Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2014, 21:42   #136
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację



MOST TRZECIEJ ŚMIERCI
PRÓBA PIERWSZA

- Doktorze teraz to chyba twoja działka. - powiedział Gregor teatralnym szeptem nie spuszczając wzroku ze zjawy.
- Logiczne łamigłówki nigdy nie były moją mocną stroną...
Doktor Pomysłowość 63/85 - zdany!

- ... ale dam sobie pensję uciąć, że część w zagadkach to tylko dym, bez znaczenia dla odpowiedzi.
- Ja tam myślę, w tej pierwszej zagadkę "dymem" jest ten wisielec, żmije trzeba po prostu zatłuc mieczem.
- Jakoś nie jestem pewnien, czy on nas tam puści, byśmy użyli tego miecza... -
dumał doktor.
- No tak ale to przecież tylko zagadka, co nie. Ich tam na prawdę nie ma.... Przynajmiej taką mam nadzieje.
- Ja też -
powiedział doktor, po raz kolejny już oglądając lecącego w przepaść włóczęgę.
Wzrok Wata też podążył w stronę obrazu włóczegi i powiedział po siebie pod nosem.
- Jak by tak tego psa zdzielił by przestał układać to by i skarpę zauważył…
- Sam jest sobie głuptak winien czego się psa czepiasz. Z tym dziadkiem to może on ma zrobić kose dla kostuchy więc się nie śpieszy z robotą.
- Z tą kosą to myślę, że trafiłeś ale z tym psem to myślę, że ja też. Przecież "w piersi złe serce" czyli, że nic go nie po wstrzymuje "nikomu krzywdy nie uczynił " no jeszcze nie, ale jak zrobi to będzie miał krew na rekach i nie spadnie czyli jak zabije psa to pożyje do jutra.
- To by nam jeszcze żmija została. Ja bym powiedział napchać żmije sama wysra odpowiedź skoro taka jadowita, Tyle nie słyszałem o wężu co by owies wcinał.


- Ustaliliście odpowiedzi? - grobowy głos ze szkieletowego mosty był niczym mroźny powiew w środku lata. - Każdy ma prawo dać rozwiązania zagadek, ale nikomu nie pozwolę zrobić tego powtórnie.
- Jeszcze nie - odpowiedział Gregor - Niech jeden powie wszystkie odpowiedzi będziemy mieli tyle szans ile nas tu stoi. - dodał ciszej do reszty.
- Chyba że widmo rzuci się na odpowiadającego jak tylko raz się omyli ...
- Czy tak właśnie będzie Karanie zwany Twardym ? Czy może dajesz nam szansę ?
- powiedział Wat starając się nadać swojemu głosowi twardy wydźwięk.
- Nadal przysługuje mi tytuł, wojowniku - Pycha i duma, niezłamana setkami lat nieumarłej służby zabrzmiała w karanowym głosie - A co do twojej odpowiedzi - jeżeli zaatakujecie mnie lub będziecie chcieli przejść przez most nie udzielając satysfakcjonującej odpowiedzi, poznacie siłę mojego oręża.

- Z tą żmiją to może tak… dać jej worek owsa niech wbije kły w worek i wypuści jad wtedy nie będzie groźna i da się odpowiedz z niej wydusić. Skoro siedzi w jej flakach. Wąż cały i odpowiedź w garści.
- A więc tak.
- Gregor zwrócił się do upiora.- Odpowiedz na zagadkę drugą jest taka: Przeznaczeniem starca jest znaleźć odpowiedni trzon do kostuchowej kosy. Pożyje do czasu aż nie znajdzie więc szuka bardzo skrupulatnie. Odpowiedź na ostatnią zagadkę jest taka. Jeżeli wagabunda zabije czyli ubrudzi ręce krwią psa zobaczy że ścieszka którą idzie kończy się przepaścią i nie zginie tego dnia.
- Została jeszcze jedna odpowiedź, co z pierwszą zagadką? -
odrzekł Karan oczekująco.
- A pierwsza zagadka… żeby wydobyć z weża odpowiedź trzeba posunąć mu worek z owsem do ugryzienia i gdy gad wypuści jad do worka będzie niegroźny i będzie można wtedy odpowiedz wydobyć. - powiedział niepewnie zwiadowca ponaglany przez Karana.

