Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2014, 17:58   #42
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Gdy dziewczyny obudziły się w magicznym kręgu, były dość zmęczone. Zwłaszcza Malie która oberwała całkiem nieźle. Andy miał ból głowy, co było wedle Nine oznaką skuteczności. Nim jednak czarownica pozwoliła na przesłuchanie, rządała od Malie zdjęcia jej metalowej rękawicy. Pod nią znaleźli dość mocno oszpeconą rękę. - Spróbuję cię ustawić z znajomymi u alchemików. - zasugerowała. - Rozmawiaj sobie z nim, a ja poślę karocę, zgoda?
- Mogło być dużo gorzej - westchnęła techniczka, jednak pokiwała głową. - Zgoda. Nie musisz się spieszyć. Domyślam się że mój podopieczny ma mi dość sporo do opowiedzenia - stwierdziła, przenosząc wzrok na chłopaka. - Jeśli wszystko dobrze pamiętasz, to zacznij od początku. Jak się tu znalazłeś i co było pierwszą rzeczą którą zrobiłeś?
Andy westchnął i rozsiadł się wygodnie. - Dostałem się tutaj przez portal, z cholera wie kąd. Thalanos twierdził, że mogło to być miejsce za oceanem. - zaczął, łapiąc od Malie ideę nie owijania w bawełnę. - Dość długo po prostu wędrowałem po pustyniach. W końcu trafiłem na Thalanosa, będąc na skraju śmierci głodowej. Facet został moim pierwszym kontrachentem w tej krainie.
- Kontrachentem? - zdziwiła się Malie. - Wiesz gdzie dokładnie to było? Powiedział ci kim jest? Dlaczego opuścił swoją gildię i stolicę?
- Hmm? Przyszło z czasem. Nie specjalnie mnie obchodzą wasze ideologie czy polityki. Mówił, że studiuje jakiegoś smoka czy inne dziadostwo i zajmował się jakimś kultem, który widział za zagrożenie. Wysłał mnie tutaj abym zaniósł jego znajomemu jakąś wiadomość i jeżeli trzeba został aby pomóc. Więc zostałem. Dość świadomy, że facet nie do końca jest po waszej stronie, ale że był moim nowym kontrachentem to nie mogłem specjalnie się wtrącać w to, że zdadza Thalanosa i całą resztę. - wzruszył ramionami Andy.
- A tym znajomym był kto? - ciągnęła dalej dziewczyna. - Skoro domyślasz się że nie był po naszej stronie, to jaki był jego cel?
- Ciężko mi powiedzieć, jestem dość pewien, że nie pracował dla siebie. - stwierdził po namyśle Andy. - Może wpadł w ten kult albo coś. Zresztą, on chyba był z twojej gildii? Zarządca czy tam kierownik? Ten od dokumentów? Nie wiem jak się ta fucha nazywa, nadzorował pociągi. Co jedzie, gdzie jedzie i co się z nimi dzieje.
- Czyżby chodziło o Vendiego? Białe włosy, fioletowe oczy. Trudno go nie zapamiętać - stwierdziła Malie, gładząc się po podróbku w zamyśleniu. - Co mu przekazałeś i jakie polecenia dla niego wykonywałeś?
Andy podrapał się w tył głowy. - Nie wiem co było w paczce. Zabronił mi jej otwierać. Z kolei sam Vendie miał mnie za ochroniarza. Dużo kombinował z membrańczykami w murze, nieco z zwykłymi ludźmi. Ciężko mi powiedzieć kiedy coś po prostu robił, a kiedy knuł i po co. Ostatecznie gdy coś się działo zamykał się w swoim pokoju i diabli wiedzą co robił w środku. - chłopak wzruszył ramionami.
- Robiłeś za jego ochroniarza? Nie pamiętam żebym widziała cię w naszej gildii - zauważyła techniczka, jednak szybko przeszła do bardziej dręczących ją pytań. - Długo dla niego pracowałeś? To on zlecił ci porwanie księżniczki?
