Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2014, 23:38   #30
Wilczy
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Pędzący za Dziadkiem i Mildred rozwrzeszczani bikerzy byli już dosyć blisko....góra może 30 metrów, otwarli również ogień z pistoletów i peemek. Kule świszczały wokół motocyklistki niemal z każdej strony, na szczęście dla niej, żadna nie okazała się jeszcze celną. Robin miał nieco gorzej, a właściwie to jego maszyna: mimo, iż pociski rozbijały się o płyty pancerne na tyle Challengera bez żadnej szkody dla samego wozu, po trafieniu jednak w tylną szybę, posypało się już gęsto szkłem.

- Noż, ja pier-kurwa-dolę... - mruknął Dziadek. Lubił dobrą zabawę, jak każdy inny, ale to przestawało być śmieszne. Czy Ci idioci mają pojęcie ile będzie musiał wybulić na nową szybę?! Najchętniej zebrałby gamble z ich zwłok, ale na to może nie być czasu. Carver obniżył się nieco na siedzeniu, żeby nie wpakowali mu kulki w łeb, a jedną ręką dopasował sobie lusterko wsteczne do nowej pozycji - w końcu chciał widzieć skurczybyków. Ustawił Challengera przed najbliższym gangerem i jeszcze odrobinę zwolnił - był jakieś 20 metrów przed nim - po czym gwałtownie wdepnął hamulec. Skupiony na celowaniu ganger zaliczył zderzenie z opancerzonym bagażnikiem Dodge'a i zaliczył spotkanie z asfaltem. I dobrze mu tak, może przestanie ludziom tłuc szyby. W następnym momencie Dziadek zredukował bieg i znów wcisnął gaz do dechy. Nie mógł dać się wyprzedzić i otoczyć przez motory... ale miał zamiar trochę poroztrącać ich na boki. Przy tej prędkości nawet lekkie szturchnięcie może im zafundować glebę, a Carver nie zamierzał być delikatny. Nie bez satysfakcji spojrzał w lusterko wsteczne. Na wyłączonego z gry gangera wpadło jeszcze kilku innych - za Challengerem zrobił się mały karambol, a właśnie o to chodziło.

Niestety kilku wyjątkowo zdolnych sprawnie go objechało i teraz obleźli Dziadka jak muchy gówno. Jeden z tyłu, dwaj po bokach, jednemu nawet udało się go wyprzedzić i wyraźnie chciał dobrać się do jadącej jeszcze kawałek dalej Mild - Robin widział obrzyna w jego rękach. Mimo ryku silnika Carver usłyszał huk wystrzałów. Ledwo widział drogę przed sobą, ale wyglądało na to, że Mild oberwała. Nic groźnego, bo jej motor tylko nieznacznie się zachwiał. Carverowi wydawało się, że widzi krew na jej... tyłku. Rana postrzałowa na dupie? Robin by się zaśmiał, gdyby nie był chwilowo zajęty.

Dziewczyna poczuła jak fala bólu przeszła przez jej lędźwie. Zasisnęła zęby i docisnęła Warriora. Błyskawicznie przyspieszyła do 160 km/h wyrywając się z objęć czarnego wylotu lufy obrzyna. Broń kłusownicza miała mały zasięg i ogromny rozrzut, przy prędkości, którą utrzymywała rusznikarka nie było szans na trafienie. Zostało odbić od grupy i wyciągnąć z żelaznego uchwytu bikerów Dziadka.

W międzyczasie strzały nie ustawały - ci idioci próbowali rozwalić przednie opony Challengera - całe szczęście, że Dziadek zainwestował w ich wypełnienie. Tym razem się nie powstrzymał i zarechotał pogardliwie. Spojrzał w lusterko wsteczne, upewnił się, że jeden z bikerów jest tuż za nim i wcisnął niepozorny przycisk pod prędkościomierzem. W tym momencie otworzyła się klapa bagażnika z niespodzianką - kubłem białej farby na prostym mechanizmie sprężynowym...

Mildred wyrwała do przodu na ryczącej maszynie, zostawiając w tyle Dziadka w swojej bryce i całe stado bikerów… wyminęła nawet ten dopiero co poznany konwój w całości, kątem oka widząc zdziwione gęby jadących tam osóbek. Pruła ile się dało prosto przed siebie, by w końcu w odpowiednim momencie spokojnie przyhamować, i odwrócić się z motorem w stronę nadjeżdżających. Sięgnęła po karabin…

Dziadek w tym czasie uwijał się z osaczającymi go typkami. Bikera po lewej, z peemką w łapie, staranował Challengerem, posyłając go w ekspresowym tempie w offroad, co zakończyło się dla kolesia wywrotką wśród kupy kurzu. Następnie zaś Robin wystrzelił kubłem farby wprost z bagażnika Dodga, co miało jednak marne efekty. Zamiast jednego z goniących trafić prosto w ryj, wiaderko przeleciało między motorami, rozbijając się o asfalt i tyle… Brodaty biker po prawej wystrzelił zaś do Dziadka z pistoletu - na szczęście niecelnie. Kula co prawda wpadła przez okno do kabiny, i gdzieś w niej zapewne utknęła, samemu Robinowi nie stało się jednak nic. Tyle tylko, że teraz jego wkurwienie sięgało zenitu.

Ledwie kilka sekund później, Dziadek pozbył się kolejnego delikwenta, tym razem taranując frajera po prawej, i ten również nażarł się ziemi przy wywrotce… Biker przed Dodgem z kolei, zaczął cudować z obrzynem w dłoni, chcąc w jakiś sposób strzelić Robinowi prosto w przednią szybę. Zwolnił jednak przy tym, co było naprawdę karygodnym błędem. Dziadek wycisnął siódme poty ze swej maszyny i przywalił w bikera przed sobą. Maszyną kolesia z Hells Angells zarzuciło z lewej na prawą chyba ze trzy razy, po czym… wyłożył się prosto pod Dodga! Ledwie może sekundę był szorowany (przy okazji wrzeszcząc) wraz z motorem przed autem, po czym jak nie łupnęło, wóz podskoczył w górę, a typka wraz z maszyną przemieliło pod Challengerem… wątpliwe by to przeżył.

Mild przytknęła policzek do kolby Galila, celując w nadjeżdżających… pierwszy jednak był “ten inny” konwój. W oczach zbliżających się osób widać było przerażenie, myśleli chyba bowiem, że ona będzie strzelać do nich. Wyraźnie dodali gazu, mając pewnie pełne gacie… Mildred zaś odchyliła nieco lufę w bok, dając im do zrozumienia, że nie są celem. Przemknęli więc obok niej na pełnym gazie… nie wszyscy. Pierwszy wóz, jeden motor, drugi, gazik… ostatnia bryka skierowała się prosto na nią. Kierowca najwyraźniej był tak przerażony mylnym faktem ostrzału, że postanowił ją staranować.
Nie miała innego wyjścia. Posłała krótką serię 3 pocisków prosto w prowadzącego, zdając sobie sprawę, iż jego pomyłka oznacza praktycznie śmierć wszystkich pasażerów owej bryki. Ostrzelanym wozem zarzuciło, skręcił mocno w lewo, wpadł na offroad, wzbiły się tumany kurzu, w końcu przypierdzielił w jakieś wgłębienie.

W tym momencie pojawił się Dziadek, za nim zaś bikerzy. Mild rozpoczęła zaś ostrzał tych ostatnich, waląc już bez litości. Hells Angells rozpierzchli się na boki niczym jakieś spłoszone stado ptaków. Przewracały się motory, zgrzytało, brzdękało metalem, kupa kurzu, totalna zadyma… około tuzin bikerów wyłożył się na całego, reszta zaś dała mocno po hamulcach. Kto był w stanie, i miał choć kroplę oleju w głowie, schował się za własną, leżącą maszyną, po czym zaczęto już regularny ostrzał.

Challenger z rykiem przejechał obok niej, sama Mildred zaś z kulami świszczącymi blisko niej, spojrzała dziwnym wzrokiem na auto z drugiego konwoju, które ledwie za 2 sekundy dopadną bikerzy… Z piskiem opon nawróciła motorem i dała długą za Dziadkiem.

Carver odetchnął lekko widząc, że rudzielec już jedzie. Przez moment myślał, że dziewczyna może rzucić się na pozostałych gangerów z czystej żądzy mordu. Nie obyło się niestety bez przypadkowych ofiar... ale przecież od lat w całych Stanach trwa wojna, prawda? Głupi ludzie giną na każdym kroku. Dziadek porzucił te myśli i skupił się na prowadzeniu. Kierunek: Battle Creek.
 

Ostatnio edytowane przez Wilczy : 16-10-2014 o 09:41.
Wilczy jest offline