Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2014, 11:44   #8
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Miasto Burroughs, siedziba AFC, Mars




Cortez przybył do kwatery w dobrym humorze. Przeczuwał, że coś z rozpisanej listy życzeń na pewno trafi w jego ręce. Reflektory miarowo omiatające zabudowania koszar, natarczywy warkot samolotów, połączony ze stłumionymi odgłosami wybuchów i detonacji, tworzyły świetne warunki do odpoczynku. Wstrząsy, co rusz wprawiały w drgania prycze i nocne szafki. - Nareszcie w domu... - pomyślał. Dopił ostatni łyk piwa, zgniótł w garści puszkę i legł na posłanie. Śnił o byłej żonie, która zgotowała mu piekło...



Mallory owocnie spędził czas. Inwestycja w cyberkota zwracała się bardzo szybko. Już po jednym wieczorze wiedział, że Burroughs to wrzący tygiel. Bulgocząca, cuchnąca mikstura, składająca się ludzkich intryg. Capitol chciał w większym stopniu wpływać na Kartel i dowodzić wspólną akcją przeciw Legionowi. Ten pomysł forsował przede wszystkim generał Michael Kell.
Imperial czekał tylko, aby sprowokować jakiś incydent , który dałby pretekst do wycofania ich kontyngentu. Niedawno zestrzelono śmigłowiec transportowy. Poszlaki wskazywały na zbłąkaną rakietę wystrzeloną z terytorium nieopodal Lawrence...
Inkwizytorzy Zakonu prowadzili tajną akcję eliminacji heretyków. Doktor błyskawicznie powiązał ją z kilkoma tajemniczymi wypadkami, łącznie z zaginięciem szyfranta z oddziału sierżanta Cartera...
W samym Bractwie również ścierały się rywalizujące frakcje. Gdzieś przewinęło się nazwisko Summers i wyczulony na nie "Konował", postanowił wnikliwiej zbadać temat...
Sporo miejsca poświęcano też tajemniczym obiektom, wznoszonym na rdzawej pustyni. Szczegółów jednak brakowało.

Na koniec... jakiś "Świr" z oddziału Skorpionów załatwił krewnego Dziedziczki Mariko. Szykował się kolejny, porządny kryzys na linii Capitol - Mishima...

Brax z zadowoleniem pogłaskał pupila...






"Rusty" czuł się dobrze w Burroughs. Oczywiście na tyle dobrze, na ile mógł czuć się Imperialczyk w otoczeniu mundurów z emblematami orła. Dał sobie jednak spokój z międzykorporacyjnymi zaszłościami. Teraz reprezentował Kartel, chociaż kwestią czasu było, kiedy zrzuci ten, coraz bardziej uwierający go symbol przynależności. Pewien plan świtał w jego głowie, tylko nie nastał jeszcze odpowiedni moment na jego realizację.
Skoszarowane miasto odpowiadało jego upodobaniom. Wrażenie, że są blisko pierwszej linii frontu potęgowało się z każdą minutą. Pękate B-57 ospale podrywały się z wojskowego lotniska. Derren śledził wznoszące się z wysiłkiem maszyny, wymalowane i podpisane humorystycznymi nazwami. Kilkadziesiąt ton bomb zgromadzone w lukach każdej z nich działało na wyobraźnię... Ale nawet ta siła nie była w stanie zniszczyć cytadeli Saladyna, której zarys wyraźnie odznaczał się na horyzoncie...

Gdyby wszystkie Megakorporacje zgodnie przeprowadziły szturm, istniał cień szansy na powodzenie takiego przedsięwzięcia. Wątpił jednak, by do tego kiedykolwiek doszło...
Zamyślony ruszył ponownie w stronę kwater. Bezproblemowo przeszedł przez kontrolę. Minął zadbanego, łysego mężczyznę w popielatym mundurze, kiedy za plecami usłyszał szept, z ledwie wyczuwalnym imperialnym akcentem: - Pozdrowienia od Nicoli, Dunsirn... Obrócił się gwałtownie, ale tamten był już przy punkcie wartowniczym i okazywał dokumenty żandarmowi...



Speluna okazała się porządnym klubem. Kuso odziana blondynka, prezentowała akrobatyczne figury. Christos zajął miejsce, by mieć ją w zasięgu wzroku. Marcus nie chciał wystawiać oczu na grzech i usiadł plecami do widowiska. - Stare nawyki... - wytłumaczył mu Bauhauczyk przepraszająco. Zamówił brandy, czym zyskał aprobatę Summersa. Towarzystwo nie zwracało na nich większej uwagi, widok purpuratów, odwiedzających lokal musiał nie być im obcy...
Alkohol szybko rozluźnił języki.
- Stary lis, Simon, się tobą interesuje, powiadasz? A raczej twoimi owieczkami z Venenburga...- celowo zawiesił głos, badając reakcję mistyka. Ten zachowywał stoicki spokój.
- Co tam się wydarzyło, Christos? Celowo nie dopuszczono mnie do nich wcześniej, nie pozwolono na lot do Heimburga... Potem Merkury i misja "ratunkowa" w Utraconych Prowincjach. Omal nie zostaliśmy wszyscy pogrzebani w jaskiniach...
- Szczerze? Nie wiem... i jednocześnie cieszę się z tego, bo to niebezpieczna wiedza. Nie zapytałeś o to jeszcze swoich towarzyszy? Nie ufają ci...?

Pytanie zawisło w przestrzeni... Burza oklasków i gwizdów, podsumowująca występ tancerki zagłuszyła odpowiedź....



"Świeże" marsjańskie powietrze okazało się w rzeczywistości pyliste i suche. Podmuchy wiatru z Wielkiej Rdzawej Pustyni sprawiły, że już po chwili Sara czuła wszechobecny, drażniący dotyk ziarenek piasku... Cytadela Nefaryty, złowróżbnie majacząca na horyzoncie, wzbudziła w Thorne trudny do opisania niepokój. Za nic w świecie nie chciałaby znaleźć się w środku tej spaczonej budowli. Kiedy się jej przypatrywała, niespodziewanie poczuła ukłucie, jakby ktoś wbijał jej drzazgi w policzek... Po chwili, otrząsnęła się z tego bolesnego doznania i stwierdziła, że stoi samotna w tłumie. To uczucie było jej bardzo dobrze znane... Kiedyś "Skorpion" mogła liczyć wyłącznie na siebie. Podskórnie czuła, że mimo pozornej jedności "Team Six" nie jest monolitem. To będzie nasza ostatnia misja.. - pomyślała. - Bez względu na jej wynik...

Rozmawiała z Emilem, zachowując dobry humor, ale w środku nie czuła się wcale komfortowo. Zaskoczył ją poruszając temat planowanego ślubu. W innnych okolicznościach byłaby szczęśliwa, ale teraz na Marsie jeszcze bardziej odczuwała brak bliskości...

Nie miała ochoty na alkohol, okoliczne kluby nie zachęciły jej do odwiedzin. Dotarła do koszar wcześniej niż zaplanowała. Okazało sie, że zakwaterowano ją z członkinią Etoiles Mortant. - Karla Bevitz - przedstawiła się jej blondynka, słodkim niepasującym do wizerunku głosem. - Z Venenburga...
Sara z trudem zachowała kamienną twarz...



- Czy cię popieprzyło Maddox?! Zważywszy na cenzuralny zwrot przełożonego, "Świr" wiedział, że sytuacja jest poważna.

Nikt nie powinien w przededniu apokalipsy dać się ponieść emocjom i osobistym animozjom. Szczególnie żołnierz Capitolu na Marsie.
Pertraktacje, choć opornie, szły w pożądanym kierunku. Werbowano potężne międzykorporacyjne siły, mające oblegać sieć cytadel, z imponującą konstrukcją wznoszoną w środku tej upiornej pajęczyny...
- To wrota apokalipsy... - rzucił w słuchawkę Martens, zanim Pretoriański Behemot rozgniótł go na miazgę. Nazwa była adekwatna do skali problemu. Najlepsi piloci z Delta Wing zginęli, próbując zbombardować cel. "Pustynne Skorpiony" otrzymały karkołomne zadanie przeprowadzenia kolejnego zwiadu. Niestety zostali wykryci przez Legion Ciemności...

W okolicy pierwsza zjawiła się Mishima. Poczekali, aż wykrwawią się Capitolczycy, by potem tryumfalnie przyjść im z odsieczą. Uznali to za sukces sojuszu...

Wilson zastrzelił dowodzącego nimi Shinobiego... Niszcząc tym samym wynegocjowane kruche porozumienie... Ponadto okazało się, że zabity to krewny Dziedziczki Mariko.... Rodzina domagała się głowy, jako zadośćuczynienia. Inkwizytor Simon był wściekły. Nie dość, że wystarczająco iskrzyło w innych formacjach, ciągle opóźniały się dostawy międzykorporacyjnego sprzętu, Kartel knuł za ich plecami , a Legion Ciemności rósł w siłę, to Mishima chciała całkowicie wycofać się z walki. Jedynie osobista interwencja Kardynała Dominika, przez międzywymiarowy portal z Luny, chwilowo załagodziła konflikt.

- Mam na oku drużynę, do której będziesz pasował.. . - powiedział major Kentes, nie kryjąc satysfakcji. - Gratuluję Maddox! Zostałeś jednym z Żołnierzy Zagłady...

Wilson wyczuł w jego głosie pożegnalną nutę... Egzekucja została więc tylko minimalnie odroczona...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 19-10-2014 o 11:53.
Deszatie jest offline