-Może pół roku? I tak, to na jego polecenie. - przyznał. - Nie chroniłem go w gildii, tylko poza nią. To oczywiste że nie chciał aby ktokolwiek wiedział, że pomocnik Thalanosa jest w stolicy. Zwłaszcza osoby w gwardii królewskiej. - Mimo takiej deklaracji, Malie nie pamiętała aby ktokolwiek w ogóle opisał jej Andiego. Obecność wampira i jego powiązania z arcymagiem musiały nigdy nie wyjść na jaw.
- Nie rozpoznała cię nawet jego córka, więc wątpię aby Thalanos podzielił się z kimkolwiek informacją o tobie - odparła Malie, będąc równie szczera z Andym co on z nią. - Gdyby Vendiemu tak było wygodniej, mógł powiedzieć że jesteś członkiem jego rodziny. Przynajmniej kolor włosów macie podobny - dodała z lekkim uśmieszkiem. - Czyli nie wiesz co wywrotowcy próbowali osiągnąć porywając Rubię? To oczywiste że chcieli mieć jakiegoś haka na króla, jednak ciekawi mnie ich modus operandi. Nikt ci nie powiedział co dokładnie planują?
- Jestem całkiem pewny, że sam Vendie nie wie. Wygląda raczej an kogoś, kto działa czekając na jakąś nagrodę, czy coś. - stwierdził. - Poza tym nie mieliśmy jej porwać. Tak na prawdę to kazano nam ją zamordować.
- Zamordować? - tym razem techniczka zdziwiła się jescze bardziej. - To znaczy że nie potrzebowali karty przetargowej, tylko wzbudzenia terroru wśród ludzi. Pokazania, że nawet rodzina królewska nie jest bezpieczna we własnej stolicy. Jednak gdyby chodziło tylko o rewolucję, to byliby bardziej skłonni dzielić się swoją ideologią, zamiast bawić się w tego typu konszachty… - dziewczyna zastanawiała się coraz mocniej. - Wiesz może kim był tamten membrański porucznik i skąd się tu wziął?
Andy chwilę zastanawiał się nad tym o jakiego “porucznika może chodzić”. W końcu jednak coś przyszło mu do głowy. - Do was, do Ferramentii zaprowadził mnie Graham. Jeden z poruczników Daemoniusa. Szczupły, lisi. - opisał. - Dostał papier ambasadora aby wprowadzić mnie do środka stolicy. Dość często się kręcił z Vendim.
- Naprawdę? Gdy sama zapytałam go o glejt, zaatakował mnie i Saeha. Ciekawe czemu postanowił pozbyć się swej przykrywki akurat wtedy - myślała na głos Malie. - Zresztą wojny i tak nie ma, więc nie wiem jaki mieliby powód do ataku… Chyba coraz mniej z tego wszystkiego rozumiem - westchnęła, kręcąc głową.
- Cóż, dostałem się tutaj dość dawno, a Amethystus wypisał mu glejt na dwudniowy pobyt. Dokument był na dobrą sprawę nieważny. - stwierdził Andy. - Mimo wszystko, nie łatwiej będzie po prostu go dorwać, póki nie wie, że nie mam już z nim ani thalanosem kontraktu?
- Też tak sądzę - zgodziła się techniczka. - Ale przedtem powiedz mi czy wszyscy mieszkańcy śródmieścia są w to zamieszani, czy wygląda to bardziej na jakąś mniejszą konspirację?
-Myślę, że są. W ten czy inny sposób. Skoro porucznik jest po stronie Vendiego, może nawet mają polecenia z samej Membry.
- Czyli każdy Membrańczyk którego spotkamy jest naszym wrogiem. Ponadto współpracują też z nimi Ferramentczycy. Jednak co mogło ich do tego przekonać? Gdyby chodziło o pieniądze to jestem pewna że król obsypałby złotem każdego kto puściłby farbę o tym co dzieje się w śródmieściu. W jaki sposób byli oni rekrutowani?
Andy wzruszył ramionami. - Za mało uważałem, ale nie mam zbyt dużego pojęcia. Kto wie, może w tym kulcie jest coś superfajnego? - podał swoją tezę. - Wyciśniesz to jak ich złapiesz.
- To właśnie planuję - stwierdziła pewnie Malie. - Może zaczniemy od Vendiego. Wolę najpierw posprzątać własne podwórko, zanim zajmę się cudzymi. Wiesz może czy ktoś jeszcze z gildii techników jest w to zamieszany?
-Nie sądzę.

***

Karoca czekała już przed gildią, gdy tylko Malie wydostała się na powierzchnię. Zostali oni prędko zawiezieni do gildii alchemików, przez woźnice który był przekonany jakoby Malie była w potwornym stanie. Dziewczyna została zaprowadzona do szpitalu gildii, gdzie znajdował się znany jej już białowłosy mężczyzna. Musiała usiąść a on zaczął aplikować jakąś maść do jej spalonej ręki.
Podczas tej procedury do pokoju wpadł Arens. - Malie! Z nieba mi spadasz! - krzyknął wyraźnie przejęty. - Podróżowałem wraz z transportem aż do stacji kolejowej, a i tak dostałem wybrakowaną przesyłkę. - wyżalił się.
- Jak to możliwe? - spytała gwardzistka z dziwną miną. - Zakładam że obserwował pan załadunek i rozładunek? To znaczy że w trakcie transportu część towaru zwyczajnie wyparowała? Dziurawą beczką można by wyjaśnić gdyby zdażyło się to raz, ale to przecież po prostu niedorzeczne.
Amens przytaknął skinieniem głowy - Coś się musi dziać z pociągiem. Może po prostu nawet nie wyjmują tego towaru, tylko wiozą go gdzieś dalej? Nigdy nie pomyślałem, aby tam sprawdzić. - wywnioskował w końcu. - Za jakąś godzinę jest następny transport. Mogłabyś zdążyć na stację. - zasugerował Arens.
- Czyli zmiana planów, Andy. Idziemy zobaczyć co z tym transportem. I tak mam przeczucie, że jest to powiązane z resztą tego co dzieje się w stolicy - stwierdziła dziewczyna. - Pozwoli pan tylko że doktor dokończy składać mnie do kupy i natychmiast wyruszam - oznajmiła alchemikowi.
- Dacie sobie radę, czy mam wam coś szybko zapewnić? A może pomóc osobiście? - spytał Amens, wyraźnie przejęty całą tą sprawą. Klejnoty tanie nie były, nawet w stolicy.
- Poradzimy sobie - odparła uspokajająco gwardzistka. - Proszę mi zaufać. Jeśli można to chciałabym tylko aby posłał pan kogoś po mojego asystenta, Patrricka. Załatwimy tą sprawę we trójkę.

***

Decyzja została podjęta, a zebrani w spokoju oczekiwali nadejścia dostawy. Patrrick wyglądał na dość przestraszonego, parobek nie miał prawie w niczym doświadczenia. Malie z kolei była całkiem zdrowa, miała wrażenie, żę czymkolwiek była maść którą dostała w gildii, zwyczajnie zmyła oparzenie z skóry, zostawiając nową i gładką.
- To jak robimy? - spytał Andy. Pociąg miał zatrzymać się na peronie za kilkanaście minut. Wtedy służba z peronu ma podjąć się wyładunkowi i zanieść klejnoty do gildii.
- Najpierw powiemy że przeprowadzamy zwykłą kontrolę - stwierdziła Malie. - Gdy upewnimy się że i tam razem klejnoty zostały skradzione i nie mają ich przy sobie tragarze, zatrzymujemy pociąg w związku z kradzieżą i zaczynamy jego przeszukiwanie. Twoim zadaniem będzie upewnić się że nikt go w międzyczasie nie opuści żeby uciec z towarem - wyjaśniła swemu podwładnemu. - Proste jak drut. Skoro klejnoty zniknęły w pociągu, to muszą gdzieś w nim być. Trzeba je tylko znaleźć.
Pociąg zatrzymał się na peronie. Patrrick głośno przełknął ślinę, gdy zbliżyli się do drzwi. Konduktor z stacji pozwolił dwójce wejść do środka. Według niego w środku powinna być tylko jedna osoba, pilnująca aby całość jechała w przód.
Malie weszła do pierwszego z wagonów, gdy Patrrick poszedł odwiedzić maszynistę. Wszystko wyglądało dość standardowo, idąć dość szybko w przód i rozglądając się pobierzenie po wagonach dziewczyna nic specjalnego nie dostrzegła. Gdy zatrzymała się pod drzwiami do ostatniego z wagonów dogonił ją truchtem Patrrick, który dysząc powiedział, że maszynista to spokojny człowiek i w sumie o nic go nie podejżewa.
Otwarcie ostatnich drzwi przyniosło jednak małą niespodziankę.
Był to pusty wagon, nie było w nim skrzyń, co najwyżej jakieś grube worki w paru kątach. Puste mimo wszystko. Na środku wagonu znajdowałą się klapa, a pod samą ścianą na jego końcu siedział….porucznik, z kataną opartą na swoim boku.
Gdy dostrzegł Malie, zerwał się na równe nogi, przygotowując katanę do wyjęcia.
- Ah, więc to ty. Mogłam się tego spodziewać - prychnęła dziewczyna, po czym natychmiast chwyciła za rękę swego kuzyna i wyskoczyła razem z nim z wagonu tak szybko jak do niego weszła, by następnie silnym pociągnięciem ręki zatrzasnąć drzwi i zamknąć zasuwę. - Andy, szybko! Ogień, tutaj! - zawołała do wampira, wskazując palcem podwozie wagonu. Nie miała co prawda zamiaru uśmiercać porucznika, ale kogoś takiego i tak należało porządnie zmiękczyć zanim będzie nadawał się do przesłuchań.
Wampir zaczął biec w stronę wagonu, jego ręce zapłonęły ogniem. - Na drzwi czy do środka!? - krzyknął nadbiegając. Na gest Malie przykucnął przed samym pociągiem i posłał pod niego swój płomień. Kątem oka królewska strażnik dostrzegła, jak na torach, tuż za wagonem pojawia się porucznik z podpaloną nogawką.
- Szybki skurczybyk - rzekła z lekką irytacją Malie, celując pistoletem w Membrańczyka. - Stój, bo strzelam! - zawołała ostrzegawczo, gotowa oddać strzał jeśli tylko porucznik wykona jakikolwiek gwałtowny ruch. Tarcza na jej lewym ramieniu została ponownie rozłożona, gdy trójka szykowała się do walki.
Porucznik, typowo z swoim charakterem nie odezwał się, tylko zwyczajnie rzucił do ucieczki. Popędził za wagon, pocisk Malie mijając go o włos.
- Za nim! - rozkazała Malie, sama rzucając się w kierunku konia na którym przyjechał Patrrick. W biegu przeładowała pistolet, po czym wskoczyła na siodło i pomogła dosiąść ogiera Andiemu. Jej kuzyn miał w tym czasie popędzić za uciekinierem i upewnić się że Malie i Andy go nie zgubią.
Ku ździwieniu dwójki, gdy tylko zasiedli na koniu pociąg ruszył z miejsca. Patrrick z kolei krzyknął - Odjeżdżają! - popisując się spostrzegawczością. Ogier ruszył z pełnym pędem. Miał potencjał dogonić lokomotywę, choć marne szanse były na przegonienie pociągu.
- Niech to diabli - warknęła gwardzistka, popuszczając lejce i uderzając konia butami pod boki. Jeśli porucznik dostał się z powrotem na pociąg to musieli go dorwać zanim lokomotywa zdąży się rozpędzić. Popędziła więc ogiera na drugą stronę torów by upewnić się że Membrańczyk chwycił się wagonu po przeciwnej stronie, gdyż nie wyobrażała sobie innego sposobu jakim mógłby wraz z nim odjechać.
Był tam. Dość spanikowany porucznik usilnie wspinał się na dach drugiego wagonu. Ten mężczyzna może nie był najlepszym artystą w ucieczkach.
Malie popędzała dalej konia dopóki nie zaczęli zbliżać się do Membrańczyka. Wtedy puściła jedną dłonią lejce i wycelowała rękawicę prosto w plecy uciekiniera mając zamiar zrzucić go z wagonu podmuchem magicznego wiatru.
Porucznik zacisnął zęby. Podparł się nogą, puścił jedną z rąk, chcąc zarzucić ją na dach pociągu. W tej chwili, z sporym zamachem Malie posłała na niego falę powietrza. Prostą, nieprzerwaną i powtornie silną. W moment Membrańczyk stracił panowanie nad sytuacją, udeżył głową w bok pociągu, puścił się i upadł na ziemię, spory kawałek koziołkując.
Koń z kolei zaryczał, przerażony nagłą, ogromną siłą, wypadł nieco z równowagi i...potknął się, o mało nie wywracając, a zrzucając z siebie Malie oraz Andiego.
Dziewczyna prędko podniosła się z ziemi, nie zadając sobie nawet trudu próbami przywoływania rumaka. Mieli porucznika tam gdzie chcieli.
- To twoja ostatnia szansa! Poddaj się, a nie stanie ci się krzywda! - zawołała do uciekiniera, oddelając się prędko od Andiego tak by wraz z nadbiegającym Patrrickiem otoczyć Membrańczyka z trzech stron. W międzyczasie zaś chwyciła telekinezą za jedną ze stojących nieopodal beczek i cisnęła w stronę porucznika by nie ułatwiać mu zbytnio dojścia do siebie.
Porucznik oberwał prosto w twarz, padając na ziemię. Leżał tak bez ruchu dobre dziesięć sekund, ale w końcu jednak się podniósł. Wypluł nieco śliny zmieszanej z krwią i bez efektu spróbował coś wybełkotać. Niezdarnie wyjął swoją katanę z pochwy. Nie podniósł się jednak na nogi, gapiąc się w ziemię.
Patrrick nadbiegł tak szybko jak mógł, dość zdziwiony, że poszło tak łatwo.
- Tylko niczego nie próbuj, słyszysz!? - ostrzegła gwardzistka, zbliżając się ostrożnie do pokonanego z wycelowanym w niego pistoletem. W końcu wciąż mógł próbować kąsać.
Im bliżej była Malie, tym głośniej oddychał Porucznik. Graham był dość zdeterminowany. W końcu zacisnął ręce na swojej broni, podbił się w górę, do klęczków i uniósł katanę ostrzem w dół. Gotowy do samobójstwa.
- STOP!!! - wrzasnęła Malie, ponownie aktywując szmaragd w swej rękawicy, by spróbować wyrwać katanę porucznikowi. Jednocześnie dała znak Patrrickowi by ten pomógł jej w obezwładnieniu uciekiniera.
Katana odleciała w bok, wyrwana z rąk Grahama, który upadł na ziemię z twarzą będącą ucieleśnieniem bezsilności. Malie usłyszała trask z swojej rękawicy. Jej klejnot był u swoich granic.
- Po takim dniu bez dwóch zdań muszę zarządać podwyżki - stwierdziła techniczka, ocierając pot z czoła, gdy jej kuzyn niezbyt zręcznie wiązał ręce za plecami Membrańczyka. Sama zaś podniosła wyrwaną przed chwilą katanę i po chwili podeszła do niego by osobiście upewnić się że pęta są dostatecznie mocne. - Patrrick - rzekła poważnie, a chłopak wzdrygnął się lekko gdy ta podniosła na niego wzrok.
- S-s-starałem się jak m-mogłem! - wybełkotał spanikowany. - Ale n-naprawdę nigdy w-wcześniej nikogo nie wią…
- Udasz się do konduktora i każesz mu przekazać straży by aresztowali temtego maszynistę za współudział w kradzieży klejnotów. Potem możesz wracać do domu - stwierdziła dziewczyna z powagą.
- A co z tym u-uciekinierem? - zapytał, wskazując palcem na Grahama. - Przecież on jest niebezpieczny! Co j-jeśli się uwolni i…
- Poradzę sobie, Pat, naprawdę - przerwała mu Malie uspokajającym tonem, po czym położyła mu dłoń na ramieniu i spojrzała prosto w oczy, na co ten wzdrygnął się jeszcze mocniej. - Poza tym zaufaj mi że nie chcesz oglądać tego co z nim zrobimy.
- Naprawdę nie lubię gdy mówisz takie rzeczy - odparł młody technik, odwracając wzrok. - To lepiej pójdę już do tego konduktora…
- Gdyby Amens próbował cię wypytywać, to sprawa jest dalej w toku, ale mamy wszystko pod kontrolą - dodała jeszcze gwardzistka, po czym pochyliła się nad porucznikiem i chwyciwszy go za kołnierz poderwała go z ziemi, a następnie popchnęła w kierunku jednej z uliczek. - Ruszaj się i nic nie kombinuj! Mam dla ciebie propozycję… - ostatnie zdanie wypowiedziała ciszej, tak by Patrrick jej nie dosłyszał, po czym machnęła ręką na Andiego i zaczęła prowadzić Membrańczyka do jednej z dobrze sobie znanych ślepych uliczek, gdzie już kilka razy zdażyło jej się interweniować w sprawie napadu.

***

Nie była to zbyt długa plątanina, mimo iż porucznik potykał się o własne nogi. Dość szybko dochodził do siebie, jak się okazało nie krwawił zbyt poważnie, ale nie wyglądał na zdrowego ani chętnego do kooperacji. Gapił się głównie pod swoje nogi i nie wydawał żadnych dźwięków.
Gdy doszli na miejsce Malie cisnęła jeńcem na ziemię pod ścianą uliczki i pochyliła się nad nim.
- Pewnie zdążyłeś zauważyć, że konkretna ze mnie osoba, więc nie próbuj grać na zwłokę. Powiedz mi wprost co wolisz: zwieżyć się mnie tu i teraz, czy królowi po torturach? - przedstawiła swoją ofertę. - Kto wie, jeśli zadowolą mnie twoje odpowiedzi, to może uda ci się mnie przekonać bym poszła względem ciebie na pewne ustępstwa. Z królem którego córkę próbowaliście zamordować nie byłabym tego taka pewna. A ty jak myślisz, poruczniku Graham?
Graham wzruszył ramionami. - Pytaj. – zdecydował, dość obojętnie. - To nie sekret. Jeniec zawsze się wygada. – miał solidne rozumowanie. Albo po prostu wiedział, na czym polega los jeńca.
- Znakomicie - uśmiechnęła się z zadowoleniem gwardzistka. - Zacznijmy więc od tego o co wam do cholery chodzi. Nie wiem czy Membrańczyków też okłamują w tej sprawie, ale niedawno dowiedziałam się że żadnej wojny nie ma, więc co u diabła tu robicie realizując akcje wywrotowe i grożąc samej rodzinie królewskiej?
-Chodzi o was. Jako społeczeństwo. - powiedział porucznik. - Odrzuciliście nauki smoka, a powracającym bogom się to nie podoba. Daemonius robi co może, aby zniszczyć wasz grzech. A my, w jego imieniu i pod jego rozkazem. - wylegitymował się Graham patrząc mimo wszystko na ziemię.
Malie przewróciła oczami i westchnęła ciężko.
- Oooh, czyli to krucjata. No, to wszystko usprawiedliwia - zadrwiła. - Więc? Co to za smok i powracający bogowie? W olbrzymią jaszczurkę ziejacą ogniem mogę jeszcze uwierzyć, ale skąd wiecie że byli tu wcześniej jacyś bogowie, a tym bardziej że teraz do nas powracają?
Graham uśmiechnął się lekko. - Skontaktowali się z wybranymi. Diamondusem, Daemoniusem, Vendim. Nie wiem kim jeszcze. Przynajmniej tak się zarzekają. - stwierdził Graham. - W sumie nikt z nas ich nie widział. Ale każdy jeden z wybranych jest teraz potężny, więc chyba to o czymś świadczy. - wywnioskował. - Ja tu tylko zamiatam, albo zamiatałem. Póki miałem jeszcze honor. - przeżywał swoją porażkę. W sumie trzecią z rąk straży królewskiej.
- Dla ludzi którzy żyli tu zanim odkryto klejnoty i magię, a teraz także technologię, też moglibyśmy być boskimi wybrańcami, albo nawet samymi bogami. Uwierzyłbyś że pociąg to stalowy smok, który pożre cię jeśli nie złożysz dla niego daniny z owcy? - kpiła dalej techniczka. - Na pewno jest jakieś naukowe wyjaśnienie mocy którą zdobyli. No ale powiedz mi co takiego rzekomo niewytłumaczalnego potrafią że tylu ludzi uwierzyło w te ich brednie?
Graham zastanawiał się przez chwilę. - Zgaduję, że chodzi o samą ich siłę. - stwierdził w końcu. - Czy w końcu nie tym jest bóg? Istotą niewyobrażalnie potężniejszą? Skoro sam Diamondus poczuł strach, to tym bardziej jego poddani. - ocenił porucznik.
- Jeśli każdy kogo nie możesz pokonać jest dla ciebie bogiem, to byłoby ich cholernie wielu. Począwszy zresztą ode mnie - zaśmiała się Malie. - A królom dziwnie często zdaża się że tracą piątą klepkę. Dopóki nie widać wszechobecnych znaków na niebie i ziemi, nie wiem czemu ludzie mieliby komukolwiek uwierzyć w wizje katastrofy. Mana znikająca ze świata to coś co można poczuć i zmierzyć, ale trzeba czegoś znacznie więcej bym uwierzyła że to bogowie próbują nas ukarać - stwierdziła, po czym machnęła ręką obojętnie. - Zresztą mniejsza o takie bzdety, zejdźmy z powrotem na ziemię. Czy poza boskim Vendim ty byłeś najsilniejszym ze smoczych wyznawców tutaj w stolicy?
- Nie. - wyznał niemal natychmiast. - Może, bo ja wiem, piątym najsilniejszym? Dużo przede mną. - przyznał. - Z Vendim bym się nie mierzył, a są silniejsi od niego. Przede wszystkim Scout i jego lokaj. Nie wiem co prawda czy przesiadują w stolicy, robili strasznie dużo za kulisami, niż obok nas. - skrzywił się, wyrażając spory brak szacunsku. - No i jeszcze jest Marrick. Prawie że na równi z Vendim. W sumie lepszy w mięśniach niż myślach.
- Czyli co tak naprawdę potrafi Vendie? - spytała z zaciekawieniem gwardzistka. - Ktoś musiał kiedyś przetestować go w walce, i to najpewniej nie raz skoro uważacie że jest niepokonany.
Porucznik prychnął śmiechem. - Ja się z nim nie biłem. Ale wiem, że nie obchodzą go specjalnie rany. Jakoś zawsze dochodził do siebie. Nawet po strzale w głowie.
Andy spojrzał na Malie nieco pytająco. - To nie jest u was normalne?
- Przeżywanie strzału w głowę? Nie sądzę - odparła dziewczyna, przenosząc wzrok na wampira. - Czyli nie musiałam być aż tak delikatna gdy z tobą walczyłam? Dużo jesteś w stanie przeżyć?
- Całkiem sporo. - przyznał. - To nie tak, że mój ogień mnie nie pali. - wyznał Andy.
- No to mamy odpowiedź dlaczego zrobili z ciebie ochroniarza. Czy któryś z was wie dlaczego Vendie mógł w ogóle potrzebować kogoś takiego jak Andy skoro taki z niego kozak? - spytała obydwu.
Andy wyglądał dosyć pytająco. Porucznik też nie był zbyt pewny. W końcu jednak się odezwał. - Możliwe, że tylko stwarza pozory. - zgodził się w końcu. - Będąc szczery to od Daemoniusa wiem, że Vendie jest wybrańcem bogini.
- I wszyscy mieszkańcy śródmieścia w to wierzą? Ale chyba nie wszyscy dla was walczą? No i do czego potrzebne wam były skradzione klejnoty? Planowaliście otwartą wojnę religijną? - zapytała, ponownie zwracając się bezpośrednio do porucznika.
-Tego nie wiem. Ale wiem, że nasze działania miały zwyczajnie wprowadzać chaos. Powoli budować do upadku stolicy. - wyjaśnił. - Stąd manipulacje śródmieściem. Wystarczy, że wpuścicie tam teraz jeden oddział.
- I wybuchnie otwarta wojna domowa? Nie mogliście wygrać prawdziwej wojny, więc stwierdziliście że zniszczycie Ferramentię od środka, czy tak?
- Tak. A przynajmniej tak sądzę. - stwierdził w końcu porucznik. - Ostatecznie stoi nad nami Daemonius, nie Amethystus. - zawuażył. - Na moją wiedzę, książę może nawet nie wiedzieć co się tu dzieje.
- Więc który z nich zgodził się na tą farsę z udawaną wojną? Sądziłam że Amethystus zgodziłby się na coś takiego tylko gdyby wiedział że jest w stanie pokonać Ferramentię w inny sposób. On też sądzi że prawdziwa wojna dalej trwa?
-Jako zwykły żołnierz, nie mam pojęcia. - odparł Graham. - Ostatecznie pytasz mnie o sprawy królewskie. - zaśmiał się.
- No już mniejsza o to. Pytałam tylko z ciekawości - stwierdziła Malie, prostując się w końcu. - Powiedz mi jeszcze tylko czy poza Vendim są jeszcze jacyś inni godni uwagi Ferrmentczycy którzy z wami współpracują. Może wśród artystów? Dziwi mnie że nie zauważyli czegoś takiego mimo że byli gildią która miała nadzorować wszystko co dzieje się w śródmieściu.
- Nie będę rozdawać imion, których nie znasz. - zadecydował Graham. - Nie przed tobą. Przed królem, może i. To chyba moja jedyna karta przetargowa.
- Ja jestem w tej chwili bliżej niż król i zaznaczam że byłam dla ciebie miła tylko dlatego że byłeś grzeczny - poinformowała gwardzistka, sięgając za pazuchę spod której wyciągneła notes i długopis. - Podasz mi te imiona, a ja opowiem Rubiusowi jak grzecznie z nami współpracowałeś i upewnię się że żaden kat nie będzie cię nękał w twoim lochu. Nie chcę żeby któryś z nich wbił mi nóż w plecy gdy nie będę tego oczekiwać - ostatnie zdanie skierowała bardziej do Andiego niż do porucznika.
- Ta. Bo ja nie wiem, jak arystokracja działa. - Zadrwił Graham. - Dasz mu tą liste, obciągniesz pałę i poprosisz o podwyżkę. A ja będę przeklinał, że w ogóle się urodziłem.
Gwardzistka nic na to nie odpowiedziała. Jedynie uniosła nogę i kopnęła Membrańczyka z całej siły w krocze, po czym schowała z powrotem notes.
- Udam że tego nie słyszałam. Ale niech ci będzie, twardzielu. A teraz pójdziesz marszem do swojego lochu zanim stanę się bardziej niemiła - stwierdziła, ponownie podnosząc Grahama z ziemi za kołnierz i pchając go z powrotem w kierunku stacji.
 
Tropby jest offline