegoś heretyka, uwalniając ludzkość od kolejnego grzesznika?
- Zapraszam. Usiądź proszę. Wybacz szorstkość eskorty, ale niewielu przybywa tu mistyków. Kuria nie jest łaskawa w przysyłaniu posiłków, dlatego każdy członek pierwszego zakonu dostaje należytą eskortę.Względy bezpieczeństwa – Marcus usiadł na wskazanym fotelu, uważnie wpatrując się w inkwizytora. Nie bardzo wiedział o co chodzi. Burroughs było na tyle duże, że mistyków tu nie brakowało. Informacja o braku łaskawości Kurii była co najmniej przesadzona. Eskortowanie każdego mistyka do katedry to strata czasu, chyba, że tylko jemu okazano pewne względy. Z pewnych powodów.
- Marcus Summers. Z…-
- Z pierwszego zakonu. Wiem. Moim obowiązkiem tutaj jest to wiedzieć. Jestem inkwizytor Simon. Reprezentuję tu biskupa, koordynując działania wywiadu inkwizycji – Simon bezceremonialnie przerwał Markusowi, czego ten osobiście bardzo nie lubił. Tymczasem wyglądało na to, że Simon nie zajmował żadnego znaczącego stanowiska administracyjnego, poza zwyczajowym pilnowaniem owieczek, przesłuchiwaniem i aresztowaniami. I szpiegowaniem kogo popadnie, więc wyglądało na to, że Simon był ostatnią osobą której chciałby się spowiadać.I wydawało się, że wklejał mu standardową, miękką formułę przesłuchania. Tymczasem rozkazy Marcusa pochodziły wprost z Luny, czego póki co wolał nie zdradzać, więc prędzej czy później mógł przerwać tą farsę.
- Jak minęła podróż? – Simon uśmiechnął się nieznacznie pod nosem. Marcus wątpił, by inkwizytor zaprosił go tutaj by pytać o samopoczucie i komfort w podróży. Zastanawiał się, czy ma powiedzieć prawdę, czy zrobić się bezczelny. Spasował jednak. – dziękuję, nie najgorzej. Wciąż nas gdzieś rzucają, ale cóż, taka służba – Marcus rozłożył ręce.
- My się znamy Marcusie – ciągnął dalej Simon. – poznaliśmy się jakieś cztery lata temu, tutaj na Marsie – Simon zaczął uśmiechać się zagadkowo.
- Doprawdy? – Marcus zaczął kojarzyć twarz i z tego co mu się przypominało raczej niespecjalnie przyjemne musiało być to spotkanie. – Wybacz bracie ale mój umysł zmęczony jest podróżą i mogę nie pamiętać –
- A mówiłeś, że podróż minęła nienajgorzej? – Simon próbował łapać Marcusa za słowa. Mistyk zacisnął więc zęby i przemilczał to grzecznie.
- Taak, cóż, mniejsza o szczegóły. Moja pozycja daje mi prawo zapytania o cel twojego przyjazdu tutaj – Simon założył ręce pod brodą studiując twarz Marcusa
I tu się mylisz Pomyślał Marcus – Och, zapewniam, jest to bardzo standardowe zadanie polegające na zniszczeniu sługusów ciemności. Jak wiesz, jestem doradcą kartelu, więc to zadanie polowe. Nic skomplikowanego. Dlaczego pytasz bracie? Czy masz dla mnie jakieś konkretne wytyczne? – Tym razem to Marcus wnikliwie obserwował twarz inkwizytora rzucając mu prosty banał. Marcus miał nad inkwizytorem tą przewagę, że nie musiał kłamać, bo istotnie nie widział w rozkazach w Kurii niczego skomplikowanego. Zaczynało go bawić, bo Simon tak naprawdę nie miał wielu argumentów. Chyba, że chciał jedynie poznać swego rywala.
- Przepraszam, lekkie zboczenie zawodowe, wybacz nachalność. Wspomniałem już, że moją rolą tutaj jest wiedzieć więcej niż inni? Cóż, jego ekscelencja życzy sobie otrzymywać meldunki związane z działalnością Team Six. Zwłaszcza tutaj na Marsie. Z uwagi na fakt, że zostałeś do nich oficjalnie przydzielony, będziesz meldował na bieżąco mi - Simon uśmiechnął się jakby naiwnie ale właśnie wydawał mu polecenie. Pytanie pozostawało, czy ma do tego prawo. A to nie było do końca pewne. W każdym razie pewność Marcusa co do wiedzy swojego rozmówcy właśnie znacząco wzrosła. Musiał być bardzo niedoinformowany i nieźle zdesperowany skoro pozwolił sobie na ominięcie podległości służbowej, licząc na naiwność mistyka.
Prędzej wyrosną mi na głowie trzy rogi pomyślał Marcus.
- Cóż, skoro ekscelencja chce otrzymywać raporty, będzie je dostawał – Marcus uśmiechnął się pod nosem. – Oczywiście jak tylko oficjalne pismo od kardynała Burroughs lub z Kurii zostanie mi dostarczone – Marcus wiedział, że to niemożliwe. Simon prawdopodobnie grał sam. Kuria pilnowała rygorystycznie łańcucha dowodzenia, a szczerze wątpił, by mistrz Chang zajmował się takimi głupotami jak wysyłanie swojego mistyka jako sługusa w drugim zakonie.
- Niezmiernie się cieszę z twojej wizyty Marcusie, ale nie będę Cię dłużej zatrzymywał. Masz w końcu sporo obowiązków nie cierpiących zwłoki – Simon wstał, co było sygnałem do zakończenia wizyty.
- Ja również nie będę zajmował czasu. Owocnej pracy bracie –Simon skinął mistykowi głową i Marcus ruszył w stronę wyjścia. Nie potrafił sobie jednak odmówić niewielkiej prowokacji na koniec więc wychodząc, odwrócił się w stronę pracującego już inkwizytora.
- Ach, bracie. Przypomniałem sobie. Istotnie się spotkaliśmy. Byłeś wtedy z bratem. Co u niego? – Marcus z zadowoleniem obserwował zmianę jaka zaszła na twarzy inkwizytora. Gdyby jego oczy mogły zabić, Marcus byłby już kilkukrotnym trupem. Wzdrygnął się od nienawiści, której nie mógł ukryć pozornie spokojny głos inkwizytora.
- Pamiętaj o raportach bracie. Na pewno wkrótce się spotkamy, wtedy porozmawiamy nieco dłużej. Możesz być tego pewien – W głosie Simona wyczuwało się groźbę.
Marcus żałował jedynie tego, że nie mógł zabawić w katedrze na tyle długo, by obejrzeć fragment kroniki. Mimo wszystko wiedział, że nadużywanie gościnności może się jednak źle skończyć. A może się mylił? Nie przeszedł nawet pięćdziesięciu kroków, kiedy poczuł dotknięcie mocy i mocny głos zza pleców – Marcus Summers? Pójdziesz ze mną –
Marcus wiedział, że opór będzie bezcelowy, wiec odwrócił się zamykając oczy. Ile razy w ciągu dnia można zastać aresztowanym?
- No co jest staruszku? Zapuszczasz korzenie czy akurat puszczasz gazy? – Marcus nie spodziewał się tego głosu. Nie tutaj.
- Nie proś bo będzie Ci dane – uśmiechnął się do stojącego przed nim mistyka. – Myślałem, że jesteś jeszcze na Wenus, Christos – Marcus uścisnął podawaną prawicę dawno nie widzianego kolegi. – Przyjechałem dwa dni temu. Przegrupowujemy się tutaj. Szykuje się chyba coś grubego, bo ściągają to mnóstwo oddziałów. Masz nieco czasu? Znam dobry lokal, niedaleko stąd – Christos był kiedyś playboyem słynnym w całym Bauhausie a o jego ekscesach pisano nawet na Lunie. Marcus miał nadzieję, że jego skruszony kolega nie wrócił do swych starych upodobań. – Dobra, mam nadzieję, że jest naprawdę porządny. Ale ja stawiam. Nie chcę się upić, mam dziś jeszcze kilka spraw do załatwienia. A w jednej w zasadzie mógłbyś mi nawet pomóc – Marcus dał się pociągnąć w kierunku niekoniecznie dobrze wyglądającej speluny uśmiechając się do siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 15-10-2014 o 18:06. Powód: korekta kursywy w dialogach
Asmodian jest offline