Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2014, 15:09   #151
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Soundtrack

[MEDIA]http://www.sintel.org/wp-content/uploads/2009/11/shaman-previz.jpg[/MEDIA]

Posłaniec od Karla Skiraty był nieznanym Kostrzewie młodzieńcem w wieku Tibora. Chłopak był bardzo przejęty swoją rolą, a oświadczenie Tibora, że idzie on z Varem, potem zaś pojawienie się Kostrzewy twierdzącej, że ona idzie, ale może i sama wprawiło go w nie lada zmieszanie. Mimo to rozkazy miał jasne i miał zamiar się ich trzymać niezależnie od dziwnego zachowania mieszańca i jej dziwacznych - z tego co słyszał - towarzyszy. Wzywana była półorkini, a kogo weźmie ze sobą to już była jej wola.

Mimo początkowej niechęci - druidka rada byłaby zagrać nieopierzonemu kapłanowi na nosie - Kostrzewa wskazała goliata i Oestergaarda jako swoich towarzyszy. Nie miała obaw co do zachowania się giganta - wszak ciosany z twardego kamienia barbarzyńca duszą był najbliżej mieszkańców tych lodowych pustkowi - jednak zapalczywy młodzieniec mógł chlapnąć coś zupełnie niespodziewanego. Niemniej jednak trzeba było mu oddać sporą - jak na swój wiek - wiedzę i rzeczywiste zaangażowanie w kwestii plagi nieumarłych, tak więc kobieta uznała, ze więcej będzie z niego pożytku niż szkody. Zresztą po gościnnych występach maga, których zapewne długo nie uda się nikomu przebić, nawet buchający gniewem młodzik w oczach Aidena mógł uchodzić za szczyty południowej grzeczności i kultury.

W drodze do Wiedzącego, szamana - czy jak tam inaczej tytułować Karla Skiratę - Tibor dokonał szybkiej kalkulacji na kogo może liczyć w tej rozmowie. Wyszło mu, że na Kostrzewę ani trochę, a kto wie, może i trzeba będzie ją ratować, choć szaman wyglądał na bardziej powściągliwego niż barbarzyński królik. Znając jednak jej skłonność do kłapania gębą wtedy kiedy nie trzeba i w sposób który nie zjednywał jej przyjaźni, mogło i tak się zdarzyć. Młody kapłan zbroił się w cierpliwość i czerpał odrobinę pociechy z faktu że obok był Var, który choć podobnie barbarzyńca, wydawał się dużo bardziej rozsądny od półorczycy. Zastanawiał się przez chwilę czy nie zamienić z nim jeszcze słowa ale doszedł do wniosku że już w rozmowie z szamanem naturalnie wyjdzie kiedy jeden drugiemu pomoże.

Namiot szamana nie był nawet w połowie tak duży jak wodza plemienia, niemniej jednak równie solidny. Obok stał drugi, mniejszy. Kostrzewa wiedziała, że w nim to Karl trzyma zioła, leki i inne nieznane jej przedmioty i składniki, oraz odprawia sobie tylko wiadome rytuały.

W środku namiotu, tak jak i wszędzie, palił się ogień nad którym wisiał niewielki kociołek. Skirata odprawił posłańca i gestem nakazał gościom usiąść, zajęty ucieraniem jakiegoś leku. Dopiero po kilku minutach odstawił moździerz i spoczął na skórach naprzeciwko ybnijczyków. Przez dłuższą chwilę w milczeniu taksował ich wzrokiem, jak gdyby oceniając ich wartość.

- Więc trzeba było dopiero plagi nieumarłych byś powróciła do Doliny, Kostrzewo - ni to spytał, ni stwierdził.

Grzmot grzecznie siedział, zdawało się ze szaman chciał porozmawiać z pólorkinia, na pytania był jeszcze czas, wątpił by dzisiaj gdziekolwiek dalej ruszyli. Tibor również siedział spokojnie. Wcześniej zajął się obracaniem w głowie wszystkich znanych mu faktów, widząc że Skirata nie pali się do przerywania tego co uznał za stosowne robić; był umiarkowanie ciekaw czy był to sposób na pokazanie “gościom” gdzie ich miejsce czy faktycznie robota wymagała koncentracji i kontynuacji. Teraz drgnął słysząc słowa szamana i opuścił dłoń, którą w zamyśleniu bawił się. Spojrzał na mężczyznę i słuchał uważnie.

- Kiedy świat ogarnia wielka śnieżyca, wszyscy garną się do jednego ognia - opowiedziała Kostrzewa ostrożnie, pochylając głowę. W słowach szamana wyczytała naganę, czy może dezaprobatę - wszak od dłuższego czasu nie utrzymywała kontaktu z plemieniem, któremu tyle zawdzięczała. I trudno nawet jej samej było stwierdzić, czy był to jej świadomy wybór, czy po prostu zaniedbanie.
- Mam głęboką nadzieję, że *nasz* wódz nie będzie długo chował urazy za to, co stało się wcześniej. Nie wszyscy obcy rozumieją prawa i zwyczaje tej ziemi. Jeśli będzie trzeba, moi towarzysze z chęcią wynagrodzą klanowi tą niezamierzoną zniewagę. - rzuciła krótkie spojrzenie na Tibora i Vara, mając nadzieję, że żaden z nich nie zamierza zbyt głośno protestować - Obie strony gór mierzą się z tym samym wrogiem. Ybn przesyła wyrazy szacunku i prośbę o sojusz. Ale... - zawiesiła głos i rozejrzała się po namiocie - ...bez względu na to, co mnie tu sprowadziło, dobrze być znów w domu. I widzieć, że wiele się tu nie zmieniło od moich czasów.
- Jak trwoga to do klanów… - uśmiechnął się lekko, z ironią Karl, myśląc zapewne o zeszłorocznej wojnie. - Nam bogowie ni przodkowie o żadnych śpiewaczkach nie radzili, a Kor Pheron zabity został lata temu, więc skąd pomysł, że moglibyśmy w czymś pomóc? - Spojrzał na zebranych w namiocie gości. - Jeśli Ybn myśli, że wyślemy wojowników do jego obrony jest w błędzie.
- Może spróbujemy wszystko wyłuszczyć po kolei, panie - odezwał się chłopak, widząc że rozmowa grozi wpłynięciem na mieliznę pomyłek. - Nazywam się Tibor Oestergaard, jestem kapłanem Lathandera, a nasz towarzysz to Var Kalumovugia. W siedzibie króla nikt z nas nie wytłumaczył wszystkiego jak trzeba od początku i po co przyszliśmy. Kostrzewo, mów proszę jeśli wszedłem ci w słowo.
- Mów, mów. Niczego nie pomijając. - druidka zrobiła przyzwalający gest ręką. Widać było że w mniejszym gronie - a może większe znaczenie miało to przed kim mówią? - czuła się swobodniej, choć lekkie napięcie ciągle jej nie opuszczało.
- Ty się lepiej rozeznajesz w tych całych proroctwach i polityce. Zaś ja dodam, co widziałam na własne oczy - wskazała swoje pokryte bielmem ślepie - Bo dla tych, co słuchają szeptu Matki Natury ta plaga znak czegoś więcej... Dlatego tu za sugestią starszego Kręgu szukać wiedzy przybyłam, bardziej niż w miejskim interesie. - zaznaczyła, by nie było wątpliwości co do jej intencji.

Grzmot słuchał kostrzewowego słowotoku, zastanawiał się czy kiedyś kończą jej się słowa, albo jak jest sama na bagnach, to czy drzewom tez takie opowieści prawi, zamiast przejść do rzeczy. Był jednak ciekaw co zaszli miedzy druidką a plemieniem. Podciągnął wiec nogi i oplótł je rękoma, czekając na ciekawa wymianę zdań i historię.

Oestergaard przez chwilę przyglądał się Kostrzewie, zastanawiając się skąd taki a nie inny dobór jej słów. Potem dał sobie z tym spokój.
- Kilka dni temu, w noc przed zaćmieniem słońca, w Ybn Corbeth objawiła się zjawa jednego z Ojców Założycieli. Przestrzegła przed nadejściem “Czarnego Dnia” i przebudzeniem “Królów Gór”, tak samo przed “bezcielesną śpiewaczką”. Magowie i kapłani miasta wydedukowali że w południe ma dojść do zaćmienia i powstania umarłych z grobów. Mieli rację… - powiedział, przyglądając się twarzy szamana. - Nieumarli zaatakowali miasto, okoliczne wsie, Kaledon, powstali nawet we wnętrzu gór i napadli na tamtejszą osadę maurów. Od tamtej pory ataki powtarzają się co noc.
Nie byłem świadkiem ataków na mury Ybn, ale jedna z nieumarłych nazywana banshee, zniszczyła bramę i wielu dobrych ludzi zabiła. Może to przed taką “bezcielesną śpiewaczką” ostrzegała zjawa. Rada Ybn wysłała poselstwo do maga Albusa Czarnego by ten coś poradził. Zamiast otrzymać radę, okazało się że za tymi wypadkami może stać mąż o imieniu Kor Pheron...

- To nie jest prawda...! - syknęła druidka, bo Tibor znów dotknął drażliwego tematu. Widać nauczka z poprzedniej rozmowy wcale nie dotarła do głowy kapłana. - Tibora tam nie było, zna więc tylko... niepewne plotki. - dodała szybko, żeby załagodzić złe wrażenie.
- Jeżeli nie on sam to jakiś jego spadkobierca! A opowiadam jak było po kolei, żeby uniknąć paplaniny jak u waszego króla - Tibor z trudem stłumił złość. - Później będziemy oddzielać ziarno od plew. Byłaś tam, opowiedz od razu dokładniej co Albus mówił wedle Burra. Nie twierdzę, że to prawda.

Kostrzewa rzuciła kapłanowi kose spojrzenie i pokręciła głową.

- Albus nic nie mówił, jeno bełkotał. Był szaleńcem, któremu moc odjęła rozum. Przeklętym ergi, który praktykował magię umarłych i inne plugawe sztuki - obrzydzenie w głosie Kostrzewy było szczere i gorące - Zaś niektórzy z naszych towarzyszy niebezpiecznie fascynują się jego zakazaną wiedzą. - zauważyła, robiąc krótką pauzę, żeby wszyscy mogli przetrawić możliwe implikacje tego faktu - Dopiero w jego księgach, które spisywał w rzadkich przebłyskach normalności, znalazła się wzmianka o owym szamanie… i innych, podobnych mu wynaturzeniach. Zgniły nekromanta interesował się tymi zagadnieniami ponad miarę, dopuszczając się najgorszego, by posiąść tą wiedzę. Nie wiadomo jednak, skąd dowiedział się o klanowych tajemnicach… Ale nie wskazał skąd obecna plaga, więcej - sam o niej niewiele wiedział. Nie jesteśmy więc wcale bliżej poznania jej przyczyn, choć bogatsi o garść starych imion i historii - zatoczyła łuk ręką - Przynajmniej spotkał go zasłużony koniec. Nikomu już nie wydrze tego, co do niego nie należy. Oby jego dusza nigdy nie zaznała spokoju…! - rzuciła jeszcze z pasją
- Jakich “podobnych wynaturzeniach”? - zażądał uściślenia Karl.
- Tych, którzy też chcieli pozyskać wieczne życie i sposobach na to… bo chyba to go najbardziej interesowało. Tym się zajmował, o ile można tak mówić w przypadku obłąkańca… jak zyskać nieśmiertelność - wyjaśniła z krzywą miną druidka, przywołując w pamięci słowa Burra i jego poniewczesne odkrycie “wampira”. Jej samej już sam pomysł wydawał się z gruntu niedorzeczny, jeśli nie zasługujący na potępienie.

- Albus może i był szaleńcem - Tibor zwrócił się do Kostrzewy - Ale miał jeszcze na tyle zdrowego rozsądku, że nim paladyni z Ybn go zaciukali, kilku ludzi zdołał uśmiercić. Wiem bo rannych po tej walce sam leczyłem - przeniósł spojrzenie na szamana - Wedle tego zaś co w Ybn rada kapłanów i magów stwierdziła, dziennik który prowadził niestety prawdziwe rzeczy zawierał. O tym, że syn jednego z szamanów kilkadziesiąt zim wcześniej próbował złamać prawa natury… - podniósł palec - O, przypominam sobie że Burro opowiadał iż ten Albus pokrzykiwał coś w ten deseń: “Kto wyzwanie rzuca śmierci, kto w Osnowie dziurę wierci”. Wykrzykiwał, że to Korferon, który miał mieszkać w Dolinie. Miał też zginąć, zabity przez współplemieńców i “jakiegoś maga” - którym z kolei mógł być czarodziej Morheim z Dougan’s Hole. Mówię o pokrzykiwaniu, bo kapłani i druidzi z okolic Ybn twierdzą, że równowaga w naturze jest zaburzona a osnowa zerwana.
- To prawda, Morheim dopomógł w zablokowaniu magii zdrajcy - potwierdził Skirata.
- To co chyba najważniejsze, to mówili ze granica miedzy światem żywych i umarłych została otwarta przez dziurę w Osnowie. Do tego wszyscy nieumarli zdawali sie kierować właśnie w ta stronę, dlatego przybyliśmy tu, szukać tropu do podjęcia i czegokolwiek, co pomogłoby zakończyć ta plagę. - Var do tej pory cały czas obserwował i słuchał, zdawało mu się, ze powiedzieli już dość dużo, więc wtrącił swoje trzy grosze i sedno powodu, dla którego tu przybyli. Potrzebowali informacji i śladu. Ciekawiło go, co do powiedzenia będzie miał tutejszy szaman.
- Var ma rację, choć z tego co udało nam się zaobserwować to nieumarli zmierzają po prostu na północ, nie wiemy dokąd konkretnie wezwanie ich prowadzi - Tibor wolał nie zapuszczać się na zbyt głębokie wody wyobraźni - Jest i drugi trop, pewien Akar Kessell z Luskan, czarodziej, który miał zmuszać różne stworzenia do służby i napaść dwa lata temu na Dekapolis. O nim jednak nie wiemy zbyt wiele. Zostaliśmy wysłani z Ybn by dowiedzieć się o obu właśnie jak najwięcej. Obu, bo ci w Ybn którzy mają jakieś pojęcie o tych sprawach domniemają że jeżeli Kor Pheron znalazł sposób by stać się nieumarłym, to nawet śmierć go “nie powstrzyma”. Przed powrotem do świata żywych? - Tibor wzruszył ramionami. - Podobno by temu zapobiec trzeba by zniszczyć wszystkie kawałki jego duszy. Ale to tylko domysły - żeby coś więcej postanowić potrzebna jest większa wiedza ponad to. Możliwe też że coś innego jest przyczyną - dodał po chwili namysłu.
- Wiem o czym mówili, nie wierzę jednak, by Kor zdołał przekształcić się w nieumarłego; wiem, że nie - odparł szaman. - Zaś w ustalaniu faktów źle jest chować głowę w piasek tylko dlatego, że temat jest niewygodny - surowo zwrócił się do Kostrzewy - Niemniej jednak jak mamy dzielić się z wami wiedzą, skoro - jak sama to określiłaś - niektórych z was fascynuje ta nienaturalna magia? Skąd pewność, że przyszliście pomóc, a nie zaszkodzić?
- Wódz Aiden jest zaciekłym obrońcą klanowej tradycji. - druidka spróbowała ująć to nieco dyplomatycznie - Sama nauczyłam się, że są sprawy, których dla dobra harmonii lepiej nie wyciągać na światło dnia… nie ważne, jak komuś wydadzą się cenne - uniosła brew - Ale skoro mam mówić otwarcie. Cóż. Za tą dwójkę mogę ręczyć jak za siebie. Ich intencje są godne...choć nie zawsze się zgadzamy. Nie posądziłabym ich nigdy o nieroztropnośc czy złą wolę...choć jeszcze muszą się dużo nauczyć o życiu - wyszczerzyła się do Tibora - Reszta… niziołek i dziewczynka stracili kogoś z powodu tej plagi...lub mogą stracić. Ich zapał jest szczery, serca czyste...ale naiwne. Łatwo mogą popełnić głupotę z dobroci. Moje obawy dotyczą tylko cudzoziemca i tego drugiego chłopca. Jeden jest ogarnięty chciwością i złym snem o potędze...drugiego nie znam wcale - rozłożyła ręce. - Sam to oceń, Wiedzący. I tylko tyle mogę rzec, że to nie sprawa ani nasza, ani klanu. Nawet nie Ybn i Doliny. To znak, odprysk czegoś większego, choć trudno zgadnąć, czego. Zmagając się z nieznaną chorobą nie wiemy, czy jakieś lekarstwo nie zaszkodzi bardziej, niż pomoże. Ale nie spróbować - to poddać się bez walki. A mnie nie tak tu uczono - pochyliła głowę w geście podziękowania.

Zwiastun Świtu zacisnął szczęki gdy drużynowy “wzór roztropności” zaczął wartościować towarzyszy.

- Zaraz, zaraz, Kostrzewo, to że Shando gada o bogactwie i nowych zaklęciach nie znaczy z miejsca, że chce umarłych podnosić z grobów - rzucił pospiesznie, nie wiedząc czy takie słowa nie poprowadzą ku jakimś innym urzezanym głowom, prócz łba Kor Pherona. - Dzielnie walczył i był lojalny w drodze. Jehana rada Ybn też chyba nie bez kozery wybrała na posła do Kaledonu.
- Zmieniłaś się - rzekł kapłan Temposa i druidce trudno było stwierdzić, czy to komplement czy nagana. - Mam więc rozumieć, że to sprawa nasza a nie nasza, że twoja a nie twoja, że mam pomóc, ale lepiej nic nie mówić, a ćwierć twoich towarzyszy-nie towarzyszy najlepiej wygnać z obozu, albo i - prewencyjnie - skrócić o głowę? - zakończył z ironią. Westchnął i pokręcił głową, po czym odwrócił się do Vara. - To co mówisz wyjaśniałoby skąd wokół nas tylu nietypowych nieumarłych; stworzeń i ludzi, którzy nigdy nie mieszkali w Dolinie. Ataki zdarzają się co noc, co raz to bardziej gwałtowne; nawet w dzień w parowach czy jamach czają się niespokojne dusze. Namawiam Aidena byśmy ruszyli na północ by połączyć się z naszymi braćmi; do Caer-Dineval lub Targos, których palisady dadzą nam większą ochronę, lecz nie chce się zgodzić; podobnie jak i większość wojowników. Przypuszczam, że kapłani w Ybn nie wypracowali żadnych specjalnych modlitw… - zapytał z nadzieją. Tibor zaprzeczył i wyjaśnił jaki los spotkał najwyższych kapłanów Helma Obrońcy. Karl pokręcił głową z niedowierzaniem i zamyślił się, gładząc medalion z symbolem swojego boga.

- Jeśli przyczyną jest naruszenie granicy między planami, najlepszym - a zarazem najgorszym - do tego miejscem byłby Lodowiec Reghed. Ale wyprawa tam jest niemożliwa, nie o tej porze roku! Najwcześniej za miesiąc-dwa a i tak tylko wtedy, gdy pogoda będzie sprzyjająca. Jednak nawet jeśli mam rację pozostają pytania: jak ją załatać i kto ją otworzył… - rzekł bardziej do siebie i zadumał się znowu.
- Dlaczego Lodowiec Reghed? - Tibor starannie wymówił nieznaną mu nazwę - Jest taki szczególny?
- Ponoć jest to miejsce bliskie bogom; tego mnie przynajmniej uczono - odparł Karl. - Może dlatego, że to zapewne jedyne miejsce gdzie niepodzielnie rządzi tylko jedna bogini? Nie wiem. Dziad opowiadał mi jednak, że gdy… Zresztą nie ważne - przerwał - Nie znam innego miejsca, które byłoby równie korzystne, gdyż inaczej potrzeba by było arcymaga o mocy Elmistera by utworzyć stabilne przejście pomiędzy Planami.

Chłopak w zamyśleniu pogładził medalion.

- Czy to miejsce jest może poświęcone bóstwu zimy albo nocy? Albo magii? - zapytał usiłując znaleźć coś wspólnego ze słowami Albusa czy przepowiedni.
- Auril, tak - potwierdził szaman. - Niekoniecznie w tym miejscu; nie wiem gdzie jej wyznawcy mają swoją świątynię - zapewne w górach, gdzie łatwiej jest dotrzeć śmiertelnikom. Niemniej jednak ponoć na Lodowcu można czasem spotkać boginię osobiście, czego nikomu nie życzę - wzdrygnął się.

Oestergaard również poruszył się niespokojnie; już fakt że umarli mogą powstawać z grobów był czymś trudnym do zaakceptowania, to że bogowie mogą chodzić wśród śmiertelników… to wykraczało poza ludzkie pojęcie. Tym bardziej gdy przypomniał sobie co wie o bogini - choć co prawda było tego bardzo niewiele.
- Czy to w stronę lodowca właśnie zmierzają nieumarli? W którym to jest kierunku?
- Czy ja powiedziałem, że gdzieś zmierzali? - zirytował się Karl. - Na Temposa, gdyby zmierzali dokądkolwiek…

~ No to dokąd szli w takim razie spod Cadeyrn, z Kaledonu i innych miejsc?! ~ - Tibor już miał wypalić ale ugryzł się w język. Szaman, choć pilnował się by nie zdradzić zbyt wiele, wydawał się chętny do pomocy i nie wolno tego było zmarnować.

- Zauważyliśmy i dowiedzieliśmy się od innych - zarówno w okolicach Ybn, jak i w Kaledonie - że część nieumarłych, zwykle tych którzy nie powstali w bezpośredniej bliskości osiedli, wyruszyła mniej lub bardziej na północ, posłuszna jakiemuś wezwaniu. Dlatego pytam o Lodowiec. Bo jeśli nie tam idą, to dokąd mogą?
- Wszędzie po tej stronie gór może? Jeśli stąd nigdzie nie idą, to znaczy że albo zew się osłabił, albo właśnie tutaj w okolicach Dekapolis miały się pojawić. Zmarłych jest wielu, przez lata umierali i pewnie jest ich więcej niż żywych. Może nie mogą się pomieścić, w miejscu, dokąd miały iść się zebrać. - Grzmota przeszedł lekki dreszcz na takie wynaturzenie i wyobrażenie sobie legionu poległych. - Rozumiem niechęć połączenia się z innymi klanami, ale może to być...zresztą, nieważne jakie może być, skoro wódz się nie zgadza. Przejścia nie musiał otworzyć ktoś, to mogło być… coś. Coś co chętnie grzebie w życiach śmiertelników a niekoniecznie nim jest. Oby Kuliak zawsze naprowadziła moich braci na właściwą ścieżkę. - goliat zamilkł na kilka oddechów. - Jeśli najsensowniejszym miejscem do szukania jest lodowiec, to możemy położyć się tu i poderżnąć sobie gardło. Ten cały Morheim jeszcze żyje? Jeśli tak, można go odwiedzić najpierw. Nie śpieszy mi się na lodowiec... - jeśli nawet goliat nie był entuzjastyczny zmierzyć się z naturą, a mając szansę się na takie starcie przygotować, znaczyło to, że taka wyprawa ma bardzo duże szanse bycia samobójczą. - Chyba że! Twierdza Raurekka, ale to by nie miało zupełnie sensu. Co miałby wspólnego lodowy gigant na ścieżce do Lodowego Mroku, z obecnymi wydarzeniami? - ogromna zmarszczka przecięła czoło goliata na wspomnienie legendy, którą znał członek każdego plemienia.
- Trupy zgromadziły się tutaj, i to zewsząd, jak mówił Wiedzący - druidka podsumowała to, co powiedział szaman - Cokolwiek je wezwało lub nad nimi panuje znajduje się więc w okolicy. Do takich wielkich manifestacji mocy jak rozerwanie zasłony między światami potrzeba więcej potęgi, niż większość śmiertelnych istot jest w stanie uzyskać. W Dolinie jest wiele źródeł mocy...święte kręgi, jaskinie… - zamyśliła się - Jeśli uznamy, że ta trupia plaga ma swój początek w działaniach jakiś osób, a nie jest jakąś aberracją natury i jej praw… to będąc magiem siedziałabym w takim miejscu. Czerpiąc siłę skądinąd. - pogładziła kostur - Inna sprawa, że nie przychodzi mi na myśl węzeł o takiej potędze… - umilkła i dodała z wahaniem - Prócz wypytania magów z Dekapolis możemy jeszcze odnaleźć czcicieli łagodnej Auril… choć może być to szybka droga w lód - przysunęła ręce do ogniska, jakby samo wspomnienie bogini wywoływało zimny dreszcz.
- To prawda, panie, że to właśnie tutaj ściągają nieumarli? - Oestergaard spojrzał na szamana - Pytam, bo nie natknęliśmy się na nich i naszego obozowiska nic nie niepokoiło w nocy, a tropów również nie dojrzeliśmy.
- Nie wiem czy tutaj ściągają, ale - jak mówiłem - pełno ich na każdym kroku - burknął Skirata.
- Chyba wiem, skąd Albus wiedział o tych waszych tajemnicach. Burro coś mówił, że w którychś zapiskach było, że Blackwood polował na barbarzyńców Kamiennych Żmij, potem ich torturował żeby się czegoś dowiedzieć. Potem z ich skóry robił okładki na książki. - goliat podrapał się po głowie, to by tłumaczyło skąd czarodziej wiedział o wszystkim. - Wiadomo kiedy zdarzały się częstsze zaginięcia niż zwykle? W sensie kiedy nie znajdowano nawet śladów po ciele czy drapieżnikach, które by mogły wskazywać na to że człowieka zjadły jakieś zwierzęta? Jeśli było, to w jakich okolicach, Albus był czyimś uczniem… - Grzmot zamyślił się głęboko, całkowicie ignorując wszystkich dookoła na chwilę. - Hmm, nie wiem, niziołek mówił że Albus wrzeszczał, że Kor Pheronowi się udał i że jest w Dolinie. Cokolwiek by miało to znaczyć, przepraszam wiedzący że się tak wyrywam ale ta gmatwanina nie daje mi spokoju i czasami się zapominam. - skłonił się szamanowi plemienia.

Karl Skirata zamilkł wstrząśnięty informacją Grzmota o porywanych współplemieńcach.

- Zdarzał się czasem, że ktoś ruszał na południe jako przewodnik czy w innych sprawach, ale nigdy byśmy nie podejrzewali… - urwał. W świecie, gdzie śmierć na szlaku była powszechna jak deszcz czy śnieg znikający podróżni nie wzbudzali podejrzeń - Kor nie wyszkoliłby maga; mimo zmiany wiary gardził uczniami Mystry tak samo, jeśli nie bardziej niż my - dodał po chwili.
- Dlaczego jesteś, panie, pewien że Kor Pheron nie stał się nieumarłym? - zapytał Zwiastun Świtu, gdy przypomniało mu się coś co już wcześniej przykuło jego uwagę.
- Dlatego, że gdy go zabijano był całkiem żywy i nic nie wskazywało by swe ohydne praktyki stosował na sobie; był raczej wtedy na etapie eksperymentów. Potem jego ciało i dobytek spalono - wyjaśnił Skirata.
- Czy ktoś mu pomagał w tych eksperymentach? Wiedza o Kor Pheronie i jego magii wydostała się poza plemię mimo jego śmierci, więc może to jakiś uczeń czy pomocnik kontynuował jego badania - Tibor nie pierwszy raz podczas tej wyprawy żałował że nie ma z nim Runy Connere. Starsza, bardziej doświadczona kapłanka pewnie wiedziałaby o co pytać, w przeciwieństwie do niego, jak się okazywało.
- To możliwe… Gdy zaczęto podejrzewać go o odszczepieńcze praktyki uciekł z Keldabe w góry, zabierając ze sobą dwie czy trzy osoby, które zaraził swoją chorą fascynacją. Potem, przez chwilę szwendał się po Dziesięciu Miastach, więc tam też mógł kogoś poznać, choć nie wydaje mi się to prawdopodobne… Wydaje mi się jednak, że wszyscy zostali zabici, ale nie jestem pewien. Mimo, że byłem wtedy kilka wiosen starszy od ciebie dziad i ojciec nie dopuścili mnie… żadnego z młodych wojowników do karnej ekspedycji. Obawiali się, że herezje Kor Pherona skażą nasze umysły. Wydarzenia znam więc jedynie z opowieści.
Chłopak poskrobał się po głowie i zerknął na goliata. Z nadzieją, bo jemu samemu pomysły się kończyły.
- A gdzie on zginął?
Skirata zamyślił się.
- Chyba gdzieś w okolicach Redwaters, tak mi się wydaje…
- Najpierw w plemieniu odkryto jego eksperymenty, uciekł wtedy w góry z podobnie mu myślącymi, stamtąd wyruszył do Dziesięciu Miast, powrócił w góry i… - kapłan urwał na chwilę, sprawdzając czy czegoś nie pominął - I właśnie co sprawiło że postanowiliście go wytropić i zabić?
- W Dolinie jest wiele miejsc, gdzie można się ukryć - wzruszył ramionami kapłan Temposa. - Sam fakt, że odwrócił się od Temposa wystarczyłby wtedy za wyrok śmierci. Gdy zamieszkał w Dekapolis nie mieliśmy jednak nad nim władzy, a podstępne zabójstwa są wbrew kodeksowi Klanu Żmij. O ile pamiętam stał się dość znany wśród miejscowych, gdyż za stosunkowo niewielką opłatą przywracał ich zmarłych do życia twierdząc, że to dzięki łasce Jergala. Nasi zwiadowcy mieli go jednak cały czas na oku i szybko okazało się, że to Bhaala czcił. Niektóre zabójstwa zlecał, innych zmarłych nie wskrzeszał, a więził ich dusze lub zmieniał w nieumarłych. Czy muszę mówić więcej?
- Czy słyszeliście o czarodzieju Akarze Kessellnie z Luskan? - Tibor starał się nie zapominać o innych możliwościach.
- [B]Kesslerze[/b]. Ciężko nie słyszeć o kimś, kto nieledwie rok temu przywlókł tu z gór trzy czwarte tamtejszych potworów i zniszczył połowę z Dziesięciu Miast - sarkastycznie odparł szaman. - Masz jeszcze jakieś pytania?

Oestergaard odchylił się do tyłu.

- Na razie nie, dziękuję.
- To ja zapytam czemu akurat was wybrano na poselstwo z Ybn. Im dłużej rozmawiamy, tym większą jest to dla mnie zagadką - szaman spojrzał na Kostrzewę.

Druidka aż prychnęła na to pytanie, ale zaraz przyłożyła do ust dłoń, jakby zawstydzona takim brakiem szacunku.
- Miasto było w oblężeniu, Wiedzący. Każda noc to nowi nieumarli podchodzący pod mury. Każda para rąk umiejących trzymać broń jest nie do zastąpienia...posłano więc tych, bez których obrona nie ucierpi zbytnio...albo nie są zbyt bliscy sercom mieszczan. - przez jej twarz przemknął zgryźliwy grymas - Są i pewnie osobiste powody, które tylko zgaduję. I być może to jeszcze, ze nikt więcej nie był tak... - chciała powiedzieć “niespełna rozumu”, ale w porę ugryzła się w język - ...nikt więcej nie poważyłby się na taką niebezpieczną wyprawę - wpierw do czarnego leża nekromanty, a potem przez krasnoludzkie kopalnie na drugą stronę gór. Jesteśmy wiec tym co Ybn - i okolica - miały akurat najlepszego. A że takie czasy są paskudne… W każdym razie mamy wiele zapewnień o wsparciu od włodarzy miasta - stwierdziła na koniec ni to ironicznie, ni to poważnie.
- Pokrótce, nikt nie był na tyle głupi, ani nie zgłosił się na ochotnika, a my przeżyliśmy zwiad do Czarnego Lasu zanim wyruszyliśmy tutaj. - Grzmot wzruszył ramionami, druidka tak ozdabiała każde zdanie, ze ciężko można się było momentami w tym połapać.

Na podsumowanie Vara Karl prychnął krótkim, acz wesołym śmiechem.

- Spodziewałem się takich odpowiedzi. Odkąd zamknięto Drogę Królów Ybn nie szanuje klanów tak jak dawniej, a “zapewnienia wsparcia” na niewiele się zdają, gdy owo wsparcie przedzielone jest Grzbietem Świata - odparł druidce; oboje o tym wiedzieli, wszak południowcy w większości za nic mieli dane komuś - a już zwłaszcza “dzikusom” słowo. - Choć teraz, gdy przejście otwarto… Ale to rozmowa na inny czas - sięgnął dłonią w tył i pomasował sztywny z napięcia kark. - Sądzę, że teraz wszystkim nam przyda się odpoczynek; zmrok blisko a ja muszę jeszcze przygotować leki dla rannych… i tych, którzy zostaną ranni dzisiejszej nocy. Jutro zaś chętnie porozmawiam z waszym lekkostopym towarzyszem o waszej wizycie w domostwie tego morderczego ergi.
- Jeżeli dzięki informacjom które dostarczymy do Ybn uda się znaleźć sposób na usunięcie plagi to będzie to najlepszym wsparciem dla klanów - Tibor odezwał się beznamiętnie i podniósł na równe nogi, klnąc w duchu kontuzjowane plecy. Zerknął na Kostrzewę - Dla twoich kręgów i druidów również.
- Skoro tu dotarliśmy a droga jest otwarta, to może jednak się na coś zdadzą te zapewnienia. - Grzmot również wstał i wyprostował się w pełni, gotów do wyjścia.

Oestergaard zawahał się słysząc słowa goliata.

- Kostrzewa wspomniała o wielu źródłach Mocy w Dolinie. Skoro wyprawa na Lodowiec Reghed jest praktycznie niemożliwa, to może w zastępstwie Lodowca któreś z takich bliższych miejsc nadałoby się szaleńcowi który miałby zamiar zakłócić równowagę i rozpętać plagę o takich rozmiarach, nie zważając na gniew obrażonych tym bogów? Jeżeli… no nie wiem… byłby to rytuał który wymaga desekracji takiego uświęconego miejsca?
Szaman zawahał się; najwyraźniej przed wypowiedzią Kostrzewy nie brał takiego rozwiązania pod uwagę.
- Może… Muszę się nad tym zastanowić. Porozmawiamy jutro...

Kostrzewa wstała ostatnia, żegnając się z szamanem zgodnie z etykietą. Kiedy wyszła na skąpany w śniegu obóz, z jej płuc dobyło się ciężkie westchnienie. Karl miał rację; zmieniła się. I nie pasowała już do Północy tak jak niegdyś...właściwie nigdy do niej pasowała. Ale teraz miała na to namacalny dowód. Cóż, nikt nie mówił że powrót do rodzinnego domu będzie miłym przeżyciem... Wzruszyła ramionami i skierowała swe kroki w kierunku namiotu i pozostałych towarzyszy.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline