Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2014, 18:15   #6
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
~*~

- ...ale najpierw kawa! - Amy przeczesała dłońmi swoje gęste, kasztanowe włosy, które jak zwykle nie chciały się trzymać ustalonego rano planu i samowolnie uciekały spod tyranii lakieru i grzebienia.
- Kolejna nieprzespana noc? Ile nad tym wczoraj siedziałaś...? - Artur spojrzał na partnerkę z lekkim uśmiechem. Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że do każdej sprawy podchodziła z olbrzymim zaangażowaniem, co skutkowało tym, że poświęcała również swój prywatny czas na główkowanie nad szczegółami śledztwa. Zgarnął ostrożnie trochę piętrzących się wokół papierów, starannie ułożył i wsadził do kartonowego pudełka z numerem sprawy.
- Nie, po prostu skończyła mi się ta w domu... - policjantka roześmiała się, wyciągając z porządkowanego przez mężczyznę stosu zdjęcie Rashida. Podeszła do korkowej tablicy z rozrysowanym schematem śledztwa i przygryzła wargę, szukając odpowiedniego miejsca. - Tak samo jak mleko i żwirek dla kota... i kilka innych rzeczy. Nie chciało mi się ostatnio wychodzić... - wyjaśniła z lekkim zażenowaniem. Artur nie pytał dalej; czasem po prostu tak było że optymistyczna i pełna energii Amy łapała gorszy nastrój, a wtedy mało co było w stanie ruszyć ją spod ciepłego koca w mieszkaniu. - O, widzisz! Pasuje idealnie! - Amy odeszła kilka kroków od tablicy. Większość przyczepionych tu karteczek miała znaki zapytania - profile zaginionych mieszały się ze zdjęciami miejsc, gdzie ich ostatnio widziano, mapami pomazanymi markerem, zeznaniami świadków, strzałkami biegnącymi w najdziwniejszych kierunkach... czysty chaos, jeśli ktoś patrzył na to z boku. Ale dla policjantki ta "myślowa mapa" była czysta, jasna i wyraźna, jakby patrzyła na przejrzyście wyrysowany schemat.

A Rashid Makkaz znajdował się dokładnie w miejscu, w którym powinien być. Zresztą ten płaski schemat był tylko ubogim wyobraż[eniem tego, co *tak naprawdę* widziała Amy. A może lepszym określeniem byłoby "czuła". Świat był gigantyczną, żyjącą siecią wzajemnych powiązań, zależności i koneksji, płynnie przechodzących jedna w drugą; nie było istoty, zjawiska, zdarzenia czy rzeczy, która byłaby osobna czy z niczym nie związana. A gdzieś w głowie Amy siedziała wrażliwa membrana, która odbierała drgania tej wielkiej sieci. Czasem było to aż przytłaczające - dotknięcie klamki w pomieszczeniu używanym przez grupę ludzi czy kubka w barze zalewało świadomość miliardem powiązanych z tym miejscem przebłysków osób, emocji czy wspomnień - ale do pewnego stopnia Amy potrafiła nad tym panować. Ślizgała się po węzłach tej sieci z wyuczoną ostrożnością, nie pozwalając sobie na zagłębianie się w jej nieskończone głębie - choć czasem trzeba było to zrobić. Kiedy jednak mogła, wolała *nie wiedzieć* zbyt wiele - rozszerzona intuicja była cenną pomocą w składaniu do kupy pozornie niezwiązanych ze sobą elementów śledztwa, ale potrafiła być koszmarem, kiedy przychodziło do codziennego życia, a szczególnie kontaktów z innymi ludźmi. Bo kiedy dotknięcie ręki potrafi zdradzić wszystkie sekrety, a wyjście do pubu to męczący kalejdoskop przypadkowych przebłysków innych żyć, po pewnym czasie ma się tylko ochotę zamknąć się w oswojonych czterech ścianach i nie wychodzić na ten wielki świat, pod którego spokojną powierzchnią tonie się w odmętach zależności.

Pozostawały więc tylko leki - antydepresanty miały cudowną (choć uboczną) właściwość tłumienia przynajmniej części tej nadzmysłowej wrażliwości, więc Amy potajemnie łykała kolorowe pastylki, kiedy "talent" zbyt jej doskwierał... choć czasem nawet to nie pomagało. Ostatnio właśnie tak było; na szczęście nadwrażliwość minęła, a teraz nawet czuła miłą satysfakcję, kiedy syryjski elektryk "wskoczył" na swoje miejsce niemal ze słyszalnym "kliknięciem". To był dobry trop.

- Okej, zatrzymamy się gdzieś po drodze. Ale idziemy do ogródka, jak cywilizowani ludzie. - Artur skończył segregować akta i zamknął pudełko - Takiej pogody nie wolno marnować na siedzenie pod dachem - dodał, wyglądając przez okno na zalane słońcem ulice - Idę przerobić papierologię, spotkamy się w garażu. - rzucił, zostawiając pudełko - Odnieś to na miejsce, żeby się inspektor nie czepiał.
- Ale ty stawiasz! - krzyknęła jeszcze za nim Amy, zgarniając resztę materiałów. Odpowiedział jej tylko śmiech z korytarza i stłumione "Okej, okej!".

Ułożyła chwiejną piramidkę z kilku kartonów, segregatorów i teczek z aktami, a potem ruszyła niepewnym krokiem do archiwum i swojego biurka.

~*~

Gumowe rękawiczki, latarka, pinceta, szkło powiększające, zestaw do zdejmowania odcisków palców... Wszystkie niezbędne przedmioty leżały na metalowym stole koło prostokątnej, solidnej torby. Amy brała każdy w ręce, dokładnie sprawdzała i pakowała na wyznaczone miejsce. Jeśli chodziło o takie sprawy, była raczej pedantką - nie mogłaby sobie darować przeoczenia jakiegoś śladu tylko dlatego, że zabrakłoby jej odpowiednich narzędzi. Artur zawsze ironicznie komentował, że "taszczy ze sobą wyposażenie pułku wojska", ale było to w jej mniemaniu lepsze, niż plucie sobie potem w brodę... Na samą górę torby trafił notatnik z zestawem kolorowych długopisów i Amy z zadowoleniem pociągnęła zamek. A potem ciężko spojrzała na ostatnią kupkę leżących na blacie przedmiotów. Tej części nie lubiła najbardziej, i mimo przechodzenia tej procedury setki razy, wciąż nie mogła się do niej ani przyzwyczaić, ani polubić. Ale taka niestety była obecna rzeczywistość Londynu.

Z ciężkim westchnieniem założyła na siebie lekką kamizelkę ochronną i dociągnęła paski. Nigdy nie udawało jej się założyć tego cholerstwa tak, żeby nie pognieść sobie koszuli... Jeszcze radio, kajdanki, pałka i gaz pieprzowy. I najgorsze: pistolet z dwoma rodzajami amunicji - tą na żywych i tą na żywych inaczej... Amy przypięła broń z boku i postarała się bardzo o niej nie myśleć. Za każdym razem wydawało jej się, że mimo starannego sprawdzenia gnat wystrzeli sam z siebie, zabijając jakąś przypadkową osobę... Przez tyle lat służby nie miała okazji używać broni gdzie indziej, niż na strzelnicy i modliła się, żeby żadna kolejna interwencja nie zmieniła tego stanu rzeczy.

A przecież kiedyś było inaczej. Policja nie nosiła broni, bo nie musiała obawiać się, że spotka się z agresją czy bezpośrednim atakiem. Była po to, żeby pomagać ludziom - a nie ich terroryzować. Nawet po Fenomenie Noworocznym, kiedy to właśnie na policję i wojsko spadł pierwszy ciężar radzenia sobie z nową, groźną sytuacją, wciąż żywa była idea, że sytuacja nie będzie wymagała *zbyt* drastycznych środków. Powstanie MR'u było jednak wyraźnym sygnałem, w którym kierunku będzie zdążać polityka wewnętrzna kraju - i od tego czasu Scotland Yard regularnie "rozbierano", wydzielając z niego koleje "specjalne agencje" i "biura", które rekrutowały najlepszych śledczych. Po to, by panować nad całym tym nadnaturalnym bałaganem nagą siłą, a nie szukać innych sposobów na rozładowanie napiętej sytuacji.

Byli jednak ludzie tacy jak Amy czy Artur, którzy nie ulegli kuszącym ofertom ze strony MR czy podobnych mu "resortów siłowych". Trzymali niski profil, starając się przetrwać w tej zawierusze, dostosować do nowych warunków i robić dalej swoją robotę - czyli tak czy inaczej pomagać... obywatelom, bez rozróżniana czy są to ludzie, czy nie. Prawo powinno być jednakowe dla wszystkich - uważała Amy - a MR definitywnie stał ponad nim, uzurpując sobie rolę sędziego i kata w jednym. BORBL, który go zastąpił, różnił się od swojego poprzednika tylko tym, że oficjalnie przyjął już rolę Boga, decydującego arbitralnie o życiu i śmierci, nie zawracając sobie głowy nawet udawaniem pozorów legalnego działania, którymi jeszcze zasłaniał się MR.

Skoro jednak przykład szedł z góry - swoimi działaniami władza legitymizowała wszak zasadę "prawa silniejszego" - nic dziwnego, że czasy robiły się coraz bardziej paskudne. Z roku na rok lawinowo rosła ilość zbrodni najgorszego kalibru - porwań, morderstw, aktów terroru - jakby ludzie zupełnie tracili zmysły, pogrążając się coraz bardziej w otchłani brutalności, beznadziei i szaleństwa. I dlatego na standardową wizytę i przeszukanie u podejrzanego trzeba było zbroić się jak na wojnę. A odpływ ludzi z policji do agencji powodował tylko to, że i tak ledwo zipiący Met miał dodatkowe kłopoty, by ogarnąć wszystkie zwalane na niego sprawy, których nie chciało się brać MR'owi czy BORBL'owi, bo wymagały odrobiny myślenia, a nie po prostu odstrzelenia... to znaczy "regulacji" kilku osób.

Pogrążona w tych niewesołych myślach Amy skończyła się ubierać, wypisała odpowiednie protokoły i zjechała do garażu, gdzie czekał już na nią Artur, stojąc przy wysłużonym wozie. Pozwoliła sobie jednak na odrobinę buntu: czarna policyjna kurtka powędrowała na tylne siedzenie, a zamiast tego policjantka ubrała swoje lekkie palto. Nie musiała przecież od razu straszyć sąsiadów i Rashida odblaskowym napisem "Policja"...
- No to jedziemy na zakupy! - zawołała, zapinając pasy. Artur docisnął gaz do dechy i z piskiem opon auto wytoczyło się z podziemnego parkingu na jak zwykle zatłoczone uliczki wielkiego miasta.

~*~

Drobne zakupy, a potem kawa i późne śniadanie w towarzystwie Artura były tak przyjemne, że Amy z trwogą zauważyła, że w jej myśli wkrada się słodkie lenistwo. Miło było siedzieć przy stoliku, powoli żując tosta i prychając tłumionym śmiechem, kiedy Parrot "poważnym głosem" odczytywał jakieś wyrwane z kontekstu wypowiedzi rzecznika BORBL'u w gazecie dotyczące ostatnich wydarzeń. Udawanie nadętego dupka szło mu tak dobrze, że Amy zasugerowała nawet, że powinien poważnie rozważyć karierę aktorską... Słońce grzało, Londyn był pełen zapachów, dźwięków i znaków wiosennego ożywienia, że aż gdzieś umykała świadomość ciężkiej sytuacji, jaka była codziennością zwykłych mieszkańców miasta. Niemniej jednak przestępcy raczej nie robili sobie wolnego, by funkcjonariusze mogli w spokoju kontemplować piękno budzącej się do życia przyrody; trzeba było ruszyć do pracy. Amy wzięła jeszcze jedną dużą kawę na wynos - i ciasteczko, uznając, że za wytypowanie podejrzanego słusznie należy się jej jakaś nagroda.

W porównaniu z centrum, które niosło ze sobą klimat normalności i pewnego ładu, dzielnica, w której rezydował Rashid, raziła swą biedną i zaniedbaniem. Zresztą wystarczyło wychylić się spoza opłotków City, by wszędzie oglądać takie widoki. Fenomen przeorał nie tylko sposób myślenia wielu ludzi, ale też strącił całe rodziny w otchłań nędzy i rozpaczy. Nic dziwnego, że napięcie i frustracja na ulicy rosły, dając wspaniałą pożywkę różnego rodzaju skrajnym czy przestępczym organizacjom, o szemranych kultach religijnych nie wspominając.

- No to ruszamy - Artur trzasnął drzwiami, poganiając Amy, która niemrawo protestowała, usiłując przełknąć całe ciastko na jeden gryz. W końcu jej się udało, choć przepłaciła to atakiem całej sfory okruszków na dekolt i siedzenie pasażera. Złapała na szybko jeden łyk kawy i dołączyła do partnera, który zdążył już nacisnąć dzwonek do drzwi z adresem z nakazu.

~ Spokojnie, dziewczyno. Będzie ok, jak zawsze. ~ uspokoiła samą siebie, doprowadzając się do porządku. Otworzyła usta, i wypowiedziała magiczna formułkę, która zawsze nadawała jej właściwy kierunek i jak mantra pozwalała skupić się na zadaniu:

- Policja Londyńska, wydział śledczy. Proszę otworzyć drzwi.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 14-12-2014 o 13:51.
Autumm jest offline