Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2014, 20:00   #4
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Brodacz zaczął co nieco kontaktować. Najpierw spojrzał na swą postrzępioną brodę i skrzywił się. Potem spojrzał na zmęczone twarze i przekrwione oczy kompanów i skrzywił się jeszcze bardziej. A na sam koniec przypomniał sobie wydarzenia dnia poprzedniego i.. no nie - już bardziej skrzywić się nie dało!

- Trza nam pitać co żywo, widza że już my podzieleni, jo żech trocha zaspoł, ale stoja w komitywie jak sondza lezącej po kanałach. Przednio!

Poprawił kolczugę i podrapał się w tyłek, potem jeszcze charknął szpetnie.

- Gamratka chędożona, ajajaj… tak my się dali podejść, jak jakie wiejskie ciule, chyżo bo już słyszę nawoływania cieci ze straży!

- Ha, witam w świecie żywych! - zawołał z uśmiechem Wolf, widząc że khazad już odzyskał przytomność. Zaczynał się martwić, myśląc że może coś “cięższego” dostał do picia niż inni.

Garamont przeląkł się, gdy krasnolud zsunął mu się z ramienia. Ale nie wyrżnął o bruk, lecz, otrzeźwiały już, stanął na nogach.

- Witamy w naszym rynsztoku - rzucił rycerz, uśmiechnięty, niby panienka w zapusty.

- Witomy, witomy, -próbował przedrzeźniać ludzi, co jak zwykle kompletnie nie wyszło - yno my nie som na audiencyjach i się my tu nie przyszli dyplomacjami zajmować. Tu trza kulasami przebierać, bo za para pacierzy to tych kulasów można ni mieć!

Dyskretnie wyjrzał na ulicę, zmarszczyło mu się czoło - co niechybnie było oznaką wielkiego wysiłku intelektualnego, po czym odwrócił się do kamratów.

-To jako to robimy? Noah musowo na dachach oddupczy jakiś elfonowy cyrk, jo wiem że wy to lubicie -uśmiechnął się potwornie do Noaha- yno powstrzymej się do chwili, aż Raison umaluje se gębe i wskaże strażnikom feralny kierunek, tam się im ukażesz i pierony się za tobą puszczą. Wtedy wszyscy wbijamy, a ty musisz ich zgubić i wdupić się do tuneli. Bydziemy tam na cia czekoć.

Etheldred pływała gdzieś na granicy świadomości i snu, rozkoszując się ciepłem bijącym od… Nie była pewna od czego, ale gdy otworzyła oczy by się dowiedzieć, świat zawirował i jej powieki na powrót zatrzasnęły się. W chwilę później nadeszły nudności, ale przepędził je ostry ból w skroniach, który wyrwał z gardła kobiety przeciągły jęk. Wspomnienia zeszłego wieczoru powoli wracały do Etheldred, podobnie jak zdolność funkcjonowania w miarę normalnie. Gdy na powrót otworzyła oczy, niewyraźne kształty przybrały na ostrości i otoczenie przestało wirować. Etheldred powoli odgarnęła purpurowe kosmyki, które wydostały się spod stylowej siateczki, z twarzy i w końcu ulokowała źródło ciepła.

- Wolfgang - stwierdziła odkrywczo i ze słyszalnym zdziwieniem, ale prędko odzyskała rezon. - Wolfgang, jeśli możesz, postaw mnie na ziemię. Wszystko ze mną w porządku.

Ostatnie stwierdzenie nieco burzył fakt, że przez dłuższą chwilę trzymała Eisenhauera za ramię, próbując złapać równowagę i rozglądając się wokoło. Otuchy dodał jej fakt, że była otoczona znajomymi i przyjaznymi twarzami. Gdyby nie obecna sytuacja, powitałaby ich uśmiechem i ciepłym słowem, a tak… Skrzywiona podziwiała wątpliwe uroki zaułka, zbierając myśli i przypominając sobie wieczorną ucztę. Prędko doszła do tych samych wniosków, co kompanioni, co poświadczał pogłębiony grymas twarzy.

