Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2014, 13:52   #117
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Twinklestar i Kanciasty byli pragmatyczni. Odnalezione magiczne przedmioty zdawały się być bardzo przydatne, a dotychczasowym właścicielom już i tak się do niczego przydać nie mogły. W Multiwersum zaś, magia często była tym co oddzielało żywego poszukiwacza przygód od martwego. Z Aedd'aine sprawa była jednak inna. Była fey, a fey mieli bardzo specyficzne pojęcie własności. Śmierć jeszcze nie oznaczała zrzeczenia się swych praw do dóbr materialnych. Dlatego też swoją część łupów oddała do świątyni. Co nie oznaczało jeszcze, że z walki z mchem wyszła z pustymi rękami.


Iealliana Silvermoon nie wyglądała nawet na zaskoczoną, gdy Estel złożyła przed nią materialne pozostałości zabitych fey. Wszak wypełniała jedynie swój obowiązek, nie tylko kapłanki, ale przede wszystkim eladrinki. Zachowała się zgodnie z tradycją swego ludu.
-Dobrze wiedzieć dziecko, że mimo tylu lat spędzonych w bezkresach Planów, wciąż kroczysz właściwą ścieżką – pochwaliła ją arcykapłanka. Aedd'aine wiedziała, że nie zawsze była to prawda, a bliskość Saevera wcale nie ułatwiała jej zapomnieć własnego upadku, lecz na słowa Silvermoon jedynie schyliła pokornie głowę.
-Uważam, że zasługujesz na jakiś podarek w nagrodę – kontynuowała. -Coś, co pozwoli ci nigdy nie pomylić dróg.
Iealliana zaczęła śpiewać, a jej dłonie zaczęły kreślić skomplikowane figury w powietrzu. Ruchy palców zdawały się pozostawiać za sobą srebrne smugi. Cała inkantacja nie trwała dłużej niż pół modlitwy, lecz gdy arcykapłanka dotknęła czoła Estel, młodsza eladrinka poczuła, że coś uległo w niej zmianie. Bardzo trudno było jej to opisać. Słyszała, że krasnoludy instynktownie wiedziały jak głęboko pod ziemią się znajdują. Można było zawiązać takiemu brodaczowi oczy i prowadzić tunelami w górę i w dół przez całe dnie, a on i tak bez trudu mógł powiedzieć jak wysoko nad jego głową znajduje się powierzchnia. Aedd'aine czuła, że teraz potrafiłaby zrobić coś podobnego. Jakby jej zmysły zyskały kotwicę, do której zawsze mogły się odnieść. Był to efekt bardzo starej magii fey, starszej niż jakiekolwiek tradycje ludzki magów. Eladrinka była świadoma istnienia takich darów, lecz do tej pory żadnego nie doświadczyła. Powrót do Arvandoru był dla niej pasmem zupełnie nowych przeżyć. Tyle lat na planach materialnych i Morzu Astralnym, a niespodzianki czekały na nią za progiem domu.




Rozmowy i dumanie nie pomagały niestety w odgadnięciu jaką formę mógł mieć klucz do portalu do Klatki. Może i nawet Dotian go znał, a jedynie nie pamiętał z powodu starcia z psioniczną rośliną? Nie można tego było wykluczyć, ale wojownik był jednak osobą solidną i odpowiedzialną. Gdyby wiedział coś o kluczu wcześniej, przekazałby taką informację kompanom. Trzeba było zatem założyć, że satyr nie podzielił się tą wiedzą z czystej złośliwości, albo dla psoty. Estel ani trochę by to nie zdziwiło. Dlatego też należało satyra najzwyczajniej w świecie odnaleźć i rozmówić się z nim – wszyscy się z tym zgadzali.
W praktyce było to trochę trudniejsze niż wynikało z rozmowy. Twinklestar miał raczej mgliste pojęcie gdzie się kram, w którym zdobył mapę, znajdował. Poszukiwania zajęły solidne dwie godziny, co biorąc pod uwagę pokaźne rozmiary Faen Verdaya i tak było wynikiem co najmniej przyzwoitym. Wojownik nie miał też żadnych wątpliwości, że trafił we właściwe miejsce, gdy ujrzał charakterystyczną witrynę.
W środku było paru klientów. Jakiś pół-elf i bariaur dyskutowali zawzięcie z bardzo energiczną wróżką, która latała im wokół głów i trajkotała jak najęta. Dotianowi wydała się jakby znajoma. Tyle tylko, że nie mógł przywołać jej imienia. Coś z kwiatami. Fiołek? Malwa? Akacja? No jakoś tak, w każdym razie. Satyra nie było nigdzie widać, za to elfia para przyglądała się kołczanom wymieniając między sobą uwagi o wadach i zaletach poszczególnych modeli.
- Dzień dobry - rzucił wojownik ogólnie w powietrze udając mądrą minę. Liczył na to, że sytuacja sama się rozwiąże, zaś sprzedawcy bardziej będą wiedzieli, co robić, niżeli oni sami.
Aedd’aine natomiast zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu zaciekawiona czym takim handlują tutaj wróżka i satyr. Połowy kuriozów zalegających na półkach nawet nie rozpoznawała. Reszta zaś nie tworzyła żadnej sensownej całości. Sekstansy i kompasy leżały obok drewnianych figurek, zwoje liny opasały włócznie i dzidy, a na złożonym płótnie namiotowym rozrzucone były jakieś nasiona. Chyba jedynie właściciele mogli się połapać gdzie co się znajdowało. Dopiero gdy eladrinka zaspokoiła pierwszą ciekawość właścicielka zdołała dobić targu z bariaurem i teraz podleciała do Twinklestara i kompanów.
-A oto i wojownik w całej okazałości - oznajmiła kpiarkim tonem, po czym śmignęła dookoła niego. -I nawet nikt mu niczego nie odrąbał od ostatniej wizyty.
- Niby dlaczego miałby odrąbać. Czyżbym podczas wizyty coś takiego sugerował? - rzucił uśmiechając się oraz przypuszczając, że właśnie panna faerie coś tam wyrzuci, co mu powie więcej na temat ich poprzedniego spotkania. Bowiem kompletnie niczego nie pamiętał, ani jej, ani satyra, ani sklepu, nawet jeśli jakieś luźne, zamglone obrazy gdzieś kołatały mu się wewnątrz umysłu.
-Co nie znaczy że nikt nie próbował, wręcz przeciwnie- powiedział spokojnie odłamek. - Nasz towarzysz wspominał coś o interesach prowadzonych z satyrem. Po ostatnim spotkaniu nieco stracił orientację w terenie, chcielibyśmy wiedzieć czy aby na pewno dobrze trafiliśmy - Odłamek spróbował się uśmiechnąć do wróżki.
Twarz dziewczęcia, skądinąd ładna, ściągnęła się w niezadowolonym grymasie.
-Nie rozmawiałam z nim o żadnych interesach - odparła, mając na myśli Dotiana. -A przyprowadzając znajomych do damy, powinno się ich przedstawić - ofuknęła wojownika.
- Aaa tak, wybacz piękna księżniczko - cóż, komplementy przeważnie działają przy takich sytuacjach, więc wojownik próbował się ratować. - To są Estel - wskazał na elfkę - oraz Garion. Szczerze mówiąc co do ciachania to właściwie jakoś wytrzymałem, ale odniosłem drobną kontuzję głowy, tak że wybacz mi ów brak właściwych manier - skłonił się dwornie, albo przynajmniej pseudodwornie. - Jednak tak, jak wspomniał Garion, doznałem niewielkiego wstrząsu. Wszystko będzie spokojnie, ale póki co jednak mam pewne problemy. Dlatego czy mógłbym prosić ciebie o przypomnienie naszego spotkania. Wiem, że to dosyć niezwykła prośba, ale prosty wojownik może chyba złożyć taką na ręce pięknej niewiasty - cóż przynajmniej potwierdziła, że to tutaj rozmawiali.
Kapłanka skinęła lekko głową z uśmiechem.
- Zanim uderzono go w głowę wspominał, iż wiele ciekawych i wyjątkowych rzeczy można u Pani to znaleźć - dodała ponownie się rozglądając. - I jak widzę, nie mylił się.
Latająca sprzedawczyni, mile połechtana komplementami, z miejsca zmieniła swoje nastawienie do mężczyzny. Twinklestar ani się obejrzał, jak stanęła mu na ramieniu i zaczęła przeczesywać włosy w poszukiwaniu guzów, czy innych siniaków.
-To bardzo niefortunne - przyznała. -Jakbyś umarł od takiego ciosu, nie przyniósłbyś mi mojego mchu.
- Mchu? Chyba jednak jakiś kawałeczek się dla pięknej damy znajdzie. Jakżeby inaczej - odparł wojownik domyślając się, że właśnie kawałek mchu był nagrodą, albo raczej opłatą za coś, ale za co? Liczył, że jego kompani wspomogą dyskusję. Ponadto właściwie kizianie po włosach było całkiem dosyć milutkie.
-Mech się znajdzie dla takiej ślicznotki - skomentował krótko Garion. Nie był pewien jak postępować z wróżką, ale jakiś czas temu nauczył się, że osobniki płci żeńskiej zwykle były łase na pozytywne komentarze odnośnie urody czy innych cech, nawet jeśli nie były one zgodne z prawdą. -Wiesz może coś o kluczu? Bo niestety jemu dosłownie wyleciało z głowy.
-Klucz- spytała i znowu wzniosła się w powietrze.-Jaki klucz?
- No wiesz, taki do portalu - coś tam wybąkał wojownik spoglądając na kompanów. Skąd bowiem miał wiedzieć cokolwiek na ten temat.
-Nasz przyjaciel dostał od panienki mapę, dzięki której możemy znaleźć drogę do bramy do Sigil, ale nie mamy niestety klucza… I tak zastanawialiśmy się, czy w tak cudownym miejscu nie znajdzie się i on. - Estel uśmiechnęła się ciepło do wróżki.
Dziewczę rozejrzało się na lewo i prawo po wszystkich półkach w zasięgu wzroku.
-Pewnie by się i znalazło - przyznała. -Tyle, że nie wiem co takim kluczem mogłoby być.
-Praktycznie wszystko, ostatnio korzystaliśmy z lusterka z rączką przenosząc się do Księżycowych Wrót. Do Sigil jednak pewnie będzie, to coś mało ładnego. - westchnęła kapłanka.
- Może satyr będzie wiedział coś więcej, lub ty byłabyś w stanie wywnioskować coś z oznaczeń na mapie odnośnie klucza? - zapytał wróżkę Odłamek. -Jestem pewien że taka wspaniała istota jak ty może mieć sporo na ten temat pomysłów.
- Tak właśnie - dodał miło wojownik.
Dziewczę podrapało się w swój orli nosek, w geście głębokiego zamyślenia.
-No dobrze - rzekła wreszcie.-Pokażcie no tę mapę.
Wróżka następnie długo i wnikliwie wpatrywała się w plan, aż nagle śmignęła gdzieś w głąb sklepu, krzycząc:
-Dantes! Dantes, ty leniwy capie, rusz się no tutaj-istotka może i była śliczna jak z obrazka, ale charakter miała równie paskudny jak imp. Była przez to zupełnym przeciwieństwem Dantesa. Satyr, który wyłonił się gdzieś zza lady, wyglądał przerażająco, niczym diabeł z najgorszych koszmarów. Ciemne, kręcone, lśniące rogi wyrastały z pokrytej kruczo-czarną szczeciną czaszki, smukła sylwetka od kopyt po szyję odziana była w pancerz barwy obsydianu. Na tle całej tej czerni, szpiczaste, mleczne zęby i białe oczy odcinały się upiornym kontrastem.
-Już idę, Różyczko. W czym ci mogę pomóc? -zahuczał przyjazny i usłużny bas Dantesa.
-Byłeś ty kiedyś w Kuflu i Smoku? Tylko mi tu nie kręć, moczysz tę swoją brodę w każdym kuflu jaki znajdziesz.
-To w Starhallow? Byłem.
-Znasz klucz do tamtejszego portalu?
-To tam jest jakiś portal? - zdziwił się satyr.
-No według naszej mapy jest - odparła niecierpliwie Różyczka.
-No skoro jest na naszej mapie, to i zapewne jest w Kuflu i Smoku - pokiwał głową, po czym zaczął gładzić swą bródkę. -Ale o żadnym kluczu nie słyszałem.
- W takim razie może na miejscu będą go mieli, nic to. Umów wypada dotrzymywać, mamy dla was nieco mchu. - Garion był nieco zawiedziony, ale nie do końca zdziwiony. Zawód zresztą też był dla niego nowym odczuciem.
- Jednak dziękujemy za taką pomoc, jaką mogliście okazać. Miłe słowa z tak pięknych usteczek są stanowczo miłym elementem naszej wyprawy - dodał wojownik, bowiem uznał, że skoro kadzenie dziewczynie nic nie kosztuje, to można to robić do bólu niemal. Przynajmniej wywiązał się z danego słowa, nawet mimo amnezji. A skoro portal znajdował się w jakiejś tawernie, czy gospodzie, to nie może być z niego trudniej skorzystać, niż z tego w Świątyni Piękna. Wystarczyło tylko popłynąć do Starhallow.



Jak się wkrótce okazało, powiedzieć jest łatwiej, niż zrobić. Starhallow było dużym, a nawet bardzo dużym miastem. Transport pomiędzy nim a Faen Verdaya był jednak w większości nieopłacalny z powodów... cóż, religijnych. Starhallow zamieszkiwali Przybysze, którzy nie mogli postawić stopy na Estair, z kolei zamieszkujący Faen Verdaya ruesti nie mieli żadnego interesu w podróży na Zielone Wyspy, jeśli nie wiązało się to z obowiązkami Wspaniałego Gonu. A tak się akurat składało, że Starhallow było miejscem tak dobrze patrolowanym i strzeżonym, że nie zapuszczały się tam żadne wynaturzenia – tym samym nie było tam na co polować. Efekt był taki, że nawet anioł stróż nie mógł zapewnić miejsca na żadnym statku, jako że żaden statek nie płynął tam, gdzie chciało trio. Z drugiej strony, na Księżycową Wyspę też z początku nikt nie pływał, a towarzyszom przecież udało się tam dostać. Ot, trzeba było popracować nogami i znowu poszukać transportu poza portem. I choć zajęło to trochę czasu, a nawet kosztowało trochę brzdęku (anioł, aniołem – wszak on sobie lata, ale cała reszta zajmowała miejsce w łódce), kompani byli na dobrej drodze.



1

W gruncie rzeczy Starhallow było siostrą Faen Verdaya. Biedną, chorą, brzydką siostrą, do której nie przyznajemy się przed znajomymi. Również było wielkim, kosmopolitycznym miastem na wyspie zamieszkanej przez umarłych fey. Tyle tylko, że brakowało mu całego tego blichtru i magii i szczerze mówiąc nie różniło się za bardzo od miast z Planów Materialnych. Jedyne zjawisko, jakim mogło się pochwalić, to wielka, jasna gwiazda świecącą nad miastem. Z jej powodu w Starhallow zawsze panował dzień, tak jak na Księżycowej Wyspie zawsze panowała noc. Ponieważ zaś miasto znajdowało się na samej krawędzi planu, gwiazda służyła jako latarnia widoczna z daleka pośród bezmiaru Morza Astralnego. Oczywiście rywalizowała z zielonym woalem samego Arvandoru, przez co nie była dostrzegalna z niektórych kierunków (w tym od strony, z której przybyli na Ognistym Szafirze towarzysze).
Starhallow dzieliło się z grubsza na trzy dystrykty. Kluczowym dla ekonomi miasta był Port. Ale tam, gdzie w Faen Verdaya pomosty były wykute w litej skale, a misterne budowle mieniły się magicznym światłem, tutejszy port oferował drewniane magazyny i smrodek oliwnych lamp. O ile Estair była niczym obraz, albo rzeźba, Starhallow było czystym rzemiosłem. I kiedy w Faen Verdaya mieszkańcy reprezentowali głównie najszlachetniejsze cechy fey, w Starhallow było trochę bardziej... przygodowo. Spotkani marynarze równie chętnie podśpiewywali pod nosem szanty, co prowokowali bójki, a na handlowych statkach z równym prawdopodobieństwem można było natrafić na legalne dobra co kontrabandę.
Dalej od brzegu znajdowała się mieszkalna dzielnica, zwana Świętymi Ziemiami. Nazwa była zwodnicza, bo i nadano ją z przekory. Wszak na granicznych wyspach świętych się nie spotykało, jedynie Przybyszy, którzy nie okazali się godni rajskiej nagrody. Stąd dystrykt przypominał raczej Niższą Dzielnicę z Klatki – miszmasz prostych domostw, prostych istot. Jeśli nie liczyć drzew, rzecz jasna. W Niższej Dzielnicy samo powietrze zdziera z drzew korę. W Świętych Ziemiach jedne drzewa były elfimi domami, a inne spełniały rolę transportu publicznego – drzewce ze specjalnymi platformami na swych gałęziach potrafią przenieść zaskakująco dużo pasażerów za sensowną opłatę.
Ostatnią dzielnicą były Wieże Rodowe. Po prawdzie jednak dzielnicą ich nazwać nie sposób w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. To bardziej małe enklawy rozsiane po całym mieście. Na wzór zapierających dech w piersiach wież i iglic w Faen Verdaya, nad Starhallow górowały znacznie prostsze, lecz wciąż imponujące wieże zamieszkane przez rodziny elfów, eladrinów i innych ras.



2

Gdy cała trójka postawiła stopy na solidnym gruncie, Estel i Dotian poczuli się w Starhallow nadzwyczaj swojsko. W przypadku kapłanki nie było to dziwne, miasto znała ze swojej młodości. U wojownika zaś przywoływało wspomnienia z portowych miast Faerunu. Tragarze i inni pracownicy portowi patrzyli na nowy statek z niechęcią, bo oznaczał konieczność harówki za marne wynagrodzenie. Trochę dalej, pod ścianami, samotne elfki obrzucały spojrzeniami marynarzy. Miały w sobie wdzięk, dumę i szyk, ale praktykantki najstarszego zawodu zawsze dało się łatwo rozpoznać – o to w tym wszystkim przecież chodziło.



3

Twinklestar poczuł się swojsko, bo port wyglądał dla niego normalnie. Był hałaśliwy, trochę brudny i śmierdział. Może i przemawiała przez niego natura Pierwszaka, ale w końcu nikt nie wybiera, gdzie się urodził.
Mając w rękach plan Estel szybko zorientowała się, gdzie muszą iść. Tawerna znajdowała się w Świętych Ziemiach, spory kawałek od portu, ale w perspektywie był to rzut kamieniem w porównaniu z żeglugą przez Morze Astralne. Starhallow, jak pamiętała Aedd'aine, nie było bezpieczniejsze niż Miasto Drzwi, ale przyboczny anioł skutecznie zniechęcał kieszonkowców i awanturników. Spacer minął dzięki temu bez niespodzianek, choć cała grupa przyciągała zainteresowane spojrzenia mieszkańców. W większości życzliwe, jako że Przybysze w Arvandorze cieszyli się stosunkowo przyjemnym życiem po życiu w porównaniu z wyspami granicznymi na innych planach – nie mieli wielkich pretensji do swych bogów i ich anielskich sług. „Kufel i Smok” sprawiał trochę obskurne wrażenie. Farba odchodziła od szyldu, wejściowe drzwi wyglądały, jakby ktoś wstawiał je na nowo przynajmniej raz w tygodniu, a i sama uliczka w której znajdował się przybytek nie nastrajała pozytywnie. Z wnętrza nie dobiegały jednak ani pijackie okrzyki, ani odgłosy bójki. Nie pozostawała zatem nic innego, jak przekroczyć próg.
Wnętrze nie było jakieś szczególnie interesujące, a i w dodatku wiało pustką. Jakiś niziołek czyścił stoliki, para elfów rozmawiała w kącie nad parującym mięsiwem, na środku sali półork popijał z kufla trunek. Nad wszystkim pieczę trzymał ognistowłosy człowiek, opierający się leniwie za ladą. Kufli było w tawernie dostatek, lecz nigdzie nie wisiała nawet głowa wiwerny, która miałaby udawać smoczą. Jeśli tutaj znajdował się portal do Sigil, to było to z pewnością jedne z najnudniejszych międzyplanarnych przejść, jakie trio widziało w swoim życiu. I nawet nie umywało się do portalu w Świątyni Piękna.


___________________________________
1- grafik autorstwa liyart
2- wieża autorstwa Fura01
3- port autorstwa Wildweasel339
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 16-04-2016 o 16:50.
Zapatashura jest offline