Z drugiej strony mostu zakotłowało się, a ciemność i światło znów utkały obrazy. Żmija chodziła po drzewie jak gdyby nigdy nic, gdyż nikt nie mógł jej podsunąć worka z ziarnem, w końcu ukąsiła wisielca, a Śmierć zabrała go do nieba, wracając chwilę później. Starzec zebrał całe naręcze drążków i odszedł, zaś Wagabunda zabił psa, krew na rękach miał i zobaczył przepaść. Jako że był jednak głupi, wpadł do niej nie zaraz, lecz jakiś czas później, gdy podjął wędrówkę, a gdy spadł, Śmierć zabrała jego duszę prosto do czyśca, co nie potrwało długo. Najwyraźniej kosa śmierci potrzebna nie była...
- Twoje odpowiedzi nie są satysfakcjonujące - orzekł Król Karan.

PRÓBA DRUGA

Głucha cisza odpowiedziała królowi, gdy zapadł werdykt. Nikt nic nie mówił przez dobre dwa pacierze, po czym wszyscy zrezygnowani usiedli i gapili się w powtarzające się sceny - zagadki. Było coś obrzydliwie fascynującego w gapieniu się na którąś z kolei śmierć ukąszonego wisielca lub spadającego w przepaść głupka. Gdy nagle...
- Zauważyliście, że Śmierć jest obecna wszędzie - zagaił Doktor - ale gdy pojawia się przy starcu, to znika za drzewem u wisielca. Albo gdy pojawia się u wisielca znika w przepaści wagabundy. Dam sobie palca uciąć, że to jest jedna i ta sama śmierć obecna na wszystkich zagadkach. Jest pewien element który łączy dwa obrazki - Wisielec i włóczęga umierają. Gdy Kostucha zabiera ich dusze, znika na chwilę ze wszystkich scen. Dlaczego nie umiera starzec?
Niemłode oblicze Symeona Szarego wyglądało blado. W końcu stał już na koncówce swojego żywota i oglądanie Kostuchy nie było dla niego przyjemne. Zresztą - dla kogo było...
A potem odezwał się Gregor, od dłuższego czasu milczący - Mam jeszcze pomysł - może zagadki traktować całościowo? Może one jakoś się łączą? Ale nie wiem jak.

Minęło wiele czasu. Wszystko wskazywało na to, że nikt nie wpadnie na rozwiązanie zagadki. S’Sassquath milczał wciąż ściśnięty strachem. Ta postać tak bardzo przypominała mu maga, którego wzrok na chwilę spoczął na nim tego strasznego dnia walk Sethianinów z rasą ludzką. Ten sam spokój i brak pośpiechu, lecz jakże okropniejsze oblicze. Strach potęgował brak rozeznania w tym co się dzieje. Nie wszystko mu przetłumaczono. W końcu jednak musiał się pozbierać. S’Sassquath próbował ocenić przeciwnika, z którym być może przyjdzie im się zmierzyć. Upiorne kości w pełnej zbroi, dwuręczny flamberg i ciężki młot. Co mogą zdziałać jego pazury, zęby czy nawet obsydianowe ostrza jego maquahuitl przeciwko takiemu przeciwikowi? Nic. Spojrzał z nadzieją na zamyślonych towarzyszy. Czy będą tak szaleni, że zechcą zaatakować ten koszmar?

- A te wersy? - spytał doktor, który w międzyczasie spisał wszystkie trzy zagadki - zobaczcie, tu, tu i tu. Są wspólne elementy. Śmierć i czas. Mam przeczucie, że to się łączy...
Milczał chwilę, ale potem znów orzekł.
- Nie mam ochoty oglądać, jak umieracie z ręki tej zmory. Więc weźmy się w garść i rozwiążmy ten węzeł.
Po pierwsze, są trzy pytania.
Jak dostać odpowiedź z żołądka żmiji, wiedząc że jej dotyk zabija?
Jakie jest przeznaczenie starca?
Dlaczego wagabunda umrze jutro, gdy będzie miał krew na rękach? (To nie jest stwierdzenie, to pytanie!)
Po drugie, spora część tych zagadek to zasłona dymna, może mie mieć znaczenia.
Po trzecie, zgodnie z tym co obserwujemy od jakiegoś czasu, zagadki są trzy, ale śmierć tylko jedna, co prowadzi do tego, że zagadki są połączone.
I po czwarte - czas podróży w zaświaty różni się dla starca.
Musimy to jakoś złożyć w kupę! -
doktor rozrysował problem w jakiś pokręcony schemat na kartce papieru.

S’Sassquath, doszedłszy do wniosku, że mroczny rycerz nie zaatakuje ich póki sami nie zdecydują walczyć uspokoił się nieco i choć wciąż zerkał nerwowo to na niego, to na pojawiające się tajemnicze zagadki, z zaciekawieniem obserwował to co po kolei wskazuje doktor Symeon i słuchał jego cierpliwych tłumaczeń. W pewnym momencie ożywił się jeszcze bardziej i wydobył z gardła dziwny dźwięk. Wszyscy spojrzeli nań zaskoczeni.
Najpierw wskazał na śmierć i wyciągnął dłoń z uniesionym jednym palecem. Następnie wskazał to raz starca to wagabunde i niewolnika, pokazując tym razem trzy palce. Spróbował coś powiedzieć.
Najpierw wskazał starca i powiódł dłonią w strone wagabundy.
- Salvataġġ!
(ratunek)

Potem jego szponiasty palec i wzrok powędrowały w stronę wagabundy
- joqtlu... l-raġel xiħ
(zabije starca)
Następnie wyciągnął rękę w stronę śmierci
- tis...parixxi għada...
(znika do jutro)
Znów wskazał wagabunde. Chwile walczył z jakąś siłą powstrzymującą go od mówienia, wreszcie wielkim wysiłkiem wyksztusił ostatnie trzy słowa:
- ma jmutu għada!
(nie umiera do jutro)

Chwilę minęło nim doszedł do siebie i uspokoił się po tym ożywieniu. Wreszcie spojrzał wyzywająco w puste oczodoły czarnego rycerza i nie odwracając od niego wzroku, jak zahipnotyzowany, znów wskazał wagabundę, a potem miecz, linę na której wisi niewolnik i magiczną żmiję. Stał tak, ciągle wpatrując się w strażnika mostu. Zauważyliście, że jego skóra przybiera inną barwę, niż ma naturalnie. S’Sassquath powoli zlewał się z otoczeniem. Nie wyglądało na to, by Yy’g robił to specjalnie. Prawdopodobnie była to reakcja spowodowana strachem. Dłoń jego mocno ściskała łuk, jak amulet mający chronić go przed koszmarami,

Po drugiej stronie przepaści ciemność zakotłowała się i zmieniła. Oto starzec krzykiem powstrzymuje wagabundę - ten patrzy się w przepaść i zawraca. Starca, którego mija, zabija swoim kijem, uwalniając jego duszę. Widzicie jak szamoczącego się ducha, czarnego od złych czynów, które w przeszłości popełnił, kostucha ciągnie w dół - prosto do piekła. I znika. Wagabunda napotyka drzewo wisielca i żmiję na nim pełzającą. Mieczem zabija żmiję, a jej jad, którym zabija każdego powala go, ale nie zabija... gdyż Kostucha zajęta jest gdzie indziej.
- Kliem tiegħek jitkellem il- verit- - . Passaġġ huwa miftuħ għalik* - Król Karan, najwyraźniej rozumiejący Południowy skłonił głowę... i rozpłynął się wraz z ciemnością. Promienie słońca znów padły z góry, zaś świat odzyskał barwy. Udało się!
*(Twoje słowa mówią prawdę. Przejście zostaje dla was otwarte)
 
Rewik jest offline