- A więc - Etheldred przełknęła ślinę, marząc o dzbanie wody - a więc jesteśmy w tarapatach. Jak długo byłam nieprzytomna?

- Cieszę się, że nic wam nie jest. – Powiedział Noah, spoglądając to na Noransona, to na Uprzejmą. – Musimy, się śpieszyć. Postaram się zrobić małe zamieszanie na ulicy, a wy w tym czasie dostańcie się jak najszybciej do tuneli.

Elf począł przyglądać się ścianą budynków, szukając najlepszego miejsca, po którym mógłby się wspiąć. Gdy takowe znalazł przeciągnął się, pobudzając w ten sposób dalej nieco senne mięśnie. Spojrzał, być może po raz ostatni na swych towarzyszy i znów odezwał się.

- Na wypadek gdyby nie udało mi się zgubić strażników, postaram się wydostać przez mury miejskie. W razie, czego spotkamy się w przy zrujnowanej kapliczce, którą mijaliśmy w drodze do miasta. – Kończąc, Noah począł się ostrożnie wspinać. – Do zobaczenia…

O ile uda mu się bez przeszkód wydostać na dach budynku, miał zamiar wystrzelić jedną strzałę pod nogi sierżanta, jeżeli żaden cywil nie będzie w chodzić na linię strzału. W takim wypadku, poślę strzałę pod nogi innego ze strażników, bądź w jakiekolwiek inne miejsce gdzie nie umknie niczyjej uwadze. To z pewnością wywoła panikę wśród przechodniów, ułatwiając przemknięcie jego towarzyszom, uraz utrudniając pościg straży.

Niezależnie od wyników tych działań, długouchy nie będzie stać bezczynnie w jednym miejscu. Zaraz bowiem zerwie się do ucieczki, kierując strażników z dala od grupy.

Eisenhauer z ulgą wypuścił Etheldred ze swoich obięć. Nie był to teraz czas na ściskanie się, a bohater odczuł ulgę widząc że przyjaciółka wreszcie się zbudziła.

- Powodzenia, niech ci szczęscie sprzyja. - rzucił Wolgang do Noaha na odchodnym. Sam zaś poluzował miecz w pochwie i przyczajony za rogiem domu czekał na odpowiedni moment by rzucić się biegiem na drugą stronę ulicy. Miał jednak zamiar pilnować okiem swoich niższych,a przez to wolniejszych towarzyszy- gdyby mieli kłopoty, wojownik nie miał zamiaru zostawić ich samych.
Raison przeciągnął się, aż mu w kregosłupie strzelliło.

- Niech Pani Jeziora ma w opiece twój tyłek. Cały masz wrócić, słyszysz?

Odwrócił się do Ethel:

- Witam piękną panią w świecie żywych. Ledwo żywych. - cmoknął Etheldred w dłoń i uśmiechnął się.

Po czym zdjął z siebie wams, włożył do torby. Hełm wylądował tam chwilę później. Narzucił na siebie płaszcz, po chwili zastanowienia postrzępił go na końcu nożem. Zmierzwił sobie włosy i brodę.

Przejrzał się w kałuży.

- Ha, rycerz najemny jak malowany! - rzucił - Ethel, ma piękna, dopilnowałabyś mojej tarczy herbowej. Za bardzo rzuca się w oczy, a przecie jej nie zostawię. Należała do mojego ojca. Straszny to był jebaka…

Ruszył ulicą ku najbliższemu patrolowi straży. Zrobi to na “Najemnik szuka burdelu.”. Pomieszane z “Za wami, złodziej!”.

Krótko mówiąc zagada strażników, a potem wyśle ich w kierunku innym niż kierunek podróży kompanii. Przynajmniej pobiegają sobie z nieuchwytnym złodziejem.

Jego inteligencja czasami go przerastała...
 
Hazard jest offline