| Brodacz zaczął co nieco kontaktować. Najpierw spojrzał na swą postrzępioną brodę i skrzywił się. Potem spojrzał na zmęczone twarze i przekrwione oczy kompanów i skrzywił się jeszcze bardziej. A na sam koniec przypomniał sobie wydarzenia dnia poprzedniego i.. no nie - już bardziej skrzywić się nie dało!
- Trza nam pitać co żywo, widza że już my podzieleni, jo żech trocha zaspoł, ale stoja w komitywie jak sondza lezącej po kanałach. Przednio!
Poprawił kolczugę i podrapał się w tyłek, potem jeszcze charknął szpetnie. - Gamratka chędożona, ajajaj… tak my się dali podejść, jak jakie wiejskie ciule, chyżo bo już słyszę nawoływania cieci ze straży!
- Ha, witam w świecie żywych! - zawołał z uśmiechem Wolf, widząc że khazad już odzyskał przytomność. Zaczynał się martwić, myśląc że może coś “cięższego” dostał do picia niż inni. Garamont przeląkł się, gdy krasnolud zsunął mu się z ramienia. Ale nie wyrżnął o bruk, lecz, otrzeźwiały już, stanął na nogach. - Witamy w naszym rynsztoku - rzucił rycerz, uśmiechnięty, niby panienka w zapusty.
- Witomy, witomy, -próbował przedrzeźniać ludzi, co jak zwykle kompletnie nie wyszło - yno my nie som na audiencyjach i się my tu nie przyszli dyplomacjami zajmować. Tu trza kulasami przebierać, bo za para pacierzy to tych kulasów można ni mieć!
Dyskretnie wyjrzał na ulicę, zmarszczyło mu się czoło - co niechybnie było oznaką wielkiego wysiłku intelektualnego, po czym odwrócił się do kamratów.
-To jako to robimy? Noah musowo na dachach oddupczy jakiś elfonowy cyrk, jo wiem że wy to lubicie -uśmiechnął się potwornie do Noaha- yno powstrzymej się do chwili, aż Raison umaluje se gębe i wskaże strażnikom feralny kierunek, tam się im ukażesz i pierony się za tobą puszczą. Wtedy wszyscy wbijamy, a ty musisz ich zgubić i wdupić się do tuneli. Bydziemy tam na cia czekoć. Etheldred pływała gdzieś na granicy świadomości i snu, rozkoszując się ciepłem bijącym od… Nie była pewna od czego, ale gdy otworzyła oczy by się dowiedzieć, świat zawirował i jej powieki na powrót zatrzasnęły się. W chwilę później nadeszły nudności, ale przepędził je ostry ból w skroniach, który wyrwał z gardła kobiety przeciągły jęk. Wspomnienia zeszłego wieczoru powoli wracały do Etheldred, podobnie jak zdolność funkcjonowania w miarę normalnie. Gdy na powrót otworzyła oczy, niewyraźne kształty przybrały na ostrości i otoczenie przestało wirować. Etheldred powoli odgarnęła purpurowe kosmyki, które wydostały się spod stylowej siateczki, z twarzy i w końcu ulokowała źródło ciepła.
- Wolfgang - stwierdziła odkrywczo i ze słyszalnym zdziwieniem, ale prędko odzyskała rezon. - Wolfgang, jeśli możesz, postaw mnie na ziemię. Wszystko ze mną w porządku.
Ostatnie stwierdzenie nieco burzył fakt, że przez dłuższą chwilę trzymała Eisenhauera za ramię, próbując złapać równowagę i rozglądając się wokoło. Otuchy dodał jej fakt, że była otoczona znajomymi i przyjaznymi twarzami. Gdyby nie obecna sytuacja, powitałaby ich uśmiechem i ciepłym słowem, a tak… Skrzywiona podziwiała wątpliwe uroki zaułka, zbierając myśli i przypominając sobie wieczorną ucztę. Prędko doszła do tych samych wniosków, co kompanioni, co poświadczał pogłębiony grymas twarzy.
- A więc - Etheldred przełknęła ślinę, marząc o dzbanie wody - a więc jesteśmy w tarapatach. Jak długo byłam nieprzytomna?
- Cieszę się, że nic wam nie jest. – Powiedział Noah, spoglądając to na Noransona, to na Uprzejmą. – Musimy, się śpieszyć. Postaram się zrobić małe zamieszanie na ulicy, a wy w tym czasie dostańcie się jak najszybciej do tuneli. Elf począł przyglądać się ścianą budynków, szukając najlepszego miejsca, po którym mógłby się wspiąć. Gdy takowe znalazł przeciągnął się, pobudzając w ten sposób dalej nieco senne mięśnie. Spojrzał, być może po raz ostatni na swych towarzyszy i znów odezwał się.
- Na wypadek gdyby nie udało mi się zgubić strażników, postaram się wydostać przez mury miejskie. W razie, czego spotkamy się w przy zrujnowanej kapliczce, którą mijaliśmy w drodze do miasta. – Kończąc, Noah począł się ostrożnie wspinać. – Do zobaczenia…
O ile uda mu się bez przeszkód wydostać na dach budynku, miał zamiar wystrzelić jedną strzałę pod nogi sierżanta, jeżeli żaden cywil nie będzie w chodzić na linię strzału. W takim wypadku, poślę strzałę pod nogi innego ze strażników, bądź w jakiekolwiek inne miejsce gdzie nie umknie niczyjej uwadze. To z pewnością wywoła panikę wśród przechodniów, ułatwiając przemknięcie jego towarzyszom, uraz utrudniając pościg straży.
Niezależnie od wyników tych działań, długouchy nie będzie stać bezczynnie w jednym miejscu. Zaraz bowiem zerwie się do ucieczki, kierując strażników z dala od grupy. Eisenhauer z ulgą wypuścił Etheldred ze swoich obięć. Nie był to teraz czas na ściskanie się, a bohater odczuł ulgę widząc że przyjaciółka wreszcie się zbudziła.
- Powodzenia, niech ci szczęscie sprzyja. - rzucił Wolgang do Noaha na odchodnym. Sam zaś poluzował miecz w pochwie i przyczajony za rogiem domu czekał na odpowiedni moment by rzucić się biegiem na drugą stronę ulicy. Miał jednak zamiar pilnować okiem swoich niższych,a przez to wolniejszych towarzyszy- gdyby mieli kłopoty, wojownik nie miał zamiaru zostawić ich samych. Raison przeciągnął się, aż mu w kregosłupie strzelliło.
- Niech Pani Jeziora ma w opiece twój tyłek. Cały masz wrócić, słyszysz?
Odwrócił się do Ethel:
- Witam piękną panią w świecie żywych. Ledwo żywych. - cmoknął Etheldred w dłoń i uśmiechnął się.
Po czym zdjął z siebie wams, włożył do torby. Hełm wylądował tam chwilę później. Narzucił na siebie płaszcz, po chwili zastanowienia postrzępił go na końcu nożem. Zmierzwił sobie włosy i brodę.
Przejrzał się w kałuży.
- Ha, rycerz najemny jak malowany! - rzucił - Ethel, ma piękna, dopilnowałabyś mojej tarczy herbowej. Za bardzo rzuca się w oczy, a przecie jej nie zostawię. Należała do mojego ojca. Straszny to był jebaka…
Ruszył ulicą ku najbliższemu patrolowi straży. Zrobi to na “Najemnik szuka burdelu.”. Pomieszane z “Za wami, złodziej!”.
Krótko mówiąc zagada strażników, a potem wyśle ich w kierunku innym niż kierunek podróży kompanii. Przynajmniej pobiegają sobie z nieuchwytnym złodziejem.
Jego inteligencja czasami go przerastała... |