-SIEDEM!
Magyar wraz z towarzyszącymi mu osobami wziął rozbieg i poczuł tylko delikatny powiew wiatru owiewający mu ramiona. Spodziewał się huku, uderzenia, małej dawki bólu w ramieniu, a potem lekkiego mrowienia. To co go spotkało całkowicie go zaskoczyło. Runął jak długi na podłogę i wyrżnął o nią rogatym łbem. -Cholera.- Zaklął wstając. - Chyba jakiemuś trepowi dechy porysowałem. Faktycznie. W drewnie był ślad kolców wystających ze szczęki Magyara. - Fajno by było gdyby właściciel się zjawił.
Nie było tutaj tak zimno. To fakt. Półczart zauważył to tylko dzięki temu, że nie buchał już parą jak rozwścieczona gorgona. Wstał i otrzepał się z niewidzialnego kurzu. Przeszedł się po pomieszczeniu oglądając tajemnicze posągi. -Który buc się tak nudził? - Rogogłów uporczywie próbował zidentyfikować czynności jakie mogły robić. - Sześcioraczki na przyjęciu u Beholdera? - Cały czas przyglądał się dziwnym rzeźbom. Prawie jak żywe - no może z wyjątkiem ostatniej.
Jeden z elfów próbował odczytać ten dziwny napis. Siwobrody, kiep, czy śmiałek jakiś? -Panowie - zwrócił się do towarzyszy, ale zerknął także na tajemniczą blondynkę - no i ty. Skąd wy wszyscy się urwaliście, bo waszych gęb nie kojarzę z Klatki. Pierwszaki jesteście? Co żeście robili przed... no przedtem? Znaczy się kiedyś.
Brnąć w emocję zwaną "ciekawością" jednocześnie zainteresował się dziwną mgłą wypływającą z mis. Lekko zbliżył dłoń, aby poczuć jaki bodziec ona wywołuje. |