Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2014, 19:56   #7
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Pewne rzeczy się nie zmieniają. Team Six ledwo uszedł z życiem wykonując powierzone im zadanie, nie wspominając że ponieśli przy tym straty. Misja zakończona była sukcesem, gdyż mimo wszystkich przeciwności zewnętrznych i wewnętrznych, odzyskali niezwykle znaczący artefakt. Można było śmiało powiedzieć, że spisali się na medal.
Oczywiście żadnego medalu nikt nie dostał... Co najwyżej Kenshiro, który z tego co wiedzieli, otrzymał honorowe odznaczenie pośmiertne. Na pozostałych zaś, w nagrodę czekała kolejna, ciężka misja.
Czy taki jest los każdego żołnierza? Nie. To tyczy się tylko tych nielicznych, którzy znajdowali się zarówno na liście osób dobrze wyszkolonych w sztuce wojennej, jak i osób zbędnych. Podsumowując: takich, których najlepiej jest posłać do walki na pierwszą linię, albo nawet od razu na teren wroga.

Sara nie przejawiała nadmiaru optymizmu, w kwestii egzorcyzmów jakie załatwił jej Marcus. Owszem, była to pewna szansa i kobieta była bardziej niż skłonna, aby spróbować. Całe doświadczenie było nawet dość interesujące i być może dokonało jakiejś zmiany. Może od tego momentu będzie jej łatwiej? Poza optymizmem, osobiście nie czuła jakiejś specjalnie wielkiej różnicy, a i w lustrze nie widziała żadnych zmian. Nie mniej jednak, była przekonana że warto było spróbować, gdyż z pewnością nie przyniosło to żadnych szkód, czy strat - mogło tylko pomóc.

Ustawienie planet było sprzyjające i lot Team Six z Merkurego na Marsa przebiegł optymalnie krótko. Drużyna nie miała po drodze zbyt wiele do roboty, gdyż na pokładzie brakowało konkretnych warunków zarówno do ćwiczeń, jak i do rozrywki. Ale czego się spodziewać po wojskowym transportowcu?
Przez jakiś czas, trwali tylko w dziwnym zawieszeniu, zmuszeni ograniczyć ćwiczenia do ciężarków, pompek i ustalania różnych strategii, zaś rozrywkę do piwa w kantynie i opowiadania sobie historyjek z cyklu "podejrzewając, że może to być moja ostatnia wolna noc w życiu..." czy "zakradliśmy się z chłopakami do...".
Kiedy przylecieli, mogli wreszcie odetchnąć świeżym Marsjańskim powietrzem i rozprostować nogi - głównie w kolejkach do kontroli dokumentów i bagażu, ale zawsze to coś. Następnie przesiedli się do bardziej lokalnego środka transportu.
Z tego co Sara wiedziała, Burroughs do którego się wybierali, był dobrze ufortyfikowaną bazą. Jasno świadczyło to o tym, że nie zesłali ich na byle zadupie, oraz że ponownie szykuje się dla nich jakaś poważna misja.
Lot do ich docelowej lokacji był już zdecydowanie krótszy, choć nadal nie oferował niczego specjalnego. Widok na port lotniczy Kittyhawk był nawet nawet, a przynajmniej na tę jego część którą mogli dostrzec przez okna.


Potem można było podziwiać resztę miasta i pokrywającą liczne kilometry kwadratowe Czerwoną Marsjańską Dżunglę.
Sara nie była jednak jakimś turystą, aby przez całą drogę wybałuszać gały przy oknie. Wszak nie pierwszy raz była na Marsie. W związku z tym, miała nadzieję, że nie spotka jakiegoś osieroconego przez nią, żądnego zemsty Capitolczyka. Zastanawiała się też, jakie czeka ich zadanie? Czy poradzi sobie ona w roli dowódcy? Co knuje Legion Ciemności? I do kogo należał ten kot, który bez przerwy plątał im się pod nogami?

Pod koniec ich lotu, widok za oknami stał się zdecydowanie bardziej intrygujący i ewidentnie negatywny. Widmo Nefaryty, które wyraźnie ukazało się nad wulkanem, było zdecydowanie złą wróżbą dla nich i wszystkich innych którzy je widzieli. Od samego myślenia o tym wszystkim, Sara poczuła lekkie pieczenie na policzku. Czy było w tym coś więcej? Tego nie była pewna.

Po wylądowaniu mieli jeszcze parę godzin dnia dla siebie, no i teoretycznie całą noc. Sara chętnie przeznaczyłaby ten czas na jakieś ćwiczenia drużynowe, ale wiedziała, że Team Six jest zgranym zespołem i niewykluczone, że dla niektórych z nich może to być ostatni wolny wieczór. Nie chciała więc narzucać im manewrów, tylko dlatego żeby samej poćwiczyć dowodzenie i poczuć się lepiej w roli dowódcy.
Każdy miał odpowiednie dokumenty i wystarczyło nie dać się zabić, a na tym to się dobrze znali. Thorne zastrzegła, że woli aby następnego dnia Team Six zjawił się na zbiórce, tak jak należy - całą drużyną, o wyznaczonym czasie i aby każdy stał o własnych siłach. Tymczasem nie trzymała nikogo i zanim się spostrzegła została sama z Derrenem. Ostatnimi dniami siedzieli całą drużyną zamknięci we wspólnej kajucie, więc chwila rozłąki zapewne dobrze im zrobi.
Osobiście, kobieta chciała wykorzystać czas wolny, aby skorzystać z systemu komunikacji i zawiadomić swojego gamonia - narzeczonego znaczy się, o dotarciu na Marsa. A potem zapewne skoczy do jakiegoś baru na drinka... ewentualnie dwa. Grunt, aby potem złapać metro i dotrzeć do wyznaczonej dla niej kwatery przynajmniej przed północą - tak zaplanowała wieczór.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 25-10-2014 o 17:44.
Mekow jest offline