Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2014, 12:50   #41
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
"B" is for Brain, becouse i got brain damage. Im deranged, insane, and got cerebrum like a cabbage

Vicky czekało bardzo dużo oczekiwania na rozwój sytuacji. Najpierw musieli przejść przez potwornie długie śródmieście, schodząc do kanałów, aby potem zacząć szukać wyjścia z powrotem na górę. Po walce w sali balowej było to nawet trudne, a zdecydowanie męczące.
Zaraz po tym musieli zamówić karocę, aż do zamku, czyli niezbyt tanią. W zamku z kolei kazano im czekać. Dwie godziny. Dopiero wtedy król zgodził się na Audycje.
Ogromne drzwi do sali tronowej zostały otwarte, paź wyszedł na przód aby wyczytać “Strażnik królewski Victorria Iveleann z wielkiej gildii techników oraz jej asystent Maks z zakonu czarnoksiężnictwa”, w końcu zniknął z pola widzenia zostawiając dwójkę przed wejściem do sali, w której znajdował się tylko król.
- Jak to z zakonu czarnoksiężnictwa!? Jesteś czaromagiem? - Szepnęła, lecz było to na tyle głośno że usłyszałby to każdy w pobliżu. Po chwili kiwnęła na to dłonią i przestąpiła przez wejście. Wkroczyła nie tyle pewnym co pośpiesznym krokiem. Zasalutowała, ukłoniła się a potem znowu zasalutowała. To chyba z nerwów.
- Królu. - Zaczęła niepewnie próbując ogarnąć czy nie zapomniała czegoś z etykiety dworskiej. - W śródmieściu jest grupa Fanatyków którzy w imię jakiejś “Bogini” chcą rozpocząć otwarty konflikt z Ferrą. - Rzekła na jednym wdechu, licząc że to Król zapyta o szczegóły. Za dużo gadania było.
Rubius westchnął. - Fanatyzm w śródmieściu to najgorsze co się mogło przydarzyć. Co się na ten temat dowiedzieliście? – spytał, przewidywalne. Jeżeli strażnik chciał coś przekazać królowi, ten zawsze brał to za istotną informację.
- Wspominali jeszcze, że to “przedstawienie” którym nas uraczyli jest ostatnim aktem agresji przed powstaniem. Jak na moje, już pewnie rozpoczęli działania w tą stronę. - Poczochrała się po bujniejszej części fryzury. - Jak to zidentyfikował Max, mają po swej stronie Magodzieja. - Na krótki moment się zawiesiła. - Czarnomaga...umm.. kogoś kto czaruje w każdym razie. Nie jestem pewna ale mają dwie szychy. Jeden twarz miał skrytą pod kapturem i wystawały mu uszy. Jednak najdziwniejszym było to że sześć… cosiów lewitowało przy nim. Drugi zaś to wysoki typ z cylindrem, o kolorze skóry jakiegoś odcienia błękitu. Wydawał się taki “dworski”. - Splotła palce za plecami oczekując na słowa Króla.
Król zaczął gładzić swoją brodę w głębokim zastanowieniu. - “powstanie w śródmieściu” - zastanawiał się wyraźnie niepewny. - Nie dobrze, mamy szach. Atakować nie możemy, ale jak sami wyjdą to też jest problem. – westchnął król po czym wyprostował się nieco. - To co mi powiedziałaś, zostaje zaklasyfikowane. Możesz o tym mówić wyłącznie innym członkom straży, przy czym oni oczywiście również cierpią pod tą samą restrykcją. – zadeklarował na sam wpierw, woląc zapobiegać problemom od Vicky, niż je leczyć. - Ciężko będzie odnaleźć osobnika w kapturze, ale niebieskoskóry mężczyzna brzmi jak ktoś, kogo powinno być dość łatwo znaleźć. Musimy to całe powstanie stłamsić w zarodku. Wyślę ludzi za poszukiwaniem. – postanowił.
- A ty dostaniesz inną misję. – dodał po chwili milczenia, aby nie zostawić Victorri z pustymi rękoma. - Chcę abyś wróciła do Blackmorre i przyprowadziła mi jednego mężczyznę. Zwie się Yoamsted. – objaśnił.
Vicky pobladła nieco. Nie chciała oglądać więcej tego miejsca, ale jeśli taki jest rozkaz Króla nie miała prawa odmówić. - Tak jest. - Wydusiła w końcu zawieszając wzrok na podłodze.
- Jest ktoś kto poda mi więcej szczegółów na temat misji? - Jej spojrzenie ponownie osiadło na Rubiusie.
- Nie ma zbyt wielu szczegółów. – odparł król. - On jest więźniem, a ty dostajesz ode mnie prawo go stamtąd wynieść. Jeżeli będą ci sprawiać problemy możesz nawet ten budynek spalić na dobrą sprawę, Blackmorre dawno okazało się większym utrapieniem niż sukcesem. Miało to być rozwiązanie humanitarne odmienne od egzekucji, ale im więcej raportów dostaję tym mniej mi się to podoba. – pogładził swoją brodę – Nawet nie mam pojęcia czemu dalej stoi, ale to problem na inną okazję.
- Zajmę się tym jak tylko odpocznę wasza wysokość. - Ukłoniła się delikatnie. Czekała na słowa Króla w stylu “To wszystko” albo “Możesz iść.” Tą nogę musiał obejrzeć ktoś kto miał jakieś medyczne pojęcie, a Vicky pożądała wręcz odpoczynku. Kąpiel też by była miła… jakiś mały drink.
Król jednak się nie odezwał, po prostu machnął ręką, a dwójka mogła opuścić pomieszczenie.
Ledwo co prawda Vicky wyszła z zamku, Max zapytał:
- Naprawdę zamierzasz wyjeżdżać teraz z stolicy?
- Naprawdę o to pytasz? Przecio Król jasno powiedział że trzeba się tym zająć. A kim ja jestem by to kwestionować? Zresztą i tak moja posada wisi na włosku.Aha i póki pamiętam. - Rozmasowała skroń, by zatrzymać się na moment. Odwróciła się w stronę Maxa i postąpiła krok w jego stronę. Stałą tak blisko ze naruszyła jego prywatną przestrzeń. Spoglądała mu głęboko w oczy, z wymalowaną na twarzy mieszanką złości i zaintrygowania.
- Co sobie myślałeś wskakując tak przede mnie? -
-Eh? - Max uniósł brew w najczystszym wyrazie zdziwienia. - Zdaje mi się że nie rozumiem o co pannie chodzi.
- Zamiast mi, przyjebał tobie ten... “czaszkowy”. Dlaczego wskoczyłeś przede mnie? - Jej mimika nie zmieniła się ani odrobinę
Twarz Maxa przedstawiała wyraz osoby niesamowicie zdziwionej, ogłupiałej, zgubionej. - Naturalnie w obronie. Byłem pod wpływem wsparcia magicznego, nie spodziewałem się, że nawet zaboli. Nieco zawiodłem. - wzruszył ramionami. - Ostatecznie to nie ja jestem strażnikiem, mogę robić tylko to co w mojej mocy.
- A czego nie zrozumiałeś w części “Nie daj się zabić”!? - Już nie mówiła, warczała wręcz. - Myślisz że przyjemnie mi się patrzy jak ci którzy ze mną pracują głupio giną!? - Zbliżyła twarz jeszcze bardziej, na tyle ile to było możliwe. - Pomyślałeś może jakbym się poczuła, jebany egoisto jakbyś tam zginął?! - Zgrzyt jej zębów był słyszalny na dobre kilka metrów.
- Już widziałam dziesiątki “bohaterów” którzy myśląc, że jak się poświecą to będą coś warci. GÓWNO! Jak tak łatwo odrzucacie swoje życie to możecie się od razu powiesić! - Może wydawało się to Maxowi, ale jej błękitne oczy zaszkliły się odrobinę. - Ja może nie wyglądam, na osobę którą to obchodzi, ale nie wyglądam też na Królewskiego strażnika. - Jej powieka zadrżała dziwacznie.
Max odsunął się, wyraźnie skonfundowany. - Wybacz moją opinię, ale nie spodziewałem się abyś była osobą, którą obchodzi życie kogokolwiek. Twoja troska jest wręcz wzruszająca. - odparł. - Wybacz jednak, ale Ja nigdy nie popełniam nic z zamiarem zgonu. Wszystko co kiedykolwiek zrobiłem i zrobię w przyszłości, robię z przekonaniem osiągnięcia sukcesu. Ta jednorazowa pomyłka była wypadkiem. - zapewnił mężczyzna uśmiechając się lekko. - I dzięki temu oboje przeżyliśmy, więc chyba nic się nie stało, prawda? - Max wyciągnął rękę aby odsunąć kosmyk z twarzy Vicky. - Pozwól, że udam się przygotować naszą podróż do Blackmorre. W tym czasie możesz załatwić swoje sprawy na mieście. Pojedziemy jutro. - dałoby to Vicky jakieś cztery godziny. Nie za dużo, ale też nie za mało.
Powiodła za nim wzrokiem, by zaraz odwrócić się na pięcie. Rozmasowując skroń mamrotała pod nosem. - Czemu nie może działać jak kiedyś? - Odnosiła się zapewne do swojej głowy.
Postanowiła się udać do swojego domu… a raczej warsztatu z kuchnią, łazienką i łóżkiem, po drodze jednak musi zajść gdzieś gdzie połatają jej rany.

***

Miejsce w którym mieszkała Victorria rzeczywiście było bardziej warsztatem jak mieszkaniem. Większość miejsca zajmowały najróżniejsze graty, stoły maszyny oraz masa rozpoczętych “projektów”. Dopiero w rogu dużego pomieszczenia znajdowała się mały aneks kuchenny, w którym także były drzwi do łazienki. Łóżko też tam się znajdowało, i wydawało się być tutaj jedynym ładnie wyglądającym meblem. Kierując się w stronę kuchni zrzucała co kolejne części ubioru, aż nie została w bieliźnie. Pchnęła leniwie drzwi do łazienki, od razu kierując się w stronę “nagrzewacza”, maszyna podgrzewała wodę do kąpieli. Przekręciła kurek, aż wskazówka znalazła się na oczekiwanej temperaturze, potem pociągnęła wajchę. Sprzęt zaczął pracować a ona sama, udałą się do chłodziarki umieszczonej w rogu kuchni. Z niej wyciągnęła dużą butelkę, z jakąś niebieską cieczą w środku. Na etykiecie widniał napis “Laska Nebeska”, co oznaczało że musiał być to jakiś fikuśny rodzaj alkoholu. Nie koniecznie z najwyższej półki. Odkręciła nakrętkę i już miała pociągnął parę łyków gdy poczuła nagle na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła powoli głowę w stronę marionetki, którą to zostawił jakiś artysta i nigdy po nią nie wrócił. Sztuczne ślepia wpatrywały się w Victorrię, co wywoływało u niej dziwny niepokój. Zdjęła spojrzenie z marionetki by pociągnąć parę dużych łyków dziwacznego trunku. Od niechcenia spojrzała ponownie na lalkę… nie patrzyła już w jej stronę. Vicky zamarłą na moment. Jej umysł musi płatać jej bardzo subtelne figle. Potrząsnęła głową i opróżniła butelkę kolejną serią haustów. Usłyszała cichy dzwonek oznaczający że temperatura wody jest już taka jak sobie zażyczyła, bez ceregieli poszła się wykąpać, butelkę rzuciła gdzieś w kąt.

Miała dość czasu aby się wykąpać, przebrać i nawet złapać coś do przegryzienia na zasilenie organizmu, nad którym zaczynał ciążyć kac, a przynajmniej trzeźwość.
Rozległo się wtedy pukanie do drzwi, zgadując po dość zadbanej karocy widocznej z okna, musiał to być Max.
- Ide Ide! - Dobiegł go głos gwardzistki zza drzwi. Otworzyła mu drzwi, Wyglądała jak zwykle, z tym że jej czerwona kurtka była zawieszona na jakiejś maszynie. Od pasa w górę miała na sobie tylko gorset, albo ubiór do tego podobny. - Oh! Max nie spodziewałam się ciebie, nie wymalowana taka, nie uczesana. - Z kretyńskim wręcz uśmieszkiem zaczęła sie bawić włosami.
Max odchrząknął, wyraźnie oczyma celując gdziekolwiek nie na Vicky, głównie na ścianę obok jej głowy bądź sufit. Kobieta mogła zgadywać czy w ogóle sprawdził, czy kłamie czy nie, czy po prostu automatycznie stwierdził, że trzeba być grzecznym. - Nasza podróż jest już gotowa. Zdołaliśmy też uprzedzić twierdzę o naszym przybyciu. Nie powinno być żadnych problemów. - poinformował. - Możemy wyruszać kiedy tylko panienka będzie gotowa.
Delikatnie rozbawiona machnęła ręką by Max wstąpił. - Czekaj chwile, nie wiem gdzie rzuciłam rękawice. - Zaczęła łazić tu i ówdzie szukając swojej broni. - Aha i przestań z tym “Panienkowaniem”, mów mi po imieniu. - Mówiła spod jakiegoś blatu gdzie na czworaka kontynuowała poszukiwania.
-Postaram się, panienko. - odparł, chyba nie spostrzegając swojego natychmiastowego błędu. - Czy jest coś czym chcesz się zająć, przed wyjazdem z miasta?
Gwardzistka wylazła spod blatu, zapinając jedną już znalezioną rękawicę.
- Muszę jeszcze nastukać takiemu jednemu co chce taki rozkojarzony iść na zadanie od króla. Chyba że powie mi zaraz co się z nim dzieje. - Wypowiadając te słowa, niemal przeszywała Oolonga wzrokiem.
- Słucham? - spytał, wyraźnie nie rozumiejąc zarzutów.
Skrzywiła się odrobinę. - No to ja słucham. Jakoś tak dziwnie się zachowujesz, odkąd drzwi otworzyłam. Ale jeśli to tylko moje zwidy to wybacz. Zdarzają mi się aż za często. - Tym razem wcisnęła się za jedną z maszyn wyciągając rękę po prawą rękawicę, wyciągała się jak mogła ale jedynie muskała ją opuszkami palców. Jak się tam znalazła w ogóle?
- Zaledwie staram się zachować swoją godność osobistą, i pytam czy jest pani gotowa do drogi. - wyjaśnił się Max wyraźnie skonfundowany przez Vicky.
Z cichym stęknięciem wreszcie zacisnęła palce na broni i wygramoliła się zza maszyny. Druga rękawica się znalazła była teoretycznie gotowa. Zatrzaskując ostatnie zapięcie podeszłą do Maxa, i puknęła go w nos palcem wskazującym. - “Pani” jest gotowa. - Burknęła kierując się w stronę wyjścia, zgarniając też swoją kurtkę i pas z pokrowcem na nóż